2021-12-27

Joseph Rock 约瑟夫·洛克


Dzisiejszy wpis powstał w ramach współpracy z japonia-info.pl czyli pod egidą Unii Azjatyckiej.  
 
 
Przed Centrum Badań Kultury Dongba stoi posąg. Na pierwszy rzut oka widać, że to nie Chińczyk, prawda?

Kto zacz? Joseph Francis Charles Rock, a właściwie Josef Franz Karl Rock, żyjący w latach 1884 – 1962 był amerykańskim odkrywcą pochodzenia poniekąd austriackiego. Choć bowiem urodził się w Wiedniu, był synem podwładnego polskiego hrabiego. Klucznika? Ekonoma? Szafarza? Ochmistrza? Podstolego? Tego nie wiemy. Ale może to nie był Joseph ani nawet Josef, a po prostu Józef Franciszek Karol?... 

Nie wiodło mu się w domu, a tatuś chciał, żeby młody poszedł na księdza, więc się Józek zaczął szlajać po świecie - najpierw po Europie, a już w 1905 wyemigrował do Stanów, by osiąść na ponad dekadę na Hawajach. I choć nie pokończył żadnych wyższych szkół (co zresztą bardzo doskwierało jego wybujałemu ego), miał smykałkę do języków, co wspaniale spożytkował w czasie podróży, a także - zapał do samodzielnej nauki i niezłe oko. Dzięki temu szybko wyuczył się botaniki i stał się wybitnym znawcą hawajskiej flory - to on stworzył pierwsze hawajskie herbarium, a także pierwszą fachową literaturę przedmiotu. 

Kim był? Ciężko powiedzieć. Do żadnej szufladki się nie mieści. Był więc odkrywcą, botanikiem, geografem, etnografem, fotografem i jeszcze lingwistą. W 1920 roku opuścił Józef Hawaje i następnych parę dekad spędził mieszkając i podróżując w Azji, głównie w Zachodnich Chinach i Tybecie. Zaczęło się jednak zupełnie inaczej - amerykański departament rolnictwa wysłał naszego wiercipiętę do Azji Południowo-Wschodniej po nasiona uśpianu, czyli drzewa, z którego powstaje olej czaulmugrowy, stosowany dawniej do leczenia trądu. Powiodło mu się, w związku z czym stosunkowo łatwo zdobył Józef fundusze na kolejne wyprawy. W 1922 roku Rock po raz pierwszy trafia do Lijiangu, w którym wówczas mieszkali prawie wyłącznie Naxi. Tak mu się spodobało, że zamieszkał w małej wiosce u stóp Gór Nefrytowego Smoka. Wioska ta, Nguluko, stała się jego bazą na następnych 27 lat. To stąd organizował ekspedycje wgłąb Zachodnich Chin i wzdłuż granic Tybetu aż po Gansu i Qinghai. Były to tereny dzikie, niedostępne, teoretycznie należące do Chin, ale w praktyce mieszkające tu ludy rządziły same sobą i były mocno podzielone, a konflikty rozstrzygały zazwyczaj bardzo krwawo. Sytuacji nie poprawiał fakt, że właśnie upadło cesarstwo chińskie, a choć Chiny stały się nagle republiką, prawie każdy wojskowy z głową na karku i odpowiednim zapleczem starał się z tej republiki uszczknąć dla siebie kawałek. Potem było jeszcze gorzej - wojna z Japonią, wojna domowa i ostatecznie zwycięstwo Mao. A w międzyczasie po dzikim Yunnanie i Syczuanie hulały bandy rozbójników i nie każdej karawanie na szlaku herbaciano-końskim udawało się bez szwanku wrócić do domu, a co dopiero mówić o włóczeniu się po dziczy w celu zbierania sadzonek! A jednak Józefowi jakoś się udawało nie tylko utrzymać przy życiu, ale również wysyłać do Stanów wielkie ilości roślin i spreparowanego ptactwa (oczywiście w celach badawczych). Odkrył może niewiele nowych gatunków (trafił tu w końcu wiele lat za jezuitami...), ale to, co dostarczał do Stanów było tak dobrej jakości, że możemy mu tę drobną usterkę wybaczyć. Robił też tysiące fotografii, które dziś zainteresować mogą nie tylko botanika czy geografa, ale również etnografa czy historyka. 

Jakim cudem tak dobrze sobie radził? Cóż, zjednał sobie ludzi - i to mimo mocno wybuchowego charakteru. A może po prostu dobrze im płacił? Jego najważniejszymi sprzymierzeńcami była grupka Naxi, którzy byli jego "asystentami" - czyli pewnie zarówno pomocnikami, jak i przewodnikami, tłumaczami i tak dalej. Wielu z nich pracowało z Rockiem dziesiątki lat! Swoją drogą - to nie były wyprawy typu on z kilkoma lokalnymi koleżkami, a wielkie przedsięwzięcia. Ponoć w jego karawanach szedł nawet kucharz, a w bagażach znalazło się miejsce dla stołu z kompletną zastawą, przenośna wanna i fonograf (zaraz przypomina mi się Pożegnanie z Afryką...). Oczywiście, Rock dbał nie tylko o kapkę luksusu, ale również o bezpieczeństwo - zawsze eskortowały go draby uzbrojone po zęby. Jednocześnie dbał Rock o dobre stosunki z lokalnymi watażkami, wodzami i hersztami, zwłaszcza z tusi - dzięki takim koneksjom mógł Józef organizować ekspedycje nawet w najbardziej niedostępne rejony. A przy okazji - nadal się uczył i nadal przy każdej okazji zaczynał nowe hobby. Nagle mu bowiem wpadło do głowy, że może zabrać z sobą np. kanon buddyzmu tybetańskiego (do dziś znaleźć go można w Bibliotece Konkgresu). Że może odkrywać kolejne grupy etniczne - np. Mosuo nad Jeziorem Lugu. Za każdym razem, gdy coś odkrył, pisał o tym dla National Geographic. Pisał niemal hurtem, przede wszystkim o mało znanych terenach, mocno egzotycznych ludach i ich zwyczajach, a wszystko okraszał własnymi fotografiami. I choć dostawał granty na badanie flory, to właśnie ludzie go wciągnęli tak, że nie mógł się od nich oderwać. Mowa oczywiście o Naxi. Badał ich, spisał historię ich kultury i wiele tekstów na temat dongba, transkrybował ceremonialne teksty i stworzył słownik-encyklopedię, a także zbierał zabytki piśmiennictwa Naxi. Można powiedzieć, że wiele pism ocalił od zguby, bowiem w czasie Rewolucji Kulturalnej ogromna większość starych pism została bezpowrotnie utracona. Tymczasem Rock wywiózł z Chin ponad 7000 tekstów! To prawie jedna trzecia wszystkich tekstów Naxi, które dotrwały do lat współczesnych! 

A potem przyszła wojna z Japonią. Józef wyjeżdżał i wracał, pałętając się wciąż po regionie. Jego ogromną wiedzę wykorzystała armia amerykańska, tworząc trasę "Garb"* dla przerzucania broni i zapasów z Indii do wojsk Czang Kaj-szeka. Całe szczęście jego prace dotyczące Naxi tak się spodobały, że Harvard zapłacił Rockowi za dalsze badania. Wrócił więc Józef na stałe do Lijiangu i pracował w szalonym tempie, mimo pogarszającego się stanu zdrowia. Niestety, gdy komuniści opanowali Lijiang, dalsza praca okazała się niemożliwa. Rock opuścił na dobre Lijiang w sierpniu 1949 i nigdy już tu nie zdołał wrócić, choć początkowo żył nadzieją, że może niedługo sytuacja się unormuje i będzie mógł tu wrócić. Gdy zrozumiał, że wrota Chin się za nim zatrzasnęły bezpowrotnie, opuścił Indie, w których dotąd koczował i zaczął się szwędać między kontynentami. Ostatnie lata spędził w Honolulu, wróciwszy do badań nad florą Hawajów, a także kontynuując badania dotyczące Naxi - pamiętajmy, że wywiózł z Chin nieprzebrane ilości materiałów. Zdążył jeszcze dokończyć angielsko-naxijski słownik pisma dongba i encyklopedię kultury Naxi; została ona opublikowana w roku jego śmierci - 1962. Zmarł w Honolulu i tam też został pochowany. Dziś jego dawny dom we wsi Nguluko (dziś: Wioska Nefrytowego Jeziora 玉湖村) przekształcono w muzeum jego pamięci. Już za życia cieszył się tak wielką estymą śmietanki intelektualnej Stanów Zjednoczonych, że sam Ezra Pound wspomniał o nim w jednym z wierszy. 

Joseph Rock kochał Chiny i ich nienawidził. Stał po stronie mniejszości etnicznych, bolała go sinizacja i spychanie tych ludów na margines, a jednocześnie uważał plemiona, z którymi się zetknął, za prymitywne. Miliony razy chciał wyjechać z Chin, by tam nigdy nie wrócić... a po kilku tygodniach luksusowego życia na Zachodzie uciekał od cywilizacji do swoich ukochanych Chin. Chciał dokonać swych dni w ukochanym Lijiangu - nie było mu to jednak dane. 

Dogadalibyśmy się, Józek. Nad czarką naxijskiej wódeczki, zakąszając kaszanką, narzekając na Chiny i - kochając je z całego serca. 

*Na cześć tej trasy został nazwany bar i hostel w sercu Kunmingu - The Hump. W starym Humpie nocowałam podczas pierwszego mojego przyjazdu do Kunmingu; było to moje chyba jedyne mocno backpackerskie doświadczenie w życiu. Parę lat temu Hump upadł był. Ale się podniósł jak feniks z popiołów i znów działa, więc śmiało :)

Tutaj poczytacie o "największym" japońskim archeologu.

2 komentarze:

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.