Uwielbiam się uczyć chińskiego. Ten język to mój konik, ale, szczerze powiedziawszy, interesujące wyrazy w innych językach też mnie kręcą, tylko rzadziej mam je okazję poznawać. Wyrazy takie jak, bo ja wiem, koromysła, pompon czy racica - na co dzień nieprzydatne, są czasem nagle bardzo potrzebne, a przede wszystkim - piękne. Jak wspaniale zamiast "ten patyk, dzięki któremu niesie się wiadra wody na plecach" powiedzieć "koromysło", nie uważacie? Albo móc powiedzieć "racica", zamiast radzić sobie opisem "stopy świni"...
Takim odkryciem były dla mnie pomyje. Po chińsku nazywają się ganshui 泔水, co pierwotnie oznaczało... wodę po płukaniu ryżu. Później zaczęto tak mówić również na wodę po myciu warzyw a nawet po myciu garów (przy czym należy pamiętać, że w tamtych czasach gary szorowano bez użycia detergentów).
W czasach, gdy w Kunmingu* nie było jeszcze kanalizacji i wodę przynosiło się wiadrami, również z jej odprowadzeniem był problem. Można było wylać na ulicę, pewnie. Można jednak było... zarobić. W owych czasach chadzali bowiem ulicami wieśniacy z wielkimi wiadrami na pomyje i kupowali je, płacąc po kilka fenów**. Na bazie takiej wody można było przygotować karmę dla świń albo doskonały nawóz, a była tańsza od wody studziennej. Z drugiej strony - miasto pozostawało czyste. W tamtych czasach nikomu nie wpadało do głowy, żeby pomyje wylewać do kanału czy rzeki. Dwie pieczenie na jednym ogniu, nieprawdaż?
Teraz tego typu "czystych" pomyj nie kupują już uliczni sprzedawcy. Zrobił się z tego cały biznes: firmy podstawiają w knajpach i hotelach wielkie beczki, w których lądują wszystkie resztki ze stołów. Kiedyś nawet nie wpadłabym na to, że ktoś te resztki kupuje. Przecież te pomyje są czerwone od chilli! Niepodobna, by je przeznaczyć na pokarm dla świń!
Myliłam się. Można z nich robić i nawóz, i świńskie żarcie. I... olej "z drugiego obiegu".
O tym jednak pisać nie będę. Mam nadzieję, że nie nawet jeśli już spożyłam takie paskudztwo, to nigdy się o tym nie dowiem.
Wróćmy do pomyj w znaczeniu polskim - pokarm dla świń.
W jakiej to niesamowitej opozycji stoi do samego znaku pomyj! Spójrzmy: klucz wody 氵czyli wiemy, że mamy do czynienia z płynem plus 甘 czyli coś słodkiego i pysznego... Po takim znaku spodziewałabym się, że będzie rosą albo sokiem, a nie pomyjami...
*sądzę, że w innych miastach działało to tak samo, ale pewności nie mam :)
**fen - chiński grosz.
Stopy świni mnie rozbroiły, ale fakt, warto mieć bogate słownictwo, nad czym trzeba jednak sporo pracować i to nie tylko w języku obcym :-). O pomyjach o smaku chili nigdy nie slyszałam :-D, ale wiem, że WSZYSTKO da się wykorzystać i dać drugie życie, nawet pomyjom!
OdpowiedzUsuńIm dłużej mieszkam poza Polską, tym częściej się łapię na zapominaniu polskich słówek. Pewnie m.in. dlatego prowadzę ten blog... ;)
Usuń