Jestem kartoflana. Uwielbiam pyry. Na ciepło, na zimno, pieczone, gotowane, smażone. Purée, frytki, chipsy. Wszystko. Kunmińskie stragany mnie jednak długo rozczarowywały, ponieważ podawały kartofle... al dente. To znaczy takie jakby lekko niedogotowane. Zjeść się dało, ale szału nie było. Ostatnio jednak odkryłam wreszcie stragan, na którym ziemniaki robi się tak, jak lubię. Są chrupiące i zezłocone z wierzchu, mięciusieńkie w środku, cudnie doprawione sezamem, solą i chilli. Mają rewelacyjną konsystencję nie tylko z racji sposobu przyrządzenia, ale także z powodu gatunku - są to ziemniaki z Huize 会泽, słynne w całym Yunnanie.
Na tym samym straganie można kupić świeżusieńkie chipsy. Pyszne, ale kartofle w kawałkach są lepsze.
Poza tym na tym straganie można kupić również czystą skrobię ziemniaczaną, produkt rzadko dostępny w przeciętnym chińskim spożywczaku (ku mojemu zdumieniu Chińczycy zazwyczaj do skrobi dodają rozmaite paskudztwa).
Co ciekawe, w samym Huize smażone ziemniaki przyprawia się zazwyczaj zupełnie inaczej: dodaje cebulkę, zieloną kolendrę, korzeń złamanego ucha, sporo mączki chilli, lufu i inne typowe dla Yunnanu przyprawy. Tymczasem na tym straganie ziemniaki są z Huize, ale mieszanka przypraw została stworzona przez właściciela i z taką typowo yunnańską nie ma nic wspólnego.
Ja wiem, że smażone w głębokim tłuszczu produkty powinnam wykreślić z jadłospisu, bo nie ma to żadnych wartości odżywczych, a szkodzi na wszystko. Robię co mogę - już prawie nie smażę w domu, ponieważ większość dań przyrządzam dla Tajfuniątka i specjalnie dla niej my też żywimy się zdrowiej. Ale kiedy Tajfuniątko nie widzi, pozwalam sobie czasem na mały dietetyczny grzeszek. Cóż to byłoby za życie bez takich drobnych przyjemności?...
Dzisiejszy wpis sponsoruje znak smażenia w głębokim tłuszczu: 炸 zhá.
Ten sam znak, inaczej czytany - na czwartym, nie na drugim tonie - oznacza "eksplodować" i jest składnikiem bomb 炸弹 zhàdàn, materiałów wybuchowych 炸药 zhàyào itd.
Bardzo podoba mi sie w chinskich knajpkach (oczywiscie z twoich opowiesci bo sama nigdy zadnej nie odwiedzilam), ze czesto skupiaja sie one na jednym daniu, skladniku. Zamiast zajmowac sie tysiacem rzeczy, przygotowuja to, w czym sa dobrzy, lub co maja do dyspozycji.
OdpowiedzUsuńTak, też lubię tę wąską specjalizację :D Oczywiście, są i knajpy z normalnym, rozbudowanym menu, ale zachwycają mnie miejsca, w których są pojedyncze przekąski, a jest ich tak wiele! W Polsce przychodzą mi do głowy bodaj tylko zapiekanki, kebaby czy obwarzanki, a tutaj jest bardzo, bardzo różnorodnie :)
UsuńW Polsce jest inny klimat (dosłownie i w przenośni) - polskie słotne jesienie i mroźne zimy, jak i istnienie przepisów sanitarnych skutecznie redukują tzw. uliczną/obwoźną gastronomię. Trudno prowadzić tego typu działalność, mając na nią tylko wiosnę i lato. Jak dla mnie - na szczęście.
OdpowiedzUsuńW Polsce tego typu przybytki zgrupowane są w centrach handlowych. Konsumentów jest dosyć, a i klimat (temperatura i poziom sanitarny) sprzyja całorocznej konsumpcji.
Tutaj też istnieją przepisy sanitarne :) Nawet te obwoźne stragany muszą (przynajmniej w teorii) mieć licencję, którą co roku odnawiają :) Na każdym lokalu gastronomicznym wisi informacja o ocenie tutejszego sanepidu. Jeśli takiej informacji nie ma, to znaczy, że lokal działa nielegalnie i wchodzi się na własną odpowiedzialność :) To prawda, że tutejszy klimat, ale też styl życia, sprzyja jedzeniu na zewnątrz.
Usuń