Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Drung 独龙族. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Drung 独龙族. Pokaż wszystkie posty

2020-03-04

grupy etniczne Yunnanu I

Niedawno musiałam odwiedzić kunmińskie biuro wizowe. Okazało się, że trochę zmienił się wystrój - mianowicie blat do wypełniania świstków został ozdobiony wizerunkami grup etnicznych Yunnanu. W związku z tym dziś zaczyna się nowa seria - grupy etniczne Yunnanu. Wszystkie podpisane, a linki spod podpisu będą Was kierować do stron o tych grupach etnicznych.
Drung

2020-02-27

bawoli totem

Dzisiejszy wpis powstał w ramach współpracy z japonia-info.pl oraz kirgiski.pl czyli pod egidą Unii Azjatyckiej.

Wa to grupa etniczna, która żyje na granicy chińsko-birmańskiej - po obu stronach tej granicy. Łącznie jest ich niecały milion, po połowie w Birmie i Chinach. Posługują się własnym językiem, choć w Chinach są już w większości zsinizowani. Ponieważ większość żyje w głębokich lasach, na wsiach, wielu zachowało swoją tradycyjną wiarę (animizm) i zwyczaje (z wyjątkiem tych najbardziej krwawych*). Są też całkiem spore grupy, które przyjęły inne religie - głównie buddyzm therawada i chrześcijaństwo. Jednak bez względu na religię, wierni są jednemu, bodaj najważniejszemu zwyczajowi - ćwiartowaniu bawoła 剽牛. Ociekająca krwią ceremonia służy modlitwie, a także przypomina o wdzięczności, jaką każdy Wa winien żywić względem bawołów. Moim zdaniem wdzięczność można okazać w milszy sposób niż ćwiartując obiekt kultu, ale zwyczaje religijne rzadko są sensowne w oczach niewiernych - dotyczy to wszystkich religii, nie tylko animizmu.
Wracając do Wa - bawół jest dla nich najważniejszym zwierzęciem i totemem, który czczą. Najstarsze malowidła naskalne Wa, w których pojawiają się bawoły, pochodzą sprzed trzech tysięcy lat. Są na nich bawoły prowadzone przez ludzi, dosiadane przez ludzi, jedzone przez ludzi, wystawiane do walk, ćwiartowane. Są pokazane rogi jako broń i w pokojowych kontekstach też. W tych jaskiniowych graffiti doskonale widać, jak wysoką pozycję bawoły od zawsze zajmowały w życiu Wa. Ubrania Wa są ozdobione wzorkim podobnym trochę do procy - to oczywiście uproszczony wizerunek bawolich rogów. Podczas święta plonów czci się nie tylko kolby kukurydzy i korce ziaren, ale i totem z bawolej czaszki. Istnieje legenda, która pięknie pokazuje, dlaczego bawół wodny jest dla Wa najważniejszym ze zwierząt.
Dawno, dawno temu była sobie piękna para pasterzy. Wypasali bydło u stóp wielkiej góry, gdy nagle zagrzmiało i zaczął padać deszcz, a padał tak długo, aż zmienił się w potop. Woda przykryła wszystko: domy, pola uprawne - wszystko zniknęło. W miarę, jak padał deszcz, pasterze przeganiali bawoły coraz wyżej i wyżej. Jednak potop był bezlitosny i w końcu potopił bydło i zakrył wodą całą górę. Pozostała tylko para pastuszków, których uniósł na grzbiecie bawół. Po trzech dniach i trzech nocach wody opadły, ocaleli z radością zeszli na ziemię. Wtedy jednak pojawił się inny problem: skąd wziąć pożywienie? Długo debatowali, jednak nic mądrego nie mogli wymyślić - powódź zmiotła z powierzchni ziemi zarówno rośliny, jak i drobną zwierzyną. Dobry bawół postanowił poświęcić się dla nich. Powiedział, że pozwala się zabić i zjeść. Jego jedynym warunkiem było to, że mają zostawić jego czaszkę i składać jej modły. Para Wa przetrwała trudny czas i dała początek ludzkości. Na zawsze zapamiętali też dzięki komu udało im się przetrwać.
Odtąd Wa wznoszą dziękczynne modły bawołom. Podczas każdej ważnej uroczystości składają ofiarę z bawołu, pozostawiając czaszkę nietkniętą. Czaszka bawołu stanowi podstawową ozdobę domostw Wa, bawole kości to podstawowy materiał ich rękodzieła. Pamiętajmy, że dla ubogich Wa bawół był dawniej ich największym bogactwem. Oddać największe bogactwo bogom - to była najwspanialsza ofiara. Dziś zwyczaj powoli zamiera - bawoły zabija się tylko podczas naprawdę wielkich imprez, albo - niestety - dla turystów. Dotyczy to zarówno ceremonii u Wa, jak i bliźniaczej ceremonii u innego ludu Yunnanu, Drung.
Ceremonia zaczyna się "otwarciem drzwi". Szaman i reprezentant starszyzny tańczą z długimi nożami, jednocześnie się modląc i mówiąc, dlaczego poświęcają bawoła - dla przodków, dla duchów, dla ochrony przed złem czy też dla szczęścia, by prosić o to, żeby w następnym roku stada były jeszcze większe i by ludzie nie zaznali biedy, a także zapraszając całą wioskę i wszystkich gości na ucztę.
Drugim elementem ceremonii jest przysposabianie piki, do której będzie przywiązany bawół - długiej na około trzy metry. Zanosi się ją na plac, na którym będzie się odbywać ceremonia, tańczy się dziki taniec, a szaman "poświęca" pikę alkoholem i modlitwą, modląc się o pomyślny przebieg ceremonii.
Trzecim elementem jest prowadzenie bawołu. Po sprowadzeniu go z gór, przekazuje się go w ręce kobiety, która ozdabia grzbiet zwierzęcia kwiatami i ręcznie tkaną derką, a na rogi wkłada sznury ozdób - tak się ją "upieksza" zanim pójdzie do nieba. Następnie bawół prowadzony jest przez dwóch mężczyzn wielokrotnie naokoło domostwa osoby, której dotyczy ceremonia (liczba okrążeń jest różna w różnych wioskach). Gdy bawół przechodzi koło drzwi, sypie się na niego zboża i pryska go alkoholem, podczas gdy kobiety lamentują, dziękując zwierzęciu za to, że się poświęca i je żegnając. Po okrążeniu domostwa, wszyscy udają się na plac, na którym zwierzę zostanie pozbawione życia.
Ostatnią częścią ceremonii jest ćwiartowanie.
Najpierw rozbrzmiewa muzyka - rytmiczne uderzenia w gongi. Zaczynają się tańce. Szaman pije wódkę i recytuje - dziś jest dzień wielkiej radości, pijmy, tańczmy, śpiewajmy, weselmy się! Seniorka rodu podchodzi do zwierzęcia i tłumaczy mu, że nie chcą go skrzywdzić, choć ono wchodzi w szkodę i wyżera sadzonki; oni tylko chcą jego życie wymienić na długowieczność i zdrowie, jego duszę wymienić na dostatek i szczęście. Na koniec prosi biedaka, by po tym, jak pójdzie do nieba, szepnął dobre słowo o swoich gospodarzach i poprosił o zachowanie ich od złego.
Następnie do akcji przystępuje znów szaman. Z wódeczką w lewej ręce, a oszczepem w prawej tańczy wokół bawołu i recytuje o tym, jak przebije serce zwierzęcia ku swojej i jego chwale. Wypatrzywszy dobry moment, jednym ruchem przebija serce zwierzęcia; jeśli się nie uda od razu, musi celować dalej - aż do momentu, gdy bawół padnie.
Wtedy zgromadzeni znów zaczynają grać na gongach i tańczyć, a część kładzie zwierzę na świeżych gałęziach i zaczyna patroszenie i ćwiartowanie. Gdy utną zwierzęciu głowę, zakłada ją szaman i tańczy taniec zwycięstwa i chwały po całej wiosce, a potem wraca na plac z bawolim truchłem. W międzyczasie wszyscy uczestnicy dostają po kawałku mięsa, które zawijają w liście i mogą zabrać. Resztki, czyli jelita, racice itd. oczyszcza się i gotuje w wielkim kotle dla wszystkich. Tylko czaszka i rogi pozostają dla gospodarza imprezy - po oczyszczeniu zawisną na ścianie domu. Stąd dawniej łatwo było poznać, które domostwo należy do bogacza, a które do biedaka.
Ceremonia taka potrafi czasem trwać trzy dni, a jeśli poświęca się więcej zwierząt, to nawet tydzień do dziewięciu dni. 
Tak to mniej więcej wygląda, przy czym różnice lokalne potrafią być bardzo zasadnicze. Tylko o tym czytałam - całe szczęście nie musiałam być świadkiem takiej ceremonii. Nie zrozumcie mnie źle: jem mięso i wiem, skąd ono pochodzi. Godzę się na uśmiercenie zwierzęcia. Wolę jednak, gdy śmierć ta nastąpi szybko i możliwie bezboleśnie. Długotrwałe przygotowywanie bawołu do ceremonii i potem śmierć od dzidy wydają mi się okrutne. Jeśli szaman trafi od razu w serce, to jeszcze jakoś, ale co, jeśli spudłuje?... Z drugiej strony rozumiem ideę - pokażmy zwierzęciu, dzięki któremu nie umieramy z głodu, że je szanujemy i że jest dla nas ważne. Rozumiem... ale serce boli i tak.
Wizyta w Wiosce Etnicznej - wejście do Wioski Wa
Na koniec zdjęcie rękodzieła Wa - rozmaitych przedmiotów wykonanych z bawolej kości. To mi się bardzo podoba: skoro już zabijamy zwierzę, to z szacunku do niego wykorzystamy do ostatka wszystko, czym nas obdarzyło.

A tutaj zajrzyjcie, by poczytać o niesamowitych japońskich krowach lub miejscu zwanym Siedem Byków.

*do lat '60-tych XX wieku byli łowcami głów.

2019-09-05

Drungowie na scenie 独龙。南青

Właśnie trwa piętnasty festiwal nowych yunnańskich przedstawień. Niekoniecznie sztuk - bo były i przedstawienia będące popisami akrobatycznymi, i zbitki niepowiązanych piosenek itd. Dziś o sztuce pokazującej w bardzo ładny sposób życie ciekawej yunnańskiej grupy etnicznej - Drung. Postaram się kiedyś o nich napisać więcej, bo bardzo mnie zaintrygowali, a tymczasem opowiem o fajnym przedstawieniu, które zostało makabrycznie zepsute ostatnią pieśnią.
Już wstęp jest cudny. Mówi o tym, że życie Drungów jest jak pieśń - i to jest hasło przewodnie przedstawienia, w którym rytm życia jest pokazany w pieśni i tańcu.
Scena pierwsza to trzy krótkie objaśnienia - opis gór i rzek, wśród których narodziła się kultura Drungów, a także bodaj najbardziej egzotyczny element tej kultury: tatuaże na twarzach kobiet.
Kolejna scena przedstawia cztery pory roku: na wiosnę sadzenie, w lecie ciężka praca w polu, jesienna radość i palenie fajek przez zmęczonych staruszków, a w końcu zimowe tkanie kobiet wszystkich pokoleń.
Scena trzecia to życie młodej dziewczyny od momentu zakochania się, poprzez zwyczaj "zapłakanego zamążpójścia" 哭嫁, wesele z alkoholem podawanym w bambusie aż po kołysankę dla nowego członka rodziny.
Ogromnym atutem były piosenki w języku Drungów, tłumaczone na chiński na bocznych panelach przy scenie. Fantastyczne stroje, wyglądające zadziwiająco autentycznie (no, może poza elastycznymi geterkami pod krótkimi spódnicami. Chinki panicznie się boją, że ktoś zobaczy kiedyś MAJTKI, olaboga). Ładna, choć czasem trochę wydziwiona choreografia. Bardzo przyjemne widowisko.
I wtedy przyszedł czas na epilog.
Dawniej byliśmy biedni, a nasz żywot był trudny, ale dzięki Partii teraz jesteśmy szczęśliwi i żyjemy jak pączki w maśle!
To nawet trudno skomentować. Strasznie mi było przykro, że ładne przedstawienie, przedstawiające kulturę nielicznego ludu yunnańskiego, zostało tak potraktowane. Ja wiem, że pewnie musieli, ale...
Ale cieszę się, że nie wyszłam podczas pieśni patriotycznej. Kiedy bowiem młodzi artyści wyszli się pokłonić, razem z nimi wyszło na scenę kilka babć z pięknie wytatuowanymi twarzami. Ponoć to one pilnowały, by historie zostały właściwie opowiedziane.
Mimo końcowego zgrzytu cieszę się, że poszłam na przedstawienie. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się pojechać do którejś wioski Drungów i zobaczyć, jak naprawdę wygląda ich życie; jego wizja artystyczna jest jednak lepsza niż nic, prawda?

2015-08-07

bawół domowy 水牛

Każda podróż na południe to przypomnienie, że najlepszym przyjacielem Yunnańczyka jest bawół. W południowym Yunnanie, podobnie jak w Wietnamie, jest to bodaj najważniejsze i najcenniejsze zwierzę domowe. Dzięki szerokim racicom jest bawół przystosowany do pracy na mokradłach - no i oczywiście na zalewowych polach ryżowych.
Oddajmy głos Eberhardowi:
Bawół występuje wprawdzie na całym obszarze Chin, jednak jest zwierzęciem typowym dla Chin Południowych, gdzie używa się go głównie do orki grząskich pól ryżowych. U mówiących językiem tai mniejszości etnicznych Chin Południowych bawół jest zwierzęciem ofiarnym podczas wielkich świąt. Organizowane są też tam walki bawołów, w czasie których bawoły walczą ze sobą tak długo, aż jeden z nich padnie; pokonanego bawołu zjada się.
Na obrazach często widać starego mężczyznę na bawole. Jest to Laozi, który podobno właśnie w ten sposób opuścił Chiny. Poza tym na bawole jedzie często chłopiec; potężne zwierzę jest posłuszne dziecku.
/Wolfram Eberhard, Symbole chińskie. Słownik/
Nie tylko u Dajów bawół jest zwierzęciem ofiarnym; składali go w ofierze również Drungowie - przy czym nie mam pewności, czy tradycja ta przetrwała do dzisiaj. Za to walki byków są naprawdę popularne. Nawet w zabitej dechami dziurze takiej jak Puzhehei znajduje się arena przystosowana do walk byków; w sezonie chińscy turyści mogą sobie popatrzyć na to barbarzyńskie przedstawienie.
Nie, nie poszłam. ZB też nie chciał. Zdecydowanie wolałam oglądać łagodne bawoły, pasące się na puzhehejskich moczarach.