Piąty dzień piątego miesiąca księżycowego z dawien dawna był okazją do świętowania. Wu 午 to tradycyjna nazwa piątego miesiąca księżycowego, za to 端 ma wiele znaczeń, ale akurat tu oznacza 發端 czyli początek, rozpoczęcie. Nie wiem, dlaczego u Chińczyków miesiąc rozpoczyna się dopiero piątego dnia, ale niech im już będzie. Pewnie podobało im się, że to Podwójna Piątka, bo oni lubią te wszystkie podwójności.
Historię Qu Yuana już kiedyś opowiadałam. Tym razem skoncentruję się nie na tym, jak to święto jest obchodzone w całym chińskokulturowym świecie, tylko na tym, jak to wygląda w Kunmingu.
Jak powiadają starzy kunmińczycy, za dawnych, dobrych czasów organizowano wyścigi smoczych łodzi na rzece Panlong (jakoś serce się wzbrania przed przetłumaczeniem tej nazwy na Talerzowego Smoka...). Dziś urządzenie takiej zabawy na tym malutkim kanaliku byłoby raczej niemożliwe, wiec kunmińczycy oddają się innej przyjemności, o której za chwilę.
Kilka dni przed rozpoczęciem obchodów święta, wszyscy zaczynają kupować liście bambusowe/bananowe i kleisty ryż, bo liście trzeba solidnie oczyścić, a ryż długo namaczać. Dzongdze zawija się zazwyczaj w trójkąty 3D, ale są tez walcowate czy w kwadratach 3D. Mogą być "czyste" czyli bez nadzienia, z samym tylko aromatem liści, albo z dodatkiem fasoli, fistaszków, pasty fasolowej, surowego mięsa czy też tutejszej szynki, słynnej zresztą na całe Chiny. Jada się je na wszystkie posiłki, obdarowuje się nimi krewnych i znajomych.
Z rozpoczęciem święta, na drzwiach wejściowych bądź w okolicy drzwi wiesza się kępki tataraku i piołunu.
Na ścianach natomiast zawisają duiliany o Zhong Kuiu łowiącym demony i o kotach łapiących myszy; podobno właśnie zawieszone w Święto Smoczych Łodzi uchronia one mieszkańców przed nieszczęściami. To o kotach czasami jest też rzeźbione w drewnie i epatuje odrobinę cepeliowatością. Akurat moi sąsiedzi nie wywiesili wizerunków Zhong Kuia, pewnie im się nie chciało zdejmować noworocznych ozdóbek (a my narzekamy na tych, którym się nie chce wyrzucić choinki po świętach Bożego Narodzenia...)...
Około południa zdejmujemy piołun i palimy go rytualnie, żeby wypłoszyć robale z naszych mieszkań. Po tym dobrze spełnionym obowiązku zasługujemy na odrobinę wytchnienia i zażycie tej przyjemności, o której wspomniałam wcześniej: jedzenia! Ugotowane wcześniej dzongdze
nadają się już do spożycia. Zazwyczaj kroi się je w grube plastry i albo spożywa od razu, albo najpierw obtacza w jajku i obsmaża. ZB uwielbia dzongdzyki z cukrem, ale on nawet pieczywo zajada tylko z grubą warstwą masła i cukru, wiec on się nie liczy... U bardziej ceniących tradycję kunmińczyków spotyka się raczej zmemłany na proszek brązowy cukier, a także miód, sezam i - a jakże! - konfiturę z róży! Część tak przygotowanego poczęstunku przeznaczona jest dla przodków, do których wędruje wraz ze spalanymi w dużych ilościach piekielnymi pieniędzmi, ale potem do stołu zasiadają żywi. Najpierw, na poprawienie apetytu, spożywa się kompocik zwany 平胃散* (kłącza astrowatych+kora magnolii+imbir+skórka pomarańczy+chińska lukrecja+owoce głożyny pospolitej gotowane długo na wolnym ogniu), potem w charakterze przystawek pojawiają się: ugotowany czosnek (po prostu trzeba w lekko osolonej wodzie ugotować nieobrany czosnek, niby nic wielkiego, a naprawdę pyszne), gotowaną fasolę bądź bób, koniecznie takie, które już puściły pędy:
które maczać można w rozmaitych pikantnych sosach, kiszone kacze jajka,
ciastka z nadzieniem kwiatowym, sacime (薩其馬), ciasteczka lotosowe 芙蓉糕 z mąki z kleistego ryżu i wiele innych przysmaków. Do popicia służyć powinna tylko i wyłącznie nalewka realgarowa. Ba, służy ona nie tylko do picia! Zwilżamy nią brwi, uszy, nos i usta dzieci, na ich czołach wypisujemy wódką tą królewski znak 王, a odrobina wódki powinna też znaleźć się na ekhm najważniejszej części ciała małych chłopców. Podobno ma to ochraniać przed chorobami no i oczywiście dezynfekować (po co dezynfekować brwi - tego już nie wiem...).
Następnych kilka dni pracujemy nad ochroną m.in. przed reumatyzmem - wieśniacy sprzedają do miasta kokornakowate czy inne jasnotowce, które służą tym razem nie do picia, tylko do kąpieli.
Kunming, miasto kwiatów, ma też długą tradycję organizowania "kwietnych ulic" - bo i też właśnie teraz mamy tu najwięcej gatunków kwiatów. Są kwiatowe konkursy o przedługiej tradycji (dawniej zawsze wygrywały zajmujące się zarobkowo hodowlą kwiatów świątynie buddyjskie).
Dawnymi czasy po Święcie Smoczych Łodzi zaczynała się pora deszczowa, z dużą ilością bakterii, a co za tym idzie, chorób; o pojawiających się chmarami szkodnikach nie warto nawet wspominać. Realgar, piołun, kompot ziołowy, tatarak i cala reszta tego tradycyjnego paskudztwa miała przed tym ustrzec. Spożywanie w następnych miesiącach świeżych ryb i baraniny również było podyktowane względami zdrowotnymi - i choćby dlatego te zwyczaje i przesądy wcale nie są tak śmieszne, jakimi wydają się na pierwszy rzut oka...
Z głębokim szacunkiem dla tradycji życzę wszystkim Czytelnikom udanego Święta Smoczych Łodzi!
*w wolnym tłumaczeniu: medykament na uspokojenie żołądka.
Ten czosnek to wygląda jakby z bobem był. Och jej, jak ja bym zjadła bobu! I gotowanego czosnku z bobem też :)
OdpowiedzUsuńtak, to bob, swiekra zastapila zwykla fasole bobem, bo wie, ze lubie :) Tutaj bobu od cholery, przyjezdzaj :)
OdpowiedzUsuńTy lepiej nie kuś, bo Ci się tam na jakiś weekend kiedyś jeszcze zwalę ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam serdecznie! Kanapa niewygodna, ale za to ZB swietnie gotuje ;)
OdpowiedzUsuń