2015-03-30

Czarni

Herbacianemu Wujkowi usta się nie zamykają, jeśli trafia na wyrozumiałego i cierpliwego słuchacza. Pohamowuję swoje gadulstwo i czekam na jego magiczną opowieść.

Kiedyś właśnie tutaj spotkałem się z trzema innymi Czarnymi. Ja byłem czarny, bo rodzice mieli własny biznes. Z moich kolegów jeden był synem właściciela ziemskiego, jeden synem wojskowego Kuomintangu, a ostatni synem intelektualisty. Żeby było najśmieszniej - wcale nie wiedzieliśmy o tym pochodzeniu. Znaliśmy się z czasów, gdy pracowaliśmy w pocie czoła w fabryce. Żaden z nas nie śmiał opowiadać innym o własnej przeszłości. Dopiero parę lat temu żeśmy się zgadali; jeden z nich pisze bowiem książkę o dawnych czasach. Jego ojciec opowiadał o planie jednego z oficerów Czang Kaj-Szeka, by wziąć pożyczkę w Stanach, wykupować grunty i je oddawać wieśniakom - wówczas komuniści nie mieliby tak wielkiego poparcia i nie powstałby ten cały chaos.
Zaczęliśmy wspominać. Syn intelektualisty wspomina, jak został na wsi pobity, bo nieopatrznie się przyznał, że potrafi czytać. Syn wojskowego opowiada, jak to jego ojciec pojechał za Czang Kaj-szekiem na Tajwan, a gdy posłuchał "wezwania ojczyzny" i wrócił, na powitanie dostał kulkę w łeb. Ja zaś opowiedziałem, jak w czasie Rewolucji Kulturalnej zostałem wysłany do Dehongu*. Pracowałem tam na roli i starałem się nie wychylać. Z niewiadomych względów polubił mnie sołtys i któregoś dnia zasugerował, że powinienem pójść do takiej wioseczki na końcu świata. I powiedział, żebym wybrał deszczowy dzień.
Poszedłem, a że lało, musiałem zostać na noc w opustoszałej chacie. Odkryłem tam raporty stacjonujących tu wcześniej żołnierzy Kuomintangu. Nagle zrozumiałem, że te wszystkie "sukcesy" odniesione przez komunistyczną partyzantkę były tak naprawdę sukcesami regularnego wojska, które jednocześnie walczyło z Japończykami i z tymi głupimi komuchami. Gdy oglądam dziś chińskie seriale historyczne, zawsze wracam myślami do tej małej wioski w Dehongu.
Cieszę się, że całej naszej czwórce Czarnych udało się spotkać tyle lat po Rewolucji Kulturalnej. Że mogliśmy porozmawiać o tym, co nas boli, o naszych trudnych losach. I że nie groziło nam za to więzienie ani kulka w łeb...

*Dehong to najbardziej wysunięte na Zachód "województwo" Yunnanu, granicząca z Birmą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.