Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Zhejiang 浙江. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Zhejiang 浙江. Pokaż wszystkie posty

2023-02-05

糟羹 misz-masz na gęsto

Piękne słówko 糟 zāo może, w zależności od kontekstu, znaczyć resztki, coś zamarynowanego w alkoholu, coś zgniłego, zabałaganionego lub zepsutego. Połączenie tak fatalnych skojarzeń z zupokleikiem geng wydało mi się mocno absurdalne. Po prostu musiałam rozkminić, o co tu chodzi. Oczywiście, szybko się domyśliłam, że wspomniane zao to to, co Yunnańczycy zowią słodką wódką - leciusieńko podfermentowany, słodki ryż. Ale o zaogengu jako żywo nigdy jeszcze nie słyszałam, więc zaczęłam szperać. 

Zaogeng 糟羹 to przekąska z Taizhou, miasta w prowincji Zhejiang, pojawiająca się na stołach z okazji Święta Latarni - czyli właśnie dziś. Jego najważniejszym składnikiem jest mąka - może być ona ryżowa, ziemniaczana albo lotosowa. Znana jest w wersjach słonej i słodkiej. I podczas gdy całe Chiny w Święto Latarni po podziwianiu miast upiększonych lampionami jedzą tangyuany, w Taizhou jada się zaogeng słony, a następnego dnia jego słodką wersję, nazywaną czasem dla odróżnienia 山粉糊 czyli hu z górskiej mąki (co oznacza po prostu mąkę z batata - ale, jak już wiemy, typ mąki zależy po prostu od preferencji smakowych i dostępności). 

A było to tak: Za Tangów Taizhou, położone nad morzem, było wioseczką rybacką jakich wiele. W owych czasach spokojne życie rybaków zakłócały wizyty piratów, więc po jakimś czasie władze zdecydowały się ulokować tu na stałe oddział wojska. Trwały obchody noworoczne, uspokojeni rybacy po raz pierwszy od dawna bawili się z lekkim sercem w Święto Latarni. Piraci nie wiedzieli o garnizonie, więc nieopatrznie spróbowali znowu najechać i okraść wioskę, ale gdy ujrzeli żołnierzy, czym prędzej wrócili na swoje łodzie i zwiewali, gdzie pieprz rośnie. Oj, niewesoło im być musiało, zwłaszcza, że pogoda była nieszczególna - zimno, wietrznie, śnieg padał. Aura doskwierała zresztą i żołnierzom, mieszkającym wszak w bardzo prowizorycznych kwaterach. Rybacy postanowili się pięknie odwdzięczyć zmarzniętym i głodnym żołnierzom. Początkowo zamierzali im po prostu zanieść gorzałki (co zresztą z pewnością nie spotkałoby się z protestami), jednak wioskowy mędrzec miał głowę nie od parady i wiedział, że pijanych w sztok żołnierzy piraci się lękać raczej nie będą. Wzięli więc dla smaku trochę słodkiej wódki, ale wymieszanej z mąką i dodatkami, tworząc sycącą i pyszną zupę - ponoć byli tak biedni, że siłą rzeczy musiała ona być wegańska. Tak dodała ona wigoru żołnierzom, że w trymiga postawili mury miejskie. Odtąd żadne Święto Latarni w Taizhou nie mogło się obejść bez zaogengu. 

Dziś mieszkańcom Taizhou zdecydowanie lepiej się powodzi (na pewno dzięki temu, że piraci przestali ich łupić), więc zaogeng to nie zupa na gwoździu, a pełnowartościowy posiłek, na który mogą się składać na przykład wieprzowina w paseczkach, pędy bambusa, grzyby, małże, strączki, warzywa liściaste, silne przyprawy i oczywiście mąka, dzięki której wywar zamienia się w gęścior, w którym łyżka stoi. Za to jego słodka wersja zazwyczaj bazuje na mące z batatów lub z lotosu, a dodatki to suszone owoce głożyny czy longana, rodzynki, nasiona lotosu, a nawet nowości takie jak poplasterkowane banany itd. Jak zrobić taki geng? Cóż, nie widziałam go na żywo, ani nigdy sama nie robiłam, ale trafiłam na króciutki film, który pokaże Wam mniej więcej, o co chodzi:

  

Generalnie chodzi o to, żeby wszystko było raczej drobno posiekane, a gdy już się ugotuje w dużej ilości wody, musi zostać zagęszczone mąką ryżową, rozrobioną wcześniej w wodzie. A potem - mieszanie, ciągłe mieszanie, żeby nie przywarło i żeby stworzyć odpowiednią konsystencję. Komentarze internetowe sugerują, że należy cały czas mieszać w jednym kierunku, bo chaotyczne mieszanie szkodzi stukturze gengu. Na końcu wystarczy dosolić/dosłodzić do smaku. Aha, obecnie geng słony przyrządza się wbrew nazwie nie na słodkiej wódce, a na wodzie. 

Wersję słoną sobie raczej podaruję - tyle innego dorego jedzenia! Ale może kiedyś zrobię taki misz-masz na słodko dla Tajfuniątka?

2016-03-25

Herbaciane jajka 茶叶蛋

Dziś kolejny wpis w ramach akcji W 80 blogów dookoła świata. Z racji tego, że akcja wypadła akurat w Triduum Paschalnym, pojawił się temat jajeczny (jestem z siebie bardzo dumna, bo po raz pierwszy wygrał temat zaproponowany przeze mnie). O wyglądzie wielkanocnego stołu oraz jajkach po japońsku, które w Wielkanoc zawsze na moim stole lądują już pisałam. Pisałam też o jajach stuletnich i o balutach, a nawet o jajkach po kunmińsku. Dzisiaj więc dla odmiany o najpopularniejszych bodaj w Chinach jajkach herbacianych. 
Wywodzą się ponoć z Zhejiangu. Ja w to nie wierzę. Przecież herbata pochodzi z Yunnanu, to niemożliwe, żeby akurat na drugim końcu Chin wpadli na marynowanie jajek na twardo w aromatycznej zalewie. Ale nie będę się spierać z historykami, oni wiedzą swoje, a ja swoje. Nasze - yunnańskie - jajka są przecież i tak najlepsze na świecie.
Za każdym razem smakują inaczej, bo wszystko wsypuję na oko, bo czas gotowania i marynowania jest za każdym razem inny, bo inaczej poobtłukiwane, bo któregoś składnika nie mam albo wręcz przeciwnie - sypnęłam szczodrze, bo się zagapiłam.
Za każdym razem są pyszne.
Składniki:
*jajka - przed Świętami to czasem i po dziesięć sztuk robię
*łyżka liściastej herbaty, im podlejsza, tym lepsza - bo po co marnować dobrą herbatę na gotowanie jajek? A i smak będzie intensywniejszy. Zielona, czarna, wulong - co tam macie. U mnie kiepska hubejska - do niczego innego się nie nadaje. Niektórzy twierdzą, że zielona się w ogóle nie nadaje, bo jest gorzkawa w smaku. Nie znają się. Nadaje się wyśmienicie; inne smaki doskonale przykryją ten gorzkawy, herbaciany.
*pieprz ziarnisty/pieprz syczuański
*anyż gwiaździsty
*czarny kardamon
*cynamon
*sos sojowy - w zależności od tego, ile go dodacie, do marynaty trzeba będzie dodać soli, albo można będzie ją pominąć
*przyprawa pięć smaków - łyżeczka
*ewentualnie odrobina cukru

Wykonanie:
1) Przygotować marynatę: wszystkie składniki dokładnie wymieszać w garnku, w którym zmieszczą się wszystkie jajka.
2) Jajka dokładnie wyszorować i wsadzić do marynaty. Dolać tyle wody, żeby jajka dokładnie zakryć plus jeszcze trochę.
3) Ugotować jajka w zalewie na twardo, przestudzić.
4) Toczyć po czymś twardym, aż skorupkę szczelnie otoczy siateczka pęknięć. Bez pęknięć się nie da, bo smak nie przeniknie skorupki.
5) Popękane jajka włożyć z powrotem do marynaty; jeśli trzeba, dolać wody. Gotować na małym ogniu co najmniej godzinę. Im dłużej, tym lepiej. A najlepiej po ugotowaniu zostawić je jeszcze na dowolną ilość godzin w marynacie. Im później zdejmiemy skorupki i im dłużej trzymamy jajka w pachnącym sosie, tym lepiej dla ich smaku.

A na ucho Wam szepnę, że jeśli nie macie pod ręką wszystkich przypraw, to sama przyprawa pięciu smaków plus sos sojowy i łyżka herbaty też wystarczą. Oczywiście chińscy kucharze by mnie zbluzgali, więc nie mówcie o tym "skrócie" nikomu! Oczywiście tak przyrządzone jajka nie będą aż tak aromatyczne i pyszne jak te oryginalne, ale jak się nie ma co się lubi...

Poniżej znajdziecie linki do innych blogów biorących udział w akcji. Wszystkie wpisy będą jajeczne, ale nie ograniczaliśmy się do kulinariów - na niektórych blogach będą wpisy kulturowe i językowe związane z danym krajem. Zachęcam do poczytania, mnie różnorodność sposobów potraktowania jajka wprost zafascynowała!

FINLANDIA - Suomika - Ale jaja! … czyli dlaczego trzeba być ostrożnym ze słówkiem ‘muna'?

FRANCJA - Blog o Francji, Francuzach i języku francuskim - Co było pierwsze: jajko czy kura?

GRUZJA - Gruzja okiem nieobiektywnym - Chaczapuri adżaruli

HISZPANIA - Hiszpański na luzie - Jajko w języku hiszpańskim. Potrawy i idiomy z jajkiem w roli główniej

KIRGISTAN - O języku kirgiskim po polsku - Jajko po kirgisku;
Enesaj.pl - Jajko w językach i kulturze narodów turkijskich

ROSJA - Blog o tłumaczeniach i języku rosyjskim - Co ma jajko do języka?

TURCJA - Turcja okiem nieobiektywnym - Seans filmowy: “Yumurta”

USA - Specyfika Języka - BUT EGGS, czyli jak nie tłumaczyć wyrażeń z jajem

WIELKA BRYTANIA - Angielska Herbata - Jajka, wszędzie jajka!; Język angielski dla każdego - All you always wanted to know about...eggs; English with Ann - Idiomy z jajem; Language Bay- Perfect eggs

Jeśli zaś spodobała Wam się akcja i chcielibyście wziąć w niej aktywny udział, a prowadzicie blogi kulturowe lub językowe, zapraszamy do kontaktu: blogi.jezykowe1@gmail.com

2014-09-12

Yunnańska Smocza Studnia 云南龙井茶

Moja ulubiona Herbaciana Ciocia, u której zawsze mogę liczyć na czarkę porządnej herbaty i która zawsze zaśmiewa się ze mnie do łez, zapytała mnie kiedyś, czy słyszałam o yunnańskiej Smoczej Studni. Smocza Studnia to herbata bardzo sławna, ale z Yunnanem nie mająca nic wspólnego - wytwarza się ją bowiem w Zhejiangu, czyli dokładnie po drugiej stronie Chin, więc HC zabiła mi niezłego ćwieka. Uśmiechnęła się do mnie serdecznie i wyciągnęła z ogromnego porcelanowego słoja garść herbaty, która wyglądała dokładnie tak, jak trzeba - jasnomętnozielone, płaskie listki o świeżym, orzeźwiającym aromacie.
Zdębiałam. Ja wiem, że istnieją yunnańskie Wiosny Malachitowego Ślimaka i inne tego typu podróbki, ale żeby podrabiać Smoczą Studnię? Zachowali przynajmniej tyle przyzwoitości, że nie zachowali nazwy, wymyślając nie mniej poetycką Powódź Klejnotów (宝洪), choć oczywiście tajemnicą poliszynela jest, że tak naprawdę to Powódź Klejnotów Smoczej Studni 宝洪龙井. Powiada się o niej, że pachnie na dziesięć li. Fakt - samym aromatem można się upić.
Produkuje się ją w gminie Yiliang niedaleko Kunmingu. Jest tam sobie góra, od której nazwę wzięła yunnańska Smocza Studnia - Góra Świątyni Powodzi Klejnotów (宝洪寺山). Wznosi się ona na 1800 metrów i to właśnie na jej zboczach, już w czasach dynastii Tang, pewien fujiański mnich zasadził tu herbaciane sadzonki. Dzięki wspaniałym warunkom klimatyczno-wszelkim innym, a przede wszystkim dzięki ponadtysiącletnim wysiłkom ludzi, opiekujących się herbacianymi krzewami, uzyskano wspaniałe, mięsiste, błyszczące szmaragdowo liście, z cudnymi baihao* na czele. Reklamuje się ją jak wszystkie herbaty: że ożywia ciało i umysł, odchudza, leczy raka, wewnętrzne gorąco i stany zapalne. E tam. Najważniejsze, jak pachnie i jak smakuje. A smakuje i pachnie wybornie. Powiadają, że "gdy się ją praży w domu, pachnie całe podwórze; gdy się ją praży na podwórzu, pachnie już na drodze; gdy jeden człowiek ją parzy, pachnie w całym domu". Tak! Wiem, bo kupiłam, choć jest okropicznie droga. Mało kupiłam, na spróbowanie. I żal mi, więc rzadko parzę. Ale jak już parzę - to cały dzień mam z głowy. Bo tę naszą Smoczą Studnię można zaparzać z piętnaście razy...
Nie zrażajcie się słomkowym kolorem naparu. Niby wygląda jak w zasadzie pozbawiona smaku woda. Z pierwszym niuchnięciem i pierwszym łykiem pewnie się jednak w tej "wodzie" zadurzycie na amen!
A na deser dwa wpisy z herbacianego blogu: o wiosce Smocza Studnia i herbacie, która z niej pochodzi, a także legenda związana z herbatą Smocza Studnia.


*Baihao 白毫 (białe włosy) to biały puszek, którym pokryte są od spodu najdelikatniejsze liście herbaty; w konsekwencji są tak nazywane te liście, które owym puszkiem są pokryte. Przy delikatnej obróbce puszek ten pozostaje na liściach i w wypadku herbat białych oraz bardzo dobrych herbat zielonych, jest doskonale widoczny również po zaparzeniu. W większości herbat zielonych pod wpływem ugniatania liści, puszek oddziela się od liścia; jeśli po zaparzeniu na powierzchni naparu unosi się warstewka włosków, trochę przypominająca kroplę białego oleju, znaczy to, że owa herbata została zrobiona z bardzo delikatnych, pokrytych takim puszkiem liści. Niestety, baihao często rozsypuje się w podróży bądź pod wpływem upływu czasu. W bardziej "pracochłonnych" herbatach, gdzie proces przetwarzania liścia jest bardziej skomplikowany, baihao w zasadzie się nie spotyka.

2014-06-13

茶之三清 trzy czystości herbaty

Moja przygoda z herbatą to ciągłe poszukiwania i stwierdzanie, że jednak jestem kretynką i że jeszcze wiele wody w Jangcy upłynie, zanim będę się nadawać na prawdziwą herbaciarkę. Potem oczywiście wraca mi mniej destrukcyjna perspektywa i rozumiem, że im dalej w las, tym więcej drzew - i że do końca życia będę się uczyć.
Ostatnio natrafiłam na sformułowanie - trzy czystości herbaty. I pojąć nie mogłam, o co chodzi. Nadal zresztą nie pojmuję - bo okazało się, że chodzi o trzy sposoby parzenia... hmmm... gotowania herbaty. Bazą winien być roztopiony śnieg, a herbatę przygotowuje się z jednym z trzech poniższych składników - smak herbaty mogą wzbogacić orzeszki pinii, śliwki bądź cytrony. Tak w każdym razie twierdził Lu Yitian (陆以湉), słynny lekarz epoki Qing, pochodzący z Zhejiangu.
No i tu zagwozdka: dlaczego herbatę dosmaczoną różnościami nazywa czystą? Dlaczego w ogóle ją dosmacza, choć sprzeciwiał się tej praktyce sam Lu Yu? Czy używa słowa gotować 烹 z pełną premedytacją, czy traktuje je wymiennie z zaparzać 沏 lub 泡? A może on dywagował na temat herbaty tylko w jej medycznym kontekście; gotował ją jak chińskie ziółka, z dodatkami, tylko dla zdrowia? Może użyte przez niego słowo 清 trzeba tłumaczyć jako 清凉 - chłodzący, orzeźwiający - a nie czysty?
O ile mogę sobie doskonale wyobrazić herbatę z cytronem, bo Europejczycy zwykli cytrusami dosmaczać herbatę, o tyle wyobraźnia mnie zawodzi w kontekście orzeszków i śliwek...
A najśmieszniejsze, że wszyscy zapytani przeze mnie chińscy herbaciarze słyszeli, owszem, o "trzech czystościach". W ich głowach jednak jedynym powodem, dla którego się starego Lu Yitiana cytuje jest to, że polecał wodę ze stopionego śniegu jako najlepszą wodę do herbaty. Zawsze więc odnoszą czystość do czystości tej wody, a nie do trzech smaków herbaty.
Moje poszukiwania herbaciane nigdy się nie skończą, prawda?...

2009-03-19

飲湖上初晴後雨 Słońce czy deszcz pijąc nad jeziorem

水 光 潋 灔 晴 方 好
Cieszy oko błysk fal drobnych w dzień pogodny
山 色 空 蒙 雨 亦 奇
i zamglone szczyty gór gdy deszcz i mgła
欲 把 西 湖 比 西 子
To jezioro równać trza z Panią Zachodu
淡 妝 濃 抹 總 相 宜
Gdy makijaż znikł - uroda trwa.

Oczywiście, tłumaczenie jest mocno swobodne - raczej impresja niż tłumaczenie, mówiąc szczerze. Ale Su Shi (蘇軾) naprawdę porównuje jezioro w dzień pogodny do nieumalowanej i w deszczowy do wypacykowanej Xi Shi. Całkiem sprytnie facet wpadł na porównanie Zachodniego Jeziora (西湖) i Zachodniej Pani(西施)... Ale zaraz, zaraz! Przecież w tekście się nie pojawia Xi Shi, tylko jakaś Xi Zi! Już tłumaczę, o co chodzi: jedna z Czterech Piękności chińskich, na widok której ryby się topiły, ptaki zapominały fruwać, księżyc blaknął, a kwiaty ze wstydu zwijały płatki (沉魚落雁, 閉月羞花) i która w ogóle była przyczyną wszelkich nieszczęść - Król Fuchai stracił przez nią królestwo i się zabił z rozpaczy - ta właśnie kobieta była zwykłą góralką z okolic dzisiejszego Zhejiangu. W wiosce, w której przyszła na świat, położonej na zachodnim zboczu góry, 90% mieszkańców nosiła nazwisko Shi 施. Najłatwiej więc było ją po prostu nazywać "zachodnią Shi" i mieć z głowy. Nikomu nie wpadło do głowy, że czas jakiś później śliczna góralka zostanie ważną personą. Wysłana do wspomnianego wcześniej króla Fuchai, miała odwrócić jego uwagę. Od czego? W tamtych czasach (ok. VI w.n.e.) Chińczycy wyrzynali się nawzajem na potęgę. Królestwo Yue zostało pobite przez Wu, więc król Yue wysłał Helenę Trojańską.... Znaczy konia trojańskiego do Wu, a Król Wu, właśnie w trakcie kryzysu wieku średniego, na widok kobyłki stracił zainteresowanie wojaczką - a w konsekwencji królestwo i życie. W tamtych czasach to już nie była po prostu jakaś tam "zachodnia Shi", tylko Pani Zachodu - 西子 (子 ma wiele znaczeń. W tamtych czasach było sufiksem dodawanym do imienia na znak szacunku - dlatego na przykład Konfucjusz to 孔子).
Gdy wykończyła nerwowo króla Fuchai i doprowadziła do rozpirzenia kraju, została skazana na śmierć (następca się bał, że też ulegnie jej czarowi). Udało się jej jednakowoż uciec z miłością jej życia - Fanem Li 範蠡. Nic zresztą dziwnego, że się w nim kochała - świetny strateg (to m.in. dzięki jego radom w końcu wygrało królestwo Yue), specjalista od marketingu i zarządzania (właściciel apteki; jego rady i przestrogi na temat handlu do dziś nie straciły na aktualności) i... geolog. Nie kto inny jak właśnie Fan Li pokazał Chińczykom, gdzie można wydobywać glinę, służącą do wyrobu tradycyjnych czajniczków herbacianych (紫砂壺). A potem odpłynęli w siną dal i żyli długo i szczęśliwie (zapewne bardzo długo, bo nawet wikipedia nie podaje daty śmierci).

To taka mała próbka tego, czego się teraz uczę na zajęciach mówionych z chińskiego. Omawiamy dawną poezję chińską w przerwach między rozmowami o tym, dlaczego Chińczycy tak uwielbiają zbiegowiska (看熱鬧) i tym, jakie gdzie występują tabu (忌諱). Nauczyciel, młody zapaleniec (dwa lata młodszy ode mnie ^.^), prawie dwa metry wzrostu, chudy jak szczapa, zawsze utytłany kredą i w siniakach (przesadna gestykulacja), uważa, że ma misję, a my staramy się go nie wyprowadzać z błędu, bo Jeden Krzyk Ptaka jest naprawdę słodziutki. Podoba mi się, ze ZMUSZA wszystkich do mówienia, a robi to tak grzecznie, że nikt się nie czuje stłamszony.
Uwielbiam moja szkole...
A jeśli ktoś chciałby posłuchać, jak BRZMI ten poemat, zapraszam tutaj.