2020-01-17

komar

Ceną za piękną pogodę w styczniu jest obecność komarów. Czają się, małe dranie, w dziwacznych miejscach, by zaatakować w najmniej spodziewanym momencie.
Pewnego ranka ujrzałam taką małą skurczykrowę na ścianie i wydałam ZB rozkaz: zabij! A co! Jest w końcu mężczyzną czy nie? Musi bronić swoich kobiet, jak prawdziwy samiec!
Prawdziwy samiec z całą alfią siłą machnął niemrawo łapą. Komarzyca równie niemrawo odleciała.
Spojrzałam z politowaniem łamanym przez pogardę. ZB spojrzał na mnie urażony: nie patrz tak na mnie! Ja zaatakowałem jej qi! Za chwilę osłabnie i po kilku machnięciach skrzydłami padnie trupem!
Patrzymy oboje na komarzycę, która majestatycznie odlatuje i z najwyższym spokojem ląduje na przeciwnej ścianie. Nie wygląda mi na trupa.
Patrzę wymownie na ścianę i znów na ZB. Po czym, jak na dobrą żonę przystało, pocieszam go mówiąc: "na pewno ma ogromne obrażenia wewnętrzne. A poza tym do końca życia będzie musiała chodzić do psychologa na terapię".
PS. Dzisiejszy wpis sponsoruje ósma rocznica naszego poznania. 

6 komentarzy:

  1. Gratuluję. Rocznicy, nie komara.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj tam, oj tam. Nie zabił bo to Komarzyca była a kobiet nawet kwiatkiem...
    Gratulację dla ZB, że wytrzymał te osiem lat ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję, upajajcie się oboje. U nas w lutym 25 rocznica legalizacji...

    OdpowiedzUsuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.