2020-01-12

Matka ryżu

To nie jest książka o Chinach. Wiem, że ryż się bardzo kojarzy, ale jednak nie. Rani Manicka to Malezyjka o cejlońskich, tamilskich korzeniach. I właśnie o Cejlonie (odrobinę), Malezji i tamilskiej rodzinie jest ta książka. Opowiada o czterech pokoleniach tej rodziny - powiedzmy, że obejmuje lwią część XX wieku. I choć historia XX wieku jest ważnym tłem dla opowieści (wiecie, co robili i jak się zachowywali Japończycy w Malezji w czasie IIWŚ?), to jednak na pierwszy plan wysuwa się rodzina. Na losy poszczególnych członków tej rodziny wpływa tak wiele czynników! Wychowanie, kapitał kulturowy, miejsce zamieszkania, status materialny... Wpływają na każdego z nas, ale - w tej książce widać, jak bardzo. Autorka świetnie pokazuje konsekwencje działań i braku działań bohaterów, bardzo skupia się na ich subiektywnym widzeniu świata (czy obiektywne jest w ogóle możliwe?), a podkreśla to... każąc wszystkim członkom rodziny choć na chwilę stać się narratorem tej opowieści. Rzeczywiste zdarzenia obieramy z łupinek wrażeń poszczególnych jednostek. Nawet pojedyncze wydarzenie może rozbić rodzinę... ale dla jednego z jej członków być może wydaje się ono całkiem nieważne.
Mnie książka daje do myślenia przede wszystkim dlatego, że znów jest to bardzo bolesna lektura o matce. Matka kocha najbardziej i krzywdzi najbardziej - czy wiedza o tym jest nas w stanie ustrzec przed popełnianiem tych samych błędów? Albo - zupełnie innych błędów o równie opłakanych skutkach?
Jest też następujący na odgniotek wątek małżeństwa - o tym, jak łatwo okazujemy złość, a o ile trudniej przychodzi nam okazanie miłości. O tym, jak mało sobie cenimy rzeczy, które uważamy za całkiem naturalne, zwykłe i pospolite. O tym, jak bardzo w ten sposób krzywdzimy tych, których kochamy najbardziej - czyli dzieci. Od momentu, gdy pojawią się dzieci, małżeńskie sprawy nie są już wyłącznie kwestią męża i żony. Warto pamiętać o tym, że dzieci uczą się przez obserwację i ich stosunek do nas zależy również od tego, jak traktujemy współmałżonka.
Dodatkowym smaczkiem jest ukazanie społeczeństwa Malezji - tygla, w którym mieszają się, ale nigdy nie potrafią się zrozumieć do końca Tamilowie, Malaje i Chińczycy, a także - początkowo - kolonialiści. Odmienności kulturowe, ale też tworzenie z tego zlepka nowej jakości. Wiele religii, w razie potrzeby Ganeśi świeczkę i Guanyin ogarek, zwyczaje, tabu - Malezja stała mi się nagle dużo bliższa.
Potrzebowałam trochę czasu, zanim się wciągnęłam. Teraz jednak bardzo się cieszę, że nie dałam się pokonać może nieco zbyt chaotycznemu początkowi.

4 komentarze:

  1. Wiesz może, czy istnieje e-book?

    OdpowiedzUsuń
  2. Kupilam sobie ta ksiazke kilka lat temu i zaczelam czytac, ale gdy autorka zaczela opisywac co dzialo sie podczas wojny, tortury, gwalty itp nie dalam rady czytac dalej.

    OdpowiedzUsuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.