Tytuł jest zdradliwy. Po pierwsze takie piece istnieją nie tylko w Hubei; popularne są też na przykład w Hunanie. Po drugie tak naprawdę to nie są piece, tylko piecostoły. Umieszczone na środku pokoju, wyładowane po brzegi węglem bądź butlą z gazem, z normalnym blatem z fajerkami, współcześnie połączone z aluminiowym kominem - dawniej były to kurne chaty, przy czym wywietrzniki znajdowały się nie w dachu, a w górnych częściach ścian (do dziś w tutejszych kamiennych chatach widać otwory, choć tylko z zewnątrz; od środka pokoje są uszczelnione).
W tej części Hubei jest zimno i wilgotno. Piec taki nie służy tylko do gotowania i utrzymywania ciepła w chacie, ale i do suszenia prania, butów czy... papryczek chilli. Zazwyczaj duży ogień płonie tylko w trakcie posiłków bądź w razie trzaskającego mrozu. Między posiłkami zazwyczaj korzysta się z żaru - blat stołu jest wystarczająco ciepły, żeby delikatnie podgrzewać ubrania czy kubek z herbatą, a na fajerkach można suszyć liście tytoniu czy strączki chilli. Już nie mówiąc o tym, jak miło jest przy takim stole odrabiać zadania domowe...
Powiem Wam, że jeśli miałabym kiedyś introdukować w Yunnanie hubejską kulturę, zaczęłabym właśnie od piecostołu. Ba, zastanawiałam się nawet czy czegoś takiego nie zabrać do Polski...
Fajne są te piece. I świetnego masz bloga. Ale "introdukować" piece...!! Czy czasami nie należałoby "wprowadzać" piece?
OdpowiedzUsuńPrzypomina mi się jak to ludzie twierdzili że gdzieś tam w Stanach polacy mówią "na kornerze strita" Ale to w było Stanach ale żeby w Chinach?!!
Pozdrawiam
Witam :)
OdpowiedzUsuńMiałam na myśli introdukcję w sensie biologicznym - sztucznie wprowadzić gatunek pieca hubejskiego na obszar niebędący jego naturalnym areałem i doprowadzić do wyginięcia rodzimych gatunków ;) Dlatego akurat to słowo, które w ogóle dość mi się podoba :)
Pozdrawiam :)