2015-05-10

Przypadki pewnego Chińczyka

Nie mówię tu o znalezionym przypadkiem pamiętniku ZB, a o powiastce Verne'a. Trafiłam na nią pierwszy raz w życiu; zresztą nawet gdybym na nią trafiła wcześniej, przed zapadnięciem na nieuleczalną wersję azjofilii, nie zwróciłabym po prostu na nią uwagi.
No dobrze. To co o Chińczykach ma do powiedzienia XIXwieczny francuski pisarz?

***
- Co do mnie - podjął czwarty biesiadnik - życie wydaje mi się jak najbardziej do przyjęcia, gdy nic się nie robi i posiada się środki ku temu, aby nic nie robić!
O, tak. Mnie też się takie życie wydaje jak najbardziej do przyjęcia. Zwłaszcza jeśli chodzi o te środki...
***
Ale cóż za muzyka i jakie środki wyrazu! Miauczenia, gdakania, bez taktu i rytmu, o dźwiękach wznoszących się do ostatnich granic wytrzymałości słuchu. Grano zaś na "skrzypcach", których smyczek był na stałe przeciągnięty między strunami, "cytrach" obciągniętych wężową skórką, piskliwych "klarnetach", "dudach" podobnych do małych, przenośnych organów, a wszystkie godne były śpiewów i śpiewaczek, towarzysząc im zgiełkliwie.
Osobę, która szefuje muzykom nazywa zaś Verne "szefem kociej orkiestry"...
Jestem ciekawa, co by Verne powiedział, gdyby dowiedział się pewnego dnia, że Chińczycy uważają język francuski za nosowe pochrząkiwanie, a francuską operę za rzecz niemającą związku z muzyką...
***
W Pekinie bowiem jego ojciec, Czung Hou, mieszkał w chwili urodzenia Kin Fo, a kiedy rodzice osiedlili się definitywnie w Szanghaju, chłopiec miał lat sześć.
Niestety, sto czy dwieście lat temu chińscy chłopcy tak samo jak teraz dziedziczyli nazwisko ojca, więc syn Czung Hou nie mógł się nazywać Kin Fo...
***
Jamen to zespół różnych budynków ustawionych w rzędzie, z prostopadłym doń drugim rzędem pawilonów. Najczęściej jamen jest miejscem zamieszkania mandarynów wysokiej rangi i należy do cesarza; bogatym Niebiańczykom wolno jednak posiadać go na własność, i w takim to zbytkownym pałacu mieszkał majętny Kin Fo.
Jednak wiki jest lepszym źródłem informacji na temat yamenu niż książka Verne'a.
***
Verne udziela również odpowiedzi na pytanie, jaki jest prawdziwy Chińczyk:
Otóż Sun był ni mniej, ni więcej tylko pierwszym pokojowcem, specjalnie do usług Kin Fo, który nie mógł się bez niego obejść. Byłżeby więc Sun wzorowym służącym? Nic podobnego. Niemożliwością byłoby gorzej pełnić swoje obowiązki, niż on to robił. Roztargniony, niepozbierany, niezgrabny w rękach i niezręczny w mowie, namiętnie łakomy, trochę tchórz, taki prawdziwy Chińczyk z parawanu [...].
Bez komentarza...
***
Mówi też Verne, jak powinna wyglądać Chinka, by być ładną dla Europejczyków:
Ładna nawet dla europejskich oczu, biała, a nie żółta, łagodne oczy miała lekko tylko uniesione ku skroniom, czarne włosy przybrane kwiatami brzoskwini przypiętymi szpilkami z zielonego nefrytu, drobne i białe ząbki, brwi leciutko zaznaczone chińskim tuszem. Ani nie kładła na twarz pasty z bielidła i miodu, jak to robią wszyskie pięknisie Niebiańskiego Cesarstwa, ani kółka z karminu na dolną wargę, ani nie kreśliła poziomej kreski między oczami, ani nie używała żadnych szminek [...]. Toaleta Liu odznaczała się prostotą i elegancją. [...] Nóżki miała małe - nie na skutek barbarzyńskiego zwyczaju deformacji, który na szczęście już zanika, lecz dlatego, że takimi obdarzyła ją natura.
***
Kin Fo, jako prawdziwy Chińczyk, bez wyrzutów sumienia zdecydował się na dobrowolną śmierć, by wybrnąć z sytuacji, i to z typową obojętnością, jaka charakteryzuje rasę żółtą.
Chińczyk posiada tylko odwagę bierną, ale za to bezprzykładną. Jego obojętność wobec śmierci jest naprawdę nadzwyczajna. Chory - patrzy na jej zbliżanie się bez drżenia. Skazany - nawet w rękach kata nie przejawia żadnego strachu.
Następnym razem, jak mi się mąż przestraszy albo zezłości, powiem mu, że to nie przystoi reprezentantom rasy żółtej :D
***
Ustęp dedykowany filozofom:
Dawnego smakosza, jak każdy filozof obdarzonego zdrowym żołądkiem, przestały nęcić delikatne potrawy, a szaosińskie wino wprawiało go w zadumę.
Oj, chyba jestem filozofką ;)
***
Właśnie po zmianie pożywienia, jaka nastąpiła po kilku dniach na pokładzie, każdy [...] byłby poznał, że pasażerowie znaleźli się pod inną szerokością geograficzną. Na przykład pszenica zastąpiła naraz ryż w posiłkach, wprowadzono bowiem chleb bez drożdży - nawet smaczny tuż po przyrządzeniu.
Sun, jako prawdziwy Chińczyk z Południa, żałował tradycyjnego ryżu. Tak zgrabnie umiał posługiwać się pałeczkami, gdy zsypywał ziarenka do szerokich ust, a pożerał ryżu takie ilości! Bo dla prawdziwego Chińczyka czegóż więcej trzeba do szczęścia poza ryżem i herbatą!
Nawet smaczny. Phi.
Ryż i herbata faktycznie rządzą.
***
[...] sampany różnych kształtów, pokryte matą trzcinową, z których najmniejsze, kierowane przez kobiety - wiosło w garści, a dziecko na grzbiecie - zasługują w pełni na swą nazwę: "trzy deski" [...]
Zastanawialiście się kiedyś, co znaczy nazwa "sampan", którą się określa chińskie łódki? Ja - nigdy. A tu proszę: nawet od Verne'a można się czegoś dowiedzieć o Chinach. Ale czy na pewno? Brzmi wiarygodnie. 三板 sanban to faktycznie trzy deski. I brzmi podobnie. Ale niestety sampan pisze się 舢舨, wymawia shanban i z trzema deskami nie ma nic wspólnego. Jest to po prostu nazwa łódki...
***
I jeszcze kwiatek z posłowia:
[...] mamy więc potrawy oryginalne, np. owoce lungjen [longan] i liczy [liczi], cenione przez smakoszów tzw. kasztany wodne oraz trepangi czy zupę z gniazd jaskółczych - czyli dania cieszące się renomą ze względu na walory odżywcze, a obok nich dania zrodzone z wyobraźni autora, jako żywo nie znane kuchni chińskiej: ścięgna wieloryba, skrzela jesiotra w sosie własnym, oczy baranie przyprawione czosnkiem czy smażone szarańcze.
Szkoda, że nie wiedziałam, że smażone szarańcze są w Chinach nieznane, może wtedy bym ich z takim apetytem nie jadła ;) Tak to jest, jak redakcja nie doczyta i zmyśli :D

Książka jak książka. W dobie internetu można znaleźć setki informacji o niemal każdym miejscu na ziemi i o ludziach tam żyjących. Nie wątpię, że za czasów Verne'a tego typu pozycja dawała przynajmniej jakieś wyobrażenie o kraju na drugim końcu świata. Ale ten nieznośny europocentryzm potwornie kłuje mnie w oczy. A Was?

7 komentarzy:

  1. Anonimowy10/5/15 16:28

    Hej,
    mnie on do dzis kluje w oczy. I to jak ! Niestety chyba sie w tej kwesti jeszcze niewystarczajaco wiele zmienilo. Moze wyraza sie to czesto bardziej oglednymi slowami ale.... Szczegolnie bije to po oczach w polityce, co czasem jest nie tylko groteskowe badz nie na miejscu ale wrecz niebezpieczne, bedac forma swoistego przestarzalego swobizmu .

    Serdecznie pozdrawiam
    Kiara

    Slicznie wygladasz swoja droga (zdjecie z targu kwiatowego) naprawde.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam wrażenie, że jest jeszcze z czym walczyć...
      Dziękuję za miłe słowa :)

      Usuń
  2. Rozumiem, Cejrowski... ale europocentryzm z 1878 roku? Bez przesady, poziom zbliżony przecież do Tomków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie uderzyło to o muzyce, a było na samym początku, więc potem bardzo kłuło w oczy. Ich nie ciekawiło, nie mówili, że inne, tylko że brzydkie - bo nie "nasze". W Tomkach było wyraźnie podkreślone, że kanony estetyczne i reguły są różne w różnych środowiskach, a tutaj jest tylko krytyka...

      Usuń
    2. Najwyraźniej Verne miał nieprzyjemność spotkania z muzyką chińską. Ja bym do jej opisania użyła raczej cytatu z innego Klasyka:
      "Jak gdybyś kiszki wyciągał z kota i jeździł po nich smyczkiem, a kot przeraźliwie miauczał. Jak gdybyś słyszał, jak diabli łuszczą skórę z biednego grzesznika, a ten się drze biedaczysko. Nie! to za mało powiedziane; to zbyt łagodnie maluje tę rzecz okropną."
      Przy całej mojej miłości do Chin - śmierdzącemu tofu i nie-mniejszościowej chińskiej muzyce mówimy stanowcze nie!

      Usuń
    3. A ja mam pewność, że tradycyjna muzyka chińska, wliczając w to operę, nie jest mniej atrakcyjna od europejskiej. Kwestia wiedzy i osłuchania, a także przyzwyczajenia... Tu dodam, że aby móc cieszyć się jazzem czy Strawińskim też trzeba być osłuchanym. I takiemu Verne'owi zapewne ani jazz, ani Strawiński by się nie spodobał. Zbyt inne, żeby można to było pokochać...

      Usuń
  3. Anonimowy10/5/15 23:30

    Co prawda nie wiem czy napisano do mnie o Cejrowskim i Tomkach ale sie wypowiem. Wprawdzie nie o powyzszych bo przyznam bez bicia, ze nie znam ich na tyle by miec sensowne zdanie na temat, ale europocentryzm jak i amerykanocentryzm w znaczeniu: jesli nie wzorujecie sie na nas to jestescie zacofani, w bledzie, nie macie odpowiednio wysoko rozwinietej kultury, swiadomosci i czego tam jeszcze (niepotrzebne skresl), istnieje i ma sie dobrze. Ocenia sie i klasyfikuje inne nacje i kultury jedynie z wlasnej perspektywy nie zaglebiajac sie w historie, kulture, zwyczaje a chocby i jezyk innego narodu. Czesto owocuje to smiesznoscia. Gdyby to bylo jedyne niebezpieczenstwo mozna by sie i smiac...Jednak w polityce i stosunkach miedzynarodowych takie myslenie i nim potraktowane dzialania sa wrecz niebezpieczne. Czasem gdy slucham pewnych wywodow mam wrazenie, ze nic sie nie zmienilo od XIX wieku jedynie slow uzywa sie innych i przykrywa je hipokryzja.

    Kiara

    OdpowiedzUsuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.