Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Huiowie 回族. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Huiowie 回族. Pokaż wszystkie posty

2023-12-21

Meczet w Jianshui 建水清真寺

Za każdym razem tak samo mnie zdumiewają meczety wyglądające jak chińskie świątynie, różniące się od buddyjskich czy taoistycznych na pierwszy rzut oka tylko kolorystyką: często mają zielone dachy i białe ściany, nie ma tu nigdzie czerwieni. Tym razem jednak pewnie w ogóle przegapiłabym budynek - ładny, drewniany, z zielonym dachem - gdyby nie napis Wielki Meczet 清真大寺 nad wejściem. Ach! Obok na ścianie napis po chińsku: patriotyzm to część wiary 爱国是信仰的一部分. Coś jak Bóg, honor, ojczyzna, ale inaczej - bo w Chinach jest wielu bogów, którzy zresztą z honorem niekoniecznie mają jakikolwiek związek, a poza tym wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że na świątyniach buddyjskich czy taoistycznych nikt takich haseł nie pisze. Pojawiają się za to tam, gdzie są muzułmanie i... chrześcijanie. Bo to rebelianci i trzeba im przypominać, że wiara wiarą, ale o miłości do Chin nie wolno zapominać. Nie jest to zresztą wynalazek współczesnych władz chińskich ani nawet pogląd narzucany muzułmanom chińskim wbrew ich woli. Tak naprawdę już za Mingów i Qingów istniało w Yunnanie sporo muzułmanów, którzy poza znajomością Koranu potrafili się też wykazać znajomością pism konfucjańskich; te wykształciuchy postulowały połączenie jednego z drugim ("回儒一体") dla uzyskania idealnego kodeksu. Jednym z najsłynniejszych chińskich muzułmanów parających się piórem i próbujących odpowiedzieć na problemy tutejszych muzułmanów był Yusuf Ma Dexin, daleki potomek pierwszego obsokrajowca, który rządził Yunnanem, o którym zresztą warto poczytać, a który kiedyś odwiedził Jianshui (w tamtych czasach - Lin'an). 

Samo Jianshui, pełne mniejszości etnicznych i ludzi rozmaitych wyznań, wydaje się doskonałym miejscem dla kultywowania dialogu konfucjańsko-muzułmańskiego. Pierwszy jianshuiski meczet powstał niewiele później od Świątyni Konfucjusza, czyli ma już ponad siedem wieków. Jednak od 2007 roku jest właściwie cały czas w remoncie, a dla wygody wiernych powstała nowa świątynia. I tu faktycznie widać, jak próbuje się wprowadzić w życie połączenie zasad islamskich z konfucjańskimi - na ścianach cytaty z Koranu a tuż obok cytaty z Konfucjusza. Zgodnie z muzułmańskimi założeniami nie ma tu oczywiście żadnych malowideł przedstawiających ludzi, jednak chińskie kaligrafie związane np. z czterema skarbami gabinetu też tu przysiadły w kąciku. Współcześni muzułmanie - ci, którzy zostali zaakceptowani przez oficjalne władze, czyli ludzie zajmujący wysokie stanowiska w chińskich stowarzyszeniach muzułmańskich - powiadają, że jeśli chodzi o kompas moralny islamu i konfucjanizmu, jest on bardzo zbliżony, tak samo jak tradycyjne chiński wartości współgrają z głębokim humanizmem islamu. I tak właśnie, dążąc do fuzji tych dwóch systemów filozoficzno-religijno-wszelkich innych, u wygiętych chińskich dachów powieszono chińskie dzwoneczki, na ścianach wypisano chińskie kaligrafie i konfucjańskie idee, a na wszelkie zastrzeżenia, że przecież w islamie nie robi się tego a tego - zawsze jest jedna reakcja: każda religia, nawet islam, może wchłonąć coś dobrego i pięknego a pochodzącego z innej religii. W Koranie nie ma szczegółowych instrukcji odnośnie stylu architektonicznego, za to pojawia się zalecenie, by wchodząc między wrony krakać jak one. 

I tak właśnie co tydzień modli się tu kilkuset z mieszkających w Jianshui kilku tysięcy muzułmanów, a w Ramadan i ważne muzułmańskie święta przybywają tu tysiące ludzi. A jednocześnie, skoro patriotyzm ma być częścią wiary, we wszystkie chińskie święta państwowe powiewa tu chińska flaga i wybrzmiewa chiński hymn. Do tego, że niemuzułmanie jadają w halalowych knajpach, wszyscy w Chinach są przyzwyczajeni. W drugą stronę rzadziej to działa, ale też się zdarza. W Jianshui ekumenizm wzniósł się o dwa poziomy wyżej: nie tylko same mury świątyni stanowią tego świadectwo. Jianshuiczycy mówią, że często widzą jianshuiskiego imama podróżującego czy też spotykającego się z głównym mnichem najważniejszej lokalnej świątyni... buddyjskiej. Ponoć kiedys zdarzyło się, że ujrzawszy ich razem, pewien policjant przybiegł w nerwach, chcąc ich na wszelki wypadek rozdzielić, a oni ze śmiechem powiedzieli mu, że nie rozumie idei harmonii społecznej, tak ważnej w dzisiejszych Chinach...

Tuż obok świątyni znajduje się muzułmański... hmmm... luksusowy pensjonat, cały w drewnie, z ogrodem, jeziorkiem i innymi takimi. Można tam przysiąść na chwilę z herbatą, nawet jeśli jest się innowiercą.

2023-11-22

Koszary rodziny Na 纳家营

Pamiętacie historię o pewnym muzułmaninie z Buchary, który z rozkazu Mongołów został pierwszym chińskim gubernatorem Yunnanu? Jeśli nie, to sobie poczytajcie, bo historia zaiste przednia, a ja tymczasem przejdę bezpośrednio do jego syna, Nasr al-Dina czy też Nasruddina, który w chińskich znakach nazywał się 纳速拉丁. Ponoć nasi yunnańscy muzułmanie o nazwisku Na 纳 pochodzą właśnie od niego. A że obostrzenie dotyczące ilości dzieci pojawiło się w Chinach dopiero kilkadziesiąt lat temu, by parę lat temu zniknąć, było tych Na na tyle dużo, żeby zaludniali całe wioski czy miasteczka. Dotyczy to między innymi "starego miasta Na" 纳古镇 i i wspomnianych w tytule "koszar" - choć oba miejsca rozrosły się tak, że obecnie tworzą całość i opisując koszary mówi się, że znajdują się w północnej części starówki. Może najłatwiej byłoby po prostu mówić "miasteczko Na"? 

Zostało ono założone ponoć właśnie przez liczne potomstwo Nasruddina. Początkowo naprawdę były to koszary, ale z czasem rozrosły się ono w regularne muzułmańskie miasteczko, w którym mieszkał nie tylko ród Na, ale również Ma i He. Znajduje się ono u stóp Lwiej Góry 狮子山 i nad brzegiem jeziora Qilu 杞麓湖, na wysokości 1800 metrów nad poziomem morza. Ze względu na ładne krajobrazy, dobrą pogodę i tanie ziemie, chętnych do osiedlania się tu nie brakuje. Większość mieszkańców to muzułmanie (ponad 80% ludności), którzy zachowują swe tradycje i obyczaje, zarówno jeśli chodzi o budownictwo, jak i kuchnię czy zwyczaje ślubne czy pogrzebowe. W miasteczku roi się od meczetów; parędziesiąt lat temu to własnie Meczet Koszar Rodziny Na 纳家营清真寺 był największą muzułmańską świątynią prowincji. 

Miasteczko otoczone jest polami ryżowymi, rzepakowymi i lotosowymi. Jest tu szkoła podstawowa, ale już do gimnazjum dzieciaki muszą jeździć do Tonghai (komunikacja autobusowa jest bardzo dobrze rozwinięta, więc nie jest to duży problem). Łącznie w całym miasteczku z przyległościami czy też w całej gminie mieszka zaledwie 10 tysięcy mieszkańców. Mogliby być bardzo biedni, jednak od zawsze stawiają na właściwego konia: w 2021 roku gmina dostała milion yuanów za bycie "wzorem integracji etnicznej"; zaczęły się wielkie remonty, budowanie nowych dróg i parku bagiennego przy jeziorze Qilu. Jednak ich bogactwo zaczęło się już wcześniej. W latach osiemdziesiątych, po otwarciu Chin na świat, powstała tu wielka ilość firm prywatnych; wkrótce okolica wzbogaciła się tak bardzo, że zaczęto ją nazywać "wioską bogatych muzułmanów" 回族富裕村. Sporo rodzin powysyłało młodzież za granicę - po nauki, ale też w celu prowadzenia biznesu. Dlatego z czasem społeczeństwo bardzo się rozwarstwiło: są tu lepianki tuż obok pałaców, a miasteczko Na zaczęto nazywać również "wioską Chińczyków zza mórz" 侨乡. Ale pewna zamożność datuje się na czas jeszcze wcześniejszy - z dawien dawna miasteczko Na słynie z ręcznego wyrobu noży i maczet; przy każdej ulicy można znaleźć zakłady nożowników. Do najpiękniejszych dzieł należą noże herbaciane Nagu 纳古茶刀, które uważane są za najbardziej reprezentatywne i oryginalne. W każdy Ramadan w Koszarach rodziny Na organizowane jest "Święto Delicji" czyli jarmark z muzułmańskimi specjałami ale również rękodziełem. 

Wróćmy do meczetu. Budowę meczetu Koszar Rodziny Na 纳家营清真寺 rozpoczęto w 1370 roku. Wzięli się za to potomkowie Nasruddina - Na Sulu (niestety, nie udało mi się znaleźć oryginalnego muzułmańskiego imienia, tylko chińską transkrypcję) 纳速鲁 z synami. Na początku XXI wieku została wyremontowana i rozbudowana. Jest OGROMNA. Za to na starówce w 1856 roku wybudowano nowy drewniany meczet, który dość szybko spłonął i po dwudziestu latach został odbudowany w tym samym miejscu. Pomniejszych meczetów nawet nie wyliczam, bo jest ich w okolicy sporo. Zrobiliśmy sobie długi spacer po miasteczku; absolutnie urzekające było obserwowanie, jak wpływy muzułmańskie łączą się tu z rdzennie chińskimi. Można też było przyuważyć sklepy związane z muzułmańskimi tradycjami. Już nie mówiąc o tym, że w całym mieście nie przyuważyłam ani jednej niehalalowej restauracji!

rzeźbienia na oko podobne do tych, które znajdziemy w każdej chińskiej świątyni, jednak tematyka zupełnie odmienna! I ta kopuła na środku!
Czy istnieje osobna nazwa na minaret "świecki", który zdobi dom prywatny? Były tu takie w każdym bogatszym domu.
Studnia przed meczetem. Podobno powstała już w czasach pierwszych Na, którzy tu zamieszkali; początkowo służyła do ablucji, a potem zaczęła pełnić również te same funkcje, co zwykłe studnie: przy głowie smoka, skąd tryska woda myto warzywa, a w basenie robiono pranie. Spływająca woda nawadniała okoliczne pola.
Chętnie przyjadę tu podczas któregoś Ramadanu. Warunkiem musiałoby być to, że choć kilka restauracji prowadziłoby normalny biznes, żebym nie musiała pościć do wieczora...

2020-05-31

Paifang Wierności i Miłości 忠爱坊

W sercu starego Kunmingu, na środku deptaku, który znajduje się między ulicą Zhengyi 正义路  a paifangami Szmaragdowego Koguta i Złotego Konia, czyli przy ulicy Trzech Targów (三市街), pyszni się piękny, ładnie odnowiony Paifang Wierności i Miłości.

Powstał za czasów mongolskiej dynastii Yuan, dla uczczenia pierwszego gubernatora Yunnanu. Nazwa to skrót od: wierny władcy i miłujący lud 于君而于民. 
Paifang dwa razy został spalony. Po raz pierwszy w 1857 roku, przez... ówczesnego zongdu Yunnanu, Heng Chuna 恒春. Przywódca muzułmańskiego powstania, watażka Ma Xian, groził, że armata rebeliantów wypali z armaty ustawionej na grzbiecie kamiennego lwa z tego właśnie paifangu i że buntownicy zdobędą yamen. Wyruszyli ze Zbudowanej Wody (Jianshui 建水) i nawet udało im się stanąć pod murami Kunmingu z bojową pieśnią na ustach. Heng Chun, usłyszawszy groźbę, stwierdził, że nie będzie jej jak spełnić, jeśli nie będzie paifangu, bo Ma Xian nie będzie miał gdzie postawić armaty. No i spalił paifang - kazał łucznikowi z Jinri Lou strzelić płonącą strzałą w nasz paifang. W kilka godzin doszczętnie spłonął kilkusetletni pomnik pamięci.
W 1882 roku ówczesny zongdu Yunnanu, Cen Yuying 岑毓英 zaproponował zrzutkę, by odbudować paifang (tak, tak... spalić na rozkaz zongdu łatwo, ale kolejni zongdu nie poczuwali się do tego, żeby odbudować z własnej kieszeni...). Pieniądze zbierał wśród okolicznych bogaczy i co bardziej majętnych handlarzy. Odbudowa zajęła dwa lata! Drewniane, wysokie na 4 zhangi pale ciosano z kasztanowców, sprowadzanych specjalnie z Songming. A sam paifang nie przetrwał nawet pół wieku - w 1924 roku pewnej nocy zajął się ogniem, który rozprzestrzenił się z pobliskej wędzarni (niektórzy mówią, że z zakładu produkującego świece), pochłaniając nie tylko wędzarnię i paifang, ale również wiele pobliskich sklepików. Odtąd był obecny tylko w pamięci starych kunmińczyków i przekazach pisemnych. Takie czasy - wojna domowa, wojna światowa, a potem budowa nowego wspaniałego świata nie pozwalały na poświęcanie funduszy na odbudowę. Dopiero w 1998 roku władze Kunmingu postanowiły odbudować paifang w tym samym miejscu, na wzór i podobieństwo starego, ale z wystarczającą ilością kamienia, żeby nie było go łatwo spalić. Wiecie - rok później w Kunmingu miało się odbyć ogrodnicze Expo, więc trzeba było odświeżyć wizerunek miasta... Tak to znów przypomniano mieszkańcom o pierwszym gubernatorze Kunmingu, który... nawet nie był Chińczykiem.
Sayyid Ajall Shams al-Din Omar سید اجل شمس‌الدین عمر 赛典赤·赡思丁, który w latach 1274-1279 pełnił funkcję gubernatora Yunnanu, urodził się w 1211 roku w Bucharze (dzisiejszy Uzbekistan), czyli był Chorezmijczykiem i w dodatku muzułmaninem. Skąd więc wziął się w Yunnanie?
W 1218 roku, gdy nasz bohater był zaledwie siedmioletnim dzieckiem, na rozkaz władcy Chorezmu została zatrzymana karawana idąca z Mongolii. Czyngis-chan próbował się dogadać, ale Chorezmijczycy zamordowali jednego z posłów, co w oczach Mongołów było równoznaczne z wypowiedzeniem wojny. Wówczas Czyngis-chan, jakoś około roku 1220, założył wojenną bazę, a później stolicę - Karakorum. Zaatakował i zdobył najpierw przygraniczny Otrar, potem Bucharę, a w końcu Samarkandę. Po zdobyciu Buchary, przemawiał do przedstawicieli zebranej w meczecie miejscowej elity dowodząc, że zwycięstwo zostało mu dane przez Boga ze względu na ich grzechy. Władca - Mohamed - uciekł na zachód, a jego armia rozpadła się z powodu sporów między dowódcami. Pozostałe w mieście elity albo uciekły, albo... musiały się przystosować. Rodzina naszego bohatera się poddała. Przypuszczalnie nie była to dla nich łatwa decyzja, zwłaszcza, że byli jednymi z potomków Proroka (w 27. pokoleniu). Shams al-Din wziął udział w  podboju Syczuanu pod przywództwem Mengke, wnuka Czyngisa; odpowiadał za logistykę, a później wraz z nim trafił na dwór, który znajdował się wówczas w Jaskółczej Stolicy czyli w dzisiejszym Pekinie. Później był skarbnikiem, aż w końcu Kubilaj, który rządził po Mengke, wysłał go do Yunnanu, gdy Mongołowie podbili Królestwo Dali w 1274 roku. Zwróćcie uwagę na to, że Shams al-Din trafił do Yunnanu, kiedy miał już ponad sześćdziesiątkę na karku! No i - został wysłany, by rządzić podbitym ludem, a sam nie był rdzennym Mongołem, tylko synem podbitego ludu i w dodatku muzułmaninem. No ale Mongołowie nie bali się obcych religii; dbali tylko o to, żeby najwyższy władca i jego rodzina byli wierni tradycji, a religie innych uważali za ich prywatne sprawy. Na samym dworze i w służbie Mongołów było bardzio wielu muzułmanów, a sporo z nich zajmowało wysokie stanowiska.
Dlaczego został wysłany do Yunnanu? Ziemie te dopiero niedawno podbito; Mongołowie wykazali się wyjątkową przenikliwością i pozwolili, by tublcy "rządzili" w ich imieniu - dlatego królem Dali był Bai. Został on jednak podstępnie otruty przez mongolskiego "marszałka". Ludność zaczęła się burzyć; Kubilaj skazał więc marszałka-idiotę na karę śmierci, zarządzanie oddał w ręce syna zamordowanego króla i postanowił wysłać tu kogoś, kto będzie rozsądniej dążyć do prawdziwego zjednoczenia imperium.
Najlepsze jest jednak to, co zrobił nasz bohater, gdy już dotarł do Yunnanu. Wyobraźcie sobie, że on, muzułmanin z Buchary, rządzący w imieniu Mongołów w Yunnanie, ówcześnie zamieszkiwanym niemal wyłącznie przez ludzi, którzy dziś są tu uważani za "mniejszość etniczną" (w Królestwie Dali rządzili Bajowie), wzniósł tu pierwsze miasto w chińskim stylu. Czyli Kunming (oczywiście, wówczas nazywany inaczej - Zhongjing Cheng). Wybudował tu nie tylko dwa meczety - co jest zupełnie zrozumiałe - ale również świątynię buddyjską i konfucjańską. Tak! Kunmińska Świątynia Konfucjusza, zbudowana w 1274 roku, za czasów Rewolucji Kulturalnej mocno zniszczona, obecnie odbudowywana, ale pozbawiona resztek historii (vide: zburzenie ośmiokątnej pagody), ta pierwsza (choć niejedyna) świątynia konfucjańska w Yunnanie - została wzniesiona na rozkaz muzułmanina przysłanego przez Mongoła. To się nazywa multi-kulti w najlepszym wydaniu. W dodatku służyła ona przy okazji jako szkoła dla dzieci lokalnych kacyków, których pouczano, jak żyć "po chińsku". Sam Shams al-Din starał się "cywilizować" Yunnańczyków zarówno w duchu islamu, jak i konfucjanizmu tudzież buddyzmu. Według niego Yunnan był zacofany i barbarzyński i należało użyć wszystkich dostępnych środków, by go z tego stanu wydobyć. Mówiło się o nim, że orangutany i dzierzby zamieniał w jednorożce i feniksy, a ich filc i futra zmieniał na szaty i kapelusze, przy okazji sinizując ten kompletnie niechiński dotąd ląd. Nie tylko zaoferował konfucjańską edukację, ale i pokazał Yunnańczykom chińskie struktury społeczne, chińskie pogrzeby czy śluby, zwyczaje zaręczynowe, czczenie przodków i inne koutouy. Tradycyjne stroje zmieniali na szaty darowane kacykom przez naszego Shamsa. Wzbogacił Yunnan choćby przez to, że podatki ograniczył do dziesięciny i że naprawdę słuchał, co lud do niego mówi - a w potrzebie pomagał. To jemu na przykład Kunming zawdzięcza pierwsze regulacje wody w Jeziorze Dian i Rzece Panlong i - niejako przy okazji - stworzenie doskonałych pól ryżowych dzięki groblom i odpowiednio wyregulowanym dopływom. Przy projektach irygacyjnych pracowały tysiące ludzi opłacanych kilka lat z państwowej kiesy. No i - sprowadził tu i konwertował na islam całe stada ludzi. Nawet Marco Polo i Rashidoddin wspominają o tym, jak wielu muzułmanów mieszkało w Yunnanie za czasów mongolskich. W tamtych czasach np. miasto, które dziś nazywa się Dali, było "islamskie" - czyli mieszkało tam sporo muzułmanów.
Niestety, ten światły człowiek nie porządził długo Yunnanem - zmarł w 1279 roku, czyli spędził w Kunmingu zaledwie sześć lat. Gdy zmarł, mieszkańcy Kunmingu rozpaczała wiele dni. Podobno wiele tysięcy ludzi czuwało przy trumnie. Sam Kubilaj mówił o nim jako o porządnym zarządcy i nadał mu pośmiertne imię Król Xianyang 咸阳王. To właśnie dlatego tuż poza murami miasta postawiono paifang na jego pamiątkę. Razem z paifangami Konia i Koguta wygląda z lotu ptaka jak znak 品, dlatego mieszkańcy nazywali te trzy paifangi i przestrzeń przez nie ograniczoną Trzema Paifangami Pin 品字三牌坊 (przy czym trzeba zauważyć, że najpierw powstał paifang Wierności i Miłości, pozostałe dwa dobudowano później).
Następnym gubernatorem Yunnanu został jego najstarszy syn, Nasr al-Din (Nasruddin); dość długo władza w Yunnanie pozostała w rękach tej rodziny, a i potem (po dziś dzień!) Yunnan zamieszkiwali liczni potomkowie Shamsa al-Dina. Bodaj najsławniejszym z nich jest wielki podróżnik Zheng He.
Jestem Shamsem al-Sinem zachwycona. Tak chętnie poczytałabym jakąś powieść napisaną na podstawie jego barwnego życia! A jeszcze chętniej - obejrzałabym serial. Taki serial, w którym pięknie pokazanoby różnokolorowość, wielokulturowość i cudowność Yunnanu. Mojego Yunnanu.
Posąg Sayyida Ajalla Shamsa al-Din Omara, znajdujący się na wybrzeżu Rzeki Panlong.

2018-05-30

konwersja

wołowinę z tego straganu wykorzystuję do zrobienia pysznego pho po kunmińsku.
Wizytę na targu zaczynam od straganu tuż przy głównym wejściu. To stragan z wołowiną, już przetworzoną: gotowaną do miękkości w aromatycznym bulionie. Można kupić mięso, ozór, a także ścięgna, przypominające wołową gumę do żucia. Oprócz tego na straganie pojawia się świeże pieczywo - naany oraz muzułmańskie pączki youxiang. Stragan obsługuje muzułmańska rodzina, kilka kobiet i paru mężczyzn. Ponieważ często u nich kupuję, piękne, zachustowane kobietki znają mnie już dobrze. Wymieniłyśmy się wechatami; mówią, że przyślą mi swoje pociechy na naukę angielskiego. Z ich wechatów wiem, że kiedy tylko kończą pracę na straganie, natychmiast zdejmują chusty. Cóż, taki chwyt marketingowy: im bardziej stragan wygląda na muzułmański, tym bardziej kunmińczycy wierzą, że znajdą tam przepyszną wołowinę, a także oryginalne wypieki. W pracy więc muzułmanki te są zachustowane, chociaż poza pracą chust nie używają.
Pracuje na tym straganie również młody chłopak, który zawsze zaczyna ze mną gawędzić. Zaczynał od zwykłego "skąd jesteś?" i "świetnie mówisz po chińsku!", ale z czasem zaczął się spoufalać.
- jesteś piękna!
- nieważne, za ile robisz zakupy, ważne, byśmy zostali przyjaciółmi!
- a dużo jest w Polsce muzułmanów?
- a lubisz muzułmanów?
- a może chciałabyś zostać muzułmanką?
- jeśli zostaniesz muzułmanką, zaproszę Cię do domu i przedstawię rodzicom.
Z czasem doszło do tego, że każdą moją wizytę zaczynał od próby konwersji i od tłumaczenia mi, że islam jest najlepszą religią świata. Mówił, że muzułmanów jest dużo, coraz więcej. Że to religia przyjaźni, miłości i pokoju. Że kiedy zostanę muzułmanką, na całym świecie będę miała siostry i braci. Że jeśli będę wyznawała tę samą religię, co on, łatwo się zaprzyjaźnimy i jego dom stanie się moim domem.
Za którymś razem nie wytrzymałam: "jeśli będziemy wyznawać tę samą religię, będziemy przyjaciółmi? To przejdź na katolicyzm!".
Próby konwersji skończyły się jak nożem uciąć. Odtąd chłopak odstępuje przywilej obsługiwania mnie kobietom. Które jakoś nigdy nie próbowały mnie nawracać i zawsze miło się nam rozmawia na całkiem niereligijne tematy.