2024-07-31
Ni Xialian 倪夏莲
2023-09-19
kurczak chilli 辣子鸡
Jest sobie taka potrawa, której przez pierwszych dziesięć lat w Kunmingu nawet nie tykałam. Zowie się, jak w tytule, kurczak chilli i dawniej na samą myśl o niej chciało mi się pić.
Czas płynie, latka lecą, a mój język i podniebienie przyzwyczaiły się cokolwiek do umiłowanego przez kunmińczyków chilli. Dawniej ZB kupował czasem dla siebie porcyjkę takiego kurczaka; teraz czasem nawet kupuje dla naszej dwójki, bo i ja coś tam zawsze uszczknę. W domu robimy rzadko, choć teraz jest to łatwiejsze niż dawniej. Dawniej trzeba było samemu przygotować duże ilości suszonego chilli, posiekać drobno kurczaka, mieć na podorędziu pieprz syczuański, pastę douban, czosnek, imbir... Teraz wystarczy mieć w domu pikantną kostkę do syczuańskiego gorącego kociołka. Ponieważ zawiera ona tłuszcz, to nawet oleju nie trzeba już dodawać: rozgrzewasz kostkę, dorzucasz kurczaka, smażysz aż zniesurowieje i już. Dziesięć minut roboty. Zresztą - tylko po to trzymamy w domu te hotpotowe kostki; jakoś prawie nam się nie zdarza jeść gorącego kociołka w domu, a już na pewno nie pikantnego.
- Co jest? Za mało ostry?
- Nie, ostrość akurat.
- To może konsystencja niedobra?
- Nie, nie, jest akurat - ani nie za suchy, ani nie za tłusty.
- No to co ci się w nim nie podoba?
- Nie ma czego obgryzać...
![]() |
zdjęcie autorstwa Tajfuniątka, oczywiście właśnie :) |
2022-02-24
Eileen Gu 谷爱凌
Nie oglądałam igrzysk olimpijskich. Nie miałam czasu ani ochoty. Co jakiś czas rzucają mi się jednak w oczy migawki, które mniej mają wspólnego ze sportem, a więcej - z polityką. Jest sobie na przykład Eileen Gu, która ma mamę Chinkę i ojca Amerykanina. Obecnie reprezentuje Chiny i wygrała dla nich złote medale. Ma dopiero osiemnaście lat, a już zarobiła sobie na spokojną emeryturę. Jej twarz atakuje z telewizji i billboardów, bo reklamuje wszystko, co tylko zdołają wymyślić wielkie firmy. Znani mi Chińczycy ją kochają. Mój mąż i jego rodzina marzą o tym, żeby Tajfuniątko było następną Eileen.
A jednak - dziewczynie wciąż jedna i druga strona zadaje zupełnie idiotyczne pytania. Czy w końcu jest Chinką czy Amerykanką? Czy zapomniała, że to USA nauczyło ją jeździć na nartach? Dlaczego używa insta, chociaż w Chinach jest on zablokowany? A potem jeszcze gorzej: dlaczego zdecydowała się rezprezentować Chiny, chociaż to taki okropny kraj?
To jest osiemnastolatka, która ma pełne prawo czuć się i Chinką, i Amerykanką. Tak samo, jak moje Tajfuniątko czuje się i Polką, i Chinką. Wybiera kraj, który daje większe możliwości w danym momencie, a na jej wybory wpływa nie tylko przynależność kulturowa, ale milion innych rzeczy - ciekawość, chęć zarobienia pieniędzy a także marzenia o sławie, a może po prostu zwykła nuda? A może wszystko po trochu? Kiedy moja świekra mówi, ża Tajfuniątko będzie następną Eileen Gu, ja modlę się, żeby nigdy nie była na świeczniku i nie musiała odpowiadać na te wszystkie idiotyczne pytania. Żeby nikt nie zmuszał jej do podjęcia wyboru. Żeby sama brała garściami z każdej napotkanej kultury wszystko, co jej się spodoba i żeby mogła swobodnie odrzucić wszystko, do czego poczuje niechęć. A jeśli już pech sprawi, że będzie sławna - modlę się o to, żeby dała radę unieść taki ciężar.
2021-10-05
Salman Rushdie - Languages of Truth: Essays 2003-2020
Czytam sobie eseje Rushdiego i powtarzam sobie, że teraz, gdy umiem już czytać dla przyjemności po angielsku, czas wrócić do jego powieści. Sposób, w jaki operuje on językiem, bardzo mi się podoba, czytanie sprawia mi wielką przyjemność - oczywiście nie tylko ze względu na język, ale również tematykę. Piękne, głęboko humanistyczne eseje. W każdym mogę znaleźć coś dla siebie, ale chyba najbardziej zapadają mi w pamięć te, w których Rushdie porusza tematykę wielokulturowości i emigracji.
There are four roots of the self: language, place, community, custom. But in our age, the great age of migration, many of us have at least one of these roots pulled up. We move away from the place we know, away from the community that knows us, to a place where the customs are different and, perhaps, the most commonly spoken language is one we do not know, or if we speak it, we speak it badly and cannot express in it the subtleties of what we think and who we are. [...]
The migrant too is at first a tree standing without roots, trying not to fall. Migration is an existential act, stripping us of our defenses, mercilessly exposing us to a world that understands us badly, if at all: as if the earth were stripped of its atmosphere and the sun were to bear down upon it in all its pitiless force.
Tak właśnie. Nadal nie każdy temat, który śmiem poruszyć i po którym poruszam się sprawnie w języku ojczystym, jest dla mnie dostępny po chińsku, a już na pewno nie na takim samym poziomie. Ja nie mam wyszarpanego jednego korzenia, a wszystkie. I choć przyswoiłam w wielkim stopniu język, a także kulturę, choć kocham miejsce, w którym mieszkam, choć mam tu swoją społeczność, a na odległość klawiatury mam też inne, opuszczone przeze mnie fizycznie społeczności, to jednak nie ma co porównywać łatwości wzrastania i rozwoju w miejscu pierwotnym do wysiłku, jakim jest zapuszczenie korzeni w obcej glebie. To, że uczyniłam to na własne życzenie, zmienia tu niewiele, może tylko sprawia, że chętnie poddałam się akulturacji. Jestem rośliną zawleczoną, nieinwazyjną może, ale jednak - obcą. Stworzyłam tu sobie, z nieocenioną pomocą ZB, małą szklarnię, w której jest nam dobrze - ale świat widzi tylko to, czy rozkwitam, a nie to, jak walczyłam o to, by się zdołać przyjąć w obcej ziemi. Rushdie doskonale to rozumie, bo sam jest wychowankiem kultury indyjskiej i brytyjskiej, które są sobie równie obce, jak polska i chińska.
Jeśli pragniecie pożywki dla mózgu i serca, jeśli lubicie dywagacje o kulturze i literaturze - serdecznie polecam.
2020-11-20
Kłamstewko
2020-07-17
Zachować twarz
Tutaj poczytacie o utracie twarzy po japońsku.
2020-05-31
Paifang Wierności i Miłości 忠爱坊
![]() |
Posąg Sayyida Ajalla Shamsa al-Din Omara, znajdujący się na wybrzeżu Rzeki Panlong. |
2020-05-22
Kochanek
Nadrabiam zaległości filmowe. Takie bardzo zaległe zaległości, skoro obejrzałam film z 1992 roku. O, matko - to już prawie 30 lat! W polskiej wiki jest na jego temat zaledwie parę zdań. Za mało.
- Głos narratorki to Jeanne Moreau.
- Językiem bohaterów jest angielski, choć powinien być francuski - przecież akcja dzieje się w Indochinach, przecież główny bohater może się dogadać z główną bohaterką tylko dlatego, że był w Paryżu i się nauczył języka. To ciekawie przekłada się na skąpe dialogi i ich tempo.
- Muzykę stworzył słynny, oboscarowany twórca muzyki filmowej, Gabriel Yared. Jest... niezwykła.
- Film wyreżyserował Jean-Jacques Annaud. Tak, ten od Imienia Róży, Walki o ogień i Siedmiu lat w Tybecie.
- Odtwarzająca główną rolę kobiecą Jane March jest mieszanką brytyjsko-hiszpańsko-wietnamsko-chińską.
- Annaud najpierw przeczytał powieść i postanowił ją nakręcić, a dopiero później pojechał pierwszy raz do Sajgonu. Miasto go tak odrzuciło (szczury, pająki, brudna woda, brak klimatyzacji itd.), że chciał kręcić w Malezji, Tajlandii lub na Filipinach (gdzie zazwyczaj się kręciło "indochińskie" filmy). Po roku poszukiwań stwierdził jednak, że da Wietnamowi szansę. Na planie filmowym cały czas byli obecni wietnamscy oficjele, którzy mieli wgląd w scenariusz. Sceny erotyczne musiały być kręcone w Paryżu, bo nie zgodzono się na kręcenie ich w Wietnamie.
Tutaj poczytacie o miłości międzykulturowej w Kirgistanie.
2020-03-06
savoir-vivre
Pewnego dnia przyrządziłam polską kolację: ziemniaki ze smalcem, buraczki na gęsto i do tego jajka sadzone. Kwintesencja polskości. Tajfuniątko jadło każdą rzecz osobno, a ZB i ja na początku kulturalnie, widelcem i nożem, pięknie na każdym widelcu łącząc odrobinę buraków, ziemniaków i jajka. No ale ileż można? Sos buraczkowy był tak idealną przyprawą, że oczywiście w końcu wymieszałam ziemniaki z burakami (cóż za piękny kolor!) i zaczęłam zajadać samym widelcem. A ZB oczywiście poszedł za moim przykładem. W międzyczasie opowiadałam, jak to mój brat zawsze tak wszystko mieszał, a mama mówiła, że to obrzydliwe i że wygląda, jakby już to ktoś kiedyś zjadł i że w ogóle fuj. Ale ja oczywiście robiłam tak jak brat, bo po pierwsze autorytet brata zawsze jest większy niż autorytet rodziców, a po drugie tak jest po prostu smaczniej. Ta idealna mieszanina delikatnie słonych ziemniaków i kwaśno-słodko-pikantnych buraków jest po prostu dużo lepsza. To samo zresztą dotyczyło sosów do mięsa, które - cóż za niespodzianka! - powinny być na mięsie, a ja zawsze prosiłam: mamo, na ryż/na kaszę/na ziemniaki! Bo przecież ten sos właśnie wymieszany z dodatkami do mięsa był najlepszy.
Pamiętajcie więc - w miejscach publicznych nie nakładajcie do miseczek z ryżem całych chochli dobroci z sosem, tylko elegancko nabierajcie pałeczkami po jednej sztuce. Na wymieszanie wszystkiego w jednej misce, by było pyszne i aromatyczne, możecie sobie pozwolić tylko w domu...
A tutaj dowiecie się czego dobrze wychowany Japończyk nie robi z pałeczkami.
2020-01-12
Matka ryżu
2020-01-05
Dziewczyna grająca w go
Będę umiała zapanować nad moim losem, żyć szczęśliwa. Szczęście jest walką osaczającą, grą w go.
Bez wahania umieraj za honor Cesarza, to droga twojego przeznaczenia.
Chińczyk i Chinka rozumieją się, zanim otworzą usta. Są nosicielami tej samej kultury, przyciągają się jak dwa magnesy. Jak mógłby kochać się Japończyk z Chinką? Nie mają ze sobą nic wspólnego.
Ojciec unosi się gniewem. Nie może znieść mojej obojętności wobec innych cywilizacji. Uważa, że taki egocentryzm kulturalny gubi Chiny.
2019-11-21
Celeste Ng - Wszystko, czego wam nie powiedziałam
Czytam jako siostra, która nigdy nie potrafiła zrozumieć brata i być przez niego rozumianą. Która nie potrafiła mu pomóc.
Bo nie wystarczyłoby się przeprowadzić; teraz to rozumie. Wszędzie byłoby tak samo. Dzieci z rodzin mieszanych etnicznie często mają kłopoty ze znalezieniem sobie miejsca w życiu.
W takiej kobiecie, myśli, powinien był się zakochać. Kobiecie, która tak wygląda. Kobiecie takiej jak on.
2019-05-10
kącicierń 2
Na pewno zauważyłaś, że kącicierni mnóstwo w całym Kunmingu. Sadzi się je zwłaszcza przy murach okalających osiedla, prawda? Wiesz, dlaczego? Ponieważ szybko się rozrastają i są bardzo kolczaste. Żadnemu złodziejowi nie wpadnie do głowy się wspinać tam, gdzie rosną kąciciernie. Ale też właśnie z powodu tych kolców nikt ich nie traktuje jak roślin ozdobnych.
Ależ chętnie wyrzucę je od razu!
2019-04-06
DIY DAY
2019-01-25
białe spinki
2017-10-27
duchy
Przecież nie można robić zdjęć. To ołtarzyk dla duchów. Pewnie ktoś tu umarł. A jeśli zaniepokoisz ducha tym zdjęciem i on Ci wejdzie w telefon, to co zrobisz? Potem nagle rozmowy się będą urywać, a aplikacje nie działać, a to wszystko będzie przez ducha.
No nie wierzę. Ale duchów nie obchodzi, kto w nie wierzy. A zresztą - trzeba przecież mieć jakieś tabu, prawda? Ja uważam, że rozsądnie się trzymać z daleka od duchów.
2017-05-28
Pearl S. Buck - Ukryty kwiat
-A ty, moja droga - powiedział cicho po chwili - nadal miłujesz tego Amerykanina?
Na to pytanie gwałtownie uniosła głowę. To on zapytał, jednak sama również wielokrotnie je sobie zadawała. Tak, bardzo kochała Allena, lecz była to miłość wypalona, i zawsze będzie go kochać, lecz już bez żadnej nadziei. Nie powinni byli się spotkać. Urodzili się z dala od siebie, toteż powinni żyć i umrzeć po przeciwległych stronach świata. Nie był jej połówką ani ona jego. Bogowie rozdzielili ich, a mimo to Allen i Josui postanowili złamać ich odwieczne prawa. Nie czuła w sobie buntu i prawie w ogóle rozpaczy, a jedynie smutek niezgłębiony niczym jej życie.
- Moja miłość do niego nie ma sensu - rzekła wprost.
2017-01-26
rok koguta
2016-09-20
otwarte spodenki 開襠褲
Dziś spodenki te można ujrzeć coraz rzadziej; raczej w małych miastach i na wsiach, raczej wśród biedniejszych warstw społecznych. Amerykańskie "małketingowe chłyty" utwierdzają młode pokolenia Chińczyków w przekonaniu, że jednorazowa pieluszka jest ich najlepszym przyjacielem; skutek jest taki, że nawet jeśli na wierzchu są takie spodenki, to z dziury wystaje pampers.
Abstrahując od ewidentnych braków w kulturze osobistej jeśli ktoś załatwia dziecko bezpośrednio do rynsztoku albo i na chodnik, nie dbając o szeroką publikę, abstrahując od kolejnych skandali dotyczących załatwiania dzieci w dość egzotycznych miejscach: np. do kosza na śmieci w autobusie czy na podłogę w samolocie, abstrahując wreszcie od kwestii pedofilskich i higienicznych - zazdroszczę Chińczykom jednego. Otóż chińskie dzieci tradycyjnie bezstresowo rozpoczynają trening czystości w... pierwszej dobie życia. Po niemowlęciu zazwyczaj wiadomo, czego się spodziewać - robi miny, gdy "idzie kupa" itd., wiadomo też mniej więcej, jak szybką ma przemianę materii. Obojętnie, czy jest się w domu, czy na zewnątrz, biorą wówczas Chińczycy takiego delikwenta i wysadzają, podtrzymując główkę własnym ciałem, a nóżki rozchylając rękami. I to prawie zawsze działa! Wymuszona w ten sposób pozycja jest idealna do korzystania z toalety. Oczywiście, zdarzają się przypadki z serii "ratownik nie zdążył", ale generalnie mali Chińczycy uczą się załatwiania "na rozkaz" wystarczająco wcześnie, żeby ominąć wielką część problemów związanych z moczeniem w nocy, odpieluchowywaniem, nienawiścią do nocnika itd.
Mnie nie wystarcza determinacji, by reagować na zapas. ZB częściej "trafia" w odpowiedni moment i mu się chce na zabij się pędzić w stronę dowolnego naczynia z półnagim dzieckiem na rękach. Myślę, że gdyby w domu było więcej ludzi, którzy mieliby baczenie na Joasię w każdej sekundzie jej życia, byłoby łatwiej z tym treningiem czystości, ale gdy jestem tylko ja - jest to po prostu mało realistyczne. W dodatku od dwóch miesięcy Joasia załatwia "grubszą potrzebę" właściwie tylko i wyłącznie... w trakcie karmienia, co bardzo utrudnia jednoczesne wysadzanie ;)
Szkoda. Wprawdzie nigdy nie planowałam wysadzania dzieciątka na chodnikach i podłogach knajp, ale być może chociaż w domu traktowałabym otwarte spodenki jak sensowną alternatywę...
2016-09-19
różnice kulturowe
Po kilku głębszych kolega odważył się zadać nurtujące go pytanie: jak sobie ZB radzi z (nieuniknionymi zdaniem kolegi) różnicami kulturowymi i problemami, które z nich wynikają.
ZB też sobie golnął, a jemu wystarczy szklaneczka, żeby wpaść w filozoficzny nastrój. Zamyślił się więc głęboko i odparł: Ale między nami żadnych różnic kulturowych nie ma.
Ale jak to? - spytał zdumiony kolega.
Bo widzisz - mówi ZB. - Po prostu ja na nią nie patrzę jak na Europejkę, a ona twierdzi, że ja nie jestem Chińczykiem.
Phi. Ja sobie mogę twierdzić cokolwiek, ale moi wszyscy polscy znajomi też twierdzą, że ZB nie jest żadnym Chińczykiem. I to już od czterech lat!