Lubicie grzyby? Ja uwielbiam. Jeden, jedyny raz w moim życiu, kiedy podziwiałam wschód słońca na własne życzenie - to było, gdy Milek zabrał mnie na grzyby. On, niczym prawdziwy twardziel, zbierał tylko prawdziwki, a ja się podniecałam na widok każdego kapelusza. A potem jajecznica, w której jajek było mniej niż grzybów i aromat suszenia. Och!
I wspomnienie Babci, jeszcze cenniejsze. Mały nożyk, żmudne oczyszczanie grzybów i ja z igłą i nitką. I te wielgachne grzyby, które po ususzeniu robiły się taaaaaakie malutkie.
Grzybowa.
Bitki w sosie grzybowym - "ja nie chcę mięsa, chcę tylko sosu do klusek!".
Można powiedzieć, że Yunnan jest spełnieniem moich grzybowych marzeń. Brakuje mi wprawdzie swobodnego łażenia po lasach i samodzielnego zbierania, ale za to mamy targ dzikich grzybów. To, że są leśne - "dzikie" - trzeba specjalnie zaznaczyć w chińskim, bo dla większości Chińczyków grzybem domyślnym są szeroko uprawiane twardniki (nie japońskie, do diabła, przecież pochodzą z Chin!) i uszaki bzowe. To znaczy: dla przeciętnego Chińczyka poza Yunnanem. W Yunnanie bowiem mówi się nie 蘑菇 tylko 菌 (yunnańska wymowa: dzier) i do tej grupy zalicza właściwie wyłącznie grzyby dzikie.
Lato to sezon grzybowy - pada i jest ciepło, czego taki grzyb może więcej chcieć? Zagrzybiają się knajpy i targowiska, ale ceny grzybów porażają. Dla Yunnańczyka cena 1000 yuanów za kilogram grzybów nie jest czymś niezwykłym. Oczywiście - są grzyby droższe i tańsze, przy czym akurat borowiki wcale nie wiodą prymu. Można je dostać niedrogo, a niżej podpisana skwapliwie z tego korzysta. Najsensowniej jednak, zamiast bawić się w targowanie nad maleńkim koszyczkiem grzybów uzbieranych przez staruszkę, jechać prosto na targ grzybowy - tam tych staruszek będzie cała hala.
Tak naprawdę to nie jest targ tylko grzybowy. Sprzedaje się tam "dzikie skarby" - zioła, bażanty, plastry larw szerszeni itd. Jednak grzyby rządzą. A taka jest obfitość kształtów, kolorów i zapachów, że można na targu spędzić niejedną godzinę.
Więc spędziliśmy. Ja kupiłam oczywiście kurki - po chińsku wabią się "grzyby kurzy tłuszcz" 鸡油菌, ze względu na barwę. Chińczycy nie bardzo się znają na przyrządzaniu kurek, nie wiedzą, że najlepsze są usmażone na maśle albo zamarynowane z cebulką. W ogóle - moja chińska rodzina samą ideę marynowania grzybów przyjęła z pewnego rodzaju niedowierzaniem...
ZB rzucił się na koźlarze 黄赖头, których Yunnańczycy w ogóle nie odróżniają od borowików. Smażone z papryką, mniam!
Ale tak naprawdę największe zapasy poczyniliśmy przy straganie z gołąbkami zielonawymi (po naszemu: grzyby z zieloną głową 青头菌) - kupiliśmy dwa i pół kilo! Są delikatne, lekko orzechowe w smaku i można je jeść nawet na surowo - nadają się więc do całej masy potraw; u nas były podstawą grzybowego gorącego kociołka.
Na odchodne zaopatrzyliśmy się jeszcze w koralówki, zwane u nas przeuroczo miotłogrzybami 扫把菌.
Polacy mają pecha - większość koralówek występujących w naszym kraju jest trująca albo niejadalna, tymczasem w Yunnanie wiele typów jest prawdziwymi przysmakami.
Dziś było o grzybach, które przy odrobinie cierpliwości można znaleźć i w Polsce. Przede mną jednak jeszcze przynajmniej kilka wpisów o grzybach, które są dumą Yunnańczyków.
Ja bardzo lubię chodzić do lasu na grzyby :)
OdpowiedzUsuńTeż bym wolała sama, ale nie mam orientacji w terenie i bym się zgubiła na dobre, zanim bym cokolwiek uzbierała, a niestety przewodnika żadnego nie mam :(
UsuńWitaj BMT, Przede wszystkim: dziękuję Ci za rewelacyjnego bloga! Uwielbiam styl, w jakim piszesz! Zaglądam do Ciebie regularnie, choć chyba jeszcze nie komentowałem.
OdpowiedzUsuńZauważyłem, że znak grzyba 菌 oznacza również bakterię. Czy masz jakąś koncepcję, skąd ta zbieżność?
Pozdrawiam serdecznie, PJ
PS: chciałem nie być anonimowy, ale coś chyba nie wyszło... Grrr....
Bardzo dziękuję za miłe słowa. Niestety nie wyjaśnię zbieżności bakterii z grzybem (sama o to pytałam wielu nauczycieli, ale nikt nie wiedział.). We współczesnym chińskim grzyby do jedzenia nazywają się 真菌, a bakterie - 细菌, więc ciężko się pomylić. Mój prywatny domysł jest taki, że w dawnym chińskim to, co powodowało choroby, pleśń itd. było nazywane wspólnym mianem 菌, a dopiero wraz z rozwojem nauki i mikroskopu oddzielono na przykład bakterie, pleśnie, grzyby itd. Ale to tylko moja teoria, nie wiem, czy ma pokrycie w rzeczywistości.
Usuń