2016-03-24

袁嘉谷 Yuan Jiagu

Powiedzmy, że żyjecie w Pcimiu Dolnym. Nie żebym coś do Pcimia miała, ale wiadomo, że pod względem jakości edukacji będzie stał trochę niżej od, bo ja wiem, Oxfordu. Przychodzicie na świat w Pcimiu, żyjecie w Pcimiu i umieracie w Pcimiu. Ani Wy nie wiecie nic o Wielkim Świecie, ani ten świat o Was.
Bywa tak i teraz.
Sto czy dwieście lat temu bywało tak częściej, na całym świecie, nie tylko w Polsce.
A już bodaj najbardziej było tak w Yunnanie, prowincji nibychińskiej, w której wówczas więcej do powiedzenia mieli Francuzi niż jakikolwiek Chińczyk, a większość "Chińczyków", która tam żyła, nie mówiła żadnym z języków etnicznej większości Han.
W Pcimiu Dolnym Yunnanu, w miasteczku Shiping, które jest znane z pysznego śmierdzącego tofu, "wodorostowych melodii" tamtejszych Yi i bodaj niczego więcej, przyszedł na świat Yuan Jiagu. Urodził się w 1872 roku i o pierwszych latach jego życia wiemy niewiele. Może tylko tyle, że musiał pochodzić z rodziny wystarczająco zamożnej, by mu opłacono naukę. Gdy bowiem w roku 1891 przybył do Kunmingu, został entuzjastycznie przyjęty przez ówczesnych profesorów. Mając 22 lata rozpoczął formalną naukę na akademii. Dziesięć lat mu zajęło przygotowanie do cesarskich egzaminów; Hanlin pomógł, ale pierwsze podejście to i tak był niewypał, więc powtórzył egzamin i... odniósł niebywały sukces! Okazało się, że jest najlepszym z najlepszych, creme de la creme, prymusem - czyli zdobył tytuł zhuangyuan 狀元 - tytuł, który otrzymywali tylko ci, którzy dostali najwyższą notę na najwyższym poziomie cesarskich egzaminów. W całej historii cesarskich egzaminów zhuangyuanów było zaledwie 596! A Yuan Jiagu był jedynym Yunnańczykiem, który ten tytuł zdobył. Gdy się w Kunmingu o tym zwiedziano, starą Pagodę Jukui 聚魁楼 przechrzczono na Pagodę Zhuangyuan 状元楼!
Od 1903 roku był więc rozchwytywany. Dokształcał się w Japonii i w Zhejiangu, ale gdy ojczyzna wzywała (czyli podczas rewolucji w 1911), wrócił w rodzinne strony. Porządny facet musiał być z niego - bo chociaż rewolucjoniści chętnie urywali głowy cesarskim urzędasom, Yuana posadzili na znacznie lepszym niż dotychczasowy stołku. Zajmował się wszystkim - nauczaniem, polityką (hmmm... minister edukacji? ;)), kaligrafią (wymyślił nawet własny styl kaligraficzny - Yuanjiashu 袁家书). Piękne kunmińskie parki - Szmaragdowozielone Jezioro, Park Wielkiego Widoku, Zachodnie Góry i Staw Czarnego Smoka zdobiły tablice opatrzone jego kaligrafiami. Był rządowym doradcą, kustoszem yunnańskiej biblioteki i wykładowcą uniwersyteckim. Dziś się do niego przyznaje Uniwersytet Yunnański, który w tamtych czasach nazywał się Uniwersytetem Wschodniej Ziemi 东陆大学. Ponoć gdy Yuan dowiedział się, że rozpoczynająca właśnie działalność uczelnia boryka się z problemami finansowymi, przyjął wprawdzie posadę, ale zrzekł się pensji, a także wspomógł uczelnię dotacją. Dopiero, gdy uczelnia w 1931 roku przeszła pod rządowe skrzydła, zaczął przyjmować pobory.
Na starość nabył posiadłość nad Szmaragdowozielonym Jeziorem, gdzie się schował przed światem. Jego największą radością stały się ogród oraz porządkowanie i katalogowanie starych yunnańskich pism i zabytków. To on odkrył nagrobek ojca Zheng He i potrafił powiedzieć, co to za budowla. Dawniej było wiadomo, że Zheng He był Yunnańczykiem, ale nie istniały zapiski - skąd właściwie się wywodził. Dzięki odkryciu tablicy nagrobnej można było z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że Zheng He pochodził z okolic Kunyangu.
Co ciekawe, niedługo po naszym pracowitym i mądrym Yuanie, Shiping wręcz zasłynął jako ziemia rodząca uczonych - za czasów Republiki prawie 150 osób z tej wiochy pokończyło szkoły; parę osób wyjechało do Japonii, parę do Stanów, a jeden to nawet do Francji. Reszta nieszczęśliwie została w kraju i obserwowała krwawą wojnę domową...
Miłujący ojczyznę i małą ojczyznę - Yunnan - Yuan przetrwał przepychanki na szczycie, kolejne rewolucje, upadek cesarstwa. Robił swoje, troszcząc się tylko o archiwa, ogród i swoich ludzi (ponoć służący kochali go jak ojca). Jak grom spadła nań wieść o napaści Japonii na Chiny. Nie poradził z nią sobie. Zaniemógł i pod koniec grudnia 1937 roku pożegnał się z tym światem.

Dziś o nim nikt nie pamięta. No, prawie nikt. Od Herbacianego Wujka usłyszałam raz piękną historię, jak to spotkał jednego z byłych służących Yuana. Nie mógł się on swego chlebodawcy nachwalić, ponieważ przed śmiercią zdążył on "ustawić" wszystkich swoich podwładnych - poumieszczał ich w rozmaitych placówkach podług umiejętności i wieku; dopiero wtedy zamknął na zawsze powieki.
Na krótką chwilę pojawia się też w głowach zamożnych ludzi, którym przyjdzie do głowy w jego dawnej rezydencji... zjeść kolację.
Tak, dawna rezydencja jedynego yunnańskiego zhuangyuana zmieniona została w knajpę. I... bardzo dobrze. Gdyby, nie daj buddo, została uznana za spuściznę wykształciucha, mogłaby spłonąć w czasie Rewolucji Kulturalnej. A tak - piękny budynek nadal zdobi brzeg Szmaragdowozielonego Jeziora. Podaje się tam yunnańskie dania; niestety, jedzenie nie jest smaczne, a  tylko bardzo drogie.
To właśnie tam zjadłam pierwszą prawdziwie yunnańską kolację po przyjeździe do Kunmingu i zameldowaniu się na uniwerku. To tam byłam też prowadzana przez dziesiątki kasiastych facetów, z którymi swatała mnie chińska Siostrzyczka. Niestety, do mojego serca można trafić tylko przez żołądek, a nie tylko przez drogą oprawę ;)
Idąc nad Szmaragdowozielone Jezioro warto zatrzymać się na chwilę przy tym zabytku i pomyśleć o chińskim intelektualiście starej daty, takim, jakich teraz już uczelnie nie produkują...
posąg Yuan Jiagu znajduje się również na jednym z dziedzińców Świątyni Magnoliowej

9 komentarzy:

  1. Uszczypnij mnie al czy to co widzę na ostatnim zdjęciu, oparte o ścianę to naprawdę 'to', tej wielkości ??!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam na myśli ten ametyst

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmmm.... Ja nawet przez chwilę nie pomyślałam, że mógłby to być kamień szlachetny, taki prawdziwy - i wystawiony na pastwę wszystkich kelnerów i gości... Nie znam się jednak na minerałach i nie bardzo wiem, czy to podróbka ametystu, czy coś jeszcze innego.

      Usuń
  3. Jak miło się czyta takie opowieści, bo można wtedy pomyśleć, że ten świat nie do końca zwariował, i istnieją ludzie miłujący wiedzę, którzy krok po kroczku idą wytyczoną drogą.
    Choć to już trochę lat wstecz, ale i dziś tacy są, tylko nie na świeczniku, a w swoim „małym grajdołku”.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaka wielka geoda!!!! *^V^*
    Niektóre kraje mają i piękne, i przerażające fragmenty historii... (Polska na pewno też!)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I znów się czegoś ciekawego dowiedziałam! Dziękuję za geodę!

      Usuń
    2. Nawet z minerologii można się przypadkiem podszkolić :-)

      Usuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.