Koniecznie chciałam pojechać do Shaxi w piątek, żeby nacieszyć się dniem targowym. Tak, miasteczko jest tak małe, że nie ma własnego targowiska. Zwykłe produkty spożywcze i wszelkie inne można oczywiście kupić w sklepach - niezbyt dobrze zaopatrzonych, ale z głodu nie umrzemy - ale na Prawdziwe Zakupy czeka się do dnia targowego.
Ulicę zamknięto dla ruchu samochodowego i zaczęły się pojawiać stragany, siedziska ze słomy, a także "knajpy na kółkach" z bułeczkami na parze, rozmaitymi makaronami a nawet z bawarką! Ho ho ho, można się było poczuć przez chwilę prawie jak w mieście!
Uwielbiam targi. Znajduję coraz to nowe smakołyki, przyglądam się, co się cieszy popularnością wśród tubylców, szperam, szukam, pytam... Dzień targowy daleko od cywilizacji jest jeszcze lepszy - bo pojawiają się wieśniacy, dla których dzień targowy to okazja do "pokazania się", więc ubierają się jarmarcznie i kolorowo, w tradycyjne stroje. Pokazują się też na targu osoby, których na targowisku w Kunmingu się już nie spotka: czyściciel uszu,
czy wędrowny dentysta.
Zaczęłam szukać skarbów. Skarb pierwszy: karbieniec, czyli ziemny żeńszeń. Skarb drugi: świeżo zrobiony kozi ser, niesolony, delikatny, podobny do ricotty. Podzieliłam między wycieczkowiczów, ale oni, rozpieszczeni polskim twarogiem, którym mogą się codziennie zajadać, nie wyrazili należytego zachwytu. Ja, jedząca ser biały właściwie tylko podczas rzadkich wizyt w Polsce, spałaszowałam większość przysmaku z prawdziwą przyjemnością. Skarb trzeci: skóra żaby. To znaczy mech, który można spożywać w sałatce. Skarbów było bez liku, a ja się zachwycałam. Nie tylko zresztą skarbami, ale i ludźmi - bo trzeba właśnie dnia targowego, by w wiosce tak małej jak Shaxi zobaczyć tyle typów ludzkich...
Och, jakże chętnie pojechałabym tam raz jeszcze, żeby pomieszkać, pobyć, poznać ludzi, smaki i miejsca!
PS. Część zdjęć dzięki uprzejmości Turkusowej Cioci.
Jedzenie jedzeniem, ale te kolorowe stroje!
OdpowiedzUsuń:) prawda? Uwielbiam tutejszą ludowiznę :)
Usuń