2020-06-02

naturalizowany Chińczyk z Warszawy

Dzisiejszy wpis powstał w ramach współpracy z japonia-info.pl, czyli pod egidą Unii Azjatyckiej.

Wcale nie jest łatwo zostać Chińczykiem. Już nie mówiąc o tym, że chiński paszport jest - przynajmniej z mojego punktu widzenia - średnio atrakcyjny. A jednak - historia zna przypadki naturalizowanych Chińczyków. W ostatnich latach są to raczej sportowcy (głównie piłkarze), ale kiedyś było trochę inaczej. Honorowymi Chińczykami zostawali ludzie zasłużeni nie na polu sportowym, a politycznym. 
Jedną z takich osób był warszawiak z urodzenia - Israel Epstein. Urodził się on 17 kwietnia 1915 roku w Warszawie (którą wówczas rządzili Rosjanie), ale już jako dwulatek wyjechał z rodzicami do Chin. Było to spowodowane komunistycznymi ciągotami jego żydowskich rodziców - ojciec został uwięziony za prowadzenie powstania robotniczego, a matkę zesłano na Syberię. Po wybuchu I WŚ ojciec Israela został wysłany do Japonii, a później matka i mały synek dołączyli do niego już w Azji. Szukali szczęścia w wielu miejscach, jednak często natrafiali na antysemitów. Wybawieniem i bezpiecznym portem okazał się... Tianjin, w którym zamieszkali w 1920 roku. Tam to Israel jako nastolatek znalazł pracę dziennikarza - pracował dla amerykańskiej agencji prasowej (Peking and Tientsin Times). Żył, pisał, ożenił się nawet w 1934 roku. Pisał m.in. o początku drugiej wojny chińsko-japońskiej,  przeprowadził też wywiady z przywódcami komunistycznymi, m.in. Mao Zedongiem i Zhou Enlaiem. Ale wróćmy do czasów wojny: na jesieni 1938 roku przyłączył się do Chińskiej Ligi Obrony, założonej przez Song Qingling. W 1941 roku sfingował własną śmierć, żeby Japończycy przestali go szukać (chcieli go zaaresztować, a później pewnie zaciukać). W międzyczasie rozwiódł się i poświęcił się Chinom. W 1944 roku Epstain pojechał nawet do Yan'anu i widział się z Mao. Następnie pojechał do Wielkiej Brytanii, a później przeniósł się z drugą żoną do Stanów Zjednoczonych, w których mieszkał pięć lat, znów pracując jako dziennikarz i pisarz "od spaw chińskich". Jego druga żona, Elsie Fairfax-Cholmeley, pracowała nad stworzeniem słownika chińsko-angielskiego, który, wydany w Chinach, stał się głównym narzędziem wielu pokoleń anglojęzycznych studentów języka chińskiego. Ale znów wyprzedzam fakty.
Skończyła się wojna światowa, a potem komuniści wygnali nacjonalistów na Tajwan. Dwa lata po proklamowaniu ChRL Israel został zaproszony przez Song Qingling do powrotu i budowania nowych Chin. Przyjechał więc i rozpoczął pracę dla rządu komunistycznego, teoretycznie jako "zagraniczny ekspert", w praktyce - jako chiński propagandysta, czyli jako redaktor dzisiejszego China Today (pozostał na tym stanowisku do przejścia na emeryturę ~ 1985 rok). W 1957 roku otrzymał obywatelstwo chińskie, w 1964 roku został członkiem KPCh. Co ciekawe, cała ta jego mocno chińsko-komunistyczna młodość nie uchroniła go przed pięcioletnim siedzeniem w ciupie w czasie Rewolucji Kulturalnej. Miał szczęście - w końcu go wypuścili, a Zhou Enlai nawet go przeprosił. W 1983 roku został powołany w skład Stałego Komitetu Ludowej Politycznej Konferencji Konsultatywnej Chin. W 1984 roku, gdy zmarła jego druga żona, ożenił sie z Chinką, Huang Huanbi. Opublikował kilka książek poświęconych współczesnym Chinom, mocno propagandowych, ale dzięki temu - pozwalających zerknąć na współczesne Chiny z punktu widzenia władz. W oficjalnych komunikatach nagradzano go za tę lojalność, nazywając go "prawdziwym, wieloletnim przyjacielem narodu chińskiego". Wszyscy liczący się chińscy przywódcy ściskali mu ręce - Zhou, Mao, Deng, Jiang i Hu. Swego czasu zakolegował się z innym obcokrajowcem fanatycznie oddanym Chinom Ludowym - Edgarem Snow. Został pochowany na słynnym rewolucyjnym cmentarzu na Górze Ośmiu Skarbów - tam, gdzie inni zasłużeni, np. Zhou Enlai, Wen Yiduo czy  Lao She. Tak to syn żydowskiego komunisty z Warszawy został chińskim bohaterem.

Tutaj poczytacie o naturalizowanych Japończykach.

1 komentarz:

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.