2009-06-30

對聯和雙喜 Duilian i podwójne szczęście

Dziś miałam egzamin z pisania wypracowań. Przejechałam się na nim dosyć. Nie żeby mnie to jakoś szczególnie obchodziło, ale generalnie to wolałabym naprawdę napisać wypracowanie i mieć z głowy. Tymczasem wymagania nauczyciela (ech, jak ja drania nie lubię!) były po prostu nieprawdopodobne...
Pierwsze, czyli uzupełnienie pustych miejsc w wypracowaniu - było całkiem normalne. To znaczy, wprawdzie tekst był trudny i mogłam co najwyżej zgadywać, co tam wstawić, ale niech tam. Drugie zadanie polegało na znalezieniu 5 synonimów/wyrazów bliskoznacznych. Nie pięć rożnych wyrazów + po jednym synonimie. Po pięć synonimów dla każdego z wyrazów, powtarzających się w czytance! Kolejne zadanie jednak już całkiem mnie pogrążyło: trzeba było otóż ułożyc 5 duilianów.
Co to jest duilian 對聯? W wiki jest krótki opis, nie do końca oddaje o co chodzi, więc uzupełniam. Jest to mocno wysublimowana forma tradycyjnej chińskiej poezji, dwuwers obwarowany wieloma regułami. Musi się zgadzać nie tylko liczba znaków (a wiec i sylab) w wersie. Znaki te muszą również korespondować ze sobą - znak 對 to miedzy innymi symetria. Więc znaki muszą jakoś tam sobie odpowiadać - mieć znaczenie podobne albo dokładnie odwrotne, ale na pewno nie ni przypiął ni przyłatał. Co więcej, muszą odpowiadać sobie również pod względem gramatycznym - czasownik kontra czasownik, przymiotnik z przymiotnikiem itd. Ale najważniejsze to zgodność melodyczna - mile widziane rymy, ale to nie rymy decydują o melodii. Tu chodzi o tony. Jak wiemy, w chińszczyźnie mandaryńskiej istnieją cztery tony, plus piąty nieakcentowany. Jednak w poezji wygląda to trochę inaczej: pierwszy i drugi ton należą wspólnie do kategorii tonów wznoszących, a trzeci z czwartym to tony opadające. Wystarczy zrównoważyć te "tony poetyckie", nie trzeba dokładnie ustawiać czwartego naprzeciw czwartego, trzeci też może być.
Gdyby chcieć stworzyć taki dwuwiersz po polsku... hmmm... Trzeba pominąć wiele reguł - tony poetyckie odpadają, choć mogłyby zostać zastąpione rymami. To, że w przeciwieństwie do Chińczykow posiadamy gramatykę, też sprawy nie ułatwia - te wszystkie deklinacje i koniugacje... Coś, co mi przyszło do głowy, gdy po raz pierwszy usłyszałam o tych dwuwierszach, to "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego". Z gramatycznego i "ideowego" punktu widzenia to idealny duilian, chociaż brak rymów i niejednakowa ilość sylab w wersie sprawia, że nie jest to najszczęśliwszy przykład.
No dobra. Nie jestem w stanie wymyślić takiego przykładowego dwuwiersza nawet we własnym języku. A ten idiotyczny nauczyciel próbował wymóc na mnie wymyślenie 5 duilianów po chińsku! Kretyn! Jak mu to w ogóle wpadło do głowy?!
Wiem, jak mu to wpadło do głowy. Z dawien dawna (ta forma poetycka ma już 1000 lat historii) układanie duilianow stanowiło część egzaminów państwowych. Dostawałeś jedną linijkę i miałeś się wysilić, żeby utworzyć jak najbardziej pasowną drugą. Wiąże się z tym jedna bardzo romantyczna historia :)
Był sobie Wang Anshi, ubogi chłopiec. Ruszył dnia pewnego z rodzinnego Jiangxi na egzaminy państwowe i po drodze zauważył wywieszony na bramie domu wers: 走馬灯,灯走馬,灯息馬停步. Okazało się, że głowa rodziny Ma 馬, mieszkającej w tym domu, pragnie pozbyć się pięknej córki - w sposób niezbyt drastyczny, bo przez wydanie jej za mąż. Nie oddadzą jej jednak byle komu - chętny musi być na tyle inteligentny, żeby stworzyć bliźniaczy wers do wcześniej podanego. Jeśli nie umie, to nawet nie ma po co słać swatów. Wang Anshi głowił się i głowił, ale nic mądrego nie wymyślił, więc poszedł na egzamin. Szczęśliwym trafem podczas egzaminu dostał jako jedno z zadań ułożenie bliźniaczego wersu do czegoś takiego: 飛虎旗,旗飛虎,旗卷虎藏身。 Olśnienie! właśnie te dwa wersy idealnie do siebie pasują! Forma, gramatyka, każdy szczególik! Tam, gdzie w pierwszym jest 走 - iść, w drugim jest 飛 - lecieć; tam gdzie w pierwszym jest 馬 - koń, w drugim jest 虎 - tygrys itd. Wszystkie elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce. Chłopak zdaje egzamin i pędzi do domu Ma, żeby powiedzieć, że potrafi uzupełnić dwuwers. Za jednym zamachem załatwił sobie dyplom i obrączkę, co dla ubogiego chłopca z końca świata wcale nie było takie proste. Upieczenie dwóch pieczeni na jednym ogniu uczcił wymyśleniem znaku "podwójnego szczęścia" - 囍。 A potem stał się sławny - ale to już zupełnie inna historia...
W każdym razie - do jasnej cholery, to było na egzaminach urzędniczych, a nie na końcowym egzaminie dla obcokrajowców! Grrrr...
我們寫作老師給我們準備的考題挺難。 要認識很多同義詞近義詞, 對外國人來說很難! 而且他讓我們寫對聯! 這個連對中國人來說很難, 對老外更不用說了! …… 我不想跟這位老師學習…… :P

2009-06-29

chinski Ratatuj ;)

Uwielbiam tutejsze knajpki. Zachwycaja mnogoscia smakow, zapachow, sposobow przyrzadzania. Male knajpki to cudowna atmosfera prawie-przyjazni z wlascicielem, ktory czesto jest tez kelnerem, kucharzem i kasjerem. Wszystkie knajpki to gwarancja swiezosci jarzyn, miesa, owocow morza - bo codziennie rano obwozni handlarze zaopatruja knajpki we wszystko, co potrzeba.
Wady? Nie tylko ludzi przyciagaja owe jadlodajnie...

To zaplecze mojej ulubionej dajskiej knajpki przy ulicy Yuanxi. Do zielonego baniaka po prawej stronie wrzucane sa brudne naczynia. Po lewej stronie pod schodami mieszkaja gryzonie; cala rodzina - z tego, co zdazylam zauwazyc. Skrzetnie zbieraja resztki pysznosci podawanych w tej knajpie. Cala obsluga jest z nimi zaprzyjazniona - czyli jesli poinformujesz kelnerke/kucharza, ze futrzaki mieszkaja pod schodami, wzrusza oni ramionami z usmiechem mowiacym: "tak, i co z tego? tez mi nowosc...". Rowniez klienci wydaja sie nie miec zastrzezen - zadnych piskow przerazenia, zadnych negatywnych odczuc - szczur tez czlowiek, jak wszyscy wiemy.
Zarcie przepyszne :) Czesto tam zachodze :) Nigdy mnie nie otruto, wiec macham reka na gryzonie i dalej konsumuje z niezmaconym apetytem :)
在波蘭我們不允許餐廳裡面住老鼠 :P 一般來說歐洲人已發現有這樣的情況, 不會在這樣的餐廳再吃飯。 但是嘛…… 這家傣族餐廳的菜太好吃了, 我還是會常常去那裡……

2009-06-26

roweronaprawiaczoszewc

Jednym z chinskich fenomenow sa roznorakie punkty uslugowe na wolnym powietrzu. Oprocz setek miliardow malutkich przenosnych knajpek i oprocz komiwojazerow jarzynowo-owocowych (dzien byl upalny, wiec winogrona zawinal w szmaty i szedl ulica krzyczac: winogrooooona, winogroooooona!),

mozemy na przyklad pojsc do lekarza, wrozbity, krawca, fryzjera, czysciucha (faceta od czyszczenia uszu) czy tez szewca.

Moj szewc rozlozyl swoj minizaklad pod trzecim drzewem za skrzyzowaniem Beimen jie i Yuanxi lu. On sam naprawia buty, a jego zona - rowery.

Na cale nieszczescie nie zdazylam zrobic zdjecia, kiedy jeszcze rower naprawiala, wycelowalam obiektyw dopiero, gdy juz konczyla, napompowaniem opon oczywiscie. Tak swoja droga, przy wszystkich waznych ulicach sa tez punkty zajmujace sie pompowaniem opon za 25 groszy od opony.
Kiedy pierwszy raz poszlam do takiego szewca, troche sie balam, ze mi spartoli buciki. Przeciez gdyby byl swietnym szewcem, toby go bylo stac na lokal, prawda? Hmmm... pewnie go i stac. Bo ruch ma wiekszy, niz jakikolwiek z innych napotkanych przeze mnie kunminskich szewcow...
我在中國特別喜歡路上的服務 :P 不知有什么吃的。 你似乎所有日常用品都買得到, 做得到。 本來我以為如果他們沒有自己的地方可能是因為他們服務得不怎麼樣。 但是他們比有自己的商店的那些要快要便宜要熱心。 我很喜歡在那里辦事 ^.^

2009-06-25

鳥友 przyjaciele od ptaszków

W Chinach rozróżniamy wiele typów przyjaciół. Bywają niedoprecyzowani - jak na przykład 老友 - stary przyjaciel, ale nie wiadomo, skąd go znamy, ani po co utrzymujemy z nim kontakt, ani w końcu jak długo już go znamy. Bywają też znakomicie doprecyzowani. Mamy więc na przykład 戰友, czyli współkombatanta bądź po prostu kumpla z woja, mamy 棋友 - przyjaciół od szachów, 酒友 - przyjaciół od kieliszka, 球友, czyli przyjaciół od gry w dowolną piłkę... Można by tak długo jeszcze, ale wydaje mi się, że ewenementem na skalę światową są 鳥友 czyli przyjaciele od ptaszków. Zanim komukolwiek zbereźne skojarzenia wpadną do głowy, tłumaczę: chodzi o ludzi, którzy trzymają ptaszki w klatkach, nie chcą jednak pozbawiać swych dziobatych przyjaciół możliwości rozwoju tudzież towarzystwa, dlatego często wyprowadzają ptaszki na spacer - czyli biorą klatkę i dyrdają do najbliższego parku. Takie wyprowadzanie na spacer nazywa się 會鳥 - wieszasz klatkę na gałęzi,

na której zdarza się przysiadać dzikim pobratymcom pupila, bądź spotykasz się ze swoimi "przyjaciółmi od ptaszków", którzy też wyprowadzili na spacer własne i ptaki się nawzajem uczą swoich tricków, a przy okazji można się pochwalić, który lepiej śpiewa.
Tradycja “przyjaciół od ptaszków" wywodzi się z czasów mandżurskich. Wtedy to członkom panującego narodu nie wypadało się bratać z Hanami, a już na pewno nie można było - a fe! - pracować. Byłeś więc synem bogacza albo i zwykłego żołnierza, należałeś do elity, nie pracowałeś i całymi dniami albo chlałeś, albo grałeś w madżonga, albo słuchałeś śpiewu ptaków - a jak się dało wszystko połączyć, to już w ogóle git. Fajnie było się spotykać z innymi nierobami i wymieniać informacjami na temat okresu lęgowego i tego, czy własny ptaszek wyciąga górne c, prawda?
Choć czasy mandżurskie dawno minęły, fotografia początkowa jest dowodem na to, że tradycja jest nadal żywa.
Gdy przyjechałam do Chin, pierwszym zaskoczeniem było dla mnie, że Chińczycy niechętnie hodują ozdobne gatunki ptaków - te wszystkie papużki faliste i inne takie. Najczęściej wsadzają do klatek ptactwo właśnie schwytane. Na wszystkich 花鳥市場 (targach kwiatów i ptaków) zamiast rozmnażanych w niewoli papużek pojawiają się słowiki, skowronki, kosy...


Wszystko da się oswoić. Wszystko da się zniewolić.

2009-06-22

a ta moja zagraniczna ciocia... 我的外國娘娘……


Wiem, ze dla sieostrzeniczki mojego lubego bylam wielka atrakcja, ale nie sadzilam, ze stane sie moneta przetargowa. Oto, jak pieciolatka zdobywa sobie szacunek wspolzabawowiczow: "A wiecie, ze ta moja zagraniczna ciocia ma niebieskie oczy?!". Nie mam wprawdzie niebieskich, ale to niewazne - kazdy wie, ze biali maja niebieskie. A posiadanie zagranicznej cioci z niebieskimi oczami sprawia, ze pieciolatka rulezzzz...
Razu pewnego jednak siostrzeniczka zadzwonila do MPBL z bardzo waznym pytaniem: a ta ciocia, skoro ma niebieskie oczy, to widzi swiat na niebiesko?
MPBL, krztuszac sie ze smiechu, odpowiedzial pytaniem: Ty masz czarne - to znaczy, ze widzisz swiat na czarno?
我到男友的老家, 他五歲的侄女一直陪著我們。現在她自高自大地跟其他的孩子吹牛: 你們知不知道我的那個外國娘娘的眼睛是藍色的?! 很了不起對吧, 別的孩子就沒有話好說, 侄女太厲害 ^.^
有一天她給我男友打了電話, 問非常非常重要的問題: 那個娘娘, 她的眼睛藍色的, 那麼, 她看到的東西是不是也都藍色的?
我男友, 沉默的笑, 想了想就回答: 你的眼睛黑色的, 那你看到的東西是不是都黑色的呢?

2009-06-20

nareszcie! 終於!

Wreszcie go poznalam. W koncu, po tylu latach internetowo-telefoniczno-smsowo-skajpowo-listowno-paczkowej znajomosci moglam wreszcie pogadac z nim na zywo, podziekowac za pomoc, za przyjazn, za niezliczone prezenty i codzienny kontakt. Dziekuje! :)
A to, ze przy okazji moglam pozwiedzac Szanghaj, to juz absolutnie drugorzedne, prawda? :D
Okazalo sie, ze mozemy gadac o wszystkim, ze mozemy sie razem przesmiac caly dzien i ze potrafimy zrobic motyla :D
Poznalam tez w Szanghaju Rebecce, ktora jest bardziej zakrecona niz domek slimaka, jezdzi po swiecie, uczy sie jezykow, uwielbia poznawac wszystko co nowe, a z Polski na pamiatke zabrala do Tajpej plyte z hejnalem z wiezy kosciola Mariackiego...No po prostu musialam ja pokochac :)

2009-06-09

pytanie 問題

Jestem przyzwyczajona do pogwizdywania. Do uśmiechów, dłuuuugich spojrzeń, zagadywania, czarowania na wszelkie sposoby. No przecież jestem biała i jestem w Chinach - czyli bezbrzeżny zachwyt jest całkowicie uzasadniony. Jednak odkąd pojawiam się wszędzie w męskim towarzystwie, wszelkie zbyt ostentacyjne próby okazania względów się skończyły. Jestem zaklepana, zajęta, więc nie ma mi co prawić komplementów. Ale można mi też powiedzieć komplement w trochę bardziej zawoalowanej formie. Dlatego nadskakujący mi ładnych parę godzin Nauczyciel Fang zadał żałosnym głosem już tylko jedno pytanie: CZY MASZ SIOSTRĘ?

紅河 Honghe

Koszmar z Honghe trwał tylko niecałe dwie doby, ale uświadomił mi, że wychowywanie i kształcenie dzieci w Chinach jest... ryzykowne. Ale od początku.
Nauczyciel ds studenckich zapytał, czy chciałabym jechać do Honghe. Zawsze jadę, gdy mam okazję, więc się nawet nie zastanawiałam. Cztery godziny w autokarze - no ale miały mi to wynagrodzić góry, gorące źródła i to wszystko inne, czego się dowiedziałam o Honghe - starostwie (nienawidzę nazwy "prefektura", a starostwo to ziemie należące do władzy, prawda? Cała ziemia w Chinach należy do państwa, czyli właściwie się zgadza...) położonym tuż przy granicy z  Wietnamem. Jest to starostwo autonomiczne mniejszości Yi 彝族 oraz Miao 苗族

- to oznacza, że w teorii mniejszości mają tu więcej praw i wpływów niż w niemniejszościowych miejscach. W praktyce bywa różnie. Wedle konstytucji mają być finansowo niezależni od Pekinu, zresztą nie tylko finansowo - również kulturalnie, kulturowo, wszelako. W tym "wszelako" mieści się m.in. prawo do indywidualnej polityki na szczeblu lokalnym (czyli na przykład teoretycznie mogliby całkowicie demokratycznie wybierać swoich kacyków), a także do używania własnego języka w urzędach itp. Cała ta szumna niezależność to oczywiście bajeczka, bo każda ważna decyzja tutejszego kacyka "autonomicznego starostwa" i tak musi zostać zatwierdzona przez Pekin. Inne stwierdzenia to też bzdura. Weźmy na przykład nasze Honghe: "należy" do dwóch głównych grup etnicznych, Yi i Miao. Nawet pomijając fakt, że jezyków Yi jest przynajmniej kilka, jak pogodzić to z językami Miao? I których Miao wybrać? Albo Yi? Z tych wszystkich, których wsadzono swego czasu do jednego worka, a którzy wcale nie czują wspólnoty kulturowej. Poza tym - większość ludzi zamieszkujących to starostwo to i tak napływowi Hanowie, chmurni i dumni ze swojego mandaryńskiego, jakkolwiek mocno zalatującego lokalnymi dialektami... W praktyce wielojęzyczność sprowadza się do wielojęzycznych drogowskazów czy napisów nad sklepami, a szkoły nie oferują lekcji lokalnych języków...
No dobrze, wróćmy do Honghe. Co w nim takiego niezwykłego? Poza tym, że Czerwona Rzeka 紅河 właśnie tu ma swe źródło, a kończy się w Wietnamie? Cóż. Przynajmniej dwie rzeczy są warte wzmianki. Po pierwsze, bliskość Wietnamu sprawia, że sporo tutaj zagranicznych sąsiadów,

robiących interesy na papierosach, przedmiotach codziennego użytku itd. Wielu Wietnamczyków widzi w Yunnanie szanse na lepsze życie; rzesze handlarzy i robotników wędrują przez granicę. Swego czasu były plany, by Chińczyków zamieszkałych przy granicy puszczać do Wietnamu bez wizy czy paszportu, na dowód osobisty, ale z tego, co widzę, obecnie nie jest to możliwe.

Druga rzecz warta wzmianki to klimat, pozwalający na całoroczną uprawę arbuzów, winogron,

trzciny cukrowej. Och, oddychało mi się tam tak swobodnie, jak na Tajwanie!
Pojechałam więc do tego raju na ziemi po to, żeby się dowiedzieć, że następne dwa dni spędzę udając nauczycielkę angielskiego. Tak, dowiedziałam się o tym dopiero na miejscu. 
No tak. Biała skóra, niebieskie oczy (zielono-niebiesko-żółte, ale kto by się przyglądał), blond włosy (w każdym razie w porównaniu z Chińczykami)... To czyni Cię idealnym nauczycielem angielskiego (i tak dobrze, że nie trafiło na niektóre Rosjanki bądź Francuzki z naszej szkoły - mój akcent to Oxford w porównaniu z ichnim).

No dobra, czyli jestem nauczycielką, tak? Czyli mam uczyć dzieci, tak? O, moi drodzy, gdybym po prostu miała uczyć, byłabym naprawdę zadowolona (mam talent do dzieci). Ale nie: ja wzięłam udział w trzygodzinnej reklamie. Była to reklama szkoły ćwiczenia pamięci.
Tak, wiem, że w Polsce takie cuda też istnieją. Że niby jak poprawisz pamięć, to wyniki w szkole będą lepsze. No pewnie, że będą lepsze, jeśli wkujesz podręcznik! Ale całe szczęście w Polsce i w kilku innych cywilizowanych krajach istnieją nauczyciele, którzy potrafią odróżnić materiał wkuty od zrozumianego. Nie przeczę, dobra pamięć się przydaje. Ale w trakcie tego weekendu patrzyłam na dzieci, które bałwochwaliły dziewczynę recytującą Wielką Naukę łącznie z numerami stron; które zazdrościły osobie potrafiącej zapamiętać szereg pięćdziesięciu niezwiązanych ze sobą cyfr w ciągu 40 sekund; które piały z zachwytu nad dziewczęciem zapamiętującym swobodnie rząd dowolnie poustawianych dwudziestu liter łacińskich. I tutaj właśnie się pojawia pytanie: po co komu wrycie na pamięć konfucjańskiego tekstu? Po co komu zapamiętanie rzędu 50 cyfr? Tego nie wiem. Ale wiem, po co komu zapamiętanie 20 niezwiązanych ze sobą liter łacińskich. Otóż po to, moi drodzy, żeby się nauczyć angielskiego.
Chińczycy na lekcjach angielskiego nie uczą się mówić. Uczą się słówek i gramatyki. Żeby zdać kolejne poziomy angielskiego, musisz znać odpowiednią ilość słówek. A najtrudniejszą częścią zapamiętywania słówek angielskich jest fakt, że angielskie słowa inaczej się pisze niż słyszy. To znaczy, litery są, według przeciętnego Chińczyka, poustawiane w niewłaściwej kolejności i jeszcze na dodatek z błędami, kompletnie bez sensu. Przeciętny Chińczyk wie wprawdzie, że w chińskim słowniku jest fafnaście różnych chińskich znaków, ktore wymawia się na przykład shi. Ale nie jest w stanie zrozumieć i zapamiętać, dlaczego sheep i ship czy też bitch i beach pisze się inaczej a wymawia tak samo (nie wymawia się tak samo, ale Chińczycy zazwyczaj wymawiają identycznie). A jak trafią na 3,4,5-sylabowe wyrazy, rozkładają bezradnie ręce - tego się nie da zapamiętać. Dlaczego "come on" nie pisze się "ka meng" - jak w chińskim pinyinie? Dlatego tak ważna jest umiejętność zapamiętania wielu całkowicie niepowiązanych ze sobą nawzajem liter...
Nienawidzę uczenia się na głupa. Jestem przeciwniczką tej metody. Jestem przeciwniczką wszystkiego, czego się dowiedziałam w ciągu tego weekendu. Nie chciałabym, żeby moje dzieci uczyły się w chińskiej szkole... 
PS. Niestety, na gorące źródła czy górki czasu nie starczyło :(

2009-06-04

綜合老師 Nauczycielka

Zupelnie nie rozumiem, dlaczego za kazdym razem, gdy mowa o mniejszosciach (nie tylko o Yi, ale o Yi zwlaszcza), wzrok wnauczycielki spoczywa (wraz z porozumiewawczym usmiechem) wlasnie na mnie.
Jeszcze bardziej nie rozumiem, dlaczego dzis przy slowku “glebokie uczucie", patrzyla na mnie cala klasa. Bez porozumiewawczego usmiechu. Z dzikimi wybuchami smiechu...
我真不懂為什麼每一次說到少數民族 (不只是彝族, 無論哪一個少數民族都行), 我們綜合老師都看著我, 面上帶著微笑。
我更不了解為什麼今天學到 ”深情“ 這個詞語所有的同學也在看著我。 他們臉上不帶微笑。 他們直接哈哈大笑……

2009-06-03

nowi przyjaciele :) 新朋友

Slawa byla, minela i wcale tego nie zaluje - no w końcu ilez mozna sie szlajac po telewizorach? W poniedzialek po raz ostatni znalazlam sie w kunmińskiej telewizji; zaspiewalam kilka piosenek, pogadalam i zostalam pieknie skomplementowana. No i naprawde nie przypuszczalam, ze te moje wystepki beda sie za mna ciagnac jak smród po gaciach.
Poszlam dzis do banku. Tak, do tego samego, do którego sie wybieralam dwa tygodnie temu ;) Zostalam obsluzona nadspodziewanie szybko i przyjaznie, po czym na odchodnem panienka z okienka powiedziala, zebym sie nie martwila, ze nie przeszlam dalej, bo i tak jestem the best i ze caly bank mnie ogladal i wszyscy byli dumni, ze to wlasnie u nich zalozylam konto. ;)
No dobra. W calkiem dobrym nastroju wyszlam z banku i ruszylam na poszukiwanie uczciwego zakladu pieczatkarskiego (uczciwego, czyli takiego, w którym nie zedra ze mnie kwot bajońskich tylko dlatego, ze biala jestem). Po drodze, jako, ze dysponowalam wlasnie swieza porcja gotówki, wstapilam do odziezowego. Ze dwa razy znalazlam tam cos dla siebie, fajny sklepik, wiec zawsze, gdy mam po drodze, wstepuje. Zazwyczaj po obustronnych usmiechach i stwierdzeniu, ze tym razem nic nie kupie odchodzilam w sina dal. Tym razem od progu powitalo mnie pytanie, wystepujace w Chinach zamiast "dzień dobry" - jadlas juz cos? Zgodnie z prawda stwierdzilam, ze nie, w zwiazku z czym blyskawicznie zostalam posadzona przy suto zastawionym stole (boczek wedzony i duszony; kurczak gongbao, szpinak na parze, baklazany przepyszne moje, pikantny makaron na zimno...). Wsadzano mi do miseczek najlepsze kaski i nie zadawano pytan. Tylko jedno: strasznie dawno tedy nie przechodzilas, co sie stalo? Wyciamkalam, ze zajeta ostatnio bylam, czemu towarzyszyly porozumiewawcze spojrzenia... No i okazalo sie, ze oni mnie tez w telepudle widzieli. No jakzeby inaczej!
Po kilku godzinach nawiazywania przyjazni wreszcie mnie wypuscili, nakazujac, bym czesto wracala i zebym, u licha, przestala mówic 謝謝 (dziekuje) za kazdym razem, gdy sa dla mnie po prostu mili!...
Jesli byc ekhm... slawnym - to tylko w Chinach. Zamiast zjadliwych komentarzy i zawisci, zamiast dystansu czlowiek nagle znajduje tlumy osób nastawionych maksymalnie przyjaznie...
大家都知道我失敗了, 沒有出名 ^.^ 但是嗎。。。還是有很多人看到我, 現在大家都認得出來。這是為什麼中國銀行工作者今天都對我特別客氣, 又跟我搭訕。 這是為什麼最近交了很多新朋友。
怎麼說呢?…… 這樣我就達到了自己的目的。 交朋友比出名要重要得多!。。。
還有…… 我非常感動 ~ 到現在一個人也沒有說什麼傷害我的話。 大家都贊揚我, 我真的不敢當。我只是一個喜歡唱歌又喜歡中華文化怪怪的老外……