2009-12-28

kto chce, bym go kochala 誰想讓我愛他

Mam przyjaciolke, siostrzyczke nawet. Przemila Tajwanka, obecnie mieszkajaca w Szanghaju, ktora ma fiola na punkcie Polski. Umie spiewac sto lat i koledy! Zajada sie barszczem! No szajbuska kompletna - pewnie dlatego szybko znalazlysmy wspolny jezyk. Gdy bylam w Chinach, Ona mnie zaopiekowala w Szanghaju, a ja Ja w Kunmingu. Teraz trzymamy kontakt, a ze istnieje fejsbuk, wie oczywiscie o wszystkim.
Na przyklad rzucaja sie jej do oczu moje roztomajte statusy. Ten w tytule na przyklad. Nie mowi po polsku az tak dobrze, zeby zrozumiec, ale po coz sa translatory? Odpowiedziala, ze najwazniejsze, zebym sama siebie kochala, reszta sama przyjdzie.
Musialam wyjasnic to nieporozumienie. Napisalam, ze Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, ze Turnau i Rybotycka itp. itd. I piosenka na youtube.
Spodobalo jej sie, ale tekstu nie rozumie. Szukalam angielskich tlumaczen, ale jakos nie wyszlo i pokusilam sie o sprzedanie chociaz czesci tresci tego wiersza. Pod spodem tlumaczenie, moj wpis z qq i przy okazji link do piosenki :)

大家都知道我喜歡中文歌。不管是民歌或者流行歌, 只要好聽,歌詞只要有意思我就喜歡。但是波蘭歌我也喜歡。只不過在波蘭我的要求比較高一些: 一般來說我不會喜歡波蘭流行歌。我對: “我愛你,啦啦啦, 你怎麼不愛我”這種個不感興趣。我最喜歡的歌有幽默感, 或者實用波蘭文比較好的詩歌。
有一個克拉科夫歌手, 叫Grzegorz Turnau. 他的歌一點都不像流行歌曲。 音樂比較有特色, 歌詞就是非常好的詩歌。
今天我想給大家介紹他的一個對唱。 在這裡可以聽聽:http://w598.wrzuta.pl/audio/6HIAoVpRBYQ/beata_rybotycka_grzegorz_turnau_-_kto_chce_bym_go_kochala
這裡有個詞。我不是翻譯家, 我的漢語水平還不夠高, 但是希望大家能夠明白里面的意思:

Kto chce, byś go kochała, 【男】誰想讓你愛他
nie może być nigdy ponury 從未不能郁悶
I musi potrafić Cię unieść na ręku wysoko do góry. 他必須會把妳高高舉起來
( kto chce bym go kochała )【女】誰想讓我愛他
Kto chce bym go kochała誰想讓我愛他
musi umieć siedzieć na ławce 必須會坐著在公園裡的長椅
i przyglądać się bacznie robakom, 注視小蟲子
i każdej najmniejszej trawce 注視連最小的穀草
(kto chce, byś go kochała) 【男】誰想讓你愛他
Musi też umieć ziewać,【女】他也必須會打哈欠
kiedy pogrzeb przechodzi ulicą, 在路上看到了葬送
gdy na procesjach tłumy pobożne idą i krzyczą.或看到了參加賽會的, 叫大聲的篤信人山人海

……kto chce, bym go kochała 誰想讓我愛他

Musi umieć pieska pogłaskać, 必須會撫摸小狗
i mnie musi umieć pieścić, 而且必須會愛撫我
i śmiać się, i na dnie siebie 還有, 必須會哈哈大笑
żyć słodkim snem bez treści, 還有, 在自己的靈魂低在沒內容的夢想裡活著
i nie wiedzieć nic, jak ja nie wiem, 他要跟我一樣~什麼都不知道
i milczeć w rozkosznej ciemności, 在賞心悅目的黑暗中不聲不響
i być daleki od dobra, 他必須離良好很遠
i równie daleki od złości卻也要離惡意一樣遠。

這是 Maria Pawlikowska-Jasnorzewska 的詩歌。她二戰之前算是一個非常有名的女詩人。到現在很多人, 特別是剛開始談戀愛的女生,都會喜歡她的詩歌 ^.^

2009-12-23

przedswiatecznie

Coz. Lubie pracowac. Odkrywam to przed kazdymi Swietami. Wspolna z Mama praca przy 12 wigilijnych i setkach swiatecznych potraw jest dla mnie mila odskocznia, powrotem do korzeni, byc MUSI. W roku ubieglym akurat bylo inaczej - bylam sama, moglam sie opalac przed biblioteka uniwersytecka, a Rodzice pojechali do Egiptu. Obecnie z podwojna energia przystepuje do siwatecznych przygotowan.
Podwojna energia przyda sie, bo Mama odpoczywa (to znaczy: Mama i tak nie odpoczywa tyle, ile powinna, ale przynajmniej troche).
Zrobiona juz kapusta i mieso bigosowe. Zrobiony pasztet (przy pasztecie rola Mamy ograniczyla sie do kupienia miesa, doprawienia i wylozenia blach papierem ^.^). Przygotowany wywar grzybowy. Oprawione ryby. Wczoraj w ramach akcentu chinskiego zrobilam orzechy po pekinsku (chociaz dla mnie to na zawsze pozostanie danie Szanghaju).
Dzis indyk, uszka, rozpoczecie bigosu, ryba w galarecie. Ciasto drozdzowe.
Dom pachnie jodla - choc w tym roku brak choinki w domu - mamy dwie obwieszone lampkami w naszym ogrodku - ale nakupilam galazek. Pachnie nieprzytomnie.
Zeby tradycji stalo sie zadosc, zaprosilam na Wigilie skosnookiego. Pewnie nie przyjedzie, ale przynajmniej mam czyste sumienie ;)
Na Swieta zakwitl nam storczyk. Kwitl juz raz trzy miesiace temu, sklerotyk jeden. I gwiazda betlejemska puscila listki.
Rzadko az tak wyraznie czuje, ze jestem w domu.
Jest mi... dobrze.
媽媽順利通過手術; 已經回家啦。只不過今年的圣誕大餐我來準備 - 她要多休息。我們開玩笑, 現在她用食指工作: 她的工作是指什麼東西, 然后告訴我應該做什麼。
奇怪的是, 我越忙越開心。雖然我是世界上最懶的小颱, 但是準備波蘭傳統菜, 裝飾我們的家, 陪陪媽媽讓我很快樂。 氣氛真特別 - 你們肯定知道春節準備餃子的這種一起工作, 互相幫助的樣子。我蠻喜歡。
我忘了帶照相機, 沒法分享, 可惜。希望有一天所有住在遠方的好友能過來這裡, 跟我在一起……

2009-12-19

Krotko

Bo i nie ma o czym.

Mama mi zaniemogla i sie martwie. To po pierwsze i najwazniejsze. Ale juz jest lepiej, wiec nie warto pisac za duzo :P

Po drugie: sporo pracy przed Swietami. Swistakowanie z pocztowkami konfucjanskimi, miliardy mejli i innych takich, jeszcze jakies zupelnie z nieba wziete spiewanie...

Czas tesknoty. Chcialabym, aby ci, ktorych kocham, mogli te milosc odczuc, ale...

Roznie bywa.

Gotowalam troche, wrzuce pare przepisow, ale musze sie najpierw troche pozbierac, dobrze?

***

Tak naprawde to wykancza mnie tesknota za Chinami. Za tymi zlymi, a fe!, Chinami, w ktorych karaluchy w kuchni sa norma, w ktorych kible publiczne to smierc, w ktorych nienawidzi sie indywidualnosci... Pokochalam ten kawales swiata w kilku odslonach, bez wzgledu na polityke, bez wzgledu na inne, jeszcze wazniejsze sprawy. Kiedys zakochalam sie w Krakowie, pozniej w Tajpej, Kunming tez jest bliski memu sercu. Ciagnie mnie, juz to na Tajwan, juz to do Chin. Sni mi sie Azja, soczyste pomelo, banany prosto z drzewa, ale tez - ludzie. Przyjaciele sa tutaj, ale poza przyjaciolmi jest tylko szary tlum, ktorego jestem szara nibynozka :P W Azji lepiej slysze i siebie, i innych.

***

Dlaczego musilam sie zakochac w drugim koncu swiata? Dlaczego nie w takich, o, Czechach na przyklad? Dlaczego wlasnie to mnie tak kreci?

***

Chwilowo zostaje w Krakowie, moze nawet stala praca jakas sie uda? Chcialabym, nie lubie wisiec w przestrzeni. Ale czy chce tego na stale?


Nie pytaj prozno, bo nikt sie nie dowie,

jakie nam losy gotuja bogowie

I babilonskich nie pytaj wrozbiarzy -

lepiej tak przyjac wszystko, jak sie zdarzy.

A czy z rozkazu Jowisza ta zima

co teraz wichrem welny morskie wzdyma

bedzie ostatnia, czy tez lat przysporzy

nam jeszcze kilka tajny wyrok bozy?

Nie pytaj o to i klaruj swe wina

mnie rok za rokiem jak jedna godzina

wiec lap dzien kazdy, a nie wierz ni troche

w kruchej przyszlosci obietnice ploche...

(moze byc zle, bo cytuje tego Horacego z pamieci, wlasnie mam strumien swiadomosci i troche nie kontaktuje...)

***
A nasza konfucjanska pocztowka miala twarz wlasnie takiej, skosnej Madonny:

Mialo byc krotko, a wyszlo jak zwykle. Ale koncze juz, naprawde! I zycze Wam wszystkim udanych Swiat :)

我媽順利通過手術。

我們在孔子學院工作特別多特別忙 - 2009年快要結束, 我們要做晚一些事情……

我最近覺得特別寂寞。十二月的克拉科夫氣氛特別好, 但是一個人不好玩……

我想年亞洲。不管是臺灣還是中國, 都可以。不要一直留在這裡, 我以為我受得了, 但是好像不行。 我越來越想念新鮮的香蕉, 柚子, 那邊的人, 那邊的節奏…… 唉!我怎麼了? 不應該如此...

沒事的. 我會好好的.

先祝大家圣誕節快樂, 萬事如意, 身體健康!

2009-12-16

nigdy nie sadzilam 從來沒想到 part 2

ze bede szukac po necie jak jest Teatr Zdrojowy w Dusznikach. Albo Fortepian Pleyela. Ciagle mnie zaskakuje to, jak wielu rzeczy musze sie jeszcze nauczyc :)
Ale!
Tak jest ciekawiej :)
PS. Fonetyczne wersje polskich nazw dla Chinczykow sa jeszcze smieszniejsze niz caly ten nasz Szekspir z Paryzem.
…… 我會翻譯非常專業的什么詞語。比如,”普利耶鋼琴“, 雖然我是學音樂的, 但是還是跟什么其他鋼琴差不多。我天天重新發現我還需要學多少……
只不過,
這樣才有意思! :)
附言:把波蘭文的專有名詞翻譯成漢語真好玩!

2009-12-12

nigdy nie sadzilam 從來沒想到

ze ubrana "najeleganciej na calym uju", z powazna mina (pod ktora czail sie paniczny strach) i profesjonalizmem w kazdym calu zajme sie tlumaczeniem negocjacji handlowych.
Juz mniejsza o ten moj mocno niechetny stosunek do handlu. Mniejsza nawet o to, ze handlowe slownictwo nawet w jezyku polskim sprawia mi pewne trudnosci (jak slucham o przedstawicielstwach i spolkach z o.o., to mi sie automatycznie wlacza opcja "drzemka"). Problem tkwi w tym, ze handluje sie bardzo konkretnymi rzeczami. Jesli sa to ciuchy, trzeba sie naumiec typow sciegow i rodzajow materialu, o kroju nie wspominajac i miliardzie nazw kolorow. Jesli sa to akcesoria biurowe, to trzeba zelopis odrozniac od dlugopisu kulkowego i wiedziec, o co chodzi z roznymi typami spinacza.
Nie sadzilam NIGDY, ze bede W STANIE przetlumaczyc COKOLWIEK o modulach ekranow ledowych, o pikselach, o sposobie mocowania, obudowie i oprogramowaniu.
Przybylam (ladnie ubrana), przetlumaczylam (mimo strachu). Zwyciezylam.

……有一天我會翻譯貿易的會議。 我沒有自信, 而且我對貿易的態度不太好, 了解不太深。 而且那家公司是做LED顯示屏。 顯示屏! 這方面的詞語我從來沒接觸過……
但是我當翻譯了。 雙方都滿意。 我成功啦!
真沒想到……

2009-12-04

Król szczurów 鼠王

Jestem wtórną analfabetką. Są książki, których się boję. Wiem, że jak zacznę czytać, to będą mi się śnić po nocach i nie będą to przyjemne sny. Takie "Medaliony" na przykład. Zaczęło się zresztą dużo wcześniej, od demonicznego Pinokia, ale w tzw. dorosłym życiu to właśnie literatura wojenna, obozowa zajmuje pierwszy plac. Do dziś nie udało mi się wziąć do ręki "Zdążyć przed Panem Bogiem".
O "Królu szczurów" się nasłuchałam. W ogóle styl Clavella jest przyjemny, daję mu się wessać i potem mi wyobraźnia choruje. "Tai-pan" był git. Kilka godzin i po bólu. Do nikogo się nie przywiązałam, ale śledziłam bieg wydarzeń z przyjemnością. Ale "Król Szczurów"... Trzeba mi było wiele samozaparcia i niskiej ceny w antykwariacie, żeby się na to rzucić.
Rzuciłam się. I teraz śnią mi się po nocach koreańscy strażnicy (wszyscy maja rysy pewnego koreańskiego żołnierza), ryż z pastą krewetkową, krwawa biegunka i to jak dobrze można żyć z handlu.
Brzydzę się sprzedażą. Normalnie nie zwracam na to uwagi - trzeba jeść, trzeba żyć, nieważne. Kiedy czytam o ludziach, którzy "są bardziej przedsiębiorczy od innych", "przecież nie robią nic, czego nie mógłby zrobić ktoś inny, ale to ja pierwszy na to wpadłem", wszystko zaczyna mnie swędzieć, jakbym pchły miała. Wiem, że tak funkcjonuje świat, a idealiści klepią biedę. Ale...
Przeczytałam i nie płakałam - znowu się nie przywiązałam do żadnego bohatera; Clavell potrafi postawić czytelnika z boku, chociaż bardzo blisko. Książki nie zapomnę. A teraz mam ochotę na wszystko inne Clavella.

2009-12-03

Afro-dizzy-act

我最好的臺灣妹妹送給我一本書。 那本書的名字叫 “馬力歐帶你瘋臺灣”。馬力歐就是作者的名字。他是南非人,最近幾年在臺灣當英文老師。這本書給我們介紹他在臺灣的冒險和生活。 每一篇短文有一兩百字, 有的有意思, 有的好笑, 有的很冷。
我看著看著…… 突然有一種奇怪的感覺: 這個人并不特別, 我跟他差不多, 只不過我謙虛一點。謙虛在哪里呢?
我也寫文章給朋友們看。大家能看我的部落格。只不過我覺得為了打印出來一個老外的回憶不用浪費這麼多的紙……
To tytul ksiazki wydanej na Tajwanie. Podtytul "a potent adventure of a foreigner in Taiwan" mowi wszystko. Schemat taki jak zwykle: ktos przyjezdza, nic nie wie, nic nie umie i pokazuje innym jaki przezyl szok kulturowy. Tym kims jest bialy poludniowy Afrykanin. Uczy na Tajwanie angielskiego i... No wlasnie. I tak naprawde nie przezyl nic takiego! To znaczy, oczywiscie przezyl - ale nic wiecej niz wiekszosc, a moze nawet wszyscy biali wyjechani do Azji.
Ja tez tak moge. Ba! Ja tez tak robie. Pisze bloga, mniej lub bardziej aktywnie i w przewazajacej wiekszosci azjatycko. Ale cos nas rozni. Skromnosc. Moja przejawia sie w tym, ze nie mam najmniejszego zamiaru wycinac drzew, zeby pokazywac to swiatu :P

2009-12-02

garnek do gotowania ryzu :) 電鍋

Dostalam :) Gotuje ryzu duzo, wiec sie przydawac bedzie caly czas. I na parze mozna cos zrobic. I kleik ryzowy moze tez.

Ale nie po to ten wpis, zeby sie pochwalic. Wazne jest, ze po polsku mowi sie na to tak jak w tytule, po angielsku rice cooker albo rice steamer, a tymczasem nazwa chinska nie ma z ryzem nic wspolnego! 電鍋 to po prostu garnek 鍋 na prad 電. Wlasciwie moze sluzyc do gotowania wszystkiego. Od naszego prodiza rozni sie tym, ze mu grzeje dol, a nie pokrywke. Ta roznica jest niby banalna, ale... Jesli w prodizu zdejmiemy pokrywke to zostanie nam nieprzydatny garnek. Jesli zdejmiemy pokrywke naszego garnka, zostanie bardzo przyjemny caquelon albo hotpot. W ten sposob w zaciszu domowego ogniska mozemy sie nacieszyc zarowno ognistym kociolkiem, jak i fondue. Trzeba tylko zadbac o to, by garnek do ryzu mial latwo odkrecana nakrywke...

2009-11-30

Rewers

Okrzykniety najlepszym polskim filmem roku.
Ze niby slodko-gorzka zabawa konwencja i wysmakowany dowcip, inteligentna zabawa, bla bla.
Jak na komedie kiepskie, jak na kino noir problem zbyt nijaki i zle powiedziany. Byly momenty. Jak na najlepszy polski film roku - troche malo.
No dobra. Ten film jest tak nijaki, ze az mi sie nie chce o nim pisac :P

2009-11-27

zly dzien? 今天不太好嗎?

那, 看這部短片. 我已經好多了:) To sobie obejrzyj. Mnie pomogło :)

tykwa pyta 葫蘆問

Mam znajomych, ktorych uwielbiam za kuchnie, poczucie humoru, sci-fi, koty, Azje i gry. To w skrocie. Oczywiscie, niekoniecznie w tej kolejnosci i oczywiscie wymienilam tylko najwazniejsze czynniki, ale...

Gry to sposob na budowanie przyjazni, spedzanie czasu przyjemnie, niekoniecznie z alkoholem i calkowicie bez innych podniet typu telewizor. Jest to cos, co sie milo wspomina, a poza cokolwiek topornym chinczykiem, ktorego i tak kocham, istnieja przeciez gry rewelacyjne, takie jak poznany przeze mnie u nich Dixit (opis na stronce nie oddaje grozy wyzierajacej z niesamowitych obrazkow na kartach).

Kiedy ostatnio u nich bylam, nakarmili mnie i napoili, a kiedy juz posadzili, wyciagneli gre. Krzaczasta. Tajwanska. Dzika!! Nie do konca sa chinskojezyczni, a nadzieja w ich oczach mnie rozbroila do reszty (juz nie mowiac o tym, ze mi weszla na ambicje!) i przeszukalam internet, zeby cos o niej znalezc. Tak na szybko cos tam pokojarzylam zasady, ale... Szczerze? Wedlug tych zasad, co to je wyciagnelam z rekawa to ta gra raczej nudna jest. Dlatego poszperalam na temat "Tykwa pyta" (bo tak sie gra nazywa) i prostuje na blogu niescislosci :)


Mamy sobie plansze:

Jest na niej 47 obrazkow, ulozonych po slimaczku. Kazdy obrazek ma swoja pare - sa dwa konie, dwaj flecisci, dwa tygrysy itd. Osamotniona jest tylko postac w samym srodku - Wielki Bogacz (大富翁 - jest to rownoczesnie druga nazwa tej gry). To on jest naszym celem. Rzucamy wiec kostkami i w ruchu przeciwnym do wskazowek zegara poruszamy sie po slimaczku az do bogacza. Kostki sa dwie (zupelnie jak bramki, hihihi!), wiec wszystko powinno byc proste i szybkie, ale nie jest! Problem polega na tym, ze ilekroc staniemy na nowym polu, tylekroc musimy sie przeniesc na jego "brata blizniaka". I to obojetne, czy jestesmy na poczatku czy na koncu (to wlasnie to male sprostowanie ^.^)! Tylko wyrzucenie idealnej liczby oczek tuz przed Wielkim Bogaczem daje nam mozliwosc bezbolesnego zakonczenia...
Gra jest tajwanska, chociaz niesc wiesie, ze pochodzi z Quanzhou. Popularna w latach 40-50, przez jakis czas byla grywana potajemnie (!) Dlaczegoz to?
I tutaj bardzo ladne rozwiazanie zagadki, dlaczego sie wabi "tykwa pyta". Nadepniecie na kazda z postaci mialo powodowac powiedzenie nastepnej czesci wierszyka - tak jakby kazdy rysunek mial swoj "opis", scisle z rysunkiem zwiazany. Byl to mily i latwy sposob uczenia dzieci jezyka minnanskego (czasem zwanego tajwanskim). Tykwa sobie pytala, a dzieci sie uczyly poprawnej wymowy...
Ja jednak uwazam, ze i bez mowienia gra jest zaczepista :) Wlasciwie to w takim chocby Xiamenie tez powinno sie ja dac kupic, hmmm... ;)

2009-11-26

CJ7 長江7號


Nie, nie pomylilam sie. Nie chodzi mi o jeepa i w srodku wcale nie ma byc myslnika :P Chodzi o film. Jako, ze w Wiki znajdziecie go bez problemu, nie bede opisywac szczegolowo, o co chodzi.

Jest sobie komedia familijna z akcentem sci-fi. Akcent sci-fi wyglada jak resztki dmuchawca nalozone na zielona plazme, jak widac na zalaczonym obrazku. Ale zaczelo sie od tego, ze ja wcale nie wiedzialam, ze to cos to bohater najbardziej kasowego filmu w Chinach w 2008 (no, troche przesadzilam, ale niewiele :P)! Po prostu dostalam kiedys breloczek i tak juz zostalo. Nosilam go, dopoki mi sie nie rozwalil (tfu, chinszczyzna niedorobiona...), nie majac pojecia, ze jestem "modna". Bo jego sie nosi. Kupuje dzieciom. Gra w gry z nim w roli glownej. To paskudztwo wabi sie 七仔, co na wlasny uzytek przetlumaczylam sobie "siodmy miot".
Razu pewnego MPBL zapytal, skad wzielam ten breloczek i czy naprawde az tak mi sie ten film podobal... Skonczylo sie na tym, ze dzieki PPS spedzilismy uroczy wieczor, ogladajac film dla dzieci.
Akcja prosta: robotnik z synem, na nic go nie stac, ale zapewnia synowi dobra edukacje, a w szkole wszystkie dzieci maja fajne zabawki. Nagle w domu zjawia sie kosmita - wlasnie ten stworek, jest chlopcu przyjacielem, pomaga mu w lekcjach itd. Oczywiscie dzieciak robi sie cool itd.
Male zaskoczenie: ryczalam w trakcie tego filmu jak dziecko, chociaz dobrze wiedzialam, ze sie dobrze skonczy. Ja nie wiem, jak oni to robia, Ci Chinczycy zakichani!
A raczej: juz wiem. Po prostu do komedii/filmu familijnego nie wsadzono swiata idealnego. On i Ona nie sa i nie beda razem z powodu roznic spolecznych. Zabawa ojca i syna to zatlukiwanie karaluchow mieszkajacych pod blatem, wsytylizowane na Bruce'a Lee zreszta :P Pracownicy na budowie pracuja w zabezpieczeniach, ktore ich przed niczym nie chronia. Cos takiego to nawet z pewna przyjemnoscia mozna obejrzec. I to mimo zartow zdecydowanie grubianskich, ktore tez sie zdarzaja (ohydny nauczyciel...).
Breloczek mi sie zepsul. Juz nie pamietam tego filmu dokladnie. Ale niektore sceny mi w glowie zostaly - a to jak na polroczna przerwe i tak calkiem niezla reklama. Jesli bedziecie mieli ochote pocwiczyc chinski - polecam :)

2009-11-18

Dzien Tajwanski

Od dzis mamy w Katedrze Bliskiego i Dalekiego Wschodu sale tajwanska. Hurra! Z tej okazji impreza - troche opowiesci, troche zachety do studiowania TAM, troche jedzenia, troche muzyki...
A ja zaparzylam sobie herbate. Czarnosmocza oczywiscie, bo przeciez Tajwan. I oczywiscie z calym ceremonialem, bo po to pracowalam w herbaciarni, zeby teraz nauczac. Jak dostane zdjecia, pokaze :) A jak nie dostane zdjec... To wiecie, ja bardzo chetnie bede parzyc dla Przyjaciol i Krewnych Przyjaciol, i Przyjaciol Krewnych Przyjaciol...
Ten dzien byl okrrrropny z wielu innych wzgledow. Ale milo sie bylo znow wcisnac w qipao, milo bylo znow z rozmachem otworzyc czarki do wachania herbaty (聞香杯) i spic napar z malenkich czarek do picia (品茗杯). Milo bylo opowiadac o rzeczach potrzebnych do parzenia, o zwyczajach zwiazanych z czestowaniem, o slodkim smaku... Wyspowiadac sie z tej tesknoty, ktora mnie pozera ostatnio coraz bardziej... Smak Tajwanu to smak herbaty czarnosmoczej, to smak herbaty z perelkami, to smak okonomiyakow na nocnym targu, to smak kawy z cieplej puszki prosto z automatu... To slodkie parowki i miesne ciastka... To Tajwan, Tajwan moj jedyny!
Teraz, kiedy juz mam porownanie, wiem, co bym wybrala...

今天我們東方文化系舉行“臺灣日”的活動。 我們終於有臺灣教室 (除了中國, 日本, 韓國等教室之外)。活動包括好多節目, 有演講, 有跳原住民舞蹈的機會, 有吃的, 還有喝的。喝的是什麼呢? 就是烏龍高山茶。誰來泡呢? 就是白小颱茶藝師哈!
希望我弄的錯誤不大……
謝謝你們讓我泡茶! 是我最喜歡的休息方式 ^.^

2009-11-15

chińczyk

Wczoraj wieczorem przyjmowałyśmy w willi salwatorskiej koleżankę, która właśnie wróciła z Nepalu. Przywiozła n giga zdjęć, więc wici zostały rozesłane i wieczorem zebrało się tu całkiem spore stadko. Zupełnym przypadkiem zadzwoniła K. Mówi, że chciała wpaść, ale jest wypruta, więc idzie spać. Smoczyca kusi: będą zdjęcia z Nepalu.
K. - fajnie, ale ja naprawdę padam na ryjek
S. - i pizza też będzie :)
K. - rewelacja, ale ja nie jestem aż tak głodna (zawsze jest głodna)
S. - no ale przyszłabyś....
K. (po chwili zastanowienia) - a będziemy grać w chińczyka?

Tak. Odkąd wróciłam z Chin, odwiedzający są nie tylko karmieni, ale też zmuszani zachęcani do rozgrywek w nieśmiertelną grę mojego dzieciństwa. Co gorsza, większość tych osób tę grę uwielbia! Oczywiście, pechowcy nienawidzą (kumpel sprawdzał, czy na kostkach aby na pewno są szóstki... ) i ci, którzy są zbyt dorośli. Ale my - dzieci z ulicy K. - gramy przy obiedzie, podczas robienia kolacji i zawsze, kiedy szukamy wymówki, żeby razem posiedzieć i się pośmiać.
Oczywiście, gra trafiła do nas, gdy już chorowałam na chińską grypę - jakieś półtora roku temu. Kiedy ją przywiozłam, Arcyprzebrzydłe Współlokatorki patrzyły na mnie podejrzliwie i z politowaniem. Ja im jednak wytłumaczyłam, że to jest metoda małych kroczków - jak już polubią chińczyka, to może dojrzeją do tego, żeby polubić Chińczyków?
Chińczyk jest stary, spracowany, ale wiernie nam służy. I właściwie jedyny problem, jaki się w związku z nim pojawił to - jak na chińczyka mówią Chińczycy?
Jak wiemy (a jak nie wiemy, to od czego mamy wikipedię?), nazwa "chińczyk" występuje tylko w Polsce, a i to tylko w niektórych rejonach/grupach wiekowych. Reszta nazywa tę grę "Człowieku nie irytuj się", co jest w zasadzie dokładnym tłumaczeniem nazwy niemieckiej. W wersji znanej obecnie gra faktycznie pochodzi z Niemiec, acz wywodzi się z czasów niemalże baśniowych, a i z bajkowego kraju - Indii. Znana i lubiana przede wszystkim w Europie i Stanach Zjednoczonych (grać w nią chciał nawet osioł ze Shreka), czy więc Chińczycy w ogóle coś o niej wiedzą?
Tak!
Gra ta po chińsku nazywa się 飛行棋, czyli latające pionki. Jest to związane z nieco odmiennym wyglądem planszy - ma ona kształt lotniska, a pionki niby mają udawać samoloty. W pierwowzorze nie używało się kostek do gry tylko "koła fortuny" z sześcioma cyferkami - co się wykręciło, to się szło. Reszta zasad pozostaje ta sama.
Tak, tak... dzieckiem w kolebce kto grywał w chińczyka ten młody pojedzie na Tajwan...
你們知不知道在波蘭文當中“飛行棋”叫做"中國人“? ^.^

:)

Wlasnie mi zjadlo bardzo, bardzo dlugiego posta. Pisalam o tym, jak dobrze, ze przyjechala juz moja Tajwanska Mlodsza Siostrzyczka, ze oddalam cudzych kursantow w wiekszosci, ze zycie wraca do normalnosci, ze lubie uczyc, ze zarazam bakcylem chinskiej grypy, ze swiat bylby piekniejszy z profesjonalnym czajnikiem utrzymujacym wlasciwa temperature wody przy parzeniu herbaty, ze kupowanie woka w Polsce to porazka, ze moj luby jest osiol, ze mi nie przyslal wlasnie tych sprzetow, ze...

No i wlasnie tyle z tego zostalo.

Nic to.

Zapraszam wszystkich na Dzien Tajwanu, ktory obchodzic bedziemy w najblizszy wtorek (17.11.2009) w Katedrze Bliskiego i Dalekiego Wschodu przy ulicy Gronostajowej (tzw. dupa swiata) w godzinach 11-18, a w ramach ktorego bedzie mozna cos zjesc, wypic herbate (parzona wlasnorecznie przeze mnie!) i posluchac o tym, jak cudowny jest Tajwan :)

I na tym skoncze, bo sie boje, ze z czystej zawisci blogger mi znowu zezre posta...

2009-10-26

Uciekaj moje serce

Liryzm w najlepszym wydaniu, piosenka, ktora kocham. Przy ktorej placze, jesli spiewa ja Stanislaw Soyka, a od ktorej mam gesia skorke na calym ciele, jesli barowo chrypi ja Kasia Nosowska.

Jakos tak mi nostalgicznie...

PS. Te linki to specjalnie dla mojej Mamy z okazji imienin :)

2009-10-25

吐魯番的葡萄熟了 Turfańskie winogrona już dojrzały

To tytuł cudnej piosenki. Ja jestem w niej zakochana od dawna, kayka jest w niej zakochana od mniej dawna, a mam nadzieję, że od dziś i Wy staniecie się jej fanami.
Turfan czyli po chińsku Tulufan 吐魯番 to kraina we wschodniej części Xinjiangu, tam, gdzie pogoda dobra, uprawia się melony, bawełnę i właśnie winogrona. Jak na Xinjiang przystało, od cholery tam Ujgurów (70% ludności), "prawdziwych" Chińczyków jest tam niecała 1/4 ludności! Dlatego też i o miłości śpiewa się tam inaczej niż u Hanów...
Po pierwsze, imiona kochanków od razu pokazują, że chodzi o Ujgurów. Zarówno Karym (克里木), jak i hmmm... Aneczka (阿娜爾汗) to bardzo popularne w tamtych okolicach imiona. Dokładne tłumaczenie brzmienia "Anarhan" (wspomnianej Aneczki) to "Granat" - jeśli się tak nazywa dziewczynę to dlatego, że jej płeć jest delikatna, jeśli już barwiona, to rumieńcami czerwonymi jak krew, a słodycz jej jest niepojęta...
Po drugie, oni są romantyczni do potęgi pięćdziesiątej trzeciej i pół! To wino, które upaja serce dziewczyny i uczucie, które oplata ją jak bluszcz... Właśnie tak trzeba kochać :)

克里木参军去到边哨
Karym zaciągnął się do wojska; wysłali go do strażnicy przygranicznej
临行时种下了一棵葡萄
Tuż przed wyjazdem zasadził krzew winogron
果园的姑娘哟 - 阿娜尔罕哟
Ogrodniczka, och, słodka jak granat
精心培育这绿色的小苗
troskliwie opiekuje się zielonymi pędami.

Ach!
引来了雪水把它浇灌
Nawadnia krzew roztopionym śniegiem
搭起那藤架让阳光照耀
I o tyczkę oparła, by grzały go promienie
葡萄根儿扎根在沃土
Winogrona ukorzeniają się w żyznej ziemi
长长蔓[藤]儿在心头缠绕
Długie pnącza owijają się wokół serca
长长的蔓[藤]儿在心头缠绕
Długie pnącza owijają się wokół serca.

葡萄园几度春风秋雨
Winogrona przetrwały już kilka razy wiosenne wiatry i jesienne deszcze
小苗儿已长得又壮又高
Małe pędy już wzrosły; są bujne i wysokie
当枝头结满了果实的时候
a kiedy gałązki wypełniły się dojrzałymi owocami,
传来克里木立功的喜报
przyszły dobre wieści o zwycięstwach Karyma
啊!
Ach!
姑娘啊 遥望着雪山哨卡
Dziewczyno, ach, wyczekujesz z dala sygnału z ośnieżonych szczytów,
捎去了一串串甜美的葡萄
wysyłasz kiściami słodkie winogrona
吐鲁番的葡萄熟了
Turfańskie winogrona już dojrzały
阿娜尔罕的心儿醉了
A serce dziewczyny słodkiej jak granaty pijane jest szczęściem
阿娜尔罕的心儿醉了
Serce dziewczyny słodkiej jak granaty pijane jest szczęściem.

2009-10-24

kilka słów

Dziś, półtora roku po skończeniu studiów, odebrałam wreszcie dyplom - wraz z odpisami, suplementami, indeksem, dwoma zdjęciami, maturą i innymi takimi. Fajne uczucie :) I Dyrektor Najwspanialszej Placówki Edukacyjnej śmiał się ze mnie, że mam takie niestosowne zdjęcie. Bo mam nagie (och, ach!) ramiona. Tak. Chciałam mieć niestosowne zdjęcie na dyplomie :)
***
Dziś pracowałam od 8 rano do 8.15 wieczorem minus jazda z kampusu do centrum (pół godziny) i później przejście z IKu na japonistykę. Aha, jeszcze minus 10 minut na zapiekankę.
***
dialog z trenerem kungfu:
Trener: No, jak się przeprowadzisz do Chin (co jest oczywiste, skoro tak dobrze mówię po chińsku), to koniecznie zamieszkaj u nas, w Szanghaju (on jest z Anhui, ale stara się o tym zapomnieć, bo od 30 lat państwo mu płaci za to, że należy do kadry/trenuje kadrę, więc ma w Szanghaju i okolicy trzy domy - jeden żeby do pracy było blisko, drugi weekendowy i trzeci dał córuni).
Ja: nie lubię dużych miast, kto by chciał w takim mieszkać? Tam wszyscy się spieszą.
T: Ale przecież wszyscy chcą mieszkać w Szanghaju!
J: (nie komentuję, tylko patrzę na niego z politowaniem) No dobrze, ale nie bardzo mogę wyjechać z kraju, tu mam rodziców i w ogóle...
T: tak, ja też wolę mieć przy sobie córkę. Ale twoi rodzice na pewno zrozumieją, że będziesz wolała mieszkać w Szanghaju, tak jak na przykład moja córka.
J: twoja córka już wyszła za mąż?
T: nie, jeszcze nie.
J: a jak wyjdzie to co? dalej będzie się trzymać mamusi i tatusia?
T: no przecież ma swoje mieszkanie.
J: a jeśli się zakocha w kimś spoza Szanghaju?
T: (spojrzał na mnie z politowaniem; szanghajki nie zakochują się w gołodupcach z prowincji - a dla nich prowincja to wszystko, co nie jest Szanghajem... no, może poza Pekinem ;) ) to on się przeprowadzi do Szanghaju.
J: dlaczego?!
T: bo przecież WSZYSCY CHCĄ MIESZKAĆ W SZANGHAJU!!

2009-10-14

tlumacze sie glupio i niestosownie

Tak. Nadal nie prowadze bloga w sposob odpowiedni (to znaczy z czestymi wpisami o rzeczach ciekawych, albo przynajmniej smiesznych). Na swoje wytlumaczenie moge co najwyzej powiedziec, ze jeszcze nigdy w zyciu tak nie zaiwanialam. Ale nie to jest najgorsze. Najgorsze jest to, ze gdyby ktos mnie chcial uwolnic od tego zaiwaniania, tobym jeszcze go pewnie pogryzla, bo ja uwielbiam tak zaiwaniac! Uczyc, tlumaczyc, oprowadzac...

A propos oprowadzania: ciekawostka.

Oprowadzam chinskie malzenstwo. Wchodzimy na wzgorze wawelskie, opowiadam o Wawelu, o polskich krolach, o niejednorodnej architekturze, bla bla bla. Pytam: chcecie wejsc do srodka? Chca wiedziec, co jest w srodku. Mowie. Chwila zastanowienia. "A ile kosztuje bilet?". Odpowiadam. Milczenie. "Nie, nie chcemy, idzmy dalej".
Prowadze Kanonicza, Grodzka, dochodzimy do kosciola Mariackiego. Opowiadam o oltarzu, historia zoltej cizemki itp. Pytanie: kupic bilety i wejdziemy poogladac? Chwila zastanowienia. "Nie, idzmy dalej". I tak w kolo Macieju... W koncu, indagowani, mowia, ze te bilety to drogie sa. Ze kto to widzial, bo u nich w *** wszystkie wazne obiekty to darmowe.
Skapitulowalam; przeciez, mimo mrozu siarczystego, mozemy swobodnie lazic po centrum i opowiadac o Bramie Florianskiej.
Pora obiadowa. Chce ich zabrac na jakis smaczny polski obiad. Zobaczyli ceny. Skonczylismy na kebabie (swoja droga, kebab strasznie podrozal!).

Jutro Wieliczka. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Moze odmowia wejscia ze wzgledu na cene biletow???

2009-10-04

......

chora jestem. Zadna nowosc, wiem. Ale tym razem jest do kitu, bo zaczelam juz dorosle zycie, a gorzej zawalac obowiazki niz po prostu zwagarowac z lekcji. I tak siedze, zaopiekowana przez Arcyprzebrzydle Wspollokatorki, pokasluje, pokichuje, generalna dupa.
Nie tak mialo byc.
A jeszcze dzis wlasnie jest Swieto Srodka Jesieni. Powinnam przegryzac ciasteczko ksiezycowe, lukajac na ksiezyc i myslec o bliskich-dalekich. Myslec sie nawet udaje, czasami nawet nie placze, ale ksiezyca na niebie brak i ciasteczek niet. Cholera by to wszystko wziela...

No dobrze. Z tych nielicznych pozytywow, ktore mi sie wydarzyly - Instytut Konfujusza mnie chce, kilku uczniow mnie chce i na razie nie musze szukac w Krakowie mieszkania. To dobrze, bo szukanie jest frustrujace. Zostaje w Krakowie - blisko do domu i do Przyjaciol; Planty, Wawel i Blonia; znajome miejsca, znajome twarze. Nie lubie podrozowac. Nie lubie nic zmieniac. Trwanie jest lepsze niz gonitwa.

Wbrew wszystkiemu, to nie samotnosc jest najgorsza. Niepewnosc wygrywa kazde starcie. Mieszkanie jedno- czy dwuosobowe? Wyjechac czy szukac dalej? A co, jesli...

Wlasnie tego czasu nienawidze, wlasnie ten czas chce skrocic, wlasnie dlatego popedzam MPBL ile wlezie. Zobaczymy...

2009-09-22

ekhm

Naprawde, naprawde niedlugo zaczne pisac bloga, a nie tylko przepraszac za to, ze nie pisze. Jakos mnie dziwnie zakrecilo - bo duzo prac (niestety, na etat nikt mnie nie chce, chlip!), a jeszcze jestem cokolwiek bardziej bytomska niz krakowska (dane jest mi sie cieszyc towarzystwem Przyjaciol w ich wlasnych katach, bo na razie nie mam swojego... Dzieki!) i tak jakos nie bardzo JESTEM...

Ale za to ostatnio nianczylam bande profesorow chinskich, i to takich "moich", bo od sztuki. I bili mi brawo za chinskie piosenki ludowe, blagali o przepisy na golabki i bigos, a na dodatek pekinskich starszych panow dwoch mi powiedzialo, ze wedle ich oceny estetycznej i blablabla... jestem najladniejsza dziewczyna na sali ^.^ Moj luby prawie sie obrazil za to, ze pokazalam mu te fotke:
bo dlaczego niby sie szlajalam z takim przystojniakiem?! Coz, faktycznie szlajanie sie ze skosnymi przystojniakami jest mila forma zarabiania na chleb nasz powszedni, a MPBL nie ma sie o co martwic - umiem rozroznic prace od przyjemnosci :P
Planow duzo - a to tlumaczenie, a to lekcje, a to jeszcze inne zleconko... Fajnie brzmi, ale wolalabym wiedziec, ze kazdego miesiaca bedzie mnie stac na czynsz :P
Wiem, ze moglabym sprobowac szczescia w Warszawie, Wroclawiu, czymkolwiek. Ale... najpierw chce wlasnie Krakowa mojego ulubionego. Skoro i tak jak na razie zadne miejsce na ziemi nie jest naprawde moje, to chce byc tam, gdzie mam Przyjaciol...
No.
To ja juz wracam do wplywu jezuitow na ksztaltowanie sie swiadomosci muzycznej Chinczykow :D

2009-09-18

有個年輕姑娘 czyli Szla dzieweczka do laseczka

Kochana ***!
Dzieki Tobie, Twojemu refleksowi i szczesciu do ludzi, a takze dzieki Twojej znakomitej znajomosci jezyka chinskiego dane mi bylo przezyc katharsis w stanie czystym - ja, muzykolog, hmmm... orientalista i inne takie zostalam rozlozona na lopatki i dlugo trzymana w tej niewygodnej pozycji. Kocham Cie bardzo za wykonanie polskiej piosenki ludowej w chinskim przekladzie :*

2009-09-09

Beskidy

Stacja koncowa:
Baza:
Opalac sie lubimy, prosze, prosze...
Natura wygrywa z cywilizacja :)
Natura wygrywa z cywilizacja II ;)
Natura przegrywa z chamstwem...
Kocham tu byc...

2009-09-06

wybuchlo

Stalo sie. Bronilam sie dzielnie. Jestem przeciez racjonalnie myslaca kobieta sukcesu (no, moze ktos zaprzeczy?!), wiem, ze wszystko bedzie dobrze, bla bla bla....

Tesknie tak okropicznie, ze nie moge patrzec na liscie winogron, bo mi sie przypomina herbata, nie moge patrzec na bialy ser, bo mi sie przypomina smak tofu i nie moge ogladac zdjec, bo placze.

Bywa lepiej.

Ale tak naprawde.... lepiej.... to juz bylo.

2009-09-05

zapuszczanie korzeni

To bylo zawsze cos, Wei zawsze na przekor polskiemu idiomowi mowila w liczbie pojedynczej. A ja nie poprawialam, bo i po co? Przeciez najwazniejsze, zeby sie udalo, a nie to, jak zostalo powiedziane...
I udalo sie.

Wei zostanie zapamietana u franciszkanow na zawsze jako najlepiej mowiaca po polsku Tajwanka, jako panna mloda, ktora zaczela plakac juz na pol godziny przed wypowiedzeniem slow przysiegi i jako nosicielka sukienki o najwiekszym mozliwym rozcieciu. Wei, kochanie, zapuscilas wreszcie korzenie. Polska jest juz Twoja do ostatniego oddechu, do ostatniej kropli krwi. Zdobylas tutaj milosc, przyjazn, swoje miejsce na ziemi. Niech Ci sluza!

A ja czytalam:

Milosc cierpliwa jest, laskawa jest.... I stala sie Twoim, kochana Wei, udzialem.

Na wieki wiekow.

Amen.

2009-08-31

雲南十八怪 18 dziwactw Yunnanu V erkuai/erkuaj

粑粑當餌塊
na placki mówi się "kawałki przynęty".

Takiej wędkarskiej. Uwielbiam kawałki przynęty, dałam się złapać. Do przyrządzenia używa się ugotowanego ryżu, który następnie się mocno ubija, aż powstanie coś podobne do dużego białego obłego kamienia. Często do zwykłego ryżu dodaje się dla koloru ryż fioletowy. Z mocno lepkiego i rozciągliwego ciasta można wyrabiać różne cuda; najpowszechniejsze metody wykorzystania ciasta to jego forma pocięta i ugotowana - czyli makarony wszelkiej maści - oraz pieczona na ruszcie - czyli "naleśniki", zazwyczaj posmarowane słodko-ostrą pastą i nadziewane pączkami youtiao.

Jest to jedno z moich ulubionych dań śniadaniowych, zwłaszcza zimą. Naprawdę, opieczony, cieplusieńki kawał ryżowego ciasta, dobrze doprawiony, aromatyczny i sycący wypadał w zimie zdecydowanie korzystniej niż wszelkie kanapki...

O innych daniach z erkuajami w roli głównej na pewno jeszcze opowiem. Kocham je bowiem nad życie!

2009-08-27

2009-08-22

Historia miłości niemożliwej

Czyli Ali i Nino Kurbana Saida (oczywiście to jego pseudonim literacki; nie mógłby wydawać pod własnym nazwiskiem). Ali to chłopiec z muzułmańskiej arystokratycznej rodziny, Nino to gruzińska księżniczka, chrześcijanka. Oboje mieszkają w Baku, w którym Zachód miesza się ze Wschodem, a księżniczka chodzi z siostrą Alego do klasy. Po wielu perypetiach pobieraja się oni i... No właśnie. To, co w książce najważniejsze, to podkreślenie, jak trudno się dogadać ludziom z różnych kultur. Dopóki są w Baku, wszystko jest ok, bo ludzie tam są przyzwyczajeni do reprezentantów różnych kultur. Ormianie, Persowie i Gruzini nauczyli się żyć w przyjaźni pod ciężką ręką Rosjan. Miłość jest trudna, ale możliwa. Co jednak dzieje się z księżniczką, gdy wyjeżdżają do ortodoksyjnej Persji, w której kobiety paradują li i jedynie w czadorach, a mieszkają w haremach i widują tylko inne kobiety i eunuchów? Co się dzieje z Alim, gdy trafia na przyjęcie dla europejskich dyplomatów? Jedynym wyjściem jest mieszkanie w Baku. Problem w tym, że przewałki wojenne z poczatku XX w. nie pozwalają im żyć w spokoju w jednym miejscu... 

Nie, nie kończy się happyendem. Ale to nie dlatego książka jest wspaniała. Wspaniała jest, bo jest w niej klimat zrozumienia i współczucia dla tych trudnych związków, w których miłość nie wystarcza, w których wypracowany z trudem kompromis może runąć w jednej chwili, gdy okaże się, że dziedzictwo i krew zwycieżą rozsądek... 

*** Wszyscy pewnie wiedzą, jak trudna była dla mnie ta lektura. Idę myśleć...

2009-08-18

雲南十八怪 18 dziwactw Yunnanu IV - pogoda

Następne cztery dziwactwa tak naprawdę dotyczą jednego i tego samego: pogody. Klimat jest w Yunnanie łagodny, na Kunming mówi się "miasto wiecznej wiosny" - że niby cztery pory roku wiośnie podobne (四季如春), ale obcy nie dowiedzą się, że jest i drugie porzekadło - jak zadeszczy, będzie zima - bo w tym samym wiosennym podobno Kunmingu faktycznie jak leje, to NIGDY nie jest to ciepły kapuśniaczek, za każdym razem wymusza użycie jakichś ciepłych ubrań... No ale dla całej reszty świata - czyli dla wszystkich innych Chińczykow, bo przecież świat zaczyna się i kończy na Chinach - gdzie pogoda niezazbytnia, Yunnan i tak jest cudowny pogodowo. Stąd "dziwactwa":

四季衣服同穿戴

przez okrągły rok można nosić takie same ubrania

Chińczycy faktycznie tak robią (z wyjątkiem dziewcząt w białych kozaczkach i futerku Myszki Miki); na Europejczyków przeważnie nie działa. No, może z wyjątkiem Skandynawów, którzy cały rok popylają po Kunmingu w Tshirtach. Ja zimą zakładam gruuuuube skarpety, wiele warstw odzienia (wygladam jak Esme mniej więcej, tylko troche mniej czerni) i zapijam się ciepłą herbatką, bo bez niej bym zamarzła. Najgorsze, że nigdzie (od domów prywatnych przez szpitale, szkoły i urzędy) nie ma ogrzewania (bo przecież jesteśmy na Południu)... Ale Chińczycy chadzają wówczas w koszulkach z krótkim rękawem i w japonkach. Bo Chińczycy przed zimnem chronią brzuch, a nie stopy i ręce, co mnie prywatnie wydaje się nie tyle bzdurą (ich sprawa, co robią), ale raczej okrucieństwem względem własnych zziębniętych kończyn.

東邊下雨西邊曬

na wschodzie pada, podczas gdy na zachodzie skwarzy

Pogoda jak to w górach - wychodząc z domu nigdy nie wiesz, czy będzie słonecznie czy opadowo. To dlatego cały Kunming jest upstrzony sklepami parasolniczymi i stoiskami naprawy parasolek. Nawet w spożywczaku można kupić parasole. Synoptycy się starają, ale - sami wiecie.

四季鮮花開不敗

Świeże kwiaty kwitną okrąglutki rok

Serio. Nawet w zimie. Bo w zimie nic nie zamarza. No chyba, że akurat temperatura spadnie poniżej zera i pękają rury z wodą, które, nieizolowane, biegną po elewacji...

整年都有好瓜菜

Caluteńki rok dostępne są świeże warzywa i owoce

Yunnańczycy podśmiewają się trochę z Chińczyków z Północy, że oni to z warzyw nic poza rzodkwią i kapustą nie mają, a w zimie muszą jeść kiszonki. Poczułam się nieco urażona, bo przecież w Polsce też są zimy, ale jemy warzywa. Tyle, że zgodnie z chińską filozofią jedzenia, powinno się jeść to, co rośnie w zasięgu 100 km od miejsca, w którym żyjesz. Czyli nasze hiszpańskie pomidory i włoskie kapusty powinniśmy omijać z daleka, o cytrusach nawet nie wspominając. A tymczasem Yunnan cały rok jest obficie zaopatrzony w lokalne warzywa i owoce - np. zimą jest sezon truskawkowy :)

2009-08-16

taka niby zdrowa

ta kuchnia chinska. Gotowanie wedlug zasad pieciu przemian i w ogole taichi kuchenne. I co? I przed wyjazdem do Chin bylam i chudsza, i zdrowsza. Oczywiscie, tycie to wynik przerzucenia sie z jezdzenia na rowerze na pingponga i siedzenia na necie zamiast na basenie. Ale to, ze cholesterol mi skoczyl do poziomu podwyzszonego ryzyka, to juz kwestia smazenia w Chinach WSZYSTKIEGO. Bo przeciez pieczywa prawie nie jadlam, masla nie kupowalam, bez przerwy zarlam owoce i warzywa. Ale jesli warzywa w chinskiej knajpie to nigdy na surowo. Czasem na parze, zazwyczaj obsmazone i uduszone. W chinskim fastfoodzie nie bylam ani raz. Nie zarlam serow i majonezu (no, z malymi wyjatkami). Wiec jednak trzeba uwazac...
Kochani moi, jadacy w tamte strony - w ciagu miesiaca nic Wam sie nie stanie. Ale jesli jedziecie na rok - pilnujcie sie bardzo, zeby Wam ta przezdrowa chinska kuchnia nie zaszkodzila...

2009-08-15

przetwory-potwory

To wszystko przez tego glupiego sasiada. Ma stary sad, bardzo stary. Sliwki najrozmaitsze, jablka, gruszki, jezyny. Nieogrodzone.
Po dziesieciu sloikach dzemu z mirabelek i siedmiu z renglod, a przed nastepnymi z brzoskwin i po codziennym kompocie/musie wieloowocowym (tylko z tych owocow, co to juz koniecznie trzeba zuzyc, bo sie zepsuja) stwierdzam, ze nadaje sie na pania domu. To nie to, ze umiem przecierac sliwki, ze umiem pasteryzowac i inne takie. Po prawdzie - zadna sztuka. Nie, tajemnica nie w UMIENIU, tylko w LUBIENIU. Ja moge stac trzy godziny nad garem z mirabelkami i przecierac przez sito az zostana same pestki. Po tych trzech godzinach budze sie z letargu i nawet mnie rece nie bola, choc normalni ludzie miewaja po czyms takim odciski. Ja moge stac nad garem i mieszac te cukrzone owocki, coby nie przywarly. Ja moge nakladac lyzka wazowa dzem do sloikow az do znudzenia - i jeszcze sie z tego ciesze. Wlasciwie moglabym zostac zawodowa przetwornica :)
To moge juz wyjsc za maz?...

2009-08-14

火把節 Święto Pochodni

To jedno z najważniejszych świąt kalendarza yijskiego. Odbywa się 24/25 dnia szóstego miesiąca księżycowego - taka drobna sinizacja. Mniejszość Yi ma bowiem swój dziesięciomiesięczny kalendarz, w którym to wyglada całkiem inaczej. Jednakowoż w zasadzie cały Yunnan nauczył się Święta Pochodni od Yi - i tak na przykład mniejszość Bai też się w te dni dobrze bawi; postępujaca zaś sinizacja wymusiła dopasowanie obchodów święta do tradycyjnego kalendarza Hanów.
Yi czczą ogień, nic więc dziwnego, że w najważniejszy dla nich dzień roku zapalają pochodnie i ogniska, widoczne z wielu kilometrów. Zbierają się i piją, tańczą, a gdy noc się kończy, niejedna para wraca z romantycznej (albo wręcz przeciwnie) przechadzki po lesie. Tradycyjny taniec, podczas którego młodzi mają okazję okazać sobie uczucie to ten znany z milionów zdjęć, podczas którego chłopcy w równym rządku przytupując grają na yijskich trójstrunnych lutniach, a dziewczęta wybijają rytm obcasami i klaskaniem, przymilając się z naprzeciwka... On jej daje słodycze, ona, jeśli go polubi, oddaje alkohol; a potem starszyzna przymyka oczy na fakt, że młodzi udają się w stronę pól kukurydzianych...
Punktem kulminacyjnym jest pojawienie się Bóstwa Ognia w towarzystwie wiernych sług; Yi padają na kolana i proszą o pomyślne zbiory, o szczęście i opiekę. To właśnie szaman w stroju Ognia zapala najwyższe ognisko - największą z pochodni.
Pochodnie będą płonąć trzy dni i noce, ku czci Ognia, ale i przeciw robactwu, które by mogło nadpsuć tony przygotowanego wcześniej żarcia. Te trzy dni służą tańcom, śpiewom, jedzeniu i piciu; nie chadza się do pracy, do kuchni, nawet do sypialni raczej ciężko. Z obowiązków to właściwie tylko jeden: czcić przodków obfitymi ofiarami (krowy i świnie) i zapraszać pozostałe na ziemi części ich duszy do wspólnej zabawy, i prosić o opiekę...
Dlaczego, choć trzy dni żrą nieprawdopodobne ilości wszystkiego, nie tyją? Bo każdego wieczora przechadzają się z pochodniami od domostwa do domostwa, od ogniska do ogniska, by każdego domownika każdej chałupinki każdziusieńkiej malutkiej wioski wciągnąć do zabawy. To nieprawda, że w Chinach nie ma karnawału :P
Gdybym była teraz w Yunnanie, zapewne wylądowałabym w Kamiennym Lesie - czyli dystrykcie autonomicznym mniejszości Yi, bądź w wiosce mniejszościowej. W obu miejscach Święto Pochodni odbywa się z wielką pompą; nie ma Yi i nie ma turysty, którzy by sobie pozwolili na opuszczenie tej uroczystości.
Ale jestem tutaj i gdy odbieram od kolejnych Yi mejle z pozdrowieniami, serce mi się kraje...

mam slawnych Przyjaciol!

Wystarczy kupic ostatni "Przekroj", by sie przekonac, ze fachowa interpretacja zmian zachodzacych w spoleczenstwie japonskim jest autorstwa...
No wlasnie. Sami sobie kupcie "Przekroj" ;)

2009-08-12

...

Tak, wiem, ze moj blog sie zchinszczyl nieprzytomnie w ciagu ostatniego roku. Ale to nie znaczy, ze chocby o ulamek mniej kocham Tajwan, MOJA wyspe, miejsce, w ktorym nauczylam sie, czego pragne dla siebie w przyszlosci. Dlatego serce uwiezlo mi w krtani na wiesc o tajfunie zblizajacym sie do wyspy. Moj Prywatny Tajwanczyk mieszka przeciez na poludniu Tajwanu...

Pisal potem do mnie. Ze probowal dojechac do domu rodzicow, ale autostrada uszkodzona i samochody dachami do spodu, duzo krzyczacych ludzi i sluzby ratunkowe, ktore nie mogly juz w niczym pomoc... Zawrocil i z dusza na ramieniu wydzwanial do swojej wioski - moze i tym razem sie uda?
Udalo sie. Rodzice maja hodowle krewetek - zalane pola oczywiscie trzeba bedzie doprowadzac do porzadku, ale straty nie beda az tak dotkliwe. W domu wszyscy zdrowi.

Mozna latwo wyguglac, ile tajfunow o jakiej sile nawiedza rokrocznie Tajwan. Straty zawsze sa, ale zwykle rzadowi udaje sie dopomoc Kowalskim i Nowakom. Zwykle ginie niewielu ludzi. Zwykle ceny warzyw wzrastaja nieznacznie. Nie wiem, jak bedzie tym razem - Tajwan na pewno sobie poradzi, choc dla mnie, Polki mieszkajacej w bezpiecznym kraju, wszystko to wydaje sie mocno nierealne.

A przeciez nadal, zawsze i na wieki wiekow amen marzyc bede o Tajwanie jako o mojej "wyspie szczesliwej", moim malym prywatnym raju...

2009-08-09

siatkowka

Przerznelysmy, ale dopiero w piatym secie. Zaden wstyd. Nie pomogl nam nawet groznie wygladajacy Kaczor. Zabila nas ofensywa Wang Yimei.
Czulam sie idiotycznie nie wiedzac, komu u licha kibicowac w tej siatkarskiej wojnie polsko-chinskiej...
中國女人打排球打得好, 打敗我們啦。 特別王小姐的球很難接。
昨天我又乖乖的感覺 - 不知道應該為波蘭隊加油或者為中國隊加油……

2009-07-30

wielki powrot :)

Do Polski. Do blogow, ktore nie sa zablokowane. Do rodziny, przyjaciol, zbierania porzeczek, agrestu i innych borowek, o brzoskwiniach nie wspominajac. Do zwyklego zycia, o ktorym nie ma co pisac...
Mam wiele zdjec i historii, ktore jeszcze trzeba opisac, ale bede je opowiadac w kolko, placzac nad zdjeciami z miejsca, ktore pokochalam...
Ubiegam sie o kolejne stypendium. Chce jeszcze roku takiej magii. Chce jeszcze roku luzu. Chce jeszcze Chin, smazonych w glebokim oleju, z dodatkiem czosnku i chilli, polanych mniejszosciowym sosem.
Zdjecia? Beda! Dajcie mi troche czasu na zur, kapuste zasmazana i chleb pelny razowy z MASLEM. Dajcie mi czas na Przyjaciol, dajcie mi czas na placz. A potem pojawia sie zdjecia.

2009-07-17

nerwowa 著急

Po pierwsze: to zupełnie absolutnie niemożliwe, żeby taka mała ja kupiła taką masę różności. Ja przecież jestem ubogą studentką, a nie jakimś burżujem! Przecież kasę wydawałam głównie na jedzenie, więc nie powinno mi zostać NIC! To na pewno sprawka jakiegoś dzikiego sobowtóra, który łaził po Chinach i kupował. Książki, herbaty, imponderabilia herbaciane, jeszcze trochę książek... Tylko skąd on, do cholery, wziął klucze?!
Rzeczy mam tak dużo, że na raty to na pocztę zanoszę, paczkuję i wysyłam. Pani z poczty się uśmiecha na mój widok (szkoda, że za tym uśmiechem nie podążyły konkrety, na przykład studencka zniżka albo dostarczenie paczek, które teoretycznie dostawałam od przyjaciół z Polski itp.), a ja klnę, ale po polsku, więc mnie nikt nie rozumie, a przy tym się ładnie uśmiecham, więc nikt nie rozumie tym bardziej. Jeszcze dziesięć dni (26 lipca jadę do Hongkongu). DZIESIĘĆ DNI! Tu już nie chodzi o to debilne pakowanie i tak dalej. To przecież tak naprawdę żaden problem (trzeba tylko przećwiczyć upychanie nogą i sprawianie, by rzeczy były lżejsze niż są w rzeczywistości). Chodzi o to, że... tylu jeszcze miejsc nie widziałam, tyle jeszcze rzeczy chciałabym tu zrobić!
Nie zmarnowałam roku czasu. Żyłam tak, jak chciałam - otoczona powiększającą się powoli acz systematycznie grupką przyjaciół gotowałam, chodziłam na targowisko, uczyłam się krzaków, parzyłam herbatę (tak, to jest właśnie to, co najważniejsze!)... Nie byłam w zimie na zalanych wodą tarasach ryżowych, nie byłam w Wietnamie, Laosie, Kambodży, ale spędziłam chiński Nowy Rok w miejscu, do którego zbyt daleko i niewygodnie byłoby innym białasom. Nie łaziłam po górach i jaskiniach, ale wypisywałam życzenia na czerwonych kopertach z datkami przed kolejnymi weselami. Nie byłam ani raz w Kundu (to taka dzielnica Kunmingu, gdzie dużo barów, białasów i złodziei), ale piłam wódkę miskami z reprezentantami mniejszości etnicznych. Nie mówiłam po angielsku, jeśli nie musiałam, za to rozumiem całkiem sporo słówek z paru yunnańskich dialektów. Umiem gotować tak, żeby Chińczycy nie wiedzieli, że to biała gotowała (wprawdzie tylko kilka potraw, ale co tam!). Bywało tak, że siedziałam w domu zagapiona w ekran komputera, ale bywało i tak, że wychodziłam na kwadrans i wracałam po sześciu godzinach, bo tak mnie od nowa urzekało piękno danego miejsca. Przyjaźnię się z właścicielami okolicznych sklepów i z nauczycielami; rdzenni Yunnańczycy rzadko uważają, że jestem zbyt bezpośrednia. Umiem na oko odróżnić z pięć czy sześć mniejszości yunnańskich, a po strojach parę kolejnych. Wystąpiłam w chińskim "Idolu", zdobyłam pierwszą nagrodę w turnieju pingpongowym, jestem kobietą sukcesu.
Tych dziesięć miesięcy z drobnym haczykiem wiele mnie nauczyło. To, że nie widziałam Wielkiego Muru i Zakazanego Miasta to zabieg celowy - gdybym wszystko zobaczyła, nie musiałabym już wracać. A ja wrócę na pewno.

2009-07-13

Miedziany àn z krową i tygrysem 牛虎铜案

W 1972 roku w jednym z grobowców w Jiangchuanie wykopano 俎 zǔ, zwany również 案 àn – stolik, na którym kładziono żywność składaną podczas ceremonii ofiarnych. Zǔ ma kształt bawolicy, więc zapewne służył do składania ofiar z wołu – to była, zapewne ze względu na obfitość i wielkość, najważniejsza ofiara zwierzęca. Oprócz tego składano w ofierze owce bądź kozy oraz świnie. Te trzy zwierzęta (krowa, owca/koza i świnia) tworzyły tzw. trzy (duże) zwierzęta ofiarne 三牲. Taka ofiara była jednak rzadkością. Znacznie częściej poświęcano trzy małe zwierzęta, czyli komplet złożony ze świni, koguta i ryby.
Ale odeszłam od tematu. Tematem podstawowym jest krowa, która w naszym miedzianym àn ma towarzystwo – jest nim tygrys, w dawnym Yunnanie mający pozycję bóstwa. Często pojawiał się na kolumnach na podobieństwo totemu, albo właśnie na naczyniach ofiarnych.
Nasz àn pochodzi z czasów, które w Chinach nazywa się Okresem Walczących Królestw, jednak w owych czasach znaczna część obecnego Yunnanu to było Królestwo Dian, które z etnicznymi Chińczykami miało niewiele wspólnego – mówili innym językiem, mieli inne zwyczaje, stroje, a nawet wygląd. Także ówczesne naczynia i ozdoby są zupełnie różne od chińskich z podobnych okresów. Są inne motywy zwierzęce, inne podobizny ludzi… Warto podejść do Muzeum Yunnańskiego, by uważnie przejrzeć zbiory i zobaczyć, co artefakty w nim zgromadzone mówią o dawnym, prechińskim Yunnanie.
Dziś tygrys gryzący krowę w zad jest symbolem Yunnanu. Repliki tego dzieła, wielkości podobnej lub wielokrotnie większej, można znaleźć w wielu miejscach Jiangchuanu, Kunmingu i innych yunnańskich miast. Tablice wskazujące kunmińskie zabytki wolno stojące również są opatrzone grafiką krowy z tygrysem.
Jaką historię opowiada nasz artefakt? Jest wielka krowa z rogami. Do ogona przypiął się jej tygrys, stosunkowo niewielkich rozmiarów. Nasza krowa zaś broni własnym ciałem… cielęcia, które w przepiękny sposób zmieszczone jest w jej brzuchu. Uczeni prześcigają się w pomysłach, co autor miał na myśli. Ja stoję na straży przekonania, że pokazana jest tu przewaga osób wykonujących swą robotę i chroniących innych nad agresorami. Bawoły wodne, powszechne w Yunnanie, są silne i uparte, a przyparte do muru potrafią walczyć. Jednak ich największa siła tkwi w tym, że właśnie dzięki nim uprawa ziemi stała się dla ludzi lżejsza. Kto ma krowę i ryż – wygrywa. Żaden tygrys nic na to nie poradzi. Najbardziej zaś trzeba dbać o dzieci. To dzięki nim pokolenie za pokoleniem stajemy się mądrzejsi, silniejsi i idziemy do przodu. Przynajmniej w teorii...
Repliki tego oraz innych yunnańskich zabytków można znaleźć w parku Złotej Świątyni.

2009-07-06

oral 口試

Zawsze jest tak samo. Wszyscy sie grzecznie przygotowuja, ja rzucam okiem na kartke i wiem, ze juz nic madrego nie wymysle, wiec ide na zywiol. Gramatyka jakos poszla :P Ale potem jeszcze byly te dwa tematy, na ktore trzeba bylo "opracowac wypowiedz ustna" (nienawidze tego sformulowania; jaka niby ma byc WYPOWIEDZ?! przeciez chodzi o wyPOWIEDZENIE czegos, wiec tylko usta moga nam w tym pomoc... no ewentulanie oczy, ktore moga klamac, jak wiemy... grrrrr....). Wybralam zapytanie: "Ktory aspekt kultury chinskiej zainteresowal Cie najbardziej i dlaczego?". Ladny wstep, ze kultura to w ogole moj konik i ze z poczatku muzyka, a potem to juz herbata, herbata, herbata.... I tak ciagne jak kura ze spluwaczki, a Jeden Krzyk Ptaka kiwa glowizna, ktora coraz bardziej opada, bo to wczesnie rano bylo... Ucinam w srodku zdania i pytam: to jak dlugo jeszcze mam mowic, zeby zaliczyc? JKP zaczyna sie smiac i mowi, ze byl wstep, bylo rozwiniecie i jeszcze czegos mu brakuje.... Wiec na zakonczenie wypsnelo mi sie najdluzsze zdanie po chinsku, jakie kiedykolwiek ktokolwiek wymyslil: Ze lubie wiele aspektow chinskiej kultury (tutaj wymienilam) i nawet wielu rzeczy probowalam sie nauczyc (wymienilam ktore, kiedy i w jakich okolicznosciach), ale nie odnioslam sukcesu, poniewaz (tu podalam zaledwie kilka przykladow) i ze w zwiazku z tym, ze nie zdolalam sie na ich temat (tych aspektow chinskiej kultury znaczy) zbyt wiele dowiedziec, uwazam, ze nie jestem godna o nich opowiadac...
BTW: kiedy wspomnialam o taichi, powiedzialam tez, ze ponioslam porazke, poniewaz warunki fizyczne mi nie pozwolily, a w trakcie mowienia zrobilam jakas poze sierotki i JKP po raz drugi umarl ze smiechu...
今天考過口語。 大概及格了。 讓老師笑, 因為我的演講是亂七八糟的樣子, 而且有的句子長到呼吸不成的程度…… 又開玩笑…… 我知道是非常不應該的, 但是嘛…… 我喜歡我們的老師, 所以不得不開玩笑……
明天考聽力 (糟糕), 後天綜合 (……更不用說了)…… 但是考完試我終於能夠放松!

2009-07-04

北京蓝调 伍迪艾伦 Woodie Alan Beijing Blues

Ostatnio slucham zespolu bluesowego. Chinskiego oczywiscie. Nazywaja sie Woodie Alan bo dwie kluczowe postaci to Alan Paul i Woodie Mengke Wu (pozostala trojka tez jest wazna, ale nie az tak, wiec nie bede sobie zawracac glowy wymienianiem). Graja stosunkowo sporo wlasnych kawalkow - i to czasem nawet z chinskim tekstem, ale przerobki "naszych" tez sie zdarzaja - jakis Dylan mi mignal w tle... Na youtube mozna znalezc kilka kawalkow - na przyklad tytulowy Blues Pekinski

czy tez Moje zlotko 我的寶貝.

Jesli chcecie poczytac wiecej, tutaj strona z krotkim wywiadem: http://www.thebeijinger.com/blog/2009/05/21/Blues-Brothers-Woodie-Alan-gets-the-band-back-together
我非常喜歡布魯斯。 有心事的時候藍調最好聽喔…… 這個樂隊有英文歌, 但是也有中文歌, 我蠻喜歡。 讓我很快就康復起來…… 回到白小颱, ”笑颱“ 正常的樣子……

2009-06-30

對聯和雙喜 Duilian i podwójne szczęście

Dziś miałam egzamin z pisania wypracowań. Przejechałam się na nim dosyć. Nie żeby mnie to jakoś szczególnie obchodziło, ale generalnie to wolałabym naprawdę napisać wypracowanie i mieć z głowy. Tymczasem wymagania nauczyciela (ech, jak ja drania nie lubię!) były po prostu nieprawdopodobne...
Pierwsze, czyli uzupełnienie pustych miejsc w wypracowaniu - było całkiem normalne. To znaczy, wprawdzie tekst był trudny i mogłam co najwyżej zgadywać, co tam wstawić, ale niech tam. Drugie zadanie polegało na znalezieniu 5 synonimów/wyrazów bliskoznacznych. Nie pięć rożnych wyrazów + po jednym synonimie. Po pięć synonimów dla każdego z wyrazów, powtarzających się w czytance! Kolejne zadanie jednak już całkiem mnie pogrążyło: trzeba było otóż ułożyc 5 duilianów.
Co to jest duilian 對聯? W wiki jest krótki opis, nie do końca oddaje o co chodzi, więc uzupełniam. Jest to mocno wysublimowana forma tradycyjnej chińskiej poezji, dwuwers obwarowany wieloma regułami. Musi się zgadzać nie tylko liczba znaków (a wiec i sylab) w wersie. Znaki te muszą również korespondować ze sobą - znak 對 to miedzy innymi symetria. Więc znaki muszą jakoś tam sobie odpowiadać - mieć znaczenie podobne albo dokładnie odwrotne, ale na pewno nie ni przypiął ni przyłatał. Co więcej, muszą odpowiadać sobie również pod względem gramatycznym - czasownik kontra czasownik, przymiotnik z przymiotnikiem itd. Ale najważniejsze to zgodność melodyczna - mile widziane rymy, ale to nie rymy decydują o melodii. Tu chodzi o tony. Jak wiemy, w chińszczyźnie mandaryńskiej istnieją cztery tony, plus piąty nieakcentowany. Jednak w poezji wygląda to trochę inaczej: pierwszy i drugi ton należą wspólnie do kategorii tonów wznoszących, a trzeci z czwartym to tony opadające. Wystarczy zrównoważyć te "tony poetyckie", nie trzeba dokładnie ustawiać czwartego naprzeciw czwartego, trzeci też może być.
Gdyby chcieć stworzyć taki dwuwiersz po polsku... hmmm... Trzeba pominąć wiele reguł - tony poetyckie odpadają, choć mogłyby zostać zastąpione rymami. To, że w przeciwieństwie do Chińczykow posiadamy gramatykę, też sprawy nie ułatwia - te wszystkie deklinacje i koniugacje... Coś, co mi przyszło do głowy, gdy po raz pierwszy usłyszałam o tych dwuwierszach, to "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego". Z gramatycznego i "ideowego" punktu widzenia to idealny duilian, chociaż brak rymów i niejednakowa ilość sylab w wersie sprawia, że nie jest to najszczęśliwszy przykład.
No dobra. Nie jestem w stanie wymyślić takiego przykładowego dwuwiersza nawet we własnym języku. A ten idiotyczny nauczyciel próbował wymóc na mnie wymyślenie 5 duilianów po chińsku! Kretyn! Jak mu to w ogóle wpadło do głowy?!
Wiem, jak mu to wpadło do głowy. Z dawien dawna (ta forma poetycka ma już 1000 lat historii) układanie duilianow stanowiło część egzaminów państwowych. Dostawałeś jedną linijkę i miałeś się wysilić, żeby utworzyć jak najbardziej pasowną drugą. Wiąże się z tym jedna bardzo romantyczna historia :)
Był sobie Wang Anshi, ubogi chłopiec. Ruszył dnia pewnego z rodzinnego Jiangxi na egzaminy państwowe i po drodze zauważył wywieszony na bramie domu wers: 走馬灯,灯走馬,灯息馬停步. Okazało się, że głowa rodziny Ma 馬, mieszkającej w tym domu, pragnie pozbyć się pięknej córki - w sposób niezbyt drastyczny, bo przez wydanie jej za mąż. Nie oddadzą jej jednak byle komu - chętny musi być na tyle inteligentny, żeby stworzyć bliźniaczy wers do wcześniej podanego. Jeśli nie umie, to nawet nie ma po co słać swatów. Wang Anshi głowił się i głowił, ale nic mądrego nie wymyślił, więc poszedł na egzamin. Szczęśliwym trafem podczas egzaminu dostał jako jedno z zadań ułożenie bliźniaczego wersu do czegoś takiego: 飛虎旗,旗飛虎,旗卷虎藏身。 Olśnienie! właśnie te dwa wersy idealnie do siebie pasują! Forma, gramatyka, każdy szczególik! Tam, gdzie w pierwszym jest 走 - iść, w drugim jest 飛 - lecieć; tam gdzie w pierwszym jest 馬 - koń, w drugim jest 虎 - tygrys itd. Wszystkie elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce. Chłopak zdaje egzamin i pędzi do domu Ma, żeby powiedzieć, że potrafi uzupełnić dwuwers. Za jednym zamachem załatwił sobie dyplom i obrączkę, co dla ubogiego chłopca z końca świata wcale nie było takie proste. Upieczenie dwóch pieczeni na jednym ogniu uczcił wymyśleniem znaku "podwójnego szczęścia" - 囍。 A potem stał się sławny - ale to już zupełnie inna historia...
W każdym razie - do jasnej cholery, to było na egzaminach urzędniczych, a nie na końcowym egzaminie dla obcokrajowców! Grrrr...
我們寫作老師給我們準備的考題挺難。 要認識很多同義詞近義詞, 對外國人來說很難! 而且他讓我們寫對聯! 這個連對中國人來說很難, 對老外更不用說了! …… 我不想跟這位老師學習…… :P

2009-06-29

chinski Ratatuj ;)

Uwielbiam tutejsze knajpki. Zachwycaja mnogoscia smakow, zapachow, sposobow przyrzadzania. Male knajpki to cudowna atmosfera prawie-przyjazni z wlascicielem, ktory czesto jest tez kelnerem, kucharzem i kasjerem. Wszystkie knajpki to gwarancja swiezosci jarzyn, miesa, owocow morza - bo codziennie rano obwozni handlarze zaopatruja knajpki we wszystko, co potrzeba.
Wady? Nie tylko ludzi przyciagaja owe jadlodajnie...

To zaplecze mojej ulubionej dajskiej knajpki przy ulicy Yuanxi. Do zielonego baniaka po prawej stronie wrzucane sa brudne naczynia. Po lewej stronie pod schodami mieszkaja gryzonie; cala rodzina - z tego, co zdazylam zauwazyc. Skrzetnie zbieraja resztki pysznosci podawanych w tej knajpie. Cala obsluga jest z nimi zaprzyjazniona - czyli jesli poinformujesz kelnerke/kucharza, ze futrzaki mieszkaja pod schodami, wzrusza oni ramionami z usmiechem mowiacym: "tak, i co z tego? tez mi nowosc...". Rowniez klienci wydaja sie nie miec zastrzezen - zadnych piskow przerazenia, zadnych negatywnych odczuc - szczur tez czlowiek, jak wszyscy wiemy.
Zarcie przepyszne :) Czesto tam zachodze :) Nigdy mnie nie otruto, wiec macham reka na gryzonie i dalej konsumuje z niezmaconym apetytem :)
在波蘭我們不允許餐廳裡面住老鼠 :P 一般來說歐洲人已發現有這樣的情況, 不會在這樣的餐廳再吃飯。 但是嘛…… 這家傣族餐廳的菜太好吃了, 我還是會常常去那裡……

2009-06-26

roweronaprawiaczoszewc

Jednym z chinskich fenomenow sa roznorakie punkty uslugowe na wolnym powietrzu. Oprocz setek miliardow malutkich przenosnych knajpek i oprocz komiwojazerow jarzynowo-owocowych (dzien byl upalny, wiec winogrona zawinal w szmaty i szedl ulica krzyczac: winogrooooona, winogroooooona!),

mozemy na przyklad pojsc do lekarza, wrozbity, krawca, fryzjera, czysciucha (faceta od czyszczenia uszu) czy tez szewca.

Moj szewc rozlozyl swoj minizaklad pod trzecim drzewem za skrzyzowaniem Beimen jie i Yuanxi lu. On sam naprawia buty, a jego zona - rowery.

Na cale nieszczescie nie zdazylam zrobic zdjecia, kiedy jeszcze rower naprawiala, wycelowalam obiektyw dopiero, gdy juz konczyla, napompowaniem opon oczywiscie. Tak swoja droga, przy wszystkich waznych ulicach sa tez punkty zajmujace sie pompowaniem opon za 25 groszy od opony.
Kiedy pierwszy raz poszlam do takiego szewca, troche sie balam, ze mi spartoli buciki. Przeciez gdyby byl swietnym szewcem, toby go bylo stac na lokal, prawda? Hmmm... pewnie go i stac. Bo ruch ma wiekszy, niz jakikolwiek z innych napotkanych przeze mnie kunminskich szewcow...
我在中國特別喜歡路上的服務 :P 不知有什么吃的。 你似乎所有日常用品都買得到, 做得到。 本來我以為如果他們沒有自己的地方可能是因為他們服務得不怎麼樣。 但是他們比有自己的商店的那些要快要便宜要熱心。 我很喜歡在那里辦事 ^.^

2009-06-25

鳥友 przyjaciele od ptaszków

W Chinach rozróżniamy wiele typów przyjaciół. Bywają niedoprecyzowani - jak na przykład 老友 - stary przyjaciel, ale nie wiadomo, skąd go znamy, ani po co utrzymujemy z nim kontakt, ani w końcu jak długo już go znamy. Bywają też znakomicie doprecyzowani. Mamy więc na przykład 戰友, czyli współkombatanta bądź po prostu kumpla z woja, mamy 棋友 - przyjaciół od szachów, 酒友 - przyjaciół od kieliszka, 球友, czyli przyjaciół od gry w dowolną piłkę... Można by tak długo jeszcze, ale wydaje mi się, że ewenementem na skalę światową są 鳥友 czyli przyjaciele od ptaszków. Zanim komukolwiek zbereźne skojarzenia wpadną do głowy, tłumaczę: chodzi o ludzi, którzy trzymają ptaszki w klatkach, nie chcą jednak pozbawiać swych dziobatych przyjaciół możliwości rozwoju tudzież towarzystwa, dlatego często wyprowadzają ptaszki na spacer - czyli biorą klatkę i dyrdają do najbliższego parku. Takie wyprowadzanie na spacer nazywa się 會鳥 - wieszasz klatkę na gałęzi,

na której zdarza się przysiadać dzikim pobratymcom pupila, bądź spotykasz się ze swoimi "przyjaciółmi od ptaszków", którzy też wyprowadzili na spacer własne i ptaki się nawzajem uczą swoich tricków, a przy okazji można się pochwalić, który lepiej śpiewa.
Tradycja “przyjaciół od ptaszków" wywodzi się z czasów mandżurskich. Wtedy to członkom panującego narodu nie wypadało się bratać z Hanami, a już na pewno nie można było - a fe! - pracować. Byłeś więc synem bogacza albo i zwykłego żołnierza, należałeś do elity, nie pracowałeś i całymi dniami albo chlałeś, albo grałeś w madżonga, albo słuchałeś śpiewu ptaków - a jak się dało wszystko połączyć, to już w ogóle git. Fajnie było się spotykać z innymi nierobami i wymieniać informacjami na temat okresu lęgowego i tego, czy własny ptaszek wyciąga górne c, prawda?
Choć czasy mandżurskie dawno minęły, fotografia początkowa jest dowodem na to, że tradycja jest nadal żywa.
Gdy przyjechałam do Chin, pierwszym zaskoczeniem było dla mnie, że Chińczycy niechętnie hodują ozdobne gatunki ptaków - te wszystkie papużki faliste i inne takie. Najczęściej wsadzają do klatek ptactwo właśnie schwytane. Na wszystkich 花鳥市場 (targach kwiatów i ptaków) zamiast rozmnażanych w niewoli papużek pojawiają się słowiki, skowronki, kosy...


Wszystko da się oswoić. Wszystko da się zniewolić.

2009-06-22

a ta moja zagraniczna ciocia... 我的外國娘娘……


Wiem, ze dla sieostrzeniczki mojego lubego bylam wielka atrakcja, ale nie sadzilam, ze stane sie moneta przetargowa. Oto, jak pieciolatka zdobywa sobie szacunek wspolzabawowiczow: "A wiecie, ze ta moja zagraniczna ciocia ma niebieskie oczy?!". Nie mam wprawdzie niebieskich, ale to niewazne - kazdy wie, ze biali maja niebieskie. A posiadanie zagranicznej cioci z niebieskimi oczami sprawia, ze pieciolatka rulezzzz...
Razu pewnego jednak siostrzeniczka zadzwonila do MPBL z bardzo waznym pytaniem: a ta ciocia, skoro ma niebieskie oczy, to widzi swiat na niebiesko?
MPBL, krztuszac sie ze smiechu, odpowiedzial pytaniem: Ty masz czarne - to znaczy, ze widzisz swiat na czarno?
我到男友的老家, 他五歲的侄女一直陪著我們。現在她自高自大地跟其他的孩子吹牛: 你們知不知道我的那個外國娘娘的眼睛是藍色的?! 很了不起對吧, 別的孩子就沒有話好說, 侄女太厲害 ^.^
有一天她給我男友打了電話, 問非常非常重要的問題: 那個娘娘, 她的眼睛藍色的, 那麼, 她看到的東西是不是也都藍色的?
我男友, 沉默的笑, 想了想就回答: 你的眼睛黑色的, 那你看到的東西是不是都黑色的呢?

2009-06-20

nareszcie! 終於!

Wreszcie go poznalam. W koncu, po tylu latach internetowo-telefoniczno-smsowo-skajpowo-listowno-paczkowej znajomosci moglam wreszcie pogadac z nim na zywo, podziekowac za pomoc, za przyjazn, za niezliczone prezenty i codzienny kontakt. Dziekuje! :)
A to, ze przy okazji moglam pozwiedzac Szanghaj, to juz absolutnie drugorzedne, prawda? :D
Okazalo sie, ze mozemy gadac o wszystkim, ze mozemy sie razem przesmiac caly dzien i ze potrafimy zrobic motyla :D
Poznalam tez w Szanghaju Rebecce, ktora jest bardziej zakrecona niz domek slimaka, jezdzi po swiecie, uczy sie jezykow, uwielbia poznawac wszystko co nowe, a z Polski na pamiatke zabrala do Tajpej plyte z hejnalem z wiezy kosciola Mariackiego...No po prostu musialam ja pokochac :)

2009-06-09

pytanie 問題

Jestem przyzwyczajona do pogwizdywania. Do uśmiechów, dłuuuugich spojrzeń, zagadywania, czarowania na wszelkie sposoby. No przecież jestem biała i jestem w Chinach - czyli bezbrzeżny zachwyt jest całkowicie uzasadniony. Jednak odkąd pojawiam się wszędzie w męskim towarzystwie, wszelkie zbyt ostentacyjne próby okazania względów się skończyły. Jestem zaklepana, zajęta, więc nie ma mi co prawić komplementów. Ale można mi też powiedzieć komplement w trochę bardziej zawoalowanej formie. Dlatego nadskakujący mi ładnych parę godzin Nauczyciel Fang zadał żałosnym głosem już tylko jedno pytanie: CZY MASZ SIOSTRĘ?

紅河 Honghe

Koszmar z Honghe trwał tylko niecałe dwie doby, ale uświadomił mi, że wychowywanie i kształcenie dzieci w Chinach jest... ryzykowne. Ale od początku.
Nauczyciel ds studenckich zapytał, czy chciałabym jechać do Honghe. Zawsze jadę, gdy mam okazję, więc się nawet nie zastanawiałam. Cztery godziny w autokarze - no ale miały mi to wynagrodzić góry, gorące źródła i to wszystko inne, czego się dowiedziałam o Honghe - starostwie (nienawidzę nazwy "prefektura", a starostwo to ziemie należące do władzy, prawda? Cała ziemia w Chinach należy do państwa, czyli właściwie się zgadza...) położonym tuż przy granicy z  Wietnamem. Jest to starostwo autonomiczne mniejszości Yi 彝族 oraz Miao 苗族

- to oznacza, że w teorii mniejszości mają tu więcej praw i wpływów niż w niemniejszościowych miejscach. W praktyce bywa różnie. Wedle konstytucji mają być finansowo niezależni od Pekinu, zresztą nie tylko finansowo - również kulturalnie, kulturowo, wszelako. W tym "wszelako" mieści się m.in. prawo do indywidualnej polityki na szczeblu lokalnym (czyli na przykład teoretycznie mogliby całkowicie demokratycznie wybierać swoich kacyków), a także do używania własnego języka w urzędach itp. Cała ta szumna niezależność to oczywiście bajeczka, bo każda ważna decyzja tutejszego kacyka "autonomicznego starostwa" i tak musi zostać zatwierdzona przez Pekin. Inne stwierdzenia to też bzdura. Weźmy na przykład nasze Honghe: "należy" do dwóch głównych grup etnicznych, Yi i Miao. Nawet pomijając fakt, że jezyków Yi jest przynajmniej kilka, jak pogodzić to z językami Miao? I których Miao wybrać? Albo Yi? Z tych wszystkich, których wsadzono swego czasu do jednego worka, a którzy wcale nie czują wspólnoty kulturowej. Poza tym - większość ludzi zamieszkujących to starostwo to i tak napływowi Hanowie, chmurni i dumni ze swojego mandaryńskiego, jakkolwiek mocno zalatującego lokalnymi dialektami... W praktyce wielojęzyczność sprowadza się do wielojęzycznych drogowskazów czy napisów nad sklepami, a szkoły nie oferują lekcji lokalnych języków...
No dobrze, wróćmy do Honghe. Co w nim takiego niezwykłego? Poza tym, że Czerwona Rzeka 紅河 właśnie tu ma swe źródło, a kończy się w Wietnamie? Cóż. Przynajmniej dwie rzeczy są warte wzmianki. Po pierwsze, bliskość Wietnamu sprawia, że sporo tutaj zagranicznych sąsiadów,

robiących interesy na papierosach, przedmiotach codziennego użytku itd. Wielu Wietnamczyków widzi w Yunnanie szanse na lepsze życie; rzesze handlarzy i robotników wędrują przez granicę. Swego czasu były plany, by Chińczyków zamieszkałych przy granicy puszczać do Wietnamu bez wizy czy paszportu, na dowód osobisty, ale z tego, co widzę, obecnie nie jest to możliwe.

Druga rzecz warta wzmianki to klimat, pozwalający na całoroczną uprawę arbuzów, winogron,

trzciny cukrowej. Och, oddychało mi się tam tak swobodnie, jak na Tajwanie!
Pojechałam więc do tego raju na ziemi po to, żeby się dowiedzieć, że następne dwa dni spędzę udając nauczycielkę angielskiego. Tak, dowiedziałam się o tym dopiero na miejscu. 
No tak. Biała skóra, niebieskie oczy (zielono-niebiesko-żółte, ale kto by się przyglądał), blond włosy (w każdym razie w porównaniu z Chińczykami)... To czyni Cię idealnym nauczycielem angielskiego (i tak dobrze, że nie trafiło na niektóre Rosjanki bądź Francuzki z naszej szkoły - mój akcent to Oxford w porównaniu z ichnim).

No dobra, czyli jestem nauczycielką, tak? Czyli mam uczyć dzieci, tak? O, moi drodzy, gdybym po prostu miała uczyć, byłabym naprawdę zadowolona (mam talent do dzieci). Ale nie: ja wzięłam udział w trzygodzinnej reklamie. Była to reklama szkoły ćwiczenia pamięci.
Tak, wiem, że w Polsce takie cuda też istnieją. Że niby jak poprawisz pamięć, to wyniki w szkole będą lepsze. No pewnie, że będą lepsze, jeśli wkujesz podręcznik! Ale całe szczęście w Polsce i w kilku innych cywilizowanych krajach istnieją nauczyciele, którzy potrafią odróżnić materiał wkuty od zrozumianego. Nie przeczę, dobra pamięć się przydaje. Ale w trakcie tego weekendu patrzyłam na dzieci, które bałwochwaliły dziewczynę recytującą Wielką Naukę łącznie z numerami stron; które zazdrościły osobie potrafiącej zapamiętać szereg pięćdziesięciu niezwiązanych ze sobą cyfr w ciągu 40 sekund; które piały z zachwytu nad dziewczęciem zapamiętującym swobodnie rząd dowolnie poustawianych dwudziestu liter łacińskich. I tutaj właśnie się pojawia pytanie: po co komu wrycie na pamięć konfucjańskiego tekstu? Po co komu zapamiętanie rzędu 50 cyfr? Tego nie wiem. Ale wiem, po co komu zapamiętanie 20 niezwiązanych ze sobą liter łacińskich. Otóż po to, moi drodzy, żeby się nauczyć angielskiego.
Chińczycy na lekcjach angielskiego nie uczą się mówić. Uczą się słówek i gramatyki. Żeby zdać kolejne poziomy angielskiego, musisz znać odpowiednią ilość słówek. A najtrudniejszą częścią zapamiętywania słówek angielskich jest fakt, że angielskie słowa inaczej się pisze niż słyszy. To znaczy, litery są, według przeciętnego Chińczyka, poustawiane w niewłaściwej kolejności i jeszcze na dodatek z błędami, kompletnie bez sensu. Przeciętny Chińczyk wie wprawdzie, że w chińskim słowniku jest fafnaście różnych chińskich znaków, ktore wymawia się na przykład shi. Ale nie jest w stanie zrozumieć i zapamiętać, dlaczego sheep i ship czy też bitch i beach pisze się inaczej a wymawia tak samo (nie wymawia się tak samo, ale Chińczycy zazwyczaj wymawiają identycznie). A jak trafią na 3,4,5-sylabowe wyrazy, rozkładają bezradnie ręce - tego się nie da zapamiętać. Dlaczego "come on" nie pisze się "ka meng" - jak w chińskim pinyinie? Dlatego tak ważna jest umiejętność zapamiętania wielu całkowicie niepowiązanych ze sobą nawzajem liter...
Nienawidzę uczenia się na głupa. Jestem przeciwniczką tej metody. Jestem przeciwniczką wszystkiego, czego się dowiedziałam w ciągu tego weekendu. Nie chciałabym, żeby moje dzieci uczyły się w chińskiej szkole... 
PS. Niestety, na gorące źródła czy górki czasu nie starczyło :(