2025-08-29
Próbowanie Nowego 尝新节
2024-10-03
吃新米 jedzenie nowego ryżu
2022-04-17
Miao i jajka
My jemy jajka z okazji Wielkanocy, a Miao jedzą tzw. Jajka Drugiego Miesiąca 二月蛋. Skąd się ta tradycja wzięła?
Dawno, dawno temu było sobie stare małżeństwo. Mąż nazywał się Molong, a żona Baoxiang. Choć byli już w poważnym wieku, nie doczekali się jeszcze dzieci. Im zaś byli starsi, tym bardziej smucili się, że nie mają potomstwa.
Pewnego razu pod ich dom przyleciała jaskółka. Zobaczyła ich zapłakane oczy i spytała, dlaczego są tak smutni. Opowiedzieli o swej trosce, a ona tylko westchnęła i ćwierknęła:
- Wy płaczecie, że nie macie dzieci, a ja płaczę, że je mam.
- Ależ co ty mówisz? Gdybyśmy mogli tak jak ty mieć syna i córkę, bylibyśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie!
- Każdemu jest trudno na inny sposób. Mieszkamy w szczelinie skalnej. Za każdym razem, gdy wylatuję szukać pożywienia, boję się, że jakiś wąż czy szczur zje moje delikatne pisklęta. Och, jak bardzo chciałabym, żebyście z litości dla moich dzieci pozwolili nam uwić gniazdo pod waszym dachem!
- Pewnie! Nasz dach jest szeroki i wygodny, zapraszamy! Tutaj będziecie bezpieczni.
- Dziękuję pięknie! Jesteście dobrymi ludźmi, a dobro, któreście mnie uczynili, na pewno do was wróci. Mało tego! Zdradzę wam pewien sekret: będziecie mieli syna. Przyleciałam ze wschodu, zobaczyłam go po drodze; odpoczywa nad rzeką, by dać spocząć nogom. Ale woda w rzece bardzo bystra, dojdzie do was prędzej, jeśli zbudujecie dla niego most.
Małżeństwo posłuchało jaskółki. Poszli nad rzeczkę i zrobili mostek ze stroigły. A następnego roku, drugiego dnia drugiego miesiąca księżycowego pięćdziesięcioletnia żona powiła tłuściutkiego chłopczyka. Odtąd bezdzietne Miaoski budowaniem mostów i kładek próbują wybłagać w niebiosach synów.
Stare małżeństwo nie posiadało się z radości. Nieba byli gotowi przychylić małemu i oczywiście okropnie go tym zepsuli. Żądał dla siebie wszystkiego, na czym spoczęły jego oczy, a oni kupowali dlań kolejne zabawki; brakowało mu bodaj tylko gwiazdki z nieba.
Z okazji czwartych urodzin dostał synek wór zabawek i słodyczy, ale nic mu się nie podobało i cały dzień chodził ze skwaszoną miną. Dopiero wieczorem, gdy gwiazdy i księżyc oświetliły niebo, a każda błyszczała innym kolorem, wyciągnął on rączki ku niebu i zażyczył sobie gwiazdki. No ale jak to niby zrobić? Ręce za krótkie, niebo za wysokie, latać ludzie nie potrafią. Takie tłumaczenia nie trafiały jednak wcale dziecku do przekonania; uparł się, tupał, wrzeszczał, płakał.
Stary ojciec wpadł na świetny pomysł: ugotował dwa kacze jajka; jedno zabarwił na czerwono, a drugie na zielono. Pomachał nimi przed oczyma ukochanego synka i rzekł:
- Nie płacz, wybłagałem dla ciebie gwiazdki z nieba! Spójrz, jakie ładne!
Synek zamrugał oczkami, zerknął na niebo, uwierzył, że to prawdziwe gwiazdy i szybko je złapał. Nie cieszył się nimi wszakże zbyt długo; szybko mu się znudziły, a wtedy poszedł do ojca i nuże go ciągać za połę koszuli:
- Tato, na niebie gwiazd jest tak dużo, a ja mam tylko dwie. A ja chciałbym duuuuużo! Mogą nawet być malutkie, ale muszę koniecznie mieć więcej.
I znów nie wiedział stary ojciec, cóż ma począć z kapryśnym brzdącem. Podumał jednak chwilę i rzekł do syna:
- Synku kochany, ty się pobaw z mamą, a ja pójdę po gwiazdy dla ciebie.
I gdy mama odwróciła uwagę malca, wemknął się szybko do domu i ugotował miarkę kleistego ryżu, którą, jeszcze ciepłą, uformował w kulkę, a potem ozdobił ją czerwonymi i zielonymi kropkami. Podarował tę kulkę synowi mówiąc, że te kropki to gwiazdy, a syn, ucieszony, nosił z sobą ten "kawałek nieba" i wreszcie przestał marudzić.
A ponieważ na świecie jest dużo dzieci rozpieszczonych jak dziadowski bicz i dużo rodziców, którzy chętnie korzystają z dobrych pomysłów innych rodziców, więc odtąd gdy miaoskie dzieci marudziły, że chcą gwiazdki z nieba, rodzice darowali im barwione jajka i barwiony ryż. Z czasem ta niewinna zabawa wrosła w lokalne zwyczaje i właśnie dlatego drugiego dnia drugiego miesiąca Miao jedzą kolorowe jajka. Tradycja jest wciąż żywa, a kolory, choć inne niż te tradycyjne w Polsce, wspaniale przywodzą na myśl nasze kroszonki.
2020-11-26
ropucha walczy z tygrysem 癞蛤蟆斗老虎
Dzisiejszy wpis powstał w ramach współpracy z japonia-info.pl czyli pod egidą Unii Azjatyckiej.
W województwie Zhaotong w prowincji Yunnan znana jest taka legenda ludu Miao:
Pewnego dnia ropucha łapała sobie jak zwykle robaki, by zaspokoić głód. Po chwili napatoczył się tygrys. Ona, wiedząc, kto zacz, grzecznie się z nim przywitała, jednak on nawet nie zerknął w jej stronę, bo dumne tygrysy nie bratają się z płazim pospólstwem. W ropusze rozgorzał gniew, dlatego zaczęła sobie z tygrysa stroić żarty i się przechwalać. Tygrys nie pozostawał jej dłużny i już po chwili założyli się o to, komu uda się złapać większego zwierza. Gdy się rozstali i poszli na łowy, ropucha wetknęła do pyska dwie śliwki, a potem powiedziała tygrysowi, że zeżarła mu rodziców, o, zobacz, tutaj są ich oczy! Przerażony tygrys zmykał, gdzie pieprz rośnie. Po drodze spotkał jednak małpę, która może i nie jest tak silna jak tygrys, ale z pewnością bardziej rozumna: wytłumaczyła tygrysowi, że został oszukany i wspólnie poszli nauczyć żabią mordę zdradziecką moresu. Ropucha jednak miała w rękawie wiele takich sztuczek i efekt był taki, że oba zwierzęta znów uciekły, małpa w góry, a tygrys do lasu. I odtąd małpy żyją w górach, a tygrysy w lasach.
云南民间文学集成·昭通市苗族卷 Zbiór yunnańskiej literatury ludowej, zwój Miao z Zhaotong
Tutaj poczytacie o japońskiej żaborybie.
2020-11-01
czuwanie przy zmarłym 守靈
O tym zwyczaju wspomina już Księga rytuałów. Starożytni Chińczycy uważali, że dusza zmarłego w ciągu trzech dni po śmierci może wrócić do domu w odwiedziny, dlatego dzieci zmarłego winny pilnować powrotu duszy. Każdej nocy przychodzili też krewni i znajomi pomóc w pilnowaniu, a przy okazji spotkać się i powspominać zmarłego. Palono lampki, by dusza nie zabłądziła, ale lampek trzeba było pilnować, by nie pogasły - to należało do obowiązków nabożnych synów. Dzięki temu, że trwało to całe trzy dni, można było należycie przygotować pogrzeb i zawiadomić większość krewnych.
Obecnie w miastach rzadko praktykuje się pozostawianie trumny trzy dni w domu - tyleż z racji innych czasów, co i z bardziej prozaicznej przyczyny - trumnę nie zawsze jest gdzie postawić, a powinna stać w osobnym pokoju, odpowiednio przystrojonym i wystarczająco dużym, by pomieścić żałobników i przekąski dla czuwających. Dlatego obecnie czuwanie często odbywa się w domu pogrzebowym - nie tylko można tam wszystko ustawić jak należy; można również wynająć profesjonalistów do pilnowania ognia. Mnie osobiście dziwi bardzo sama koncepcja: przecież istotą czuwania miała być pomoc duszy w znalezieniu drogi do domu! Cóż więc jej po tym, że ktoś będzie czuwał przy ciele złożonym w domu pogrzebowym?
U ludu Miao do dziś przetrwała tradycja, by synowa zmarłych (w domyśle - świekrów) czuwała przy nich w swym najlepszym stroju, obwieszona biżuterią.
*Zwróćcie uwagę na to, że trumna z ciałem nazywa się inaczej niż pusta - na pustą mówi się najczęściej 棺木 guānmù.
Tutaj poczytacie o tym, jak wygląda pogrzeb shinto.
2020-09-17
krabi demon 螃蟹精
Dawno, dawno temu żył sobie pewien bardzo zły krab, którego największym przysmakiem było ludzkie mięso. Często rozrabiał, porywał dziewczęta i dzieci, siejąc strach i grozę. Każde wyjście olbrzymiego kraba z jaskini rozpętywało tajfun, który nie tylko zagrażał ludzkiemu zdrowiu i bezpieczeństwu, ale również niszczył uprawy. Zrozpaczeni i zdesperowani ludzie poszli po pomoc do Boga Piorunów 雷公. Ten zaś od razu wysłał pięciu niebiańskich żołnierzy, by złapali niedobre zwierzę. Nie przewidział, że krab to nie taki o zwykły krab, a mocarz i demon. Pięciu żołnierzy walczyło z nim trzy dni i trzy noce, jednak w końcu krab ich pobił, a oni, nieźle poharatani wrócili do niebios zdać raport Bogu Piorunów. Ten, usłyszawszy, jak się rzeczy mają, wpadł w gniew tak straszliwy, że poszedł sam zrobić z krabem porządek. Walczyli calutki tydzień, aż wreszcie krab był tak zmęczony, że skrył się na dnie morza. Nie z Bogiem Piorunów takie sztuczki! Na jego rozkaz rozstąpiło się morze i krab został w końcu złapany i postawiony przed niebiańskim sądem. Rozeźlony Bóg Piorunów przemówił doń w te słowy: "Demony takie jak ty powinny zostać wybite! Jeśli kiedykolwiek jeszcze skrzywdzisz lud Li, spalę cię uderzeniem mojego pioruna!". Ale krab ani myślał się poddać: wykorzystał chwilę boskiej nieuwagi i złapał Boga Piorunów za stopę swymi ogromnymi szczypcami. Krzyczące z bólu bóstwo chwyciło młotek i rozbiło kraba w drzazgi.
To jednak nie koniec katastrof: z brzucha kraba wylała się żółta woda, której było tak wiele, że płynęła nieprzerwanie kolejny tydzień, zatapiając ludzi i ziemię. Wszystko było pokryte wodą; wystawało tylko kilka czubków górskich szczytów. Większość ludzi zatonęła; tylko jedna para młodzieży - rodzeństwo - przetrwała, znalazłszy schronienie w wydrążonej tykwie, która bez problemu unosiła ich na wodzie. Dryfując w tykwie, dopłynęli do wyspy Hajnan, gdzie utknęli zatrzymani przez górskie szczyty. Gdy wody opadły, wyszli oni na zimny i opuszczony ląd - jedyni pozostali ludzie na ziemi. Kiepsko, prawda? Zwłaszcza, że byli rodzeństwem. Wędrowali więc po całej ziemi, szukając jakichś innych ludzi.
Pewnego dnia na szczycie góry ujrzeli żółwia. Spytali: żółwiu, czy na ziemi są jeszcze jacyć ludzie? Ten odrzekł, że nie - i że w związku z tym powinni się hajtnąć i mieć z głowy. Rozgniewani, przycisnęli żółwia wielkim głazem, aż mu skorupa popękała i powiedzieli: Połączy nas węzeł małżeński tylko pod warunkiem, że tobie uda się złączyć w całość popękaną skorupę. I odeszli, pełni gniewu i rozgoryczenia.
Innego dnia ujrzeli piękny bambus. Zapytali: Bambusie, czy na ziemi są jeszcze jacyć ludzie? On zaś odrzekł: nie, zostaliście tylko wy dwoje, ożeńcie się! Parka znów się wściekła, połamali bambus na kawałki, rozrzucili go po ziemi i powiedzieli mu do słuchu: Zostaniemy mężem i żoną tylko pod warunkiem, że tobie uda się z powrotem zrosnąć. I wiecie co? Po jakimś czasie odkryli, że i żółwia skorupa, i bambus się zrosły. Oni jednak nadal nie chcieli zostać mężem i żoną, gdyż bali się, że dosięgnie ich gniew nieba, że trafi ich piorun i sczezną.
W tym samym czasie znany już nam Bóg Piorunów ani myślał o tym, by zabijać piorunem rodzeństwo. Gryzł się straszliwie, że ludzkość niemal wyginęła z powodu ostatniej awantury. Pewnego dnia przybrał więc postać siwowłosego staruszka i zstąpił na wyspę Hajnan, by skłonić rodzeństwo do małżeństwa. Oni jednak się opierali: nie możemy się pobrać, bo wówczas dosięgłby nas gniew samego Boga Piorunów! Staruszek odparł: Nie bójcie się, dobre dzieci, jam jest bogiem piorunów i powiadam wam, że żadna was kara nie spotka - jesteście wszak ostatnią nadzieją ludzkości. Oni jednak nie wierzyli, że to naprawdę bóg i nadal nie chcieli się pobrać. Staruszek rzekł: skoro nie wierzycie, że jestem bogiem, zniszczę to ogromne drzewo, by udowodnić wam moją moc. Krzyknął głośno, a wtedy drzewo stanęło w płomieniach. Młodzi w końcu uwierzyli i nie mieli już żadnej wymówki - pod dyktando bóstwa zawarli więc ślub. Po dziesięciu miesiącach siostra urodziła potwora bez rąk i nóg, a nawet bez oczu i nosa - po prostu okrągły kawałek mięsa. Młodzi byli przerażeni. Brat posiekał mięso na kawałki i porzucili je u stóp góry. Przyleciało stado kruków i część kawałków mięsa ptaszyska pozanosiły na szczyt gór, a reszta spłynęła z prądem rzeki na równinę u stóp góry. Z tych kawałków, które zostały zaniesione na górę, powstali Li i Miao, a z tych w dolinie - Chińczycy Han.
/黎族民间故事大集 - Wielki zbiór podań ludu Li/
Tutaj poczytacie o strasznych krabach z Japonii.
2020-07-22
2020-07-07
bawu 巴乌
Dawno, dawno temu w górach Ailao żyła piękna, skromna i dobra dziewczyna, która nazywała się Meiwu. Zakochała się ona w odważnym, przystojnym i pracowitym chłopcu Bazhong. Obiecali sobie być zawsze razem, nierozłączni jak gałęzie i liście. Cała wioska radowała się ich szczęściem. O ich szczęściu wywiedział się pewien zły duch, mieszkający daleko w górach i zgrzytał zębami ze złości. Pewnego dnia, w czasie święta, gdy wszyscy mieszkańcy bawili się i tańczyli, zły duch dosiadł silnego wiatru i porwał dziewczynę. Na wszelkie sposoby próbował ją zmusić do wypowiedzenia sakramentalnego "tak", jednak ona nie dawała się przekonać - i milczała. Rozzłoszczony demon odciął jej więc język, a potem wyrzucił ją do puszczy. Ona zaś wypłakiwała oczy za swoim miłym i błąkała się po lesie, nie mogąc nawet nikomu opowiedzieć swych strasznych dziejów. Pewnego dnia czarodziejski ptak pojawił się w lesie, niosąc w dziobie odcięty język dziewczyny, a w pazurkach - bambus. Polecił dziewczęciu włożyć język do bambusowej rurki - "bambus pomoże ci w mówieniu". Zagrała więc dziewczyna na bambusowym flecie, a dźwięki, które wydobyła, były słodkie jak miłość i smutne jak samotność. Usłyszał je Bazhong, który dotąd bezskutecznie szukał ukochanej; podążył za tym dźwiękiem i odnalazł dziewczynę. Odtąd byli już zawsze razem. A instrument, który potrafi mówić został nazwany na ich cześć - od ich imion.
W dawnych czasach w okolicach dzisiejszego Gejiu żył niemowa. Zmarła mu matka, więc był bardzo nieszczęśliwy, jednak nie miał jak opowiedzieć o swojej tragedii. Pewnego dnia znalazł jednak bambus podziurawiony przez robaki. Gdy przytknął go do ust, okazało się, że wydaje dźwięk, który potrafi wyśpiewać cały żal zgromadzony w sercu niemowy. Odtąd Yi nauczyli się wiercić dziury w bambusie, by stworzyć instrument, który najlepiej wyraża ból i smutek.
2019-11-11
yunnańskie nazwiska
Miał to być niby wpis o chińskich nazwiskach, ale generalnie rzecz biorąc, zostały one opisane w wikipedii na tyle dokładnie, że nie ma sensu się o nich rozpisywać. Dziś kilka ciekawostek o nazwiskach, na które się natknęłam w Yunnanie; są one raczej rzadko spotykane poza naszą prowincją, a niektórzy (łącznie ze słownikami) nawet nie wiedzą, że takie nazwiska istnieją. Będzie też kilka słów o mniejszościach etnicznych i o nazwiskach, których nie ma.
Również w klasie Tajfuniątka zetknęłam się z innym czteroznakowym nazwiskiem z imieniem. Tym razem nazwisko było jednoznakowe, a imię - trzyznakowe. Dwa znaki zwykłe, a oprócz nich 天 - Niebo, dodane, jak się później dowiedziałam, przez wróżbitę, żeby imieniem zrównoważyć niedobory pierwiastka, którego miało dziecku brakować w czasie urodzenia.
Wróćmy jednak do nazwisk niehanowskich grup etnicznych. Grupa etniczna Wa 佤族 wybrała sobie jako nazwiska głównie Chen 陈、Zhao 赵、Li 李、Xiao肖、Luo 罗、Tian 田、Bao 鲍、Zi 子、Yin 尹 oraz Zhong 钟. To wszystko są oczywiście nazwiska wzięte od Chińczyków, bo gdy próbowano chińskimi znakami zapisywać brzmienia z języka Wa, okazywało się, że ani nie brzmią, ani nie wyglądają, ani znaczenie się nie zgadza. W dodatku, tak samo, jak u niektórych Yi i Naxi, u Wa nazwisko syna powinno zawierać imię ojca, co etnicznym Chińczykom Han oczywiście nie mieści się w głowach. Przyjmują więc mniejszości chińskie nazwiska i nawet imiona pisane w znakach... i używają ich tylko w sytuacjach bardzo formalnych. Zdarza się, że nawet na nie nie reagują, tak bardzo są one oddalone od imion, którymi posługują się na co dzień.
Podsumowując: jest tak, jak zwykle. Są główne zasady i masa wyjątków. Sporo ciekawostek i lokalnych zwyczajów, które zazwyczaj nie są brane pod uwagę, a przecież są takie ciekawe!
A jeśli chcecie poczytać o japońskich nazwiskach, zapraszam tutaj.
2019-11-10
Dom w Dali 家在大理
![]() |
chór Bai |
![]() |
Yi wyginają śmiało ciało |
![]() |
chłopcy Lisu dumnie prężą pierś |
![]() |
jedyny naprawdę świetny numer: duet bajskiej trójstrunnej lutni i suony |
![]() |
nibyopera yunnańska (tak naprawdę tylko stroje były zainspirowane tą operą) |
![]() |
kwartet imienia Czastuszkiewicza... prawie |
![]() |
śliczne dziewczęta Miao |
![]() |
...no dobra, one świetnie tańczyły :) |
![]() |
chłopcy Bai z buławami |
2018-11-08
笑傲江湖 Swordsman
2017-11-28
taniec z bambusowymi lagami 竹竿舞
2016-06-23
Srebro ludu Miao 苗銀
Jeśli chodzi o biżuterię, u kobiet Miao istnieją trzy zasady:
1)im większa, tym lepsza - żadnych skromnych, cieniuśkich łańcuszków! Ma być duża!
2)im cięższa, tym lepsza - gdy dziewczę Miao przebija sobie uszy, powinno to robić pogrzebaczem, a nie igiełką, żeby olbrzymie kolczyki się zmieściły. Najcięższe z ichnich kolczyków potrafią ważyć nawet dwadzieścia deko! Wyobraźcie więc sobie, ile potrafi ważyć cały strój... Nie potraficie sobie wyobrazić? Ja też nie umiałam. Bo może ważyć nawet dziesięć kilo. Biorąc to pod uwagę, nie dziwię się masowości aluminiowych podróbek...
3)im więcej, tym lepiej - nie jedna bogata ozdoba, która przysporzy Ci piękna, ale nie porazi oczu. Dziesięć kilo srebra - po trzy grubaśne naszyjniki, wielgachne diademy, pierścienie, kolczyki, pasy... Kiedy już wszystko na sobie uniesiesz, będziesz się skrzyć jak komplet garnków Zeptera.
Nosiłybyście, drogie Czytelniczki? Mnie chyba jednak trochę za bardzo przeszkadza ciężar...
2015-08-12
najważniejsza jest droga, nie cel
Jakież wielkie było moje rozczarowanie, gdy doszliśmy do wioski i z trudem uwierzyłam, że to faktycznie to. Parę ceglanych chałup, w różnym stopniu rozebranych bądź zburzonych.
Do tego smętnie snujący się ludzie, ewidentnie nie mogący sobie znaleźć miejsca i... koparki. Tak. Wioska została właściwie zburzona. Nie martwmy się jednak - zaczęto już prace, gęsto okraszone betonem. Tam, gdzie kiedyś była wioska Miao, będzie "Autentyczna Wioska Miao", pewnie jeszcze z biletami wstępu.
Czy wioska jest warta zwiedzenia? Absolutnie nie.
Czy warto było tam pójść? Absolutnie tak!
Do wioski prowadzą tylko dwie drogi - jedna zwykła, asfaltowa, po której wygodnie może się przemieszczać nawet wypasione auto. Druga - kamienna. Wijąca się wokół jeziora, między polami, pagórkami, głazami i skalistymi poletkami kukurydzy; hasają po niej bez opieki dzieci i kozy, jest piękna i w sam raz na poobiedni spacer. Miejscowi wprawdzie pukali się w czoło - każdy normalny człowiek wybiera szeroką drogę i albo motocykl, albo bryczkę. Ja jednak zmusiłam ZB do odrobiny wysiłku (a marudził oczywiście, jak to on ma we zwyczaju, że się zgubimy, że nie znamy drogi i że on jest taaaaaaaaki zmęczony) i zrobiliśmy sobie wspaniały spacer w pięknych okolicznościach przyrody. Miejscowa młodzież, stroniąca od konstruktywnych zajęć, łowiła ryby, dobre żony robiły pranie w jeziorze, a młode dziewczęta szukały ustronnego miejsca na kąpiel. Szum wody, koniki polne i słońce - czyż to nie wakacje idealne?
Zrobiliśmy wielkie kółko; pewnie będzie jakieś dziesięć czy dwanaście kilometrów. Na drodze, poza dziećmi i kozami, nie spotkaliśmy żywcem nikogo.
Całe szczęście ZB potrafi się przyznać do błędu i kiedy wracaliśmy do naszej wioski z setką nowych zdjęć, podziękował mi za to, że go zmusiłam do spaceru :D