Na drugim stole każdy znalazł małą czarkę z przykrywką, zdobną portretem sławnego mnicha buddyjskiego Bodhidharmy, stojącego na legendarnej tratwie. Każdy też otrzymał szczyptę herbaty, zaparzył ją bez cukru w swej czarce napełnionej wrzątkiem, po czym jął pić.
Co za herbata! Nie zachodziła najmniejsza obawa, że dostawca - firma Gibb-Gibb & Co - sfałszował ją nieuczciwą domieszką obcych liści, ani by już raz ją zaparzono, bo wówczas nadawałaby się jedynie do czyszczenia dywanów, ani że nieumiejętny preparator pomalował ją na żółto kurkuminą lub na zielono błękitem pruskim! Była to nieskazitelnie czysta herbata cesarska. Cenne, podobne do płatków kwiatu listki z pierwszego marcowego zbioru, rzadko przeprowadzanego, bo krzew po nim więdnie, listki, które wolno zbierać jedynie małym dzieciom dłońmi ubranymi w rękawiczki.
Europejczykowi brakłoby słów uznania dla tego napoju, który nasi biesiadnicy popijali małymi łyczkami, nie zachwycając się nadmiernie, jako przyzwyczajeni do niego znawcy.
1) Co do dostawcy - z firmą Gibb-Gibb się nie spotkałam, ale za to słyszałam o firmie Gibb, Livingston & Co, która faktycznie zajmowała się handlem herbatą. Dziwnym byłoby, gdyby Chińczycy kupowali herbatę od firmy europejskiej, ale tu muszę dodać, że chińscy dostawcy herbaty również starają się oszukać każdego, kto się nie zna.
2) Herbata zaparzona po raz drugi nadaje się tylko do czyszczenia dywanów? Oj, te idiotyczne stereotypy... Każdą herbatę, w tym czarną, można parzyć wielokrotnie. W wypadku dobrych herbat i przy właściwym parzeniu kolejne napary będą smaczniejsze niż to pierwsze. Serio!
3) Nie bardzo sobie wyobrażam cel barwienia herbaty na żółto czy niebiesko. Farbowania na zielono błękitem pruskim też sobie nie wyobrażam :D
4) Nigdy nie słyszałam o więdnięciu krzewów po pierwszym zbiorze.
5) Chińskie wiejskie dzieci zbierające herbatę w rękawiczkach :D:D:D Wyobraźnia mi umarła :D
6) Większość Europejczyków i dziś nie umie herbaty ani ocenić, ani się nią delektować. Ba! Większość Chińczyków jeśli w ogóle się zna na jakiejś herbacie, to zazwyczaj na jednej, dostępnej i popularnej w danym rejonie. Jeszcze większa ilość Chińczyków nie zna się na herbacie wcale. Fakt, Chińczycy przynajmniej jej nie psują cukrem i cytrynką ;)
W XIX wieku fałszowanie herbaty na różne sposoby było dużym problemem- zarówno Chińczycy jak i europejscy pośrednicy masowo barwili susz i dosypywali różne substancje dla większej wagi i ładniejszego koloru. W połowie XIX wieku, po serii artykułów w "Lancecie" Brytyjczycy wprowadzili system kontroli i w dużej mierze udało się te nadużycia wyeliminować. Verne pewnie znał sprawę z pierwszych stron gazet :)
OdpowiedzUsuńTutaj dłuższy artykuł.
http://www.branchcollective.org/?ps_articles=judith-l-fisher-tea-and-food-adulteration-1834-75
Nie wątpię, że fałszowano. Ale - na żółto???
UsuńA za artykuł bardzo dziękuję, szalenie ciekawy :)