Dzień wolny, hubejska wieś, moja jednoosobowa wycieczka. Wyżmijkowałam się na pysznym słoneczku i wracam do domu, mijając dzieci wracające ze szkoły pod opieką dwuipółzębnej staruszki. Dzieci ominęły mnie szeroko, chichocząc nieprzystojnie, ale [S]taruszka zadała szyku. Nawiązała ze mną dialog. Wprawdzie mówiła do mnie tutejszym dialektem, ale jestem tu już tydzień i zaczynam łapać.
S: dokąd idziesz?
Ja: do wioski Skrzyżowanie.
S, nieco zafrasowana, bo nie wie, jak mi wytłumaczyć drogę, przywołuje wnuka, który recytuje pięć minut. Dziwi mnie to, bo droga jest prosta, bez zakrętów i bez możliwości pomyłki, ale S. jest taka entuzjastyczna i życzliwa, że nie mogłam bezczelnie przerwać, że niby wiem.
Ja: dziękuję!
S: A skąd Ty jesteś?
Ja: Z Polski.
S: A, to Ty nie jesteś stąd!
Spojrzałam na babinkę, jakby miała kosmickie oczka na czułkach. Potwierdzam, że faktycznie, nie jestem stąd, nadal niepewna, czy aby babinka sobie ze mnie nie kpi. A ona tymczasem się śmieje i mówi: No właśnie wydawało mi się, że akcent masz nietutejszy...
Dobre. Może już wyglądasz jak Chinka:)
OdpowiedzUsuńUśmiałam się po pachy.Pozdrawiam Noneczka
OdpowiedzUsuńTo nawet mile, ze nie osodziła Cię zbyt szybko po kolorze skóry :)
OdpowiedzUsuńStarowinka wzrok miala slaby ale chociaz sluch dobry
OdpowiedzUsuń