Znów złożyło się tak, że ZB miał wolny dzień wtedy, kiedy ja. Wzięliśmy więc Tajfuniątko pod pachę i ruszyliśmy na podbój Złotej Świątyni:
|  | 
| Tajfuniątko oczywiście najbardziej lubi lwice strzegące wejścia | 
|  | 
| uwielbiam kolory jesieni, wspominałam? | 
|  | 
| niestety, chińskie świątynie najczęściej zwiedza się "po schodach". Inna rzecz, że to wspaniałe ćwiczenie :) | 
|  | 
| jeszcze trochę za wcześnie na kamelie, ale kilka już rozkwitło | 
|  | 
| oto i Złota Świątynia. Z brązu oczywiście, nie złota :) | 
|  | 
| w popołudniowym, łagodnym kunmińskim słońcu zdołałyśmy się nawet trochę opalić :) | 
|  | 
| było wyjątkowo odludnie, więc Tajfuniątko mogło się wyszaleć | 
|  | 
| O tej piękności jeszcze Wam kiedyś opowiem, dobrze? Na razie tylko podam jej imię: Chen Yuanyuan. | 
|  | 
| dzwonnica | 
Zawsze dotąd odwiedzaliśmy Złotą Świątynię zimą, gdy odbywa się Święto Kamelii, a i ogród azalii pięknie się prezentuje. Teraz na kamelie, azalie i magnolie nagie jeszcze trochę za wcześnie; muszę jednak przyznać, że park jesienią prezentuje się wspaniale. Te kolory! No i - było prawie pusto. A to się niestety nie zdarza, gdy cały park obsypie kwiecie...
Na sam koniec wizyty zostawiliśmy sobie zjazd na dół kolejką. Dla dorosłych - żadna atrakcja, ale Tajfuniątko było zachwycone:
Hmmm... wydaje mi się, że ZB był bardziej ucieszony niż Tajfuniątko...


































 
 















