To taka wioseczka tuż za Shizilu, czyli Skrzyżowaniem, w którym mieszkamy. Niczym się nie wyróżnia, nawet nie ma sklepów. Za to wystarczy podejść dowolną nieasfaltową drogą, by zobaczyć ostatnie tradycyjne, budowane z kamienia, domostwa.
Nigdy nie przestanie mnie zdumiewać, jak można niejednakowe i chaotyczne kamienie połączyć w gładką ścianę. Wiem, że nie tylko hubejscy Chińczycy posiedli tę umiejętność, ale tutaj, przy wszechobecnej blasze falistej łączonej gustownie z betonem, zdumiewa mnie to chyba najbardziej. Oczywiście, są też domy drewniane i betonowe, ale to te kamienne mnie zachwyciły najbardziej. Zaskoczyło mnie też, jak daleko od siebie tutejsi Chińczycy mieszkają. W Yunnanie wszyscy mieszkają, jak to się ładnie mówi, na kupie. Tutaj natomiast domy to tylko detal w pięknym krajobrazie.
Wiem, że tam nie ma bieżącej wody ani ogrzewania - chociaż piecostoły, o których już wspominałam, są wspaniałą alternatywą. Wiem, że życie w górach jest ciężkie - zwłaszcza podczas zimy czy pory deszczowej. Ale surowe piękno okolicy, zagospodarowanej do ostatniego okruszka ziemi, a jednak nadal dzikiej; domy, które przetrwały kilkaset lat i następnych kilka wieków jeszcze postoją; ludzie, którzy żyją tak, jakby zegar nie istniał - to wszystko ogrzewa moje serce i cieszy oko.
Gdyby tylko nie lało...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.