Ostatnią ciekawostką, jaką ujrzałam podczas krótkiego wypadu do Puzhehei, był targ w powiatowym mieście Qiubei. Musieliśmy poczekać na autobus, a że poczekalnia była zatłoczona, śmierdząca i pełna papierosowego dymu, wyciągnęłam ZB na zwiady. Dobrze, że bagaże nie były ciężkie, zabiłby mnie chyba, gdybym go tak dręczyła z ciężkimi bagażami...
Targ jak targ - oczywiście dużo straganów z mięsem, z przedmiotami gospodarstwa domowego i z warzywami, ale oprócz nich:
*owocki-Buddy:
*warzywo zwane "ziemnym granatem" 地石榴:
*znana mi już doskonale herbatka głowienkowa:
*makaron chińskozupkowy, sprzedawany na wagę, najrozmaitsze gatunki:
*ale moim faworytem okazał się stragan z ręcznie robionymi papierosami. Dziadunio brał świeżo wysuszony tytoń, dzielił na porcje i skręcał z podziwu godną wprawą:
Takich straganów się już w centrum Kunmingu raczej nie zobaczy :(
I tak pożegnaliśmy się z Puzhehei, a ja wracam do zwykłego, kunmińskiego życia...
Około te owocki buddy to z czego robione? Bierze się posążek buddy z określonej świątyni,zakopuje w ziemi, podlewa i odprawia stosowne rytuały a po roku mamy budda-gruszki?
OdpowiedzUsuńŚwietne są.
A dziadunio od tytoniu zrobiłby karierę w Polsce (o ile szybko by go nie scigla straż miejska i służba celną oraz inspekcja weterynaryjna i sanepid
To... gruszki :) Ale pozwolę sobie więcej opisać w którymś kolejnym wpisie ;)
OdpowiedzUsuńNo właśnie to mnie fascynuje (choć czasem i przeraża), że ludzie tu żyją bez sanepidu i milionów inspekcji :)