2020-06-30

graffiti LII

Na ścianie budynku w wiosce Maomaoqing u stóp Gór Zachodnich ładnie pokazano Smoczą Bramę, najważniejszy punkt widokowy tych gór.

2020-06-29

Góry Nefrytowego Smoka 玉龙雪山

Dzisiaj Unia Azjatycka (czyli japonia-info.pl, enesaj.pl i ja) będzie pisała o ważnych górach. W związku z tym mam dla Was śliczną legendę o Górach Nefrytowego Smoka, jednych z najpiękniejszych gór Yunnanu.

Dawno, dawno temu Rzeka Złotego Piasku* była mądrą, śliczną dziewczyną. Jej matką była Matka Góry Końskiego Łba, a ojcem - Bóg Piorunów o długiej, czerwonej brodzie. Oj, naczekała się Matka - była w ciąży tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć lat, zanim urodziła Złoty Piasek. Za to same narodziny trwały tylko tyle, ile jeden krzyk Matki - tak przynajmniej opowiadały wszystkie Szczęśliwe Gwiazdy, które tej właśnie nocy w komplecie ukazały się na niebie. Matka powiła białą, piękną córeczkę. Wszyscy się nią zachwycali - a Księżycowa Księżniczka, opromieniwszy ją swym blaskiem, podarowała jej szatę wyszytą złotem i klejnotami.
Złoty Piasek miała dwie starsze siostry. Najstarsza z dziewcząt zwała się Gniewna**, bo była charakterna i gwałtowna; druga z dziewcząt zwała się Falisty Lazur*** i również była niespokojna i pełna energii. Dziewczęta dobrze się dogadywały i dorastały nie rozstając się ani na krok. Pewnego dnia podsłuchały, że rodzice zamierzają je wydać za mąż gdzieś na zachodzie. W najstarszej siostrze rozgorzał gniew; nie przebierała w słowach, urządzając rodzicom awanturę. Druga siostra też się zirytowała, nie mogła wręcz usiedzieć na miejscu - i gniew swój okazywała, skacząc bez ładu i składu. Tylko Złoty Piasek trwała w milczeniu, a potem ze śmiechem na ustach szeptała do sióstr, by je uspokoić. I tak starsza siostra przestała krzyczeć, a średnia - hulać po mieszkaniu. Wieczór przed przybyciem lektyki dla panien młodych, trzy siostry z pieśnią na ustach wysprzątały chatę, czesały się i upiększały. Zobaczywszy taki obrazek, ich rodzice całkiem spokojni poszli spać. Następnego ranka, gdy tylko zaświtało, rozbrzmiały dźwięki suony: przybywał orszak dla panien młodych. Matka poszła po córki, jednak ich pokój zionął pustką. Trzy siostry już dawno zniknęły bez śladu.
Siostry usłyszały raz, jak sąsiad-staruszek opowiada o wielkim morzu, które jest tam, gdzie wschodzi słońce. Jest tam gwarno, a poza tym - mieszka tam przystojny i wrażliwy królewicz Wschodniego Morza. Postanowiły więc siostry miast być posłuszne woli rodziców, wybrać się nad Wschodnie Morze szukać szczęścia.
Rodzice zorientowali się poniewczasie, jednak szybko odgadli zarówno kierunek, w którym ruszyły siostry, jak i to, że właśnie Złoty Piasek była prowodyrką. Złościli się i martwili, więc szybko przywołali pierworodnego, Nefrytowego Smoka, a także jego młodszego brata Habę i rzekli: "Wasze siostry zbiegły; chcą dotrzeć do Wschodniego Morza. Macie je odszukać i sprowadzić do domu, w przeciwnym razie nie macie po co tu wracać!".
Nefrytowy Smok przypasał trzynaście ukochanych, lśniących mieczy, a Haba przytroczył do pleców tuzin łuków, którymi biegle władał i ruszyli na wschód. Niestraszne im były góry i wąwozy, brodzili w rzekach i przekraczali strumienie. Ich wytrwałość została nagrodzona - gdy dotarli do Białych Piasków w pobliżu Lijiangu, zorientowali się, że wyprzedzili siostry. By odpocząć, usiedli twarzą w twarz i połączyli stopy na kształt mostu, zagradzając drogę. I tak czekali i czekali, a sióstr ani widu, ani słychu. Tymczasem Nefrytowy Smok zrobił się senny. Rzekł więc do Haby: "Prześpię się troszkę, a ty czuwaj; jak się wyśpię, to cię zmienię. Pamiętaj jednak, że jeśli zdołają się prześlizgnąć, to zgodnie z prawem naszej rodziny, skrócę cię o głowę! Nie wolno ci pokpić sprawy!". Haba kiwnął głową, że rozumie, a Nefrytowy Smok natychmiast zasnął.
Siostry dotarły tymczasem do połowy drogi; gdy jednak wzniosły głowy, ujrzały swych dwóch silnych a groźnych braci zastępujących im dalszą drogę. Ależ je to przeraziło! Najstarsza siostra stwierdziła bez namysłu: "Nie jesteśmy żadnymi przeciwniczkami dla naszych braci. Jeśli pójdziemy na wschód, oni zastąpią nam drogę i zawiodą nas do domu. Już lepiej ucieknijmy na południe!". Druga siostra przyklasnęła. Jednak Złoty Piasek była bardzo zdeterminowana, by iść na wschód. Rzekła: "Bez względu na to, jakie czekają na mnie trudności i niebezpieczeństwa, znajdę miejsce, w którym wschodzi Złote Słońce!".
Najstarsza siostra rozgniewała się na uparciuchę i w gniewie ruszyła na południe. Ślady jej stóp stały się Rzeką Gniewu 怒江. Druga siostra też nie zdołała przekonać trzeciej, a skoro starsza już pobiegła, średnia skoczyła za nią i niespokojnym krokiem błądziła. Ślady jej stóp stały się Rzeką Falistego Lazuru. Złoty Piasek długo stała na szczycie głazu i patrzyła tęsknie za siostrzycami, jednak w końcu obróciła się na pięcie i ruszyła na wschód.
Gdy była już tuż obok braci, zwolniła kroku, przemyśliwując, jak sobie z nimi poradzić. W końcu znalazła sposób i radośnie zaśpiewała. Miękki i łagodny jak rosa, melodyjny niczym cytra głos zahipnotyzował uszy Haby niby wiatr, upił jego serce niczym najlepsze wino. Śpiewaj, śpiewaj! A Złoty Piasek zaśpiewała osiemnaście pięknych pieśni. Słuchaj, słuchaj! Haba słuchał, a myśli jego zaczęły błądzić i serce tęsknić; śpiew go omamił i oczarował, aż w końcu chłopak zapadł w sen. Złoty Piasek ominęła śpiących braci, przechodząc pod ich złączonymi stopami z szybkością błyskawicy. Gdy już była po drugiej stronie, odetchnęła z ulgą i roześmiała się z radości. Bojąc się jednak, że bracia obudzą się i ją dogonią, nie śmiała zostać i odpocząć. Pognała dalej, nie obróciwszy się ani razu.
Nefrytowy Smok obudził się wreszcie i co ujrzał? Chrapiącego w najlepsze Habę! A siotry już się przemknęły, uciekły tak daleko, że nie da rady ich dogonić. Nefrytowy Smok nie wiedział nawet, czy bardziej się złości, czy martwi. Złościł się na Habę, że ten nie dotrzymał umowy i przepuścił siostry, w związku z tym obaj nie mogą teraz wrócić do domu. Martwił się zaś tym, że zgodnie z umową będzie musiał skrócić Habę o głowę. Z ciężkim sercem powoli wyciągnął trzynaście ostrzy, planując zaszlachtować brata podczas snu.
W tym właśnie momencie z dalekiej północy przybył Czarnoksiężnik. Jak się okazało, posłyszał on plotkę o tym, że Złoty Piasek kieduje się w stronę Wschodniego Morza. Wiedział on o tym, że jest ona majętna - szata podarowana jej przez Księżycową Księżniczkę była sporo warta. A że w pośpiechu Złoty Piasek gubiła po drodze drogocenne klejnoty, którymi suknia była ozdobiona, można było się nieźle obłowić. Nefrytowy Smok gniewnie wrzasnął na widok Czarnoksiężnika rabującego klejnoty, jednocześnie budząc Habę. Ten zaś, widząc, że siostry zwiały, uczuł ogromny smutek i czekał tylko na karę wymierzoną rękami starszego brata. Ten zaś stwierdził: "Właściwie zgodnie z umową winienem cię skrócić o głowę. Jednak zjawił się Czarnoksiężnik, rabujący klejnoty trzeciej siostry. Jeśli go zabijesz, daruję ci życie!.
Haba napiął łuk i wystrzelił tuzin strzał, raniąc Czarnoksiężnika, lecz go nie zabijając. Czarnoksiężnik z kolei rzucił czarodziejskim sztyletem, jednak Haba zdołał się uchylić. I tak się mocowali jedną zdrowaśkę****; Czarownik jednak był już zbyt blisko, by strzelić z łuku, więc Haba nie mógł skorzystać ze swojej boskiej mocy. No i Czarnoksiężnik tak machnął sztyletem, że odrąbał mu głowę.
Gdy Nefrytowy Smok zobaczył, co spotkało Habę, w wielkim gniewie dobył miecza i wyzwał Czarnoksiężnika na pojedynek. Walczyli trzy dni i trzy noce, aż Nefrytowy Smok stępił tuzin ostrzy. Dopiero ostatnim zdołał przebić Czarnoksiężnika i pozbawić go życia, a potem porąbać na dziewięćdziesiąt kawałków. Na wszelki wypadek ujął znów swoich trzynaście ostrzy. Potem jednak ujrzał Habę z odciętą głową i zapłakał.
W jednej sekundzie bracia zmienili się w wysokie góry z ośnieżonymi szczytami, a między nimi powstał wielki wąwóz, który następnie został nazwany Wąwozem Skaczącego Tygrysa. Droga, którą uciekła Złoty Piasek, zmieniła się w Rzekę Złotego Piasku, płynącą wąwozem. Ciało Czarnoksiężnika zmieniło się w Głaz Skaczącego Tygrysa, który wystaje z rzeki. Łuki Haby zmieniły się w zakola rzeki, a gdy z przewróconego kołczanu wysypały się strzały, zmieniły się one w piękne drzewa pokrywające całe góry. Plecy starszego brata zmieniły się zaś w grań, na którą nawet najzręczniejsze małpy nie potrafią się wspiąć. Jego miecze zmieniły się w trzynaście szczytów Gór Nefrytowego Smoka, a łzy przelane po śmierci brata - w dwa strumienie, zwane Czarną Wodą i Białą Wodą.
Osiemnaście pieśni, którymi Złoty Piasek uśpiła Habę, zmieniło się w osiemnaście ławic. Na tym odcinku prąd Rzeki Złotego Piasku jest łagodny i niespieszny - to pamiątka po stawianych delikatnie stopach dziewczęcia. Zaraz za wąwozem nurt się jednak zmienia na gwałtowny i dziki - to właśnie Złoty Piasek, radosna i wolna, tańcząca do utraty tchu, śmiejąca się w głos. A w końcu - piękna Złoty Piasek, pokonawszy dziesięć tysięcy przeszkód i trudów, dotarła do miejsca, w którym wschodzi Złote Słońce, znalazła księcia Wschodniego Morza i szczęście, którego pragnęła.
/na podstawie Opowieści o yunnańskich krajobrazach i słynnych miejscach 云南风景名胜故事/

Nasi bracia to właśnie Ośnieżone Góry Nefrytowego Smoka, jak dokładnie przetłumaczymy chińską nazwę: 玉龙雪山 oraz Ośnieżone Góry Haba 哈巴雪山. Nie są to najwyższe góry Yunnanu, choć smocze 5.596 oraz habowe 5,396 robią wrażenie. Jednak są fajne, ponieważ w przeciwieństwie do najwyższego szczytu - te można "zwiedzić" - to znaczy poszwędać się po nich. Są trasy - w pogodne dni można wejść/wjechać kolejką całkiem wysoko. A potem zerknąć w dół i uśmiechnąć się do najmłodszej siostry - Złotego Piasku. Bo udało jej się spełnić marzenie i odnaleźć szczęście. Choćby wbrew woli rodziny.

Tutaj poczytacie o górze Fuji, a tutaj o Chan Tengri.

*Rzeką Złotego Piasku 金沙江 nazywają Chińczycy górny bieg Jangcy.
**Gniewna Rzeka to dosłowne tłumaczenie chińskiej nazwy rzeki Saluin - Nujiang 怒江.
***Rzeka Falistego Lazuru to dosłowne tłumaczenie chińskiej nazwy Mekongu - Rzeka Lancang 澜沧江.
****wydało mi się to najsensowniejszym tłumaczeniem sformułowania "czas potrzebny na wypalenie jednej trociczki" 一柱香功夫.

2020-06-28

dlaczego powietrze zabija?

Dziś Unia Azjatycka (czyli japonia-info.pl i ja) pisze o wyrażaniu złości. Oczywiście, w chińskim jest na to wiele słów, jednak dziś skupię się na jednym tylko sformułowaniu. Otóż kiedy się gniewamy, rodzimy powietrze - tłumacząc dosłownie 生氣 [生气] shēng​qì. Co to za powietrze? Nie wiadomo dokładnie. Niektórzy upierają się, że to nie powietrze, a ta tajemnicza energia qi, dzięki której żyjemy - traf chce, że pisze się ją właśnie tak jak powietrze. Inni jednak utożsamiają "gniewne powietrze" z "powietrzem ze śledziony" 脾氣 [脾气] pí​qi, które ponoć odpowiada za nasz temperament, charakter... no i za wybuchanie gniewem, które można nazwać również emitowaniem powietrza/qi ze śledziony 發脾氣 [发脾气] fā​pí​qì​. Co gorsza, jeśli nie zachowamy spokoju, tylko damy się komuś wyprowadzić z równowagi, to powietrze może nas zabić: 氣死 [气死] qì​sǐ (podobne do naszego zapowietrzenia się w złości, prawda?). Kiedy jesteśmy tak źli, że aż nam ta złość uszami wychodzi, mówimy, że mamy pełen brzuch powietrza: 一肚子的氣 [一肚子的气] yī​dù​zideqì.
Co jednak jest najbardziej zaskakujące, gdy prosimy kogoś, by się na nas nie złościł, mówimy:
別生我的氣 [别生我的气] - czyli dosłownie: nie ródź MOJEGO powietrza. Czyżby nasza śledziona potrafiła wytwarzać cudze powietrze? Mam szczerą nadzieję, że uda mi się kiedyś odkryć tajemnicę związaną z tymi sformułowaniami. Niestety, jak dotąd żaden Chińczyk nie potrafił udzielić odpowiedzi lepszej od "koń jaki jest, każdy widzi"...
Cóż. Pozostaje nam się pocieszać tym, że "rodzenie powietrza" tłumaczy się nie tylko jako "rozgniewać się", ale również jako "witalność". Czyżby gniew był nieodłączną częścią życia?... Gniewam się, więc jestem? Wolę kocham, więc jestem. Nie pozwalajmy, żeby śledzionowe powietrze nas zabiło...

Tutaj poczytacie o złoszczeniu się po japońsku.

2020-06-27

paalak paneer पालक पनीर twaróg w sosie szpinakowym

Odkąd nauczyłam się robić najłatwiejszy ser świata, czyli indyjski paneer, na naszym stole zagościł ser w sosie szpinakowym. Z tą potrawą spotkałam się w tutejszej indyjskiej restauracji i pojęcia nie miałam, dlaczego szpinakowy sos jest taki pyszny i w ogóle nie mdły. Sprawia to dodatek imbiru, chilli i kminu, na równi z garam masala, które świetnie podkręca smak.

Składniki:
  • solidny pęk szpinaku albo szpinak mrożony - w tym daniu się doskonale sprawdzi!
  • chilli - po uważaniu. Gdy gotuję wersję dla Tajfuniątka, pomijam.
  • kawałek imbiru
  • kilka ząbków czosnku
  • kumin - łyżeczka
  • cebula
  • garam masala - łyżeczka albo łyżka - zależy, jak bardzo intensywny smak lubicie
  • kawałek masła - łyżka lub dwie
  • ewentualnie łyżka śmietany
  • ser paneer albo inny delikatny twaróg
Wykonanie:
  1. Szpinak obgotować kilka minut w małej ilości osolonej wody, a gdy wystygnie - zmiksować na gładko.
  2. Utrzeć albo zblendować chilli z imbirem i czosnkiem.
  3. Na odrobinie oleju obsmażyć kumin.
  4. Gdy kumin zapachnie, dodać posiekaną drobno cebulę i ją zeszklić.
  5. Dodać pastę imbirowo-czosnkowo-chilli i obsmażyć na małym ogniu.
  6. Dodać masę szpinakową, wymieszać i dusić kilka minut.
  7. Doprawić garam masala i ewentualnie solą - to ostatnie zależy od tego, czy ser jest słodki czy słony.
  8. Dodać ser pokrojony w kostkę. Mojego nie trzeba kroić, wystaczy połamać w palcach.
  9. Kropką nad i jest dodanie masła i ewentualnie śmietany.
  10. Zamieszać i podać.
Najlepszy jest oczywiście z azjatyckim płaskim pieczywem, które maczamy w sosie, ale szczerze mówiąc, mnie tak samo smakuje jako sos do spaghetti czy ryżu.

2020-06-26

Edward Kajdański

Dziś Unia Azjatycka (japonia-info.pl, enesaj.pl i ja) pisze o zesłańcach, wojennych sierotach i tego typu trudnych sytuacjach. Niestety, mogę dołożyć cegiełkę do tego tematu, bowiem również do Chin trafiali Polacy, którzy wcale tego nie chcieli. Konkretnie - do Harbinu i okolic. Osiedlali się tam Polacy, którzy budowali i obsługiwali Kolej Wschodniochińską. Ich liczba szła w tysiące, a po rewolucji bolszewickiej jeszcze się powiększyła. Później dołączyli do nich jeszcze polscy żołnierze z Wschodniej Rosji i Syberii. Polaków w Harbinie było tak wielu, że mieli tu własne szkoły, kościoły, kluby sportowe i organizacje społeczne. Mieli własne gazety; na ich potrzeby otwarty był tu nawet konsulat RP.
W drugiej połowie lat '30 Polacy zaczęli wyjeżdżać, bo potracili pracę na kolei. Gdy w 1945 wkroczyła tu Armia Czerwona, część Polaków została wywieziona do łagrów. Niedobitki zostały wysiedlone po dojściu komunistów do władzy.
W Harbinie zachowało się po Polakach dość niewiele. Wciąż jednak żyją Polacy, którzy właśnie tam przyszli na świat. Jednym z nich jest Edward Kajdański, którego miałam kiedyś honor poznać i wysłuchać na żywo. Trzeba Wam bowiem wiedzieć, że po zakończeniu kariery dyplomatycznej zajął się on badaniem chińskiej kultury. Opublikował wiele książek dotyczących szeroko pojętej chińszczyzny - między innymi opisał dzieje Polaka, który przebywał swego czasu na dworze ostatniego cesarza dynastii Ming - a także brał udział w nieskończonej ilości konferencji sinologicznych i prowadził miliony wykładów. Dzisiaj więc z radością polecam kilka ksiażek jego autorstwa:
Ostrzę też zęby na Pamiętniki Beniowskiego, które właśnie Kajdański przełożył i opatrzył przypisami. Niestety, jak dotąd nie wpadły mi w ręce. Mikołaju, w tym roku jestem bardzo, bardzo grzeczna...

Jeśli zainteresowała Was historia Polaków w Harbinie, możecie zajrzeć jeszcze tutaj i tutaj.

Tutaj poczytacie o syberyjskich sierotach, a tutaj o niezwykłej emigracyjnej przyjaźni, zawartej w trudnych czasach i trudnym miejscu.

2020-06-25

Pięciu Obrońców 五大家仙

Dzisiejszy wpis powstał w ramach współpracy z japonia-info.pl czyli pod egidą Unii Azjatyckiej. Zadany temat to łasice, jednak u mnie łasica nie wystąpi samodzielnie, a z czwórką towarzyszy.

Pięciu Obrońców Domostwa czy też Pięciu Wielkich Nieśmiertelnych to 
  • Lisi Nieśmiertelny 狐仙 czyli lis, 
  • Żółty Nieśmiertelny 黄仙 czyli łasica, 
  • Biały Nieśmiertelny 白仙 czyli jeż, 
  • Wierzbowy Nieśmiertelny 柳仙 czyli wąż 
  • Szary Nieśmiertelny 灰仙 czyli mysz
Jest to dość niezwykły jak na Chiny przejaw szacunku i ubóstwienia względem zwierząt, tym razem nie majestatycznych i rażących boskością jak smok czy inny feniks, a zwykłych towarzyszy dnia codziennego. Stosunek do nich jest wszakże ambiwalentny: jako nieśmiertelnym należy im się szacunek; właściwie traktowani, przynoszą ludziom szczęście i dobrobyt, jednak należy się wystrzegać obrażania Pięciorga Obrońców przede wszystkim dlatego, że jeśli poczują się urażeni, to mogą nieostrożnemu człowiekowi zrobić za karę niezłe kuku. Z dwojga złego lepiej składać im należne ofiary - i tak też robiono w wielu chińskich gospodarstwach.
Czcić Pięciu Obrońców można na dwa podstawowe sposoby. Po pierwsze: można przydomową kapliczkę - buddyjską bądź ołtarz ku czci przodków - zaopatrzyć dodatkowo w figurki dziewięciu boskich duchów 神灵: Boga Pieniędzy, Trzech Gwiezdnych Bóstw oraz właśnie naszych Pięciu Obrońców, ustawionych w trzech rzędach. Pięciu Obrońców to nie figurki zwierząt; pojawiają się w swej ludzkiej formie - są przyjemni dla oka i dobrotliwi i ładnie ubrani. Czwórka to ubrani w oficjalne stroje cesarskich urzędników mężczyźni, tylko Biały Nieśmiertelny to dziewczyna/staruszka. Innym rozwiązaniem jest wzniesienie dla naszych Pięciu Obrońców osobnego budynku (仙家楼) gdzieś w rogu ogrodu i umieszczeniu tam dla nich pamiątkowych tablic. Budynek powinien być drewnianą repliką prawdziwej świątyni, a i ofiary powinno się składać z całą pompą, choć budyneczek ten może być tak mały, jak domek dla lalek. Należy tylko zadbać, by w budynku znalazła się dziura odpowiedniej wielkości, by któryś z obrońców faktycznie mógł przyjść i nacieszyć się ofiarą - czyli odpowiednim jedzeniem. 
Z tej piątki najważniejsi są lis, łasica i jeż, nazywani ładnie 胡三太爷 Trzeci Dziadek Hu, Drugi Żółty Stryj oraz Biała Babcia. Jednak naj naj NAJważniejszy jest oczywiście lis, który jako jedyny trafił na listę dziesięciu wielkich demonów i potworów (十大魑魅魍魉). To zresztą wiecie, bo pamiętacie historię lisic.
Druga najważniejsza jest łasica, równie sprytna jak lis, a przy tym piękna i... niebezpieczna - zgodnie z wierzeniami potrafiła ona pomieszać ludziom w głowach i powodować histerię, jeśli się do kogoś przyczepiła. Jedynym środkiem zaradczym na łasicę był przebicie małej kulki, która się pojawiała i poruszała pod skórą ofiary - to sprowadzało na przyczepioną łasicę śmierć.
Trzeci w hierarchii jest jeż. Jemu nie trzeba składać jakichś wypaśnych ofiar - wystarczy napisać na skrawku papieru imię: Biały Nieśmiertelny i przylepić gdzieś na ścianie. Warto jednak pamiętać, że pożywienie im ofiarowane to nie mogą być resztki z obiadu, a właśnie przeciwnie: najlepsze kąski mięsa czy bułeczek mantou. Warto, bo nasz jeżyk miał nie tylko przynosić kasę, ale również bronić przed chorobami.
Chyba najstarszym (najwcześniej czczonym) z Pięciu Obrońców był wąż, czyli Wierzbowy Obrońca. Według legend Fuxi i Nüwa byli wężami z ludzkimi twarzami; często mówi się też, że wąż to jedno z wcieleń smoka. Jest mocarny - bardziej nawet niż lis. A jednak chyba najmniej czczony, bo z tego, co wiem, on może tylko przynosić pecha. Da się go ugłaskać ofiarami, żeby nie zrobił krzywdy, jednak nie potrafi bronić przed chorobami ani czynić żadnego dobra.
Ostatnim Obrońcą jest mysz lub szczur. Jest to zwierzę niezwykłe - w jedną noc potrafi narobić takich szkód, że ludzie stwierdzili, że to nie może być zwykłe zwierzę. Błaga się go o opiekę nad spichlerzami i spiżarniami i czci jako Bóstwo Spichlerza 仓神, składając specjalne ofiary w doroczne Święto Napełniania Spichrza, odbywające się w 25 dzień Chińskiego Nowego Roku.
 
Tutaj poczytacie o japońskiej łasicy.

2020-06-23

Kotek łowi ryby 小猫钓鱼

Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Wędkarza!
Przed Wami chińska animacja z 1952 roku:

Bajka nie jest niema, ale myślę, że wszyscy i tak doskonale zrozumieją treść, nawet jeśli nie władają chińskim.

2020-06-22

amulety 護身符

Dzisiejszy wpis powstał w ramach współpracy z japonia-info.pl oraz enesaj.pl czyli pod egidą Unii Azjatyckiej.

Amulet to coś, co przynosi noszącemu szczęście, chroni go - nie tylko przed zwykłym pechem, ale również przed psikusami ze strony nadprzyrodzonych mocy. W Chinach jednymi z najpopularniejszych amuletów są te wykonane przez mnichów taoistycznych (zwą się 靈符 [灵符] líng​fú) lub buddyjskich - w tej roli często występują wizerunki buddów/arhatów, dharani czyli wersety buddyjskie itp. Równie popularne są też amulety związane z chińskim zodiakiem - a czasem za jednym zamachem próbuje się zaradzić i kwestiom zodiakalnym, i buddyjskim czy taoistycznym. Amulety mogą być dołączone do ubrania, naniesione na skórę, zawieszone a nawet połknięte; mogą być również powieszone w domu czy w samochodzie. Mogą być ogólne, albo dotyczyć jakiegoś szczególnego apektu życia - mają np. chronić przed wypadkiem samochodowym, powodzią, pożarem czy zapewniać bezpieczny poród. Można je kupić lub otrzymać. Jeśli nabywamy je w świątyni buddyjskiej, należy poprosić o otwarcie światła. I już są gotowe do noszenia bądź powieszenia! Należy się tylko wystrzegać rzucania gdzie popadnie. Buddyjscy mnisi przestrzegają zwłaszcza przed włożeniem takiego amuletu do tylnej kieszeni spodni, bo się buddowie/arhaci poobrażają. Nie wolno ich nosić podczas kąpieli, żeby nie spłukać dobrej magii/energii/czego tam jeszcze. Nie można pozwalać innym ludziom dotykać - żeby nie zniszczyli "duchowego wpływu" 靈氣 [灵气] líng​qì.​ Nie można również nosić tych amuletów podczas uprawiania seksu. Jeśli chcemy oczyścić fizycznie zabrudzony amulet, należy go przemyć wodą z solą, delikatnie opłukać czystą wodą i wytrzeć czystą szmatką.
Bardzo ważne jest pierwsze założenie nowego amuletu. Powinno się odbyć między siódmą a dziewiątą rano, w godzinie smoka (osoby urodzone w roku psa mogą wcześniej). Należy umyć twarz i ręce, podejść do sprawy z powagą i wyszeptać pragnienie swego serca/modlitwę.
Dla osób często podróżujących najodpowiedniejsze są amulety z koniem bądź psem.
Na siłę amuletu wpływa też to, na czym są zawieszone - najlepszy jest sznurek z wełny koziej lub psiej sierści; nieźle sprawują się także specjalne moleskinowe woreczki na amulety.
W zależności od znaku zodiaku należy zaopatrzyć się w odmienne buddyjskie wizerunki. Np. ja jako pies powinnam mieć amulet z Buddą Nieograniczonego Światła, podczas gdy zodiakalne króliki winny zaopatrzyć się w Boddhisattwę Mądrości. Niektórzy zakładają amulety już maleńkim dzieciom, by uchronić je od zła - bywa, że dana osoba nosi je od urodzenia do śmierci. Oczywiście radosnej i bezbolesnej śmierci ze starości, bo przecież po coś ten amulet nosiła, prawda?
Co jeśli amulet został zniszczony?
Cieszymy się, robimy imprezę i dziękujemy bóstwom! Bo to przecież znaczy, że to, co złego miało nam się wydarzyć, amulet wziął na siebie, po części albo nawet w całości. Możemy go sobie zostawić na pamiątkę w dolnej szufladzie szafy. Możemy też owinąć go w czerwoną szmatkę i porzucić na skrzyżowaniu lub odnieść do najbliższej świątyni i zostawić tam, gdzie płoną świece.
Skąd jednak pomysł, by o tych chińskich amuletach napisać? Tajfuniątko dostało trzy od chińskiej babci. Zrobione specjalnie dla małej - trzeba było mnichom zapodać dokładną datę urodzenia itp. Zwróćcie uwagę na figurynkę psa, wewnątrz której narysowano konia - ponoć dzięki temu Tajfuniątko będzie miało uzupełnione qi. I w ogóle. A na drugim dzwoneczek do przeganiania złych duchów. Jest zabezpieczona z każdej strony.



 

Tutaj poczytacie o japońskich amuletach, a tutaj o środkowoazjatyckich.

2020-06-21

skradziona dusza

Dzisiejszy wpis powstał w ramach współpracy z japonia-info.pl oraz enesaj.pl czyli pod egidą Unii Azjatyckiej.

Ostatnio Tajfuniątko rozbraja nas kompletnie, mówiąc, jak bardzo nas kocha i że nigdy się z nami nie rozstanie.  Tata, gdy słyszy coś takiego, najchętniej zwolniłby siebie z pracy, a Tajfuniątko z przedszkola, żeby tylko być koło niej 24/7. Stwierdził też, że jego dusza jest poza ciałem 魂不在身, bo Tajfuniątko skradło mu duszę - i on tylko ciałem idzie do pracy, a duszą jest cały czas z nią.
Pomińmy tu fakt, że tego sformułowania używa się raczej, gdy ktoś został tak przestraszony, że aż dostał pomieszania zmysłów i mu dusza z ciała uciekła. Cóż. Gdzie jak gdzie, ale w naszym domostwie mandaryńskich powiedzonek używa się twórczo, więc się nie czepiam. Skupmy się za to na samej koncepcji duszy oddzielonej od ciała.

魂 hún​ - to dusza, duch, dusza nieśmiertelna itd., którą można odłączyć od ciała. Zwróćcie uwagę na to, że jest połączeniem chmury 云 i diabła/demona 鬼. Bardzo obrazowe, prawda? Często łączy się ją ze znanym już nam drugim słowem na duszę, tworząc 靈魂 [灵魂] líng​hún, czyli właśnie duszę.​ Istnieje jednak dużo bardziej zakorzenione w chińskich wierzeniach słowo na duszę: 魂魄 hún​pò. Widać doskonale, że tu już mamy dwa demony. ​Im dalej, tym gorzej...
Zarówno hun, jak i po to rodzaje dusz w tradycyjnych chińskich religiach i filozofiach. Hun to dusze duchowe, eteryczne, związane z energią męską yang - one opuszczają ciało po śmierci; po z kolei są cielesne, konkretne, związane z energią żeńską yin - one zostają z ciałem zmarłego. W różnych częściach Chin i w różnych czasach różna jest ilość dusz, jednak najbardziej rozpowszechnionym wierzeniem jest posiadanie dziesięciu dusz: 三魂七魄 sān​hún​qī​pò - trzech hun i siedmiu po. Rozmaicie się je dzieli, jednak najczęściej twierdzi się, że hun to dusza duchowa, odpowiedzialna z to, jakimi jesteśmy ludźmi, jakie mamy instynkty i za to, jak wyglądają nasze kontakty ze światem oraz za nasz ciągły rozwój, a po animują nasze ciała i rządzą emocjami. To hun i po są źródłem mądrości i inteligencji, jednak nie są z nimi tożsame. Hun i po nie tylko zajmują się różnymi aspektami życia człowieka, ale również gdzie indziej mieszkają: hun jest związana z wątrobą i krwią, a po z płucami i oddechem. Mogą się rozstać z ciałem na zawsze - z racji śmierci - albo czasowo, powodując niepoczytalność, brak możliwości nawiązania kontaktu ze światem itd. W dawnych czasach wierzono, że niedługo po śmierci delikwenta można było jeszcze przywołać jego duszę. Ceremonia taka nazywała się 招魂 zhāohún czyli dosłownie przywoływaniem hun. Jeśli hun i po nie były zgodne, ich walka mogła powodować złe sny.
Pamiętacie na pewno, że Chińczycy palą dla zmarłych piekielną forsę i inne dobra. Robią to właśnie dla pozostającej na ziemi duszy po - dusza hun tego nie potrzebuje, bo przecież idzie do nieba. Z drugiej jednak strony - sami Chińczycy często mieszają hun z po, uważając je za te dusze, które trzeba zamknąć na cmentarzu, w przeciwieństwie do ducha shen 神 (czyli boskiego pierwiastka ludzkiej duszy, zaopatrzonego zresztą w boski pierwiastek), który mieszka w kaplicach przodków lub w niebie.
Wróćmy do dusz, którym nudzi się w ciele, ale nie chcą jeszcze umierać. Niektóre, zwłaszcza hun, chętnie samowolnie opuszczają ciało podczas snu. To jeden z powodów, dla których nigdy nie można kogoś gwałtownie budzić (Tajfuniątko, słyszysz?!) - bo mogłoby się obudzić ciało i "cielesne dusze", podczas gdy hun byłoby nadal na spacerze. A ciało opuszczone przez którąkolwiek z dusz zaczyna niestety chorować, więc jest to szalenie niebezpieczne! Innym niebezpieczeństwem jest zaś przejęcie przez po kontroli nad ciałem - dzieje się tak na przykład podczas seksu. Powoduje to zanikanie witalności, siły życiowej - no chyba, że zachowuje się w trakcie seksu pełną kontrolę nad sobą - czyli nad hun, która kontroluje po.
Wróćmy do dziesięciu dusz. Po co aż tyle? Trzy pierwsze dusze hun mogą wracać do domu w ciągu pierwszego tygodnia po śmierci. Z kolei siedem dusz po odchodzi po jednej w ciągu tegoż tygodnia. Dlaczego akurat trzy? Może trzy części duszy hun są odpowiedzialne z trzy podstawowe relacje: z władcą/podwładnym, z żoną/mężem i z dzieckiem/rodzicem? Może siedem dusz cielesnych to dusze kryjące się za siedmioma emocjami albo siedmioma otworami w głowie? Po chińsku wszystkie one mają swoje nazwy, np. jedna z hun to Blask Embrionu 胎光, a jedna z po to Psie Truchło 屍狗 - trzeba jednak powiedzieć, że teraz już bodaj tylko kapłani tutejszych religii i tego typu osoby wchodzą głębiej w tematykę; przeciętny Chińczyk ani nie rozróżnia hun od po, ani nie przejmuje się tym, jak drastycznie jego dusze są potraktowane przez budzik...

Tutaj poczytacie o duchu Japonii, a tutaj o duszy jakuckiej.

2020-06-20

pędy jodły mandżurskiej 沙松尖

Jednym z kulinarnych dziwactw Yunnanu jest to, że jak rok długi na talerzach lądują świeże chwasty i inne dzikie rośliny*. Jedną z takich roślin jest jodła mandżurska, której pędy sprzedaje się pod poetycką nazwą "warzywo Ogon Feniksa" 凤尾菜. Choć nazywa się mandżurska, rośnie przede wszystkim w Yunnanie i tu właśnie się jada jej pędy. Muszą to być kępki młodziutkich igieł, jasnozielonych i niekłujących. O matko, jak one pysznie pachną! Można je podać w sałatce (koniecznie trzeba najpierw zblanszować), doprawić nimi kotlety mielone (trzeba je obgotować i drobno posiekać) i tak dalej. My najczęściej je po prostu smażymy.

Składniki:
  • porcja pędów jodły mandżurskiej
  • szynka yunnańska pokrojona w kostkę lub cienkie plasterki
  • czosnek bulwiasty i/lub zwykły
  • suszone chilli
Wykonanie:
  • Świeże pędy zalać solanką, wypłukać uciskając pędy, a potem przepłukać jeszcze raz czystą wodą. Jeśli macie pędy z solanki - wystarczy je przepłukać.
  • Przygotować przyprawy: posiekać czosnek bulwiasty w kawałki długości kciuka, zwykły czosnek pokroić w plasterki, suszone chilli posiekać albo zostawić w całości.
  • Na rozgrzany tłuszcz wrzucić przyprawy. 
  • Gdy zapachną, dodać szynkę i smażyć w ruchu aż zmieni kolor.
  • Dodać pędy, obsmażyć raz jeszcze. Ewentualnie dosolić. Gotowe!

Jeśli macie dostęp do tej jodły, zbierajcie pędy! Zresztą - zbierajcie je nawet jeśli macie dostęp do innych gatunków. Sosna, jodła, świerk - wszystkie są jadalne, wszystkie są pyszne. Pędy można przechowywać w solance, by zachowały miękkość i się nie zeschły. Przed użyciem wystarczy je przepłukać, jak kiszoną kapustę.

!WAŻNE! Warto najpierw spróbować odrobinkę, żeby się przekonać, czy nie jesteście uczuleni.

*dosłownie: 云南十八怪 - 新鲜野生菜四季卖 18 yunnańskich dziwactw - świeże dzikie warzywa są w sprzedaży przez cztery pory roku.

2020-06-19

狼来了 Wilk! Wilk!

Na pewno znacie Ezopową bajkę o pasterzu, który kłamał, że wilk przyszedł, a gdy w końcu wilk naprawdę się zjawił, nikt nie zareagował na wezwanie? Ładne literackie opracowanie w Polsce popełnił Jachowicz; jest znana pod wieloma tytułami - Chłopiec, który wołał o pomoc, Uwaga, wilk! i tak dalej. Chińczycy też opracowali tę bajkę - szanghajskie studio filmów animowanych stworzyło kukiełkową wersję w roku mojego urodzenia...
Bajka, jak i niżej podpisana, wcale się nie zestarzała ;)

2020-06-18

dziewięciogłowy wąż 相栁

Dzisiejszy wpis powstał w ramach współpracy z japonia-info.pl czyli pod egidą Unii Azjatyckiej.

Xiangliu 相栁, nazywany również Xiangyao 相繇, to dziewięciogłowy jadowity wężowaty potwór, który w chińskiej mitologii przynosi powodzie i zniszczenie. Ma zwinięte wężowe cielsko - co do tego się wszyscy zgadzają. Za to jak wyglądają jego głowy - tu już wersji jest kilka: każda na osobnej szyi, zebrane w kiściach po trzy i tak dalej - co wizerunek, to dziwniejszy od poprzedniego, przy czym zawsze głowy tego węża są ludzkie.
źródło
A było to tak:
Xiangliu był prawą ręką bóstwa wody, Gonggonga (swoją drogą, też wężowatego). Nie sprawował się jednak dobrze - niszczył każde miejsce, w którym się zjawiał. Gdziekolwiek spoczął, a nawet tam, gdzie padł jego oddech, teren stawał się grząski i mokry od gorzkich, smrodliwych wód i uciekały zeń zwierzęta oraz ludzie. Całe szczęście został załatwiony - może przez Wielkiego Yu, może przez Nüwę? Zgodnie z Księgą Gór i Mórz tam, gdzie padła krew Xiangliu, ziemia stała się jałowa, a potem zatopiła ją powódź. Dopiero Wielki Yu zatamował wodę i zamknął ją w małym jeziorku, nad którym Niebianie zbudowali sobie pawilony.
Co ciekawe, choć sam potwór został zaciukany, wiara w niego przetrwała - w Syczuanie jeszcze w latach '80 XX wieku opowiadało się legendy o dziewięciogłowych wężach odpowiedzialnych za powodzie i wszelakie zło.
Xiangliu pojawił się w grach opartych na chińskiej mitologii; wystąpił również w filmie Noc w muzeum: Tajemnica grobowca, a także w kilku książkach czerpiących z chińskiej mitologii garściami.

Tutaj poczytacie o japońskich niesamowitych wężach.

2020-06-16

那些年的那些人 Tamci ludzie z tamtych lat

Odkryłam fantastyczną chińską grupę folkowo-rockową - 边缘行走 Idąc po krawędzi. Posłuchajcie:


那些个年那些个人
Tamci ludzie z tamtych lat
现在在哪儿
gdzież są teraz?
也不知道是从甚时候
Nie wiem, od kiedy
就听不见他们吆喝
nie słychać ich nawoływań
真可惜啊 真心歪
naprawdę szkoda, serce się krzywi
烧饼麻花精面馍
Shaobingi, mahua i mo z najlepszej mąki
修铝锅换锅底
naprawa aluminiowych garnków, wymiana denek
冰糕雪糕冰激凌
lody, lody dla ochłody*
齐刀磨剪
ostrzenie noży i nożyczek
再也听不见他们吆喝
już nie słychać ich nawoływań
书本报纸废铁类
książki, gazety, skrawki żelaza
玉茭玉茭花生毛豆
kukurydza, kukurydza**, fistaszki i fasolki edamame
酒瓶罐头瓶健力宝罐儿
butelki po alkoholu, słoiki, puszki po Jianlibao!
瓜子瓜子
pestki dyni***

Na pewno już wiecie, o kim jest ta piosenka: o obwoźnych/obnośnych handlarzach wołać-sprzedać. Faktycznie, niewielu już ich zostało...
Za to Jianlibao wkroczyło niedawno w nasze życie z przytupem. Nie w puszce, a w ogromnej plastikowej butli. Dostaliśmy gratis do paczki od rolnika. O, matko, jakie te napoje są ohydne...


*Wymieniono tu trzy rodzaje lodów:
冰糕 bīng​gāo​ - na wikipedii są połączone z 冰棒 lodami na patyku
雪糕 xuě​gāo - "śnieżne ciasto" - porównałabym do naszych lodów Śnieżka - lody waniliowe w formie kanapki z wafelkami
冰激凌 bīng​jī​líng - nasze, zachodnie lody, zapisywane również 冰淇淋 bīng​qí​lín.
**kukurydza to normalnie 玉米 czyli nefrytowy ryż, ale tu inna jego nazwa: nefrytowa ostruda 玉茭 yùjiāo. Od razu widać, że piosenka nie z Yunnanu - tu się na kukurydzę mówi 包谷 bāo​gǔ czyli zboże w opakowaniu.
***często tak się mówi również na słonecznik.

2020-06-15

五树六花 pięć drzew i sześć kwiatów

Dzisiejszy wpis powstał w ramach współpracy z japonia-info.pl czyli w ramach Unii Azjatyckiej.

Kiedy zwiedzałam Tropikalny Ogród Botaniczny w Jinghongu, najwięcej czasu spędziłam w części buddyjskiej, to znaczy prezentującej rośliny ważne dla buddystów. W języku chińskim nazywa się je zbiorczo pięcioma drzewami i sześcioma kwiatami.
Dziś opowiem Wam właśnie o nich.


Pięć drzew
  • Palma pierwszeństwa trafia do figowca pagodowego 菩提树 pútíshù, który jest świętym drzewem buddyzmu. Podobno słynne Drzewo Bodhi, pod którym Budda osiągnął oświecenie, należało do tego właśnie gatunku. Odtąd figowiec pagodowy nazywany jest drzewem oświecenia; jego łacińska nazwa podkreśla znaczenie religijne tej rośliny (Ficus religiosa).
  • Następny jest figowiec wysoki (Ficus altissima) 高榕 gāo​róng. Jest to figowiec-epifit, czyli figowcowa jemioła: wyrasta na jakimś innym drzewie, a dopiero potem powoli wypuszcza korzenie. Po jakimś czasie dochodzą ode do ziemi, a figowiec może zacząć się sam żywić, jednak zazwyczaj zdążył już zabić drzewo, na którym się zagnieździł. Tak samo potrafi się zagnieździć w skałach a nawet w miejscach wybranych i przysposobionych przez człowieka. Przez Dajów jest uważany za "drzewo z duszą", ponieważ zazwyczaj jest miejscem odpoczynku licznego ptactwa. Dzieje się tak dlatego, że bardzo obficie kwitnie i owocuje.
  • Trzeci jest wachlarzowiec właściwy 贝叶棕 bèi​yè​zōng, na którym zapisywano sutry buddyjskie - Corypha umbraculifera. Dajowie i inne tutejsze ludy używały liści wachlarzowca do zapisywania nie tylko sutr, ale jednak najsilniej jest wachlarzowiec związany z buddyzmem. Zgodnie z tutejszymi legendami tylko osoba o czystym sercu mogła zasadzić wachlarzowiec i doczekać jego wyrośnięcia.
  • Czwarta jest areka katechu czyli po prostu palma betelowa 槟榔 bīng​lang - Areca catechu. Nie tylko jest piękna, ale również dostarcza tak lubianego przez Dajów i inne ludy Azji Południowo-Wschodniej betelu. Betel jest zaś nie tylko używką, ale i lekarstwem przeciwbiegunkowym i odrobaczającym.
  • Ostatnie drzewo to winodań wachlarzowata Borassus flabellifer 糖棕 tángzōng czyli palma cukrowa. Po nacięciu kwiatostanów puszczają one sok, który spływa po nożu do pojemników; jest on niezmiernie słodki. Ponieważ kwiatostany to ogromne "bazie", z jednego można napełnić słodkim sokiem ładnych kilka słoików. Zaś piękne, wiecznie zielone liście wspaniale chronią przed palącym południowym słońcem.
Sześć kwiatów
  • Po pierwsze i najważniejsze: kwiaty lotosu 荷花 hé​huā​ lub 莲花 lián​huā. Są najpiękniejszym symbolem czystości buddyjskiej - lotos wyrasta z błota, lecz to błoto zostaje pod nim, jakby nie miało z nim nic wspólnego, a sam kwiat jest piękny i czysty. Jest nie tylko jednym z buddyjskich sześciu kwiatów, ale i chińskich Dziesięciu Słynnych Kwiatów 十大名花.
  • Druga jest krynka azjatycka, roślina silnie trująca (albo lecznicza), po chińsku zwana Orchideą Bodhisattwy Mądrości 文殊兰 Wén​shū​lán. Ma przepiękne białe, cudnie pachnące kwiaty, które ofiarowuje się Buddzie, jednak nie tylko z tego powodu trafiła na listę.
  • Trzeci kwiat to wianecznik złocisty, po chińsku zwany kwiatem kurkumowym/kwiatem żółtego imbiru 黄姜花 huáng​jiānghuā. Kwitnie aż do późnej jesieni. Najważniejsze jednak są nie same kwiaty, aromatyczne i długo zachowujące świeżość - nawet po zerwaniu - a to, że po pierwsze jest rośliną leczniczą - z łodyg otrzymuje się lekarstwo przeciwkaszlowe - a po drugie jej korzenie używane są do farbowania buddyjskich szat. Potrafi urosnąć na prawie dwa metry!
  • Czwartym jest przepiękna plumeria - to niby też drzewo, ale święte są tylko same kwiaty. Po chińsku zwą się śmiesznie: kwiatami jak jajko (bo jest "żółtko", "białko" i jajowaty kształt płatków) 鸡蛋花 jīdànhuā. Oczywiście, to nazwa nieoficjalna. Źródło lateksu, a także jednego z najpiękniejszych nocnych zapachów świata.
  • Piąty to magnolia champaca (ćampaka), czyli kolejne drzewo, tym razem o pięknych pomarańczowych kwiatach. W Chinach zwie się ją "birmańską wończą" 缅桂花 Miǎn​guì​huā. Jej zapach można poczuć nawet kilkadziesiąt metrów dalej! To kwiaty. Za to drewno chętnie wykorzystuje się w stolarstwie. Ponoć pod tym drzewem również można osiągnąć oświecenie.
  • Ostatni kwiat to... kwiat banana. Jednak nie zwykłego bananowca, a gatunku Musella lasiocarpa, którego kwiaty nazywane są przez Chińczyków ziemnym złotym lotosem 地涌金莲 dì​yǒngjīn​lián. Jest symbolem ukaranego zła i wcielenia cnotliwości.
 

Wpis miał być dużo piękniejszy. Niestety, jakiś czas temu straciłam sporo zdjęć, ponieważ padły mi mniej więcej w tym samym czasie oba dyski zewnętrzne. Tym bardziej się cieszę, że tak wiele zdjęć umieszczam na obu blogach - bo niestety sprzęt się psuje, a internet nie zapomina...

Tutaj poczytacie o świętych roślinach Japonii.

2020-06-14

komplementy

Dzisiejszy wpis powstał w ramach współpracy z japonia-info.pl czyli w ramach Unii Azjatyckiej. 

W Chinach można skomplementować kogoś na wiele sposobów. Jesteś świetny/a (你太棒了! nǐ tàibàngle), jesteś zaj...sty/a (你真牛B! nǐzhēn niúB), jesteś piękna (你真漂亮! nǐ zhēn piàoliàng względnie 你好美哦! nǐ hǎoměi ó), jesteś przystojny (你好帅! nǐ hǎo shuài) i tak dalej. Są jednak i takie komplementy-przysłowia, które zapierają dech w piersiach i żadna kobieta nie jest w stanie się im oprzeć.
  • 傾國傾城 [倾国倾城] qīng​guó​qīng​chéng​ - piękna tak, że upadają całe państwa i miasta. Taka Helena Trojańska, ale niekoniecznie femme fatale. Po prostu tak piękna, że aż się mury chwieją, a kamienice zmieniają w gruzy. Często występuje też w wersji z odwrotną kolejnością, tzn. najpierw upadają miasta, a dopiero potem państwa: 傾城傾國 [倾城倾国]
  • 沉魚落雁 [沉鱼落雁] chén​yú​luò​yàn - piękność tak niezmierna, że ryby się topią, bo na jej widok zapominają, jak się używa skrzeli, a dzikie gęsi spadają z nieba, bo zapominają, jak się lata.​ Tak przynajmniej twierdzi Zhuangzi.
  • 花容月貌 huā​róng​yuè​mào​ - oblicze piękne jak kwiat, twarz piękna jak księżyc. Ja wiem, że w założeniu to ma być komplement; cóż z tego, skoro mi się kojarzy raczej z dwuwierszem z Tadka Niejadka: buzia jak księżyc, brzuszek jak bania, za ciasne będą wszystkie ubrania!
  • 閉月羞花 [闭月羞花] bì​yuè​xiū​huā - tu już lepiej, bo dokładniej tłumaczy, o co chodzi z tym księżycem i kwiatami. Otóż ta kobieta jest tak piękna, że księżyc idzie się ukryć, bo jej piękno błyszczy jaśniej niż jego blask, a kwiaty ze wstydu chowają płatki - bo ona jest od nich stokroć piękniejsza.
  • 如花似玉 rú​huā​sì​yù (delikatna) jak kwiat, (wysublimowana) jak nefryt. Nefrytowych porównań jest zresztą więcej, bo przecież nefryt jest symbolem doskonałości.
O młodych dziewczętach można powiedzieć ładnie, że są jak:
  • 出水芙蓉 chū​shuǐ​fú​róng - lotos, któr właśnie wychynął z wody.
  • 含苞待放 hán​bāo​dài​fàng - pąk, który za chwilę rozkwitnie.
Jaka szkoda, że ja już mogę liczyć co najwyżej na komplement typu 
  • 半老徐娘 bàn​lǎo​ Xú​niáng - atrakcyjna kobieta w średnim wieku, dosłownie: stara do połowy pani Xu. 
Kto zacz?
Pani Xu to inaczej księżniczka Xu Zhaopei 徐昭佩 z dynastii Liang. Wyszła ona za królewicza Xiao Yi, czyli syna wielkiego cesarza Lianga Wudi, który oczywiście po śmierci ojca objął tron jako cesarz Yuan. Ponoć już ich procesja weselna pokazywała czarno na białym, że nie będzie dobrze - zerwała się wówczas wichura niszcząca domy a nawet śnieżyca! Małżeństwo po prostu nie mogło się udać, skoro tak się zaczęło. Ich związek był burzliwy, a w dodatku cesarz niechętnie odwiedzał jej sypialnię - raz na parę lat. W sumie jak na tak rzadkie odwiedziny to prawdziwy cud, że w ogóle mieli jakieś dzieci (dorobili się dwójki). Nie dziwię się jednak, że odwiedziny te traktował cesarz jako przykry obowiązek - ona za każdym razem go upokarzała i robiła mu przykrości. W dodatku nie stroniła od alkoholu i była wściekle zazdrosna - porywała się z nożem na ciężarne za sprawą cesarskiego małżonka konkubiny. Mało tego! Uważała, że skoro jemu wolno mieć inne, to ona też sobie będzie folgować - historia dokumentuje przynajmniej trzech kochanków, w tym jednego taoistycznego mnicha (ci to się znali na seksie...). Jeden z nich rzekł kiedyś, że "Pani Xu, choć stara, jest nadal kochliwa" 徐娘雖老猶尚多情. Stąd właśnie wziął się nasz idiom o pani w średnim wieku, która wszakże jest... hmmm... świadoma własnej atrakcyjności. Uwaga! Czasem używa się tego przysowia jako eufemizmu wobec pań, które, podobnie jak pani Xu, skwapliwie folgują swym żądzom. Dlatego ja jednak nie bardzo pasuję. Już prędzej
  • 風韻猶存 [风韵犹存] fēng​yùn​yóu​cún - "nadal atrakcyjna".
Choć, szczerze powiedziawszy, najbardziej mi się podoba
  • 秀外慧中 xiù​wài​huì​zhōng​ - na zewnątrz pełna gracji, a wewnątrz - mądra
​albo wręcz
  • 冰雪聰明 bīng​xuě​cōng​ming​ - niezwykle inteligentna, czysta inteligencja. Dosł. inteligencja (czysta) jak zmrożony śnieg.
No a na obecnym etapie życia najczęściej słyszę, że jestem
  • 賢妻良母 [贤妻良母] xián​qī​liáng​mǔ - dobrą żoną i kochającą matką.
To oczywiście nie wyczerpuje listy komplementów, którymi obdarza się kobiety ani nawet listy przysłów-komplementów. Mam nadzieję, że następnych nauczycie się już same. Ze słuchu.
 
Jeśli chcecie poczytać o komplementach, którymi obdarzane są Japonki, zajrzyjcie tutaj.

2020-06-13

posiłek zbożowy dwunastu skarbów 膳穀十二寶

Zawsze, ale to zawsze przeglądam w Carrefourze półkę z produktami, którym kończy się data ważności. Nie tylko dlatego, że mam alergię na wyrzucanie jedzenia, ale również dlatego, że często kupuję dzięki temu produkty, których inaczej nawet bym nie spróbowała. A gdy są na tej szczególnej półeczce, zawsze są sprzedawane dwa razy taniej, więc - wychodzę z założenia, że warto spróbować. I tak właśnie trafiłam na posiłek zbożowy dwunastu skarbów (to dokładne tłumaczenie nazwy).
Wytworzono go na Tajwanie (importowany, dlatego taki drogi). Jest to mieszanka dwunastu różnych zbóż i dodatków, które, ugotowane razem, tworzą pełnowartościowy posiłek. W dodatku można tę mieszankę wykorzystać na wiele sposobów: ugotować jak ryż, samodzielnie. Wymieszać z białym ryżem i tak ugotować. Ugotować kleik - słodki lub słony. Jak się człowiek uprze, to może nawet z tego ryżu zrobić sushi lub dzongdze, a także wszystkie tak modne teraz kaszotta i risotta. Resztki dnia drugiego są cudownym wypełniaczem gołąbków i innych duszonych papryk.
My ugotowaliśmy mieszankę jak zwykły ryż i podaliśmy do obiadu. O matko, jakie to było pyszne!
Zerknęłam jeszcze raz na skład, przypomniałam sobie cenę... i odtąd sama sobie robię takie mieszanki.

Przykładowe składniki:
Wykonanie:
Gotować jak zwykły ryż. U mnie potrzebna była ilość wody nieco mniejsza niż podczas gotowania zwykłego ryżu, ale - wypróbujcie sami. 
Najlepsze jest to, że każdy składnik można zastąpić innym, a jeśli jakiegoś nie mamy, to też się nic nie stanie. Zawsze jest pyszne!
mieszanka firmowa Tajfuna przed wymieszaniem

...i po wymieszaniu.

A także po ugotowaniu :)

2020-06-12

Kaplica Sheng'ana 升庵祠

U stóp Gór Zachodnich znajduje się śliczny kompleks z dwoma muzeami i kapliczką. Kapliczka została wzniesiona ku czci Sheng'ana. Kto zacz?
Yang Shen 楊慎 (1488–1559) był poetą i uczonym z czasów dynastii Ming. Miał tyle imion, że trudno spamiętać, ale jako pseudonimu artystycznego najczęściej używał Sheng'an 升庵. Pochodził z Chengdu, tam też się ożenił z piękną i utalentowaną poetką Huang E, jednak długo tam sobie nie pomieszkał. Na tronie cesarskim zasiadł Jiajing, nie syn, a tylko kuzyn poprzedniego cesarza. Dwór cesarski zawrzał, bo trzeba było ustalić, czy obecny cesarz będzie się kłaniał własnym przodkom, czy tym cesarskim. I po Wielkim Sporze Ceremonialnym 大禮議 w 1524 roku ci, którzy sprzeciwiali się cesarzowi, zostali pobici, uwięzieni, albo wygnani. Yang Shen należał do tych ostatnich. Wygnano go zaś do Yunnanu, w którym spędził następnych trzydzieści lat z kawałkiem - konkretnie w Yongchang wei czyli w dzisiejszej... Birmie. Tak tak, Yongchang wei było jednostką wojskową, pilnującą wydobycia żadów. Od czasów dynastii Ming aż do połowy XX wieku miejsce to znajdowało się na terytorium Chin. Dopiero Zhou Enlai w 1958 roku wydzielił tę okolicę Birmie. Było to więc naprawdę daleko, na najbardziej wysuniętych na południowy zachód rubieżach imperium. Na domiar złego - wyjechał sam. Żona musiała pozostać w Chengdu, żeby zająć się rodziną i finansami.
Oj, nie było mu pewnie wesoło. Przykrym jest dla zhuangyuana - jednej z najlepiej wykształconych osób tamtych czasów - wylądować na końcu świata, wśród barbarzyńców. Fakt - nie spędził całego życia właśnie w Yongchang - trochę podróżował - na tyle dużo, by sporządzić przewodnik po Yunnanie 滇程記, spotykał się z innymi uczonymi i urzędnikami - uczył się od nich sporo, czego dowodem Historia Państwa Nanzhao 南詔野史 jego pędzla. Tym niemniej dla intelektualisty jego rangi było to naprawdę zesłanie na koniec świata. Zajmował się więc głównie czytaniem, nauczaniem, pisaniem i graniem na lutni.
Patrzył na Yunnan świeżym okiem i stworzył wiele pięknych wierszy inspirowanych tutejszą naturą i kulturą. Najbardziej znanym jego wierszem są bez wątpienia Nieśmiertelni nad Rzeką 臨江仙 - wiersz ten został bowiem wykorzystany jako wstęp do Opowieści o Trzech Królestwach. Napisał ich jednak wiele wiecej, a dla mnie najbardziej interesujące są te, które pisali do siebie nawzajem on i jego żona Huang E, z którą zazwyczaj był rozłączony całym Yunnanem i połową Syczuanu. Nie marnował tu czasu. Nie dziwota, że zaliczono go w poczet Trzech Mingowskich Wybitnych Uczonych 明朝三才子.
Tuż przed śmiercią wyrzekł słynne słowa:
臨利不敢先人,
W obliczu zysku nie śmiem wychodzić przed szereg
見義不敢後身
Widząc powinność nie śmiem zostawać w tyle.
Faktycznie - nie wymigiwał się od obowiązków, nie skrobał tylko własnej rzepki. Znał swoje powinności. Musieli go bardzo za to kochać, bowiem już w 1610 roku rozpoczęto budowę Kaplicy Sheng'ana - przebudowano w tym celu przybytek, który mieścił się przy przełęczy Szmaragdowego Koguta, przemianowano go na Kaplicę Taishi 太史祠, wstawiono popiersie Sheng'ana i wspominano wielkiego intelektualistę. Dwadzieścia osiem lat później wielki podróżnik Xu Xiake odwiedził ten przybytek. Może to właśnie tu odpoczywał w podróży i pisał notatki?
Niestety, oryginalna kaplica nie dotrwała do dziś. Wystarczą dwa słowa: Rewolucja Kulturalna. Obecna wersja pochodzi z 1986 roku. Wtedy właśnie postanowiono uczcić fakt, że Xu Xiake tu przyjechał i postawić dlań muzeum tuż obok Kaplicy Sheng'ana.

jeden z jego słynnych wierszy - napisany po siedemdziesiątce.
Żona - poetka Huang E
Bardzo przyjemne miejsce - miły ogród, ładne budynki, wiersze - coś dla duszy, coś dla ciała. Warto tu odpocząć po wycieczce w Zachodnie Góry. I warto uśmiechnąć się do intelektualisty, który dostał od życia cytryny i wycisnął z nich lemoniadę.