Schodząc z
Zachodnich Gór zahaczyliśmy o ulicę Końsko-Herbaciano-Kwietną. Trudno o nią nie zahaczyć, skoro mieści się między stacją metra a bramą wejściową do parku. Tak naprawdę - nie jest to jedna ulica, a kilka równoległych deptaków na kilku poziomach, przy których można znaleźć knajpy, sklepiki z rękodziełem, stragany z mydłem i powidłem, herbaciarnie i wszystkie inne zjadacze czasu. Ulica reklamuje się jako miejsce, w którym można posmakować starej kunmińskiej kultury, ale oczywiście zajmuje się głównie sprzedażą badziewia. No wiecie - Krupówki. Są tam i perełki, ale większość - szkoda gadać. Remont tej ulicy z przyległościami ukończono w maju 2016 roku. Muszę przyznać, że całość zaplanowano starannie i z pomysłem. To nie ich wina, że ja tak bardzo nie lubię miejsc, które służą tylko napędzaniu sprzedaży...
Przyznać jednak muszę, że jeśli ktoś schodzi z gór zmęczony i głodny, a nie chce od razu wracać do domu, tutaj może znaleźć i miejsce, w którym można coś zjeść, i miejsce, w którym można się napić herbaty czy kawy, i miejsce w którym można po prostu odpocząć. No i - o to przecież chodziło, prawda? Dla mnie dodatkowym atutem są moje ukochane rzeźby, pokazujące życie kunmińczyków w dawnych czasach.
|
chińskie szachy |
|
Tajfuniątku bardzo się podobało, zwłaszcza, że mogła się objeść szaszłykami z jaczyną. |
A teraz o kontrowersyjnej nazwie ulicy. O ile konie i herbata w nazwie są po prostu nawiązaniem do
Szlaku Końsko-Herbacianego, o tyle 花街 huājiē - dosłownie: kwietna ulica - może mieć dwa znaczenia. Na przykład w takim Kantonie jedną z noworocznych tradycji są "Kwietne Ulice", po jednej na dzielnicę. Parę dni przed nadejściem Nowego Roku stawia się paifangi z ich nazwami, a same ulice zmieniają się w targowiska iście odpustowe. Ozdobione kolorowymi lampionami i kwiatami (stąd nazwa), prowadzą sprzedaż hurtową i detaliczną tradycyjnych zabawek typu wańka-wstańka, ozdób noworocznych,
chunlianów itd. Każdy prawdziwy kantończyk to właśnie tam zaopatruje się we wszystkie noworoczne akcesoria, a po wigilijnej kolacji przychodzi ponapawać się blichtrem i feerią barw. Myślę, że właśnie do tej tradycji chcieli nawiązać pomysłodawcy nazwy. Zapewne zapomnieli, że 花街 huājiē to również dzielnica burdeli. Również ulica kwiatów, jednak nie chodzi o
róże, a o upadłe kwiatuszki. I ja wprawdzie wiem, że twórcom nazwy
naszej ulicy chodziło o tę pierwszą interpretację słowa 花 huā - "na bogato",
wzorzyście, wymyślnie, ozdobnie, kwietnie - żeby to była Końsko-Herbaciana
wykwintna i barwna ulica rodem z Kantonu, ale dla mnie (a sądząc po żartach, jakie słyszałam również od innych Chińczyków, im też to wpada do głowy) 花街 huājiē to synonim 花街柳巷
huājiēliǔxiàng - kwietna ulica, aleja wierzb, czyli miejsce z dużą
liczbą domów uciech. Dlatego zawsze, gdy tędy przechodzę, uśmiecham się pod nosem do moich kosmatych myśli.
Haha! Niezłe skojarzenia :-)
OdpowiedzUsuńA te figury kunmingczyków (czy w ogóle jest takie słowo?) są super! Zafrapował mnie ten czajnik z długim dzióbkiem, czy to taki normalny czajnik do wody/herbaty?
To czajnik herbaciany, bardzo specjalny, bo rodem z Chengdu: https://baixiaotai.blogspot.com/2014/07/czajnik-z-dugim-dziobkiem.html
UsuńO rety, wspaniałe są te rzeźby!
OdpowiedzUsuńtak! Też je kocham! <3
Usuń