2018-08-28

graffiti XXVII

2018-08-25

targowiska Yunnanu

Dziś blogerzy kulturowo-językowi w ramach akcji W 80 blogów dookoła świata zabiorą Was na przechadzkę po targowiskach i bazarach. Na pewno będzie ciekawie, bo skoro różnią się targowiska nawet wewnątrz jednego państwa, to jakże wielkie różnice będą w różnych krajach!
Ja o yunnańskich targach już trochę pisałam. Opisywałam targ herbaciany, targ grzybowy, targ kwiatowy; wspominałam o targu muzułmańskim i o targu z owocami morza. Napomknęłam nawet o targach matrymonialnych, o targach noworocznych oraz o absolutnym i dotkliwym braku targu nocnego. Pokazywałam zdjęcia z targowiska w Qiubei, Dali i Honghe, a także z dnia targowego w urokliwym Shaxi. Do szczęścia brakuje nam już tylko takiego zwykłego targowiska z mojego miasta - Kunmingu. Dlatego zabieram Was dzisiaj na spacer. Będzie trochę długi. Jak wszystkie moje po targu spacery.
Zaczynamy od słodyczy. Na pierwszym planie, od lewej: biszkopt, ciasteczka nadziewane różą i krakersy. Z tyłu warkocze mahua.
Później stragan z owocami, a konkretnie - z moją ukochaną smaczeliną. Właśnie trwa sezon!
Zaczął się też sezon na grzyby. Niestety, na razie okropnie drogie - sprzedają na liangi czyli na dekagramy, a nie na kilogramy...
Dochodzimy do sklepu z wyrobami mięsnymi. Ugotowane w marynacie ozorki, łapki, jelita i inne wątróbki. Żadnego "prawdziwego" mięsa.
Dalej dzongdzyki mniejszości Buyi - no tak, dziś przecież Święto Smoczych Łodzi! Wszystkiego najlepszego!
Czas na przyprawy i inne dodatki. W wielkich misach znajdziemy pasty chilli, marynowane cebulki, lufu/sufu...
A naprzeciwko - nowopostawiony stragan z pekińskim pieczywem - chrupiące i pachnące drożdżowe placuszki, na słodko (z sezamem) albo słono (z cebulką). Niestety, słowa "pieczywo" użyłam cokolwiek na wyrost; jest to raczej "smażywo", ociekające tłuszczem...
Dalej stragan z papajową wodą. Uff, w sam raz na te upały...
O, wróciła pani ze słodkim bambusem! Znów będzie można zjeść.... hmmm... surówkę po japońsku ;)
Lubicie cukier w kostkach? Ja - uwielbiam. Zwłaszcza jeśli kostki są wielkości średniej cegły, a cukier jest trzcinowy, brązowy.
Jak najlepiej zareklamować drożdżowe bułeczki mantou? Oczywiście tym, że są z Shandongu, słynącego z produktów mącznych.
Tuż obok - ryż "ośmiu skarbów". Czyli ryż kleisty, najlepiej pół na pół biały z fioletowym, z rozmaitymi słodkimi dodatkami.
Stragan z drobiem. Pani już wybrała, chwyciła apetyczną tuszkę za kurzą stopkę i podała straganiarzowi. Straganiarz ją zważy, umyje, a potem zapyta, czy posiekać i na jakie kawałki. Zazwyczaj wszyscy proszą o posiekanie, bo straganiarze mają wielgachne tasaki i sporo krzepy, potrzebnej do posiekania kurczaka wraz z kośćmi... Kolejne pytanie będzie dotyczyło przyprawienia - można poprosić o natarcie kurczaka solą i dodanie paru kawałków imbiru.
W kolejnym sklepiku można kupić makarony, świeże i suszone, a także "skórki" do pierogów - czyli ciasto, już rozwałkowane, poszklankowane i gotowe do załadowania farszu. A obok - stragan z tofu. Miękkie, twarde, świeże, sfermentowane, do wyboru, do koloru.
Znów kurczak. Tym razem poporcjowany. Można kupić same piersi albo same nóżki, nie zawsze trzeba całego, siekanego razem z budą...
Na kolejnym straganie - szarłat. To, co u nas uchodzi za chwast, jest pysznym warzywem.
Kolejna buda wyładowana jest korzeniem 3-7.
Następny stragan składa się nie tylko z tacy, ale i z kuchni polowej. Sprzedaje się tu świeżo smażone jelita wieprzowe.
Mój ulubiony straganik czosnkowo-imbirowy! Parę gatunków czosnku, w tym ten jednoząbkowy, parę gatunków imbiru, starego i świeżego, doskonałego do przyrządzenia imbiru w zalewie octowej.
Świeżuteńki korzeń złamanego ucha:
I buda z towarem sypkim. Czego tu nie ma! Orzechy, fistaszki, różne fasolowato-grochowate, ryże, pestki dyni i moja ukochana łzawnica ogrodowa...
I znów przekąska na szybko - kurczak w panierce. Oczywiście nie tylko piersi czy nóżki, ale rozmaite inne kawałki, smażone w głębokim tłuszczu.
Kukurydza. Nie ta nudna, żółta, a yunnańska, biała i w smaku oraz konsystencji zupełnie inna.
Znów owoce. Liczi i czereśnie, te drugie za jedyne 30 złotych za kilogram! Wiem, że drogo, ale zdarzało mi się widzieć takie po ponad stówę za kilogram. I ludzie to kupowali...
Kolejne towary sypkie, tym razem oprócz fasolek i słonecznika możemy dostać różne mąki.
No i łosoś. Nie wygląda na zdeformowanego, jak w europejskich hodowlach. Pod łososiami wiadra na żółwie i kraby.
To oczywiście mały wycinek, ale pokazuje dość dobrze, czym się zachwycam. Jak Wam się podoba?
Poniżej znajdziecie linki do innych targów blogów ;)
Finlandia: Suomika - Jak wygląda pchli targ (kirpputori) w Finlandii?
Gruzja: Gruzja okiem nieobiektywnym - Migawki z bazaru w Zugdidi
Japonia: japonia-info.pl - Tsukiji
Kirgistan: Kirgiski.pl - Kirgiskie bazary
Turcja: Turcja okiem nieobiektywnym - Czy warto odwiedzić Wielki Bazar w Stambule?
Wielka Brytania: Angielski dla każdego - Car boots w Anglii, czyli jak sprzedać mydło i powidło
Jeśli podoba się Wam nasza akcja i chcielibyście do nas dołączyć, piszcie na adres: blogi.jezykowe1@gmail.com

2018-08-24

6 spraw, o których chciałabym wiedzieć przed pierwszym przyjazdem do Kunmingu

Dokładnie dziesięć lat temu po raz pierwszy zawitałam w Kunmingu.
Dziesięć.
Jak ten czas leci! I inne banały. Wiecie, ta liczba mi dzwoni w mózgu i raz po raz zastanawiam się, jak to w ogóle możliwe. To nie było to miejsce, w którym chciałam być. Chciałam być na Tajwanie. A wcześniej - w ogóle się z Polski nie chciałam ruszać. A jednak pomaluśku, powoluśku - zadomowiłam się. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić, jak mogłoby wyglądać moje życie bez Kunmingu. Bez Yunnanu. Bez herbaty, bez tej całej masy wspaniałych rzeczy, które są "moimi Chinami". Nie umiem sobie za bardzo wyobrazić życia bez ZB. A gdyby nie było ZB, nie byłoby i Tajfuniątka...
Umiem sobie wyobrazić, że się stąd wyprowadzimy. Prędzej czy później zapewne tak się stanie. Ale spory kawał mojego serca na zawsze tu zostanie.
Nie dajmy się jednak sentymentalizmowi. Dziś będzie pragmatycznie. Gdy przyjechałam do Kunmingu, umiałam już mówić po chińsku. Czasami jednak problem tkwi w zadawaniu nieodpowiednich pytań, a nie w rozumieniu odpowiedzi. Moje życie byłoby dużo prostsze, gdybym wiedziała o pewnych sprawach, o których niestety dowiedziałam się dużo, dużo później. Ponieważ właśnie kończą się wakacje i za chwilę przyjedzie tu masa nowych studentów, chciałabym podać im na tacy parę informacji, które ja sama zdobyłam po czasie.

1) Choć w tutejszych autobusach można płacić gotówką, bardziej opłaca się karta - płaci się nią o 1/10 mniej za bilet i są darmowe przesiadki, a poza tym nie trzeba szukać drobnych (skarbonka u kierowcy nie wydaje reszty). Kartę taką można załatwić w paru miejscach w Kunmingu; w centrum to biuro koło Małej Zachodniej Bramy 小西门, a oprócz tego w Wiosce Chryzantem 菊花村 koło pętli autobusowej, koło dworca kolejowego przy ulicy Yongping 永平路, przy pętli autobusowej na Grobli Żółtej Ziemi 黄土坡 oraz przy pętli autobusowej Nowej Zatoki Żyworodków 新螺蛳湾. PS. Do kunmińskich autobusów zawsze wsiada się przednimi drzwiami, a wysiada z nich tylnymi. Tą kartą płaci się również w metrze, więc jest przydatna. Zamiast gotówki i karty można też użyć aplikacji w smartfonie.

2) Zamiast kupować pojedyncze bilety do miejskich parków, można zaopatrzyć się w niedrogą kartę roczną, dzięki której mamy nieograniczony wstęp do większości tutejszych płatnych parków. Karta roczna kosztuje zaledwie 150 yuanów, czyli jej koszt jest równy dziesięciokrotnym odwiedzinom w parkach. U mnie zwraca się jakoś po miesiącu, a potem to już czysty zysk.

3) Do kwoty, którą podaje taksometr, trzeba taksówkarzom dopłacić "klimatyczne" wysokości 1-2 yuanów.

4) Wynajmując mieszkanie trzeba się liczyć z koniecznością uiszczenia czynszu na rok naprzód. Minimum, z którym się spotkałam to rozbicie opłaty na dwie raty co pół roku. W zasadzie jedyną opcją, by płacić co miesiąc jest odnajęcie pokoju czy mieszkania od jakiegoś obcokrajowca, bo tutejszym Chińczykom takie rozwiązanie się w głowie nie mieści. A przy okazji - tutejsze akademiki są beznadziejne, ale da się w nich przeżyć :) I są bardzo tanią alternatywą, doskonałą dla kogoś, kto po pierwsze pilnuje budżetu, a po drugie lubi mieszkać w kołchozie. Jeśli jest się studentem danego uniwersytetu, można zamieszkać za niewielką opłatą w akademiku, nawet jeśli się nam on "nie należy" na mocy stypendium.

5) Istnieje na WeChacie grupa POLSKI 昆明 :), w której starzy kunmińscy wyjadacze chętnie odpowiedzą na nurtujące świeżaków pytania, a przy okazji chętnie spotkają się na kawie czy piwku.

6) Najważniejsza strona internetowa dla kunmińskich ekspatów to oczywiście anglojęzyczna GoKunming. Można tam poczytać o wydarzeniach kulturalnych i sportowych, znaleźć mieszkanie czy pracę, poczytać o ciekawych miejscach w Yunnanie i nawiązać ekspackie oraz chińskie znajomości.

Mam nadzieję, że choć trochę pomogłam. A jeśli pożądacie jeszcze jakichś informacji, szukajcie na blogu albo piszcie na adres baixiaotai(at)gmail.com. Być może uda mi się pomóc :)

2018-08-20

tkemali

Czy Gruzja jest jeszcze w Europie, czy już w Azji? Dla mnie Gruzini stoją jedną nogą w Europie, a drugą w Azji, dlatego pozwalam sobie na azjofilskim blogu umieścić gruziński przepis na sos tkemali. O samym sosie i o tym, z jakich śliwek powinien powstać, dowiedziałam się tutaj. Jednak przepis zmodyfikowałam w związku z zawartością naszego ogródka. 

Składniki:
  • gar mirabelek
  • solidna główka czosnku
  • kopiasta łyżeczka soli
  • cynamon
  • goździki
  • kolendra
  • ostre papryki
  • świeże ziele tymianku, oregano, koperku i mięty
  • cukier do smaku
Wykonanie:
  1. W niewielkiej ilości wody ugotować do miękkości mirabelki. Wybrać pestki albo przetrzeć przez sito.
  2. Przygotować przyprawy: cynamon, goździki, kolendrę, sól i czosnek zmiażdżyć w moździerzu. Świeże zioła drobno posiekać.
  3. Domieszać przyprawy do przebranej pulpy śliwkowej, zagotować. Trzeba mieszać, żeby nie przywarło i ewentualnie dosmaczyć cukrem, jeśli zbyt kwaśne.
  4. Gotowe pakować do wyparzonych słoików i pasteryzować.
Z mięsem - miodzio. Albo zamiast masła, na kanapki. Albo jako sos do szaszłyków. Albo do urozmaicenia smaku sera. Mniam.

2018-08-17

radosne cukierki XV

Coraz rzadziej zdarzają nam się radosne cukierki. Chlip. Wszyscy się już pohajtali i słodycze trzeba kupować na własną rękę. Dlatego tak się ucieszyłam z ostatniego pudełeczka:
Wyobraźcie sobie, że jego zawartością były, poza czekoladkami w kształcie serduszek, ruskie cukierki! Pyszne!
Wszystkiego najlepszego z okazji tzw. chińskich walentynek, czyli święta Podwójnej Siódemki.

Radosne cukierki
Radosne cukierki II
Radosne cukierki III
Radosne cukierki V
Radosne cukierki VI
Radosne cukierki VII
Radosne cukierki VIII
Radosne cukierki IX
Radosne cukierki X
Radosne cukierki XI
Radosne cukierki XII
Radosne cukierki XIII
Radosne cukierki XIV

2018-08-11

Malarz świata ułudy

Trzecie spotkanie z Kazuo Ishiguro to czysta przyjemność. Świat ułudy to podobno świat gejsz, mocnych trunków i ulotnego piękna. Ale książka wcale nie jest o tym! Tytułowa ułuda - do czegóż się ona odnosi? Do wielkich planów i jakże nędznych efektów? Do wspaniałych efektów, które następna epoka strąca do piekła? Do związków międzyludzkich, w których drobne słowa czy gesty mogą zaważyć na przyjaźni i wrogości? A może do interpretacji danych słów, codziennie innej? A może do pamięci, która zawsze jest zwodnicza, a przecież tak bardzo staramy się na niej polegać! Tak naprawdę każde piękno jest ulotne.
Jeśli jest ułuda, istnieje również prawda. Zmienne uczucia, ewolucja osobowości, dążenie do doskonałości - to jest nasza prawda. Który błąd może przekreślić naszą przyszłość? A który przekreśla - przynajmniej w oczach innych - naszą przeszłość? I kto w ogóle ma prawo to oceniać? Stary przyjaciel, stary wróg, stary uczeń, córka, czy zupełnie obca młodzież?
Kiedy mówimy, że warto być przyzwoitym człowiekiem, zapominamy, że nie ma jednej definicji przyzwoitości.
Ale... chyba najważniejsze jest zrozumienie, że choćbyś nie wiem, jak się pilnował, na pewno prędzej czy później popełnisz błąd. Warto umieć się do niego przyznać, nawet jeśli w głębi serca wiemy, że granica między największym błędem a niekwestionowanym zwycięstwem bywa płynna i może zmieniać się w czasie. Prawda także może być ulotna.
Mam nadzieję, że jako staruszka nie będę się musiała wstydzić tego, jak żyłam. Albo że przynajmniej będę sobie potrafiła to wybaczyć.

2018-08-05

Kiedy byliśmy sierotami

Być może nadużyciem jest podciągnięcie Kazuo Ishiguro pod zakładkę "Azja", skoro pisze on i myśli po angielsku i to angielska rzeczywistość jest jego książkowym materiałem. Jednak popełnił on książkę o Chinach (częściowo) i właśnie dlatego o nim dziś piszę.
Po Kiedy byliśmy sierotami sięgnęłam, ponieważ poleciła mi to Mama. Mamy gust nie zawsze zgadza się z moim, ale przynajmniej mamy o czym podyskutować, jeśli się nie zgadzamy.
Tym razem się nie zgodziłyśmy. Mamie się podoba w książce to, co mnie najbardziej drażni, czyli rozmemłanie bohaterów, którzy są antybohaterami. Po jednej trzeciej książki błagałam już w duchu Christophera, żeby coś wreszcie zrobił i się otrząsnął. Nie udało się prawie do końca książki. Taka maruda. Brrr.
Poza tym - chciałam więcej od przedwojennego Szanghaju, który był wspaniały, a oglądany oczami marudnego bohatera mnie niestety też znudził. Tyle wspaniałych wątków - opium, kasyna, szpiedzy, konkubiny, międzykulturowa przyjaźń - i nic z tego wszystkiego nie wynika. Tak mi zazwyczaj niewiele do szczęścia potrzeba - okruch Azji, kilka myśli. Niestety, z tej książki nie udało mi się wykrzesać ani skrawka myśli.
Nie wiem, czy to kwestia autora czy moja. Ale żałuję trzech dni, które poświęciłam akurat na tę książkę.
Jest mi tym bardziej przykro, że zakochałam się bezpowrotnie w Okruchach dnia i miałam nadzieję, że inne książki tego autora będą tak samo subtelne i piękne.

2018-08-01

Baśnie z dalekich wysp i lądów

A może to właśnie przez nie? Może to przez indonezyjskie, wietnamskie, indyjskie, irańskie i perskie bajki tak się zachwyciłam Wschodem?
Szukając na strychu lektur dla Tajfuniątka, natknęłam się na dwie księgi autorstwa Wandy Markowskiej i Anny Milskiej: Baśnie z dalekich wysp i lądów oraz Śpiew kolibra. Są to zbiory baśni/bajek z całego świata - brazylijskie, tybetańskie, etiopskie... Samo wyliczenie krajów mogłoby zmęczyć. Niektóre już w dzieciństwie wywarły na mnie tak silne wrażenie, że pamiętałam je do dziś. Cóż. Tajfuniątko jeszcze na te bajki za malutkie, ale ja z przyjemnością wróciłam do tej lektury. Tylko - zamiast zachwycać się samymi bajkami (tak, są piękne!), mam niedosyt. Skąd autorki znały te bajki? Tłumaczyły bezpośrednio z danego języka? Niepodobna. Żadnej wzmianki o tłumaczach. Same jeździły po świecie? No raczej nie do wszystkich krajów. A może to przedruk jakiegoś obcojęzycznego zbioru bajek? Bardziej prawdopodobne, ale znów - nie znamy źródła tych pięknych opowieści. Coraz częściej łapię się na tym, że w literaturze nawet nienaukowej najbardziej brakuje mi przypisów. Ech.
Wracając do samych baśni - polecam. Są takie zupełnie inne od naszych, polskich, a jednak - takie podobne! Księżniczki, sprytni i uczciwi najmłodsi synowie, zantropomorfizowane zwierzątka, zło ukarane - wszystko jak należy, ale z maniokiem zamiast ziemniaków i z prosem zamiast chleba.
Może Wasze dzieci też odkryją dzięki tym bajkom zupełnie nowe światy?