Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Birma. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Birma. Pokaż wszystkie posty

2025-04-24

Przystanek Konopne Pole 麻园站

O części miasta, która nazywa się Konopne Pole 麻园 już kiedyś wspominałam. Nie wspomniałam wówczas jednak o stacji kolejowej, która się tam znajduje. Z dwóch prostych przyczyn: po pierwsze stacja kolejowa od dawna nie działa, a po drugie zawsze kojarzyłam ją jako Kunming Zachodni 昆明西站 - pewnie dlatego, że naprzeciwko znajduje się dworzec autobusów dalekobieżnych o tej właśnie nazwie. Nie zdawałam sobie sprawy, że już w 1964 roku, gdy powstało połączenie kolejowe między Kunmingiem i Chengdu, nazwa została zmieniona na Konopne Pole. Budowę stacji rozpoczęto w grudniu 1938 roku. W tamtych czasach była częścią wielkiego projektu kolei Yunnańsko-Birmańskiej, która miała stanowić alternatywę dla Drogi Birmańskiej tudzież przesyłania zaopatrzenia wojskowego drogą powietrzną. Jednak w 1942 roku, gdy zachodni Yunnan wpadł w ręce wrogów, wstrzymano prace. Zanim projekt umarł śmiercią naturalną, zdołano połączyć linią kolejową Kunming Północny z Anningiem (linię później rozebrano). Najbliższe stacje to był właśnie odległy o 4 km Kunming Północny oraz odległa o 8 kilomentrów stację Shizui 石咀. Projektu połączenia Kunmingu z birmańskim miastem Lasho, stanowiącym naturalny początek Drogi Birmańskiej, już nigdy nie wznowiono. Można powiedzieć, że ciężka praca trzystu tysięcy robotników została zaprzepaszczona. Jeszcze niedawno ten dwunastokilometrowy, trzyprzystankowy odcinek działał w weekendy jako linia wycieczkowa, jednak w 2012 została ona zamknięta, a na stacji powieszono tabliczkę "remont". Jakże ja sobie plułam w brodę, że zawsze odkładałam przejechanie się tą kolejką na później! A teraz remont i nikt nie wie, kiedy się on skończy! 
Z okazji rocznicy ustanowienia ChRL w ubiegłym roku otwarto przystanek z wielką pompą... a ja straciłam wszelką nadzieję. Odrestaurowano bowiem budynki dworcowe "w stylu", ale niestety już bez pierwotnego zastosowania. Zmieniły się w kolejną komercyjną uliczkę z żarciem, ze względu na oldskulowy wygląd popularną jako tzw. 打卡点, czyli obowiązkowe miejsce do odhaczenia i strzelenia sobie selfika. Tory są, a jakże. Nie rozebrano ich... ale są tak ciasno zabudowane i obłożone krzesełkami i stolikami, że żaden pociąg nigdy tędy nie pojedzie. Takie rzeczy to tylko w Tajlandii i Wietnamie: pociąg niemal zahaczający o stragany, kompletnie nie przeszkadzający ludności w ich codziennym życiu. Tu jednak cel remontu był inny - nie przywrócenie stacji do życia i jej odnowienie, a sprzedanie sieciówkom kolejnej miejscówki. Niby odbywają się tu jakieś imprezy artystyczne - wystawy, koncerty, plenerowe kino, a w każdy weekend zjawiają się także w najbardziej wyeksponowanym miejscu dziewuszki prezentujące tańce ludowe, ja jednak nie potrafię się tym cieszyć. Kurczę, jest w Kunmingu wystarczająco dużo uliczek, którym przydałaby się taka stylizacja. Dlaczego musieli zmarnować potencjał cudnej wąskotorówki, tak mocno związanej z historią miasta? Przecież mogli wziąć przykład z wąskotorówki w Jianshui czy Shiping, w których bilety na te wąskotorowe wycieczki są wykupywane na pniu i jest to chyba najjaśniejszy punkt na ich turystycznych mapkach! 
Nawet jednak, jeśli nie chcieli wykorzystać akurat tego pomysłu i zrobić miejscówkę z żarciem, też mogli się bardziej postarać. Rekalmują się, że niby tutaj można spróbować tradycyjnych yunnańskich dań... Ale kawa czy hongkońska bawarka nie są lokalne. Nie jest też lokalnym syczuański gorący kociołek. Ba, w barach też nie sprzedaje się żadnej z lokalnych wódek. Nie żebym je lubiła! Ale jeśli już mówimy o wspieraniu lokalnej kultury kulinarnej to Yunnan naprawdę ma się czym pochwalić! Tymczasem - powstało miejsce jak tysiące innych. Bez szacunku dla tradycji, historii, tutejszej kultury materialnej czy niematerialnej, bez choćby prób ukazania bogactwa lokalnych zwyczajów i ciekawostek.
Szkoda.

2020-02-27

bawoli totem

Dzisiejszy wpis powstał w ramach współpracy z japonia-info.pl oraz kirgiski.pl czyli pod egidą Unii Azjatyckiej.

Wa to grupa etniczna, która żyje na granicy chińsko-birmańskiej - po obu stronach tej granicy. Łącznie jest ich niecały milion, po połowie w Birmie i Chinach. Posługują się własnym językiem, choć w Chinach są już w większości zsinizowani. Ponieważ większość żyje w głębokich lasach, na wsiach, wielu zachowało swoją tradycyjną wiarę (animizm) i zwyczaje (z wyjątkiem tych najbardziej krwawych*). Są też całkiem spore grupy, które przyjęły inne religie - głównie buddyzm therawada i chrześcijaństwo. Jednak bez względu na religię, wierni są jednemu, bodaj najważniejszemu zwyczajowi - ćwiartowaniu bawoła 剽牛. Ociekająca krwią ceremonia służy modlitwie, a także przypomina o wdzięczności, jaką każdy Wa winien żywić względem bawołów. Moim zdaniem wdzięczność można okazać w milszy sposób niż ćwiartując obiekt kultu, ale zwyczaje religijne rzadko są sensowne w oczach niewiernych - dotyczy to wszystkich religii, nie tylko animizmu.
Wracając do Wa - bawół jest dla nich najważniejszym zwierzęciem i totemem, który czczą. Najstarsze malowidła naskalne Wa, w których pojawiają się bawoły, pochodzą sprzed trzech tysięcy lat. Są na nich bawoły prowadzone przez ludzi, dosiadane przez ludzi, jedzone przez ludzi, wystawiane do walk, ćwiartowane. Są pokazane rogi jako broń i w pokojowych kontekstach też. W tych jaskiniowych graffiti doskonale widać, jak wysoką pozycję bawoły od zawsze zajmowały w życiu Wa. Ubrania Wa są ozdobione wzorkim podobnym trochę do procy - to oczywiście uproszczony wizerunek bawolich rogów. Podczas święta plonów czci się nie tylko kolby kukurydzy i korce ziaren, ale i totem z bawolej czaszki. Istnieje legenda, która pięknie pokazuje, dlaczego bawół wodny jest dla Wa najważniejszym ze zwierząt.
Dawno, dawno temu była sobie piękna para pasterzy. Wypasali bydło u stóp wielkiej góry, gdy nagle zagrzmiało i zaczął padać deszcz, a padał tak długo, aż zmienił się w potop. Woda przykryła wszystko: domy, pola uprawne - wszystko zniknęło. W miarę, jak padał deszcz, pasterze przeganiali bawoły coraz wyżej i wyżej. Jednak potop był bezlitosny i w końcu potopił bydło i zakrył wodą całą górę. Pozostała tylko para pastuszków, których uniósł na grzbiecie bawół. Po trzech dniach i trzech nocach wody opadły, ocaleli z radością zeszli na ziemię. Wtedy jednak pojawił się inny problem: skąd wziąć pożywienie? Długo debatowali, jednak nic mądrego nie mogli wymyślić - powódź zmiotła z powierzchni ziemi zarówno rośliny, jak i drobną zwierzyną. Dobry bawół postanowił poświęcić się dla nich. Powiedział, że pozwala się zabić i zjeść. Jego jedynym warunkiem było to, że mają zostawić jego czaszkę i składać jej modły. Para Wa przetrwała trudny czas i dała początek ludzkości. Na zawsze zapamiętali też dzięki komu udało im się przetrwać.
Odtąd Wa wznoszą dziękczynne modły bawołom. Podczas każdej ważnej uroczystości składają ofiarę z bawołu, pozostawiając czaszkę nietkniętą. Czaszka bawołu stanowi podstawową ozdobę domostw Wa, bawole kości to podstawowy materiał ich rękodzieła. Pamiętajmy, że dla ubogich Wa bawół był dawniej ich największym bogactwem. Oddać największe bogactwo bogom - to była najwspanialsza ofiara. Dziś zwyczaj powoli zamiera - bawoły zabija się tylko podczas naprawdę wielkich imprez, albo - niestety - dla turystów. Dotyczy to zarówno ceremonii u Wa, jak i bliźniaczej ceremonii u innego ludu Yunnanu, Drung.
Ceremonia zaczyna się "otwarciem drzwi". Szaman i reprezentant starszyzny tańczą z długimi nożami, jednocześnie się modląc i mówiąc, dlaczego poświęcają bawoła - dla przodków, dla duchów, dla ochrony przed złem czy też dla szczęścia, by prosić o to, żeby w następnym roku stada były jeszcze większe i by ludzie nie zaznali biedy, a także zapraszając całą wioskę i wszystkich gości na ucztę.
Drugim elementem ceremonii jest przysposabianie piki, do której będzie przywiązany bawół - długiej na około trzy metry. Zanosi się ją na plac, na którym będzie się odbywać ceremonia, tańczy się dziki taniec, a szaman "poświęca" pikę alkoholem i modlitwą, modląc się o pomyślny przebieg ceremonii.
Trzecim elementem jest prowadzenie bawołu. Po sprowadzeniu go z gór, przekazuje się go w ręce kobiety, która ozdabia grzbiet zwierzęcia kwiatami i ręcznie tkaną derką, a na rogi wkłada sznury ozdób - tak się ją "upieksza" zanim pójdzie do nieba. Następnie bawół prowadzony jest przez dwóch mężczyzn wielokrotnie naokoło domostwa osoby, której dotyczy ceremonia (liczba okrążeń jest różna w różnych wioskach). Gdy bawół przechodzi koło drzwi, sypie się na niego zboża i pryska go alkoholem, podczas gdy kobiety lamentują, dziękując zwierzęciu za to, że się poświęca i je żegnając. Po okrążeniu domostwa, wszyscy udają się na plac, na którym zwierzę zostanie pozbawione życia.
Ostatnią częścią ceremonii jest ćwiartowanie.
Najpierw rozbrzmiewa muzyka - rytmiczne uderzenia w gongi. Zaczynają się tańce. Szaman pije wódkę i recytuje - dziś jest dzień wielkiej radości, pijmy, tańczmy, śpiewajmy, weselmy się! Seniorka rodu podchodzi do zwierzęcia i tłumaczy mu, że nie chcą go skrzywdzić, choć ono wchodzi w szkodę i wyżera sadzonki; oni tylko chcą jego życie wymienić na długowieczność i zdrowie, jego duszę wymienić na dostatek i szczęście. Na koniec prosi biedaka, by po tym, jak pójdzie do nieba, szepnął dobre słowo o swoich gospodarzach i poprosił o zachowanie ich od złego.
Następnie do akcji przystępuje znów szaman. Z wódeczką w lewej ręce, a oszczepem w prawej tańczy wokół bawołu i recytuje o tym, jak przebije serce zwierzęcia ku swojej i jego chwale. Wypatrzywszy dobry moment, jednym ruchem przebija serce zwierzęcia; jeśli się nie uda od razu, musi celować dalej - aż do momentu, gdy bawół padnie.
Wtedy zgromadzeni znów zaczynają grać na gongach i tańczyć, a część kładzie zwierzę na świeżych gałęziach i zaczyna patroszenie i ćwiartowanie. Gdy utną zwierzęciu głowę, zakłada ją szaman i tańczy taniec zwycięstwa i chwały po całej wiosce, a potem wraca na plac z bawolim truchłem. W międzyczasie wszyscy uczestnicy dostają po kawałku mięsa, które zawijają w liście i mogą zabrać. Resztki, czyli jelita, racice itd. oczyszcza się i gotuje w wielkim kotle dla wszystkich. Tylko czaszka i rogi pozostają dla gospodarza imprezy - po oczyszczeniu zawisną na ścianie domu. Stąd dawniej łatwo było poznać, które domostwo należy do bogacza, a które do biedaka.
Ceremonia taka potrafi czasem trwać trzy dni, a jeśli poświęca się więcej zwierząt, to nawet tydzień do dziewięciu dni. 
Tak to mniej więcej wygląda, przy czym różnice lokalne potrafią być bardzo zasadnicze. Tylko o tym czytałam - całe szczęście nie musiałam być świadkiem takiej ceremonii. Nie zrozumcie mnie źle: jem mięso i wiem, skąd ono pochodzi. Godzę się na uśmiercenie zwierzęcia. Wolę jednak, gdy śmierć ta nastąpi szybko i możliwie bezboleśnie. Długotrwałe przygotowywanie bawołu do ceremonii i potem śmierć od dzidy wydają mi się okrutne. Jeśli szaman trafi od razu w serce, to jeszcze jakoś, ale co, jeśli spudłuje?... Z drugiej strony rozumiem ideę - pokażmy zwierzęciu, dzięki któremu nie umieramy z głodu, że je szanujemy i że jest dla nas ważne. Rozumiem... ale serce boli i tak.
Wizyta w Wiosce Etnicznej - wejście do Wioski Wa
Na koniec zdjęcie rękodzieła Wa - rozmaitych przedmiotów wykonanych z bawolej kości. To mi się bardzo podoba: skoro już zabijamy zwierzę, to z szacunku do niego wykorzystamy do ostatka wszystko, czym nas obdarzyło.

A tutaj zajrzyjcie, by poczytać o niesamowitych japońskich krowach lub miejscu zwanym Siedem Byków.

*do lat '60-tych XX wieku byli łowcami głów.

2019-03-06

różne oblicza tuszu

Wybrałam się niedawno do Muzeum Sztuki, które mieści się w kunmińskim Pałacu Kultury... tfu, w dawnej siedzibie Muzeum Yunnańskiego. Kocham ten budynek, a wystawy okazały się być fascynujące. Dziś o pierwszej z nich: wystawa o tuszu. A dokładniej o tym, jak tusz - czyli tradycyjny chiński środek barwiący - przeniknął do malarstwa innych narodów i co z tego wynikło. W Chinach malarstwo tuszowe i kaligrafia są uważane za skarb narodowy; ciekawe, jak oni zareagowali na bardzo niestandardowe (z chińskiego punktu widzenia) wykorzystanie tego środka ekspresji twórczej. Mnie wiele z tych prac urzekło. Oczywiście, pojawiły się tu również prace Chińczyków.
Daleki szczyt nad zamglonym jeziorem, Xu Li 徐里, Chiny
Cynobrowy bambus tańczy ze szkarłatną orchideą, 郎森 Lang Sen, Chiny
Ptasia rodzina, Dina Chhan, Kambodża
Ryba i czapla, Zhou Jingxin 周京新, Chiny

Poranny szron nad szmaragdowym stawem, Zhang Lichen 张立辰, Chiny
Poetyczne drzewo, Aung Moe Nyo Htoo, Myanmar
Ukryta świątynia, Im Pesey, Kambodża
Wąska droga do nieba, Im Pesey, Kambodża
Życie na Pustyni Thar I, Syed Ali Abbas, Pakistan
Życie na Pustyni Thar II, Syed Ali Abbas, Pakistan
Rodzina, Tin Htay Aung, Mjanma
Razem, Prithvi Shrestha, Nepal
Nieśmiertelna, Sou-Kiman, Kambodża
Amor i Psyche, Sou-Kiman, Kambodża
Sierota, Rajat Subhra Bandopadhyay, Indie
Południe, Duan Huili 殷会利, Chiny
Jedność w różnorodności, Gi Ok Jeon, Korea
Ruch w czasoprzestrzeni, Gi Ok Jeon, Korea
Miłość, Jamal Ahmed, Bangladesz
Współistnienie 7, Choongkamkow, Malezja
Współistnienie 6, Choongkamkow, Malezja
Ostatni śnieg, Noriko Ambe, Japonia
Ostatni śnieg, Noriko Ambe, Japonia
Najbardziej zachwyciła mnie instalacja Noriko Ambe - papier-śnieg, a może wycięte zeń znaki-śnieg? A może te wycięte znaki tylko śnieg brudzą? Czy są nam one potrzebne?...
No i kambodżańscy tancerze, którzy wyglądają tak egzotycznie, a są Erosem i Psyche. Miłość (ta pustka wokół ptaków, tak znacząca!). Ludzie z Pustyni Thar... Długo się zachwycałam tymi obrazami i mam nadzieję, że Wam się też spodobają.