Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dynastia Tang 唐朝. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dynastia Tang 唐朝. Pokaż wszystkie posty

2021-11-14

Chryzantemy

Dziś kolejny wiersz o chryzantemach.

Yuan Zhen 元稹, Chryzantemy 菊花

秋丛绕舍似陶家, 

Jesienny gąszcz oplata dom jak u Tao, 

遍绕篱边日渐斜。 

Okrążasz zarośnięty płot i nawet nie wiesz, kiedy słońce zaczyna się chylić ku zachodowi. 

不是花中偏爱菊, 

Nie dlatego, że tak ukochałeś sobie akurat chryzantemy, 

此花开尽更无花。 

a dlatego, że po nich nie będzie już nic. 

Znów odwołanie do Tao Yuanminga - cóż, za Tangów po prostu wypadało go znać. Ciekawa jest za to ambiwalencja poety - niby chwali te piękne, gęste chryzantemy, na które gapi się godzinami, aż zacznie słonko zachodzić, ale tak naprawdę ich nie znosi - bo to ostatnie kwiaty, po których innych już nie będzie. Będzie tylko mrok i zimno. Byle do wiosny! Ach, jak ja go rozumiem! I to mimo że w Kunmingu akurat zimą kwiatów nie brakuje (na balkonie właśnie mi dojrzewają pąki kamelii i azalii). Jak widać, chryzantemy źle się kojarzą nie tylko Polakom...

2021-10-24

Chryzantemy 菊花

Tym razem wiersz "Chryzantemy" 菊花, napisany przez tangowskiego poetę Li Shangyina 李商隐. 

暗暗淡淡紫,融融冶冶黄。 

Ciemny fiolet, żywa żółć. 

陶令篱边色,罗含宅里香。 

Kolory jak u Tao, zapach jak u Luo. 

几时禁重露,实是怯残阳。 

Nie boją się zimnej rosy, a tylko zmierzchu. 

愿泛金鹦鹉,升君白玉堂。 

W czasie uczty w pałacu chętnie zanurzą płatki w złotym kielichu. 

Kilka przypisów. Po pierwsze, 陶令 to inaczej 陶渊明 Tao Yuanming, tangowski poeta, który, choć był wykształconym i zamożnym człowiekiem, rzucił wszystko i wyjechał w Bieszczady... to znaczy do Lushan. Na wieś. I oddał się pracy na roli, sławiąc ją temi słowy: wsi spokojna, wsi wesoła, który głos twej chwale zdoła!... Czy jakoś tak. W każdym razie, świetnie się znał na roślinach, więc i o chryzantemach popełnił wiersze, a nasz Li porównuje kolor własnych chryzantem z tymi u Tao. 

Po drugie, za chwilę mamy drugie porównanie - zapach jak u Luo. Chodzi tu o Luo Hana, który też był wielkim erudytą i dżentelmenem, a nie dbał o pozycję i zaszczyty, żył skromnie i w dodatku był wegetarianinem! Na starość sam zrezygnował z posady na dworze i wrócił na stare śmieci, a próg jego domu porastały chryzantemy i orchidee, co dla plebsu było oczywistym znakiem jego cnoty - gdyby był niecnotą, rosłyby tylko chwasty. Jeśli macie zachwaszczony ogródek, sami się zastanówcie, jak to o Was świadczy... 

Spójrzcie teraz: Li opisując piękne kwiaty porównuje nie tylko same rośliny; przywołując nazwiska dwóch skromnych, eleganckich i dobrze wykształconych poetów, siebie również do nich porównuje. Od razu zakładamy, że nie tylko na chryzantemy patrzy podobnym do nich okiem. 

Trzecia rzecz, na którą warto zwrócić uwagę to złoty kielich, nazwany w tekście "złotą papugą" 金鹦鹉. Nie chodziło tu o prawdziwą papugę, a o "papugowe muszle" 鹦鹉螺 czyli nautilusy względnie łodziki albo amonity. Wśród zamożnych ludzi bardzo popularne były kielichy zrobione właśnie z takich muszli, pięknych i wielkich. To doprawdy oprawa uczty godna człowieka szlachetnego 君, mieszkającego w Białym Nefrytowym Pałacu 白玉堂. A nasze chryzantemy zasłużyły, by również wejść na salony.

2021-10-17

咏菊 Pieśń o chryzantemie

Skoro już jesteśmy przy chryzantemach, spójrzcie, jak się postarali upięszyć wystawę chryzantem na Górze Yuantong:

Średnio rozplanowane, bo widać tylko górne wersy, ale dajmy im plusika za dobre chęci. Przynajmniej pokazują, że chryzantemy od wieków były natchnieniem poetów - tych wierszy jest więcej. Na dziś wybrałam dla Was

白居易 Bai Juyi 

咏菊 Pieśń o chryzantemie 

一夜新霜著瓦轻, 

W jedną noc szron otulił dachówki 

芭蕉新折败荷倾。 

chyląc ku ziemi lotosy i bananowce. 

耐寒唯有东篱菊, 

I tylko chryzantemy przy wschodnim płocie 

金粟初开晓更清。 

Złocą się o świcie jak zboża. 

W Kunmingu wprawdzie nie opada szron, ale to prawda, że chryzantemy przetrzymują nawet inne rośliny kwitnące jesienią - w moim ogródku wończe, jaśminy i inne róże już dawno kaputt, a chryzantem z dnia na dzień więcej - wdzięcznie i dumnie wystawiają pąki ku jesiennemu, łagodnemu słońcu. 

Ciekawostką jest porównanie do zboża. Chińczycy nawet w samej nazwie chryzantem pokazali, co o tym myślą. Chryzantema to przecież pełna garść 匊 pozawijanego 勹 ryżu 米 w trawie 艹 - 菊 jú...

2021-10-13

九月九日 Podwójna Dziewiątka

Już jutro Święto Seniora względnie Święto Podwójnego Słońca. Z tej okazji mam dla Was wierszyk: 

九月九日忆山东兄弟 W Podwójną Dziewiątkę wspominam braci z Shandongu 

独在异乡为异客, 

Jestem samotnym podróżnym z dala od domu 

每逢佳节倍思亲。 

w każde święto tęskniącym za bliskimi. 

遥知兄弟登高处, 

Choć jestem daleko, wiem, że dziś ziomale poszli w góry

遍插茱萸少一人。 

Z dereniami*. Lecz beze mnie. 


Biedny Wang Wei 王維, zaledwie siedemnastoletni, wyobcowany i samotny w dalekim kraju! Zawsze z okazji świąt dwa razy bardziej się czuje tę odległość. W dodatku zazwsze mamy bolesną świadomość, że życie bez nas toczy się dalej. Krewni i przyjaciele dalej się spotykają, organizują uroczystości w ten sam sposób, jednak my, którzy jesteśmy daleko, możemy tylko tęsknić - bo zwyczaje zazwyczaj różnią się w Tym Innym Miejscu,a do bliskich jest daleko. Podmiot liryczny tęskni nie tylko za ziomkami, ale też za całą otoczką święta. Wie, że wezmą dereń, tak samo, jak ja wiem, że w Polsce w Wigilię jest sianko pod obrusem. Tak dobrze go rozumiem!... 

Chińczycy, których wywiało z dala od domu, chętnie określają siebie samych pierwszym wierszem: 

 獨在異鄉為異客 [独在异乡为异客] dúzàiyìxiāngwéiyìkè - obcy i samotny w obcym kraju 

Pokazałam Wam już chryzantemy w Parku Wielkiego Widoku. Te poniżej cyknęłam w kunmińskim ZOO czyli na Górze Yuantong, gdzie również co roku park ozdobiony jest chryzantemami. Są może cokolwiek mniej imponujące, ale też piękne.

*Zgodnie z tradycją, w Podwójną Dziewiątkę młodzieńcy wspinali się na najwyższą górę w okolicy z sakiewkami wypełnianymi stopniowo gałązkami derenia 茱萸 zhūyú (ponoć piękne i zamożne konkubiny robiły sobie z dereni wianki). Miał dereń wyrażać tęsknotę za bliskimi, a także przy okazji odpędzać złe moce i pomagać w modlitwach - nie bardzo wiadomo, czy tylko dlatego, że odpędzał demony, czy również dlatego, że był znaną i cenioną rośliną leczniczą. A może po prostu dlatego, że właśnie mniej więcej wtedy dojrzewał i było go wszędzie pełno?

2021-07-13

Tęskniąc za Xinem w Południowym Pawilonie w letni dzień 夏日南亭怀辛大

山光忽西落, 

Blask opromieniający góry nagle znika na zachodzie, 

池月渐东上。 

A księżyc wspina się nad jezioro od wschodu. 

散发乘夕凉, 

Rozpuszczone włosy cieszą się wieczornym chłodem 

开轩卧闲敞。 

gdy spoczywam w ciszy w otwartym pawilonie. 

荷风送香气, 

Wiatr rozsiewa aromat lotosów 

竹露滴清响。 

i słychać, jak rosa kapie z bambusów. 

欲取鸣琴弹, 

Chciałbym zagrać na cytrze 

恨无知音赏。 

Nie ma jednak komu słuchać. 

感此怀故人, 

Zatęskniłem za starym przyjacielem 

中宵劳梦想 

I nawet sen nie daje mi wytchnienia. 

To czuły wiersz autorstwa Meng Haorana, wspaniałego tangowskiego poety, starszego kolegi tych wszystkich Libajów, Dufów i innych Wangwejów. Ach, jak on pisze o przyrodzie! A o przyjaźni też niezgorzej. Sami spójrzcie: poszedł cieszyć się spokojnym letnim wieczorem do Południowego Pawilonu. I niby wszystko jest takie piękne - i te lotosy, i ta bambusowa rosa. A jednak trudno mu się cieszyć pięknem bez przyjaciela Xin E, który nie tylko jest niezastąpionym towarzyszem do kieliszka, ale i Rozumiejącym Muzykę Duszy - 知音 - co jest najpiękniejszym określeniem przyjaźni, jakie istnieje. Mamy też i drugie określenie na przyjaciela: 故人 gùrén - dosłownie: stary, antyczny wręcz człowiek, czyli ktoś, kogo znamy całe wieki. To tylko podkreśla siłę i trwałość tej przyjaźni i wielką tęsknotę - tym większą, im bardziej nie możemy podzielić się pięknem z tymi, których kochamy. 

Łapiemy okruchy szczęścia: chłodny powiew w upalny letni dzień, woń lotosu, zachód słońca, odpoczynek w pięknym miejscu, wschód księżyca, odgłosy przyrody. To wszystko pozwala nam żyć. A jednak jest zadra w sercu. Jest tęsknota nie dająca spokojnie spać. Nawet muzyka nie daje ukojenia. 

Meng Haorana dzieli ode mnie kilkanaście wieków. Wychowaliśmy się w różnych kulturach, w różnych miejscach; mamy inne zasady moralne, inaczej widzimy świat. Nic nas nie łączy. 

Poza uczuciami. Bo te mamy identyczne.

Stąd dzisiejszy wpis: w Parku Wielkiego Widoku ujrzałam taką kompozycję z wyjątkiem z wiersza Menga - oczywiście właśnie o lotosach i bambusach.

2021-02-17

正月初六 Szósty dzień Nowego Roku

Nadszedł Dzień Konia 马日 lub inaczej Dzień Odsyłania Biednych Duchów 送穷鬼 sòngqióngguǐ. Zwyczaj był dawniej popularny w niemal całych Chinach, głównie wśród większości etnicznej Han. Problemem jest jednak to, że po pierwsze sposoby odsyłania biedy różniły się w różnych miejscach, a po drugie nawet dzień odsyłania był rozmaity.
Za to drugie święto było nierozerwalnie związane właśnie z szóstym dniem Nowego Roku: Opróżnianie Wychodków 挹肥. Pamiętacie na pewno, że po wigilii Nowego Roku nie wolno już było sprzątać, zamiatać ani wylewać wody, nawet brudnej? Wyobraźcie sobie nagromadzenie odchodów i odpadków po pięciu dniach niesprzątania... Szóstka była więc świetną okazją, by posprzątać wychodki, przy okazji kłaniając się Bogowi lub Bogini Wychodka, jednemu z bóstw domowych.

Tego dnia otwierały się wreszcie wszystkie sklepy i restauracje. Oczywiście nie mogło się obyć bez fajerwerków i tego typu cudów.

Wróćmy jednak do odsyłania biednych duchów czy raczej - duchów ubóstwa. Wedle części źródeł Dniem Odsyłania Duchów Ubóstwa powinien być ostatni dzień przed nowiem, tzw. 晦日 huìrì - czyli ostatni dzień miesiąca księżycowego. Którego konkretnie miesiąca księżycowego? Tu zdania są podzielone - mawia się i że w pierwszym miesiącu nowego roku, i że ostatniego dnia miesiąca la - czyli w wigilię Nowego Roku. Z drugiej jednak strony wspomina się też o wigilii Dnia Człowieka (który, jak pamiętamy, jest siódmego dnia Nowego Roku, bo wtedy Nüwa stworzyła ludzi). Z trzeciej strony - mówi się o 29 dniu pierwszego miesiąca Nowego Roku, dodając przy okazji, że wówczas należy solidnie posprzątać, a cały domowy kurz i śmieci wywalić do rzeki (ach, jakie to ekologiczne...). Istnieje również powiedzonko sugerujące, że dniem ubogich duchów jest trzeci dzień Nowego Roku... Oszaleć można. W różnych częściach Chin były zresztą popularne nie tylko różne daty, ale też różne historie oraz zwyczaje z tym świętem związane. W Shanxi i Shandongu popularna była moja ulubiona opowieść o synu pewnego arystokraty, który nawet podczas obchodów Nowego Roku chodził obdarty i w ogóle był zeń straszliwy niechluj. Spotkała go później zła śmierć daleko od domu; dlatego więc ludzie, chcąc uniknąć tak złego losu, pilnowali, by ostatniego dnia przed Nowym Rokiem wyrzucić za mury domu wszystkie zniszczone ubrania. Z czasem zwyczaj zaczęto nazywać odsyłaniem biednych duchów. Ponoć zwyczaj ten był popularny już za czasów dynastii Tang. 

Czymś, co wydaje się łączyć te rozmaite ceremonie, które odbywały się w różnych terminach, wydaje się być fakt, że po wysprzątaniu staroci i brudów należy zadbać o to, by duchy ubóstwa odesłać z pompą - z odpowiednim środkiem transportu i prowiantem na drogę. W zależoności od regionu pojazd może być robiony z wierzbowych witek albo z bananowych liści - widać więc, że akurat ta tradycja miała wiele wariantów. Jak należało się pozbyć tych wstrętnych duchów? Poza wersją ze sprzątaniem, wyrzucaniem ubrań i zaśmiecaniem rzeki, mamy też prawdziwą magię. Należy się udać wieczorową porą na rozstaje w kształcie litery T, przygotowawszy wcześniej prowiant: słodycze, suszone tofu, makaron, jajka, co podleci. Ułożywszy je, należy zapalić trzy trociczki i ładnie pożegnać się z duchami oraz spalić dla nich papierowe podarki, a zaraz potem - odejść i nigdy nie wracać. To znaczy - przynajmniej przez rok. Zgoła inaczej wyglądała ta tradycja na przykład w Kantonie. Tam odyłanie bidy odbywało się trzeciego dnia Nowego Roku. Jak pewnie pamiętacie, jest to dzień cynobrowych ust, podczas którego nie wolno odwiedzać krewnych i znajomych, bo się boimy kłótni. Pracowici Kantończycy uważali więc ten dzień za świetną okazję do posprzątania domu i kuchni, a także wymiecenia kurzu i wyrzucenia śmieci za próg. Tego też dnia palono stare meble czy inne starocie, a popiół wysypywano do Rzeki Perłowej. Widać, jak bardzo rozmija się to z kunmińską tradycją niewyrzucania niczego aż do dnia szóstego - pamiętajcie, Chiny są wielkie i różnorodne!

2020-11-18

graffiti LXIII - Sun Simiao

Na jednej z kunmińskich ścian znalazłam graffiti tematyczne dotyczące historii medycyny chińskiej. Całe szczęście zdążyłam obfotografować, zanim ścianę obklejono "dwunastoma kluczowymi wartościami społeczeństwa socjalistycznego"... Na pierwszy ogień idzie ta postać:


Sun Simiao 孫思邈 [孙思邈] to chiński medyk i pisarz z przełomu dynastii Sui i Tang. Nazywano go Królem Leków 藥王 [药王], ponieważ wymyślał niezwykłe metody leczenia i lekarstwa. Oprócz tego znany był z wielkiej troski o pacjentów. Urodził się w dzisiejszej prowincji Shaanxi. Naukę zaczął jako siedmiolatek i rzucił się na nią z kłami i pazurami - czytał całymi dniami i opanowywał niezwykłe ilości znaków; współcześni mówili, że to cudowne dziecko 圣童. Był tylko jeden problem - był strasznie chorowity. Do tego stopnia, że wydatki na lekarzy pochłonęły wszystkie rodzinne oszczędności. To, a także patrzenie na ludzi, którzy umierali na idiotyczne choroby, bo nie było ich stać na lekarzy, zainspirowało go do podjęcia studiów medycznych, które zresztą kontynuował do końca życia. 

Napisał dwie księgi: Podstawowe recepty na nagłe wypadki, warte tysiąc sztuk złota 备急千金要方 oraz uzupełnienie: Dodatek do recept wartych tysiąc sztuk złota 千金翼方. Obie uchodzą za kamienie milowe w historii chińskiej medycyny i jednocześnie są podsumowaniem pretangowskiej wiedzy medycznej. Wcześniejsza podaje ponad pięć tysięcy przepisów na leki, a ta późniejsza dodatkowe dwa tysiące. Oprócz tego Sun Simiao twierdził, że wykonywanie prostych czynności typu dotykanie włosów, przewracanie oczami, chodzenie czy potrząsanie głową może poprawić zdrowie. Jest on również twórcą "chińskiej przysięgi Hipokratesa", która zresztą pochodzi z pierwszego rozdziału pierwszej wspomnianej księgi. Stoi w niej, że lekarz nie powinien zwracać uwagi na status, bogactwo czy wiek pacjenta ani na jej piękno czy brzydotę; nieważne powinno być dla niego, czy to przyjaciel czy wróg, Chińczyk czy obcokrajowiec, a także czy jest analfabetą czy wykształciuchem (不分“贵贱贫富,长幼妍蚩,怨亲善友,华夷愚智”). Powinien każdego pacjenta traktować tak samo, jakby traktował własnych bliskich krewnych [zakładam, że lubianych]. Uważał, że życie ludzkie jest cenniejsze od złota. 

Poza medycyną parał się również alchemią - był taoistą. Napisał książkę Podstawowe przepisy klasycznej alchemii 丹經要訣, która jest ponoć "as close to a modern laboratory handbook as anything we are likely to find in ancient literature". Czyli bawił się w prawdziwego naukowca w prawdziwym średniowiecznym laboratorium. Pewnie wiele lekarstw wymyślił właśnie szukając cudownej kapsułki nieśmiertelności. 

Po śmierci zyskał wyznawców jako Bóg Medycyny 醫神 - a raczej jeden z licznych bogów medycyny - ma ołtarze głównie w rodzinnym Shaanxi, a nawet własną świątynię 药王庙, w której co roku drugiego dnia drugiego miesiąca księżycowego odbywa się odpust na jego cześć. 

Krążyły o nim legendy, jak ta o uleczeniu tygrysa. Ponoć razu pewnego, gdy Sun akurat kogoś nocą ratował, podszedł doń tygrys z błagalnym wyrazem pyska. Okazało się, że w jego gardzieli utkwiła ludzka kość, którą Sun zręcznie usunął. Z wdzięczności tygrys został jego obrońcą i sługą. Innego razu zobaczył kondukt przechodzący ulicą i zdumiał się straszliwie, dlaczego z trumny wycieka krew. Poprosił o otwarcie wieka trumny i uratował matkę i niemowlę, którzy nieomal zostałi żywcem pochowani, bo uznano ich za zmarłych w trakcie ciężkiego porodu. 

Pamiątką, którą pozostawił Sun Simiao po sobie w literaturze jest czteroznak 爐火純青 [炉火纯青] lúhuǒchúnqīng - dosłownie: płomień na fajerce staje się zielony. Że niby eksperyment alchemiczny się powiódł i udało się uzyskać lekarstwo zapewniające nieśmiertelność. Przenośnie oznacza to, że ktoś osiągnął perfekcję w jakiejś sztuce czy technice. Czteroznak to trawestacja wersu z wiersza Suna.

2020-10-14

góra ksiąg i morze nauki 書山與學海


Dzisiejszy wpis powstał w ramach współpracy z japonia-info.pl czyli pod egidą Unii Azjatyckiej.

Z okazji Dnia Edukacji Narodowej mam dla Was adekwatny dwuwiersz:

书山有路勤为径,

学海无涯苦作舟.

Na górze ksiąg ścieżkę wytycza pilność,

W bezkresnym morzu nauki łodzią jest trud. 

Nie jest on trudny do zrozumienia: zdobycie wiedzy nie jest łatwe, nie ma drogi na skróty. 


Niedawno trafiliśmy akurat na moment kaligrafowania tego dwuwiersza wodą po ziemi.
 

Jeden czteroznak wszedł w użycie jako całkiem samodzielne przysłowie:

學海無涯 [学海无涯] xué​hǎi​wú​yá - póki życia, póty nauki względnie: ars longa, vita brevis

Autorem dwuwiersza jest słynny pisarz Han Yu 韩愈 - kto jak kto, ale on wiedział, jak ważna jest wytrwałość. Był tangowskim pisarzem, poetą, publicystą i politykiem. Postulował powrót do klasycznych form literackich i ucieczkę od iście barokowych nowoczesnych wymysłów - to, co zrobił dla języka chińskiego, bywa porównywane z wpływem, jaki na swoje języki i kultury mieli Szekspir, Dante czy Goethe. Miłował chińską kulturę pozbawioną obcych elementów - tak kulturowych, jak i religijnych. Ponieważ sądził, że literatura i etyka są nierozłączne, wolał prostotę i zrozumiałość od jakichś pokrętnych i nadozdobnych dziwactw. Co ciekawe, za obrzydliwe, barbarzyńskie zabobony miał nie tylko całkowicie obcy Chińczykom buddyzm, ale i... taoizm, który wszak jest konstruktem rdzennie chińskim - jednak taoizm był według niego wypaczeniem chińskiej kultury. Han Yu uznawał tylko Konfucjusza (to jego główna wada) - uważał, że konfucjańskie idee winny być częścią życia każdego człowieka. Bardzo podoba mi się jego wizja zamknięcia klasztorów i rozdania włości zwykłym ludziom (bo mnisi są bezproduktywnymi pasożytami). Niestety, mojego entuzjazmu nie podzielał szef Han Yu - za antybuddyjskie (a tak naprawdę - nie tyle antybuddyjskie, co postulujące rozdział religii i władzy <3 ) wypowiedzi został on zesłany przez cesarza na jeden z końców świata, czyli do Kantonu. 

Ten półsierota z dobrej rodziny nie miał łatwo - jako dwulatek stracił ojca i był wychowywany przez starszego brata. Rodzina była przeganiana z miejsca na miejsce z racji niewłaściwych sympatii politycznych. Generalnie mógłby się poddać losowi i dać spokój walce o lepszy byt. On jednak czterokrotnie podchodził do egzaminów cesarskich, aż wreszcie udało mu się uzyskać stopień jinshi. Nie dostał ciepłej posadki w stolicy, więc pracował jako attaché wojskowy daleko daleko i dopiero wówczas został zauważony i doceniony. Wrócił do stolicy, objął posadę i... został wygnany. Zbyt twardy kark, jak sądzę. Niewłaściwe sympatie polityczne (to najwyraźniej rodzinne). I jeszcze rzucił idiotyczną ideą zmniejszenia podatków z powodu wielkiego głodu. Pajac.

Ponieważ jego kariera nie zależała od rzeczywistych zasług, a od tego, czy się aktualnemu cesarzowi akurat podobało to, co mówił i pisał, miał bardzo interesujące życie. W końcu jednak został "rektorem" cesarskiego uniwersytetu, czyli wreszcie robił to, do czego się najlepiej nadawał. Zmarł jako krzepki pięćdziesięciosześciolatek.

W przeciwieństwie do znakomitej większości słynnych pisarzy starożytnych Chin, został zapamiętany głównie jako twórca świetnej prozy, nie poezji. Pisał pamflety, eseje, memoriały. Badacze literatury podkreślają wyjątkowość jego stylu, wpływ na współczesną i późniejszą literaturę, bla bla bla, a ja - ja go po prostu kocham za to, że miał poczucie humoru. Pisał wiersze o swoich wypadających zębach, próbując po częstotliwości ich ubywania domniemywać datę swej śmierci; wezwania do krokodyla, by opuścił on miasto; eseje na tematy tak żywotne, jak próba rozstania się z ubóstwem. Być może ośmielę się kiedyś je przetłumaczyć, jednak na razie, choć pozostaję jego twórczością oczarowana, boję się, że nie sprostam...

Tutaj poczytacie o Wielkiej Nauce Kobiet w Japonii.

2020-03-28

pu'er w paście 普洱茶膏

Uwielbiam herbatę pu'er. Jest po prostu najdoskonalszą z herbat, a jeśli jest dobrej jakości - można ją parzyć nawet kilkadziesiąt razy. Można? Trzeba! Przecież w miarę parzenia jej aromat się pogłębia, delikatnieje, robi się coraz słodsza i upija mnie jak wino.
I w tym cały problem. Skoro ją lubię i wiem, jak pyszna jest wtedy, kiedy jest dobrej jakości, to nie kupuję pu'era jakości średniej. Prawdę powiedziawszy, w ogóle pu'era nie kupuję, bo dostajemy go tak dużo, że mamy spory zapas. No ale - pu'era nie da się zaparzyć jeden kubek czy parę gaiwanów. Pu'er to zawsze parę litrów herbaty z jednej porcji liści. Pu'er to wiele godzin parzenia.
Nigdy mi to nie przeszkadzało... a potem pojawiło się Tajfuniątko. Nie pamiętam, kiedy ostatnio zaparzyłam pu'er dla siebie, nie dla gości. Gdy są goście, razem wypijamy tych kilka litrów herbaty i jest ok. Pod warunkiem, że goście też lubią pu'er i że Tajfuniątka nie ma w domu, bo poszło z tatą na spacer. 
Ale ja przecież chciałabym pić pu'er codziennie!
Odpowiedzią na moje modlitwy okazał się pu'er w paście. Instant.  
To nie jest całkiem nowy wynalazek, bo z ksiąg herbacianych wiadomo, że pierwsze "pasty herbaciane" 茶膏 pojawiły się już za Tangów i nawet ofiarowywano je cesarzowi (937 rok). Powstawała jako produkt uboczny podczas prasowania herbat (w tamtych czasach to była zwykła praktyka względem herbat, które miały długo podróżować). Inna rzecz, że trudno mi stwierdzić, jak bardzo różniły się one od dzisiejszych. Może były używane jak cukierki? Może można nimi było smarować usta, by ładnie pachniały? Muszę na ten temat jeszcze poczytać. Wiadomo jednak, że takie pasty herbaciane były na tyle popularne, by wspominano o nich w herbacianej literaturze. Lubili je nie tylko Chińczycy, ale i Tybetańczycy, którzy herbatę traktują bardziej w kategorii posiłek niż napój.
O pu'erowej paście po raz pierwszy wspomina zielnik z 1765 roku - pojawia się w nim jako lekarstwo, nie jako przysmak herbaciarzy, rzecz jasna. 
A potem upadło cesarstwo, a ludzie się bili zamiast wytwarzać herbatę i sztuka przyrządzania past herbacianych zanikła. Pasty pojawiły się znów w latach '50 XX w., ale na krótko, bo nikt tego nie chciał pić. A teraz - wróciła.
By zrobić pastę herbacianą, trzeba najpierw opłukać i namoczyć liście, a potem pozwolić im sfermentować. Następnie należy odcisnąć wodę, a później zmiażdżyć liście, by puściły sok, z którego powstaje nasza pasta. Sok wstawia się do otwartego naczynia, w którym w końcu wyschnie on na pastę. Gdy ma już odpowiednią konsystencję, wkłada się ją do foremek i podsusza w niewysokiej temperaturze. I gotowe!
Robi się tak obecnie zarówno pu'er surowy, jak i dojrzały. Można również kupić pasty z innych herbat - w internetach trafiłam na czarne i wulongi. 
Jak jej używać? Wystarczy wrzucić maleńką drobinkę pasty (wielkości paznokcia małego palca) do szklanki, zalać gorącą wodą i wymieszać. Nie trzeba wymieszać tak, by się rozpuściła do końca. Niech  się powoli rozpuszcza, dając nam złudzenie tradycyjnego parzenia pu'era. Niech wystarczy na kilka parzeń. Jeden gram pasty herbacianej wystarcza, by zrobić pół litra herbaty... ale jeśli wypijemy ją szybko, a pasta jeszcze się rozpuści do końca, możemy ją parzyć dalej. Jak długo trzeba ją parzyć? Patrzcie na kolor, spróbujcie, jak smakuje. Ma mieć kolor pu'eru i jego smak. Gdy już go osiągnie, można spokojnie przelać napar do innego naczynia i z niego pić, a resztę pasty zalać kolejną porcją wody. Podobno świetnie robi na kaca, odchudanie itd. - to znaczy zachowuje ponoć wszystkie pozytywne aspekty prawdziwego, liściastego pu'eru.
A jak smakuje? Cóż, nie jest to sześćdziesięcioletni, naturalnie dojrzewający pu'er. Ale kiedy wiem, że cały dzień spędzę z Tajfuniątkiem i nie będę mogła parzyć tradycyjnie, jest to idealny wybór.

2020-03-09

kobieta-cesarz

Dzisiejszy wpis powstał w ramach współpracy z japonia-info.pl oraz kirgiski.pl, czyli pod egidą Unii Azjatyckiej.
Koronawirus zmienił nasze życie, choć się nie pochorowaliśmy (tfu, tfu, odpukać!). Siedzimy w domu, słuchamy muzyki, czytamy, gotujemy (mam ochotę otworzyć knajpę, bo okazuje się, że dowolne jedzenie, które przyrządzamy, jest milion razy smaczniejsze od analogicznych potraw w knajpach). W dodatku - pierwszy raz od urodzenia Tajfuniątka mam czas. Może zwróciliście uwagę na to, że codziennie pojawia się nowy wpis na blogu? Od razu uprzedzam - to nie będzie trwać wiecznie: gdy nasze życie wróci do normalności, a ZB zamiast bawić się z Tajfuniątkiem wróci do pracy, ja też wpadnę w wir pracy. Ale na razie mam czas dla siebie. Na blog, na ćwiczenia, na chińskie stare animacje i na oglądanie seriali. Dlatego rzuciłam się na chińską superprodukcję o jedynej oficjalnie uznanej kobiecie-cesarzu. 
Wu Zetian niedawno obchodziłaby rocznicę urodzin - urodziła się 17 lutego 625 roku, a zmarła 16 grudnia 705 roku, czyli mając osiemdziesiąt lat. Piękny wiek, prawda? Zaczynała jako konkubina cesarza Taizonga (gdy wylądowała na jego dworze, miała zaledwie 13-14 lat), ponoć najwspanialszego cesarza Chin. Początkowo była tylko czymś w rodzaju sekretarki, ale od początku miała wielkie ambicje i w końcu wspięła się na sam szczyt. Po śmierci cesarza, zamiast spędzić resztę życia w klasztorze (co dotyczyło wszystkich konkubin cesarskich, które nie powiły cesarzowi potomka - setek kobiet!), wyszła za mąż... za kolejnego cesarza, dziewiątego syna Taizonga, panującego jako cesarz Gaozong. Najpierw panował, potem zaczął się źle czuć, a ona zaczęła przejmować jego obowiązki. Po jego śmierci znów - zamiast ustąpić, rządziła. Zresztą - mówi się, że nawet za życia Gaozonga to ona nosiła spodnie, do tego stopnia, że aż wzbudziła niezadowolenie cesarza. Nie wystarczało jej samo rządzenie w pałacu, podejmowała decyzje bezpośrednio wpływające na granice kraju (wojowala z Koreańczykami), jego religię (zmieniła religię państwową z taoizmu na buddyzm), edukację, literaturę, sztukę i społeczeństwo. Oprócz wrodzonych predyspozycji, niebagatelną rolę odegrało to, że była dobrze wykształcona - pochodziła z zamożnej rodziny, a jej ojciec pozwalał, by się uczyła, a nawet ją do tego zachęcał. Więc jako dziewczynka zamiast haftować czytała, a także uczyła się polityki oraz muzyki. Pewnie właśnie dlatego jako władczyni czuła się pewnie. Do tego stopnia pewnie, że nie cackała się nawet z własnymi dziećmi. Gdy po śmierci Gaozonga w 683 roku cesarzem został ich starszy syn Zhongzong, cesarzowa wdowa obaliła go po niespełna dwumiesięcznym panowaniu. Nowym cesarzem został jego młodszy brat Ruizong, a cesarzowa sprawowała władzę jako regentka. W końcu jednak w sierpniu 690 roku zmusiła Ruizonga do abdykacji, a sama ogłosiła się cesarzem. Zmieniła nazwę państwa z Tang na Zhou i rządziła piętnaście lat, zanim  w 705 roku doszło do buntu gwardii cesarskiej, która obaliła cesarzową i ponownie osadziła na tronie Zhongzonga. Jeden z jej wnuków to niesławny Xuanzong, który stracił Szlak Jedwabny i tron, bo zamiast polityką i gospodarką, zajmował się sztuką i konkubiną Yang Guifei.
Wracając do Wu Zetian - oczywiście, na przestrzeni tysiącleci chińskiej historii zdarzały się i inne kobiety mające wielką władzę i de facto rządzące imperium. Ona jest jednak jedyna, która oficjalnie rządziła jako Boski Cesarz 聖神皇帝 (lata 690-705) i nosiła cesarskie żółte szaty (później zmałpowała ją cesarzowa Liu).


Serial dobrze się ogląda, jednak warto zwrócić uwagę na pewne zabiegi, które mają nam Wu Zetian postawić na piedestale. Na przykład: w serialu związek przyszłej cesarzowej i następcy tronu to tylko przyjaźń, jednak historycy mówią, że być może mieli romans już za życia poprzedniego cesarza, za plecami cesarskiego małżonka - co zresztą logiczniej prowadzi do ich przyszłego małżeństwa. Zresztą - choć serial opowiada o konkubinach, nie znajdziecie tu żadnych pikantnych scen - bogate życie erotyczne kolejnych cesarzy zostało zupełnie pominięte (tylko po co trzymał setki konkubin?). Zresztą, co ja mówię "pikantnych" - nie ma tu nawet pocałunków - przyuważyłam tylko jeden... Serialowa cesarz jest kryształową kobietą, pełną poświęcenia, miłości i tak dalej - ale historycy mówią o niej jako o bezwzględnej, żądnej władzy tyrance, która być może zabiła dla władzy nawet własne dzieci, a już na pewno zabijała innych (a głównie inne). Generalnie rzecz biorąc - to raczej nie serial historyczny, a panegiryczno-apokryficzny. W dodatku - opowiada głównie o uczuciach głównej bohaterki, a historia i wspaniałe czasy Tang schodzą na plan drugi. Większość serialu opowiada o byciu konkubiną i żoną cesarza, a ledwie parę odcinków pokazuje (też w bałwochwalczy sposób), jak i dlaczego doszła do władzy cesarskiej. A potem nagle jest już stara i nie rządzi - nie jest więc pokazane wcale, w jaki sposób upada. Szkoda.
I pewna śmiesznostka: w pierwszych odcinkach wszystkie konkubiny poubierane są (zgodnie z historycznymi przekazami, mówiącymi, że w czasach Tang moda kobieca pozwalała na pokazywanie tego i owego) w wydekoltowane suknie, eksponujące ich wdzięki. Swego czasu wywołało to zachwyt publiczności i krytykę cenzorów. Żeby serial nie został zdjęty z anteny, trzeba było zakryć biusty - więc po paru odcinkach wszystkie suknie zyskały paski materiału, które zakrywają dekolty.
A jednak - serial jest wciągający. Nie przepadam wprawdzie za główną aktorką, ale za to cesarz Taizong jest zdecydowanie w moim typie...


źródło zdjęć
Jeśli chcecie poczytać o japońskich władczyniach, zapraszam tutaj, a jeśli interesuje Was najsławniejsza kirgiska władczyni, zapraszam tutaj.

2019-01-27

Wschodnia i Zachodnia Pagoda 東西寺塔

Jeśli iść na południe od paifangów Złotego Konia i Szmaragdowego Koguta, po paru minutach można dojść do biblioteki miejskiej. Przed nią znajduje się spory plac - ulubione miejsce dziecięcych zabaw, a tuż obok - pagoda. Choć uliczka prowadząca do pagody zowie się "ulicą Wschodniej Świątyni" 东寺街, pagoda ta jest Pagodą Zachodnią 西寺塔. Jeśli zaś stanąć do niej tyłem, zobaczycie drugą pagodę - Pagodę Wschodnią 东寺塔, znajdującą się przy ulicy Książkowej 书林街. Najczęściej mówi się o nich po prostu Dwie Pagody 双塔. Już za czasów dynastii mongolskiej Yuan pisano o nich jako o jednym z Ośmiu Słynnych Widoków Kunmingu (昆明八景之一). Ich piękno najbardziej urzeka wczesną wiosną (drugiego miesiąca księżycowego), gdy zakwitną śliwy i zaczyna padać deszcz (双塔烟雨). Były i są bardzo znane przede wszystkim dlatego, że to jedne z najstarszych buddyjskich pagód w Yunnanie. W zależności od źródeł, mówi się o tym, że zostały wybudowane w pierwszej połowie VII wieku, inne - że w pierwszej połowie IX wieku. Tak czy inaczej, wszyscy się raczej zgadzają, że zostały wybudowane, gdy w Chinach panowała dynastia Tang, a w Yunnanie była to epoka Królestwa Nanzhao albo i wcześniejsza, gdy Yunnanem rządziła grupa etniczna Cuanman.
Początkowo pagody nie były samodzielnymi, wolno stojącymi obiektami, a stanowiły integralne części buddyjskich świątyń. Świątynię Mądrego Światła 慧光寺 zwano potocznie Zachodnią Świątynią, a Świątynię Ciągłej Radości 常乐寺 zwano Wschodnią Świątynią, stąd pagody też nazywano Wschodnią i Zachodnią.
Zachodnia Pagoda ma ponad 35 metrów wysokości; wewnątrz znajdują się ponoć drewniane schody, którymi można dotrzeć na szczyt; niestety, wejście zostało zamurowane już dawno temu. Na samym szczycie znajduje się Złoty Kogut - czyli kurak z brązu.
W 1499 roku w Kunmingu było wielkie trzęsienie ziemi, które zniszczyło ponad połowę Zachodniej Pagody. W 1503 roku odbudowano ją na wzór Pagody Wschodniej. Kolejnych przeróbek dokonano w drugiej połowie XVII wieku, a w pierwszej połowie XIX wieku znów było trzęsienie ziemi, które zniszczyło buddyjskie ozdoby pagody i sprawiło, że zaczęła się ona pochylać. Niedługo później Świątynię Mądrego Światła (Świątynię Ciągłej Radości zresztą też) zniszczono w trakcie wojennej zawieruchy; pagodę odbudowano dopiero w latach '80tych XX wieku.
Wschodnia Pagoda jest wyższa, ma ponad 40 metrów; jej szczyt również zdobią kuraki - Złotoskrzydłe Koguty, których jest łącznie cztery. Ich specyficzna budowa sprawiała dawniej, że zimą i wiosną, gdy hulał wiatr, wydawały one przerażające dźwięki. Później jednak otwory przytkane zostały przez kurz i pył, więc dziś kuraki już nie potrafią "krzyczeć".
Skąd na pagodach akurat koguty? Teorie są dwie. Jedna jest taka, że chciano uczcić Złotego Koguta, jednego z legendarnych obrońców Kunmingu. Druga jest bardziej prozaiczna. Kogut potrafi ponoć pokonać smoka. Smoki zaś, jako władcy wód, są odpowiedzialne m.in. za powodzie. A powodzie często trapiły Kunming - miasto położone w wysokich górach. Koguty miały więc bronić miasto przed powodziami.
Co ciekawe, Wschodnią Pagodę też kiedyś zniszczyło trzęsienie ziemi, konkretnie - w 1833 roku. Gdy Świątynia została zniszczona, postanowiono odbudować tylko samą pagodę... tym razem na wzór Zachodniej. Pewnie właśnie dzięki takiemu "odgapianiu" stylu, do dziś obie pagody zachowały tangowski sznyt. Później przy Zachodniej Pagodzie zbudowano plac, a Wschodnią Pagodę otoczono maleńkim kameliowym parczkiem (było to dopiero pod koniec XX wieku). Jeszcze niedawno ozdobiony był pięknymi naściennymi kaligrafiami, a w pawilonie stał stół do madżonga, okupowany przez okolicznych emerytów; teraz ściany pokryte są aktualnymi rezolucjami państwowymi, a hazardziści zniknęli...
Gdy podchodzę do pagód, cieszę oczy tangowską formą, maleńkimi buddami, siedzącymi na każdym "piętrze" pagód, ich strzelistymi sylwetkami na tle błękitnego nieba, a także - pięknym oświetleniem, jeśli zdarzy mi się przechodzić obok nich nocą. Ponoć kiedyś były świetnymi punktami orientacyjnymi dla nocnych wędrowców; dziś, na tle wielgachnych drapaczy chmur, wydają się raczej drobne. Ech, jak to się człowiekowi zmienia perspektywa...
kuraki :)
minimadżongarnia
w tle - śliczne, choć zniszczone freski, przedstawiające piękne kunmińskie widoki
czasem spotykają się tu także melomani
w kameliowym parczku zdarzają się też inne drzewka, na przykład piękne, rozłożyste granaty
miejsce bardzo sprzyja odpoczynkowi :)
jak widać, Tajfuniątko też lubi tu przychodzić :)
Z pagodami tymi wiąże się jedna piękna legenda i równocześnie - sztuka słynnego chińskiego pisarza. O niej opowiem jednak kiedy indziej, dobrze?

2017-07-25

Alkohol w Chinach

Od wakacyjnego lenistwa i cieszenia się Polską odrywa mnie znów akcja W 80 blogów dookoła świata. Tym razem jest imprezowo bo piszemy o alkoholach. A u mnie - jak zwykle zadziałało pierwsze skojarzenie. Jest alkohol - jest Li Bai, czyli najsłynniejszy chiński alkoholik poeta. Podobno umarł utopiwszy się, gdy płynąc nocą łodzią usiłował przepić do księżyca. Jest to o tyle nieprawdopodobne, że w jednym z wierszy mówi wprost, iż księżyc pić nie potrafi. Z drugiej strony - pijacy mają to do siebie, że często na rauszu sprawdzają rzeczy niemożliwe...
Wracając jednak do samego poety - był intelektualistą i moczymordą; subtelnym poetą obdarzonym wielkim pijackim apetytem. Znamy takich i z naszego podwórka, taki Gałczyński chociażby. Ciekawe, że choć generalnie nie lubię pijusów, ich poezja często jest tak piękna i ciekawa, że narzucam sobie oddzielenie sylwetki artysty (która mnie raczej pijaństwem drażni) od dzieła. A nawet Dzieła.
Dziś specjalnie dla Was wiersz alkoholiczny, jakby specjalnie skrojony na potrzeby dzisiejszej akcji. Tytuł chiński można przetłumaczyć jako Samotną pijatykę przy świetle księżyca. I tu pierwsza ciekawostka: w polskich tłumaczeniach bardzo często rezygnowano z prostackiej "pijatyki" na rzecz "uczty". Autocenzura czy próba "wyelegantowania" oryginału?
Wiadomo, przekład przekładowi nierówny. Dlatego zostawiam Was z oryginałem i dwoma tłumaczeniami; sami dociekajcie, które lepiej oddaje to, co poeta miał na myśli ;)

月下獨酌     李白

花間一壺酒,獨酌無相親;舉杯邀明月,對影成三人。

月既不解飲,影徒隨我身;暫伴月將影,行樂須及春。

我歌月徘徊,我舞影零亂;醒時同交歡,醉後各分散。

永結無情遊,相期邈雲漢。

Jeśli chcecie posłuchać recytacji powyższego utworu, kliknijcie tutaj:

Li Bai: "Pijąc samotnie przy blasku księżyca"
tłumaczenie: Zhongguo

Dzban wina wśród kwiatów,
Piję sam bez towarzysza
Wznosząc mój kielich witam księżyc.
Z mym cieniem jest nas troje.
Księżyc nie potrafi pić,
Na próżno mój cień mnie śledzi.
Czczę księżyc i cień,
Radość trwa aż do wiosny!
Śpiewam, księżyc się włóczy,
Tańczę, mój cień romansuje.
Na jawie, radujemy się wzajemnie,
Pijani, idziemy własnymi drogami...
Odnalezieni na Mlecznej Drodze,
W przejażdżce nie skrępowanej niczym!

Samotna uczta przy księżycu\ Li Bai
tłumaczenie: Witold Jabłoński

Pośród drzew kwitnących z dzbanem pełnym wina
Samotnie pić muszę nie znając współczucia,
W górę wznosząc czarę jasny księżyc wzywam.
A cień przede mną jest trzecim kompanem.
Chociaż księżyc wina dobrze nie rozumie,
Cień mojemu ciału wiernie towarzyszy.
Choć księżyc przelotnie stworzył kuma-cienia,
Lecz nasza zabawa trwać winna do wiosny.
Gdy śpiewam, to miesiąc na niebie się chwieje,
Gdy pląsam, to cień mój wraz ze mną tańcuje.
Gdy trzeźwi - wzajemnie cieszymy się sobą,
Pijani - pójdziemy każdy w swoją stronę;
Na wieki związani błądząc obojętnie.
Spotkanie mieć będziemy aż na Mlecznej Drodze.

No dobrze. Wiecie już, o co w wierszu chodzi. Faktycznie, wizja gościa urżniętego w towarzystwie księżyca i własnego cienia została tu przedstawiona bardzo lirycznie. Poezji tej nie oparli się nie tylko zwykli czytelnicy, ale i chińscy muzycy. Przed Wami muzyczna interpretacja wiersza, bardzo ciekawa, bo ten kameralny zespół składa się wyłącznie z tradycyjnych chińskich instrumentów:


Mamy więc dzieło muzyczne, piękną poezję i jeszcze jej tłumaczenia. A wszystko z powodu alkoholu :)
Poniżej deliryczne wpisy innych naszych blogerów:
Finlandia: Suomika - Alkohol w Finlandii
Francja: Madou en France - Mini przewodnik po alzackich rodzajach win; FRANG - Najlepsze francuskie trunki;
Francuskie notatki Niki - Apéritif po francusku
Gruzja: Gruzja okiem nieobiektywnym - Wina z Abchazji
Hiszpania: Olga Nina - Alkohol w Hiszpanii
Irlandia: W Krainie Deszczowców - Alkohol w Irlandii
Japonia: japonia-info.pl - Czy w Japonii piją sake?
Kanada: Kanada się nada - BYOB czyli imprezowanie po kanadyjsku. Alkohol w Vancouver
Kirgistan: Kirgiski.pl - Co pije się w Kirgistanie oprócz herbaty
Niemcy: Niemiecka Sofa - Niemieckie alkohole; Niemiecki w Domu - Jakie alkohole pije się w Niemczech?; Językowy Precel - Nietypowe niemieckie alkohole; Niemiecki po ludzku - Oktoberfest w Blumenau (Brazylia)
Rosja: Dagatlumaczy - blog o tłumaczeniach i języku rosyjskim - Jak się pije po rosyjsku?
Szwecja: Szwecjoblog - Szwedzkie piosenki biesiadne; Polskie gadanie o szwedzkich rzeczach - Alkohol w Szwecji? Absolut-nie!
Turcja: Turcja okiem nieobiektywnym - Jak smakuje rakı?
Wielka Brytania: Angielski c2 - Pubbing in public house; Angielski dla każdego - Alkohole po angielsku;
Włochy: italia-nel-cuore - Boski Aperol Spritz, co to takiego?
Wielojęzyczne: Daj Słowo - Czeskie piwo Starobrno i jego historia
Jeśli podoba Wam się akcja i chcielibyście do nas dołączyć, piszcie na adres: blogi.jezykowe1@gmail.com

2017-03-19

24 przykłady nabożności synowskiej 二十四孝 XXII

Niezmordowanie karmiła świekrę piersią 乳姑不怠

Żył za czasów dynastii Tang urzędnik Cui Shannan, którego prababką była wielka pani Zhang Sun. Była ona tak stara, że straciła już wszystkie zęby i nie mogła spożywać nawet mięciutkiego kleiku ryżowego. Pani Tang, babka Cui Shannana i synowa starej pani znalazła jednak sposób, by utrzymać świekrę w dobrym zdrowiu: przez wiele lat codziennie karmiła ją własną piersią, a ciało staruszki pozostawało silne i zdrowe.
Jednak nawet najzdrowsze ciało pewnego dnia musi się poddać. Gdy stara pani poczuła, że jej kres się zbliża, zwołała całą rodzinę i ogłosiła: "Przez te wszystkie lata dbała o mnie synowa, a robiła to wspaniale i jestem jej ogromnie wdzięczna. Mam nadzieję, że żony wszystkich moich synów i wnuków będą tak samo oddane swym świekrom!".
Słowa te stały się mottem rodziny Cui przez wiele, wiele pokoleń.

Skoro takie standardy mają Chińczycy, jeśli chodzi o opiekę nad świekrą, to ja niestety nie sprostam. :P

2016-11-25

Sędzia Di

W 80 blogów dookoła świata zmrozi Wam dzisiaj krew. Takie przynajmniej jest założenie, skoro tym razem piszemy o kryminałach z danego kraju. Zgodnie z tradycją wysyłam Was na koniec wpisów do linków innych blogerów. Sama ostrzę zęby - dopiero całkiem niedawno polubiłam kryminały i chętnie zdobędę parę nowych tytułów ;) 

Dawno, dawno temu, w średniowieczu, albo i jeszcze dawniej, każdy dzień targowy był okazją nie tylko do zrobienia zakupów i osiągania zysków materialnych; był również pożywką dla ducha. To w czasie targów występowali akrobaci, muzycy, a także gawędziarze, którzy wędrowali od miasteczka do miasteczka z szerokim asortymentem opowiastek. Jednym z częstych bohaterów takich opowiastek był sędzia Di. Żeby było śmieszniej, w przeciwieństwie do Sherlocka Holmesa czy innego księdza Browna, akurat sędzia Di istniał naprawdę. 
źródło
Di Renjie żył za czasów dynastii Tang, złotego okresu historii Chin. Był to znany z nieposzlakowanej opinii urzędnik państwowy - a u chińskich urzędników nieposzlakowana opinia była i jest rzadsza od jednorożców. Nic więc dziwnego, że z czasem postać Di zaczęła żyć własnym życiem. Di mógł trafić do każdej opowieści, w której potrzebna była taka kryształowa postać, wspaniale rozwiązująca zawikłane problemy różnej natury i iście salomonowymi wyrokami łagodząca spory. Czegóż ten Di nie potrafił! Zawsze odkrywał, co się tak naprawdę zdarzyło i kto jest winny, a kto nie; czasem dzięki własnemu rozumowi, czasem dzięki pomocy rozbudowanego chińskiego panteonu. Potem zaś wymierzał karę - nie było tu miejsca na łagodność i danie szansy poprawy; ofiara otrzymywała zadośćuczynienie, a przestępca był karany. Surowość była przez Chińczyków traktowana jako jeszcze jedna zaleta, druga twarz bezstronności i nieprzekupności.  W tych klasycznych opowieściach, najpierw przekazywanych ustnie, a później zapisywanych, nasz sędzia był zawsze idealny, a czarne charaktery - na wskroś złe. W zależności od czasów i miejsca, w których opowieść powstawała, czarny charakter pochodził z różnych klas społecznych, był Tatarem albo Mongołem, taoistą bądź buddystą - pełen przekrój.
I tak sobie żył nasz surowy i dość nieludzki sędzia w ustach ludu przez wieki całe, aż tu nagle odkrył go Robert van Gulik.
źródło
Van Gulik, syn lekarza pracującego na Dalekim Wschodzie, od dziecka interesował się szeroko pojętą kulturą Wschodu. W dodatku był tytanem pracy. Poza pracą sinologiczną oraz służbą dyplomatyczną zawsze znajdował czas na coś jeszcze - czy była to gra w go, czy nauka gry na guqinie, czy... tłumaczenie XVIII-wiecznej chińskiej powieści kryminalnej o sędzim Di.
Później już nie tylko tłumaczył. Znając dogłębnie tajniki starej chińskiej kultury, pisał piękne powieści, wykorzystujące tę wiedzę do ostatniej kropelki. Choć autor był Europejczykiem, dla mnie te powieści są kwintesencją chińskości. W czasach van Gulika chińscy intelektualiści podniecali się głównie "myślą zachodnią"; na opowieści ludowe - w których przecież zawsze mieszka duch narodu! - patrzyli raczej z rozbawieniem, albo i z pogardą. Van Gulik zaś wziął ze starej popkultury chińskiej wszystko, co najlepsze, wzbogacił o trochę europejskości (nasz sędzia Di zmienił się u tego autora w postać bardziej ludzką, popełniającą błędy i "normalną". Całe szczęście przestał być również ksenofobem ;) ) i... to był strzał w dziesiątkę. Tło jest realistyczne, postacie żywe, chińskie tradycje i chińska literatura, z której czerpał pełnymi garściami, przybliżone laikom.
Z punktu widzenia sinologa można się w tych książkach przyczepić do wielu rzeczy. Przede wszystkim - van Gulik jest jednak tylko obcokrajowcem; pewnych realiów po prostu nie znał. Po drugie - pisał o tangowskim urzędniku, ale jego wiedza o Chinach to była głównie wiedza o Chinach ostatnich paru wieków, a nie zamierzchłej przeszłości. Ale dla laika, albo po prostu pasjonata szeroko pojętej "chińszczyzny" te książki w łatwy i przystępny sposób otwierają nowy świat.
Oczywiście - sędzia Di zainspirował nie tylko naszego Holendra. Sami Chińczycy też w końcu poszli po rozum do głowy i zaczęli korzystać z tej kopalni wspaniałych opowieści. Jeden z moich najukochańszych hongkońskich reżyserów, Hark Tsui, wziął sędziego Di na warsztat już dwa razy. W 2010 roku w roli tytułowej obsadził zresztą najprzystojniejszego Chińczyka wszech czasów, mojego pięknego Andy'ego Lau!
Wracając do książek: jest ich kilkanaście, więc starczą Wam na kilka przyjemnych zimowych wieczorów. Ja jeszcze nie zdołałam przeczytać wszystkich. Może po tym wpisie jakiś Święty Mikołaj zasponsoruje mi wszystkie brakujące tomy?...
Linkownia:
Austria: Viennese breakfast - 15 austriackich kryminałów
Francja: Francuskie i inne notatki Niki - Od Navarro do Renoir
Kirgistan/Uzbekistan: Kirgiski.pl - “Wschodnia spuścizna”, czyli uzbecki kryminał po rosyjsku; Enesaj.pl - “Wschodnia spuścizna” Andrieja Anisimowa - fragment powieści
Niemcy: Niemiecki w Domu - Niemiecki serial kryminalny
Szwecja: Szwecjoblog - Palcem po mapie szwedzkich kryminałów
Turcja: Turcja okiem nieobiektywnym - Filmowy Stambuł w trzech odsłonach
USA: Specyfika Języka - TOP 10 amerykańskich seriali kryminalnych do nauki angielskiego

Jeśli chcielibyście do nas dołączyć, piszcie na adres: blogi.jezykowe1@gmail.com

2016-05-31

Kunmińskie wycinanki 昆明剪紙

Wycinanki nie są sztuką rdzennie chińską. Ponoć najstarsze znalezione wycinanki pochodzą z VI wieku, z okolic dzisiejszego Xinjiangu, czyli dawnej Dżungarii. Jednak pewnie w każdym miejscu, w którym używano papieru, prędzej czy później stworzono sztukę takiego cięcia tej delikatnej materii, by powstały małe dzieła sztuki. W dodatku to właśnie chińskie wycinanki wylądowały na liście niematerialnego dziedzictwa UNESCO. Są popularne, piękne i nijak się mają do dziecięcych "serwetek" wycinanych na plastyce. Bywają skomplikowanymi obrazami, których wykonanie wymaga niebylejakiej precyzji.
Gdy za czasów tangowskich wraz z Hanami i resztą kultury chińskiej dotarły wycinanki do Yunnanu, na styku kultury chińskiej i kultur tutejszych grup etnicznych powstała nowa jakość: w chińskie wycinanki wkradły się etniczne elementy yunnańskie, takie jak dajskie wizerunki kobiet z dużym biustem i wąską talią, ubranych całkiem nie po chińsku a także kolory odmienne od ukochanej przez Chińczyków czerwieni.
W 2002 roku kunmińskie wycinanki trafiły na tutejszą listę dziedzictwa niematerialnego.

2015-05-22

Lotosowy Staw 莲花池

Cieszył oczy władców Yunnanu już za czasów dynastii Tang. Wpisywany na kolejne listy "8 cudownych widoków", "3 wspaniałych źródeł" i innych cudów Yunnanu. Dziś znajduje się w parku swego imienia, otwartym dla zwiedzających (i to za darmo!). Park jest maleńki; zabytki są odrestaurowywane tyleż z rozmachem, co trochę nieudolnie - kiedyż wreszcie Chińczycy przestaną wszędzie wciskać ten beton? W dodatku wielu kunmińczyków nie wie nawet, że można go odwiedzać. Nie tylko bowiem w czasach cesarskich zwykły śmiertelnik nie miał tu wstępu: za czasów galopującej komuny w starych pawilonach i budynkach uwili sobie gniazdko oficjele. Z czasem zamknięta dla "pospólstwa" była coraz mniejsza część parku, by parę miesięcy temu otworzyć park na oścież. Jest jeszcze zaledwie kilka budyneczków z wyraźnym zakazem wstępu, ale i one pewnie z czasem zostaną oddane mieszczuchom.
Najciekawsza historia rozegrała się jednak ani nie za Tangów, ani tym bardziej tuż po "Wyzwoleniu", a w czasie, gdy Yunnanem rządził mój ulubiony watażka, Wu Sangui, który przy tym niepozornym stawiku pogrzebał swego największego wroga i swą największą miłość, by w końcu zostać pobitym. Tę opowieść zostawię sobie na później, dobrze? Dziś chciałabym się z Wami podzielić pięknem tego miejsca.
Za dużo tych zdjęć, stanowczo za dużo. Wiem. Nie umiałam zdecydować, które wrzucić. I tak wybrałam niewiele, bo mam ich sporo ponad setkę...
Pierwszy raz byłam tam podczas pierwszego pobytu w Kunmingu; woda śmierdziała, powietrze było gęste, a ludzi zdecydowanie za dużo. Później za daleko mieszkałam. Teraz - mam niewiele dalej niż nad Szmaragdowozielone Jezioro. Nieczęsto jednak tam chadzam - parczek jest mi nie po drodze. Dlatego mi on nie spowszedniał i za każdym razem tak samo mnie zachwyca. Tak, można się przyczepić do betonu, do tego, że mały, że woda ma nie ten kolor itd., ale - czerwonozłote liście klonu, piękno kamiennych ścieżek ogrodzonych gałęziami i wywinięte dachy są warte kilku chwil...