Kiedyś, dawno, dawno temu, byłam już w stolicy województwa Honghe. Jednak to była króciusieńka wycieczka "za chlebem", podczas której nie udało się nic pozwiedzać. Dlatego z ogromną przyjemnością zapakowałam ZB i Tajfuniątko pod pachę i wybrałam się do Mengzi. To niewielkie miasteczko (niecałe pół miliona mieszkańców) rozpalało mi wyobraźnię, ponieważ w międzyczasie dowiedziałam się trochę o jego historii, a to sprawia zawsze, że zupełnie innymi oczami patrzę na dane miejsce. A przecież historia Mengzi jest szalenie bogata! Pod koniec XIX wieku było to jedno z najważniejszych miast yunnańskich i bodaj największe odpowiedzialne za handel zagraniczny - to przez ręce urzędników z Mengzi przechodziło 80% produktów eksportowanych i importowanych. Tu powstał pierwszy yunnański urząd celny, pierwsza stacja telegraficzna, pierwsza poczta, a także pierwszy oddział zagranicznego banku. To tędy przechodziła pierwsza chińska linia kolejowa, tu otwarła swe podwoje pierwsza firma wspierana zagranicznym kapitałem, pierwszy konsulat, pierwsza elektrownia... Dla Yunnanu było to zdecydowanie jedno z najważniejszych miejsc; dzięki Mengzi nagle cały Yunnan stał się dużo bardziej nowoczesny.
Oprócz bogatej historii mamy tu jeszcze wielką różnorodność kulturową. Mieszkają w Mengzi i okolicach poza Hanami Yi, Zhuang, Hani, Miao i inni reprezentanci mniejszości, którzy kiedyś byli główną ludnością regionu. Z jednego z ich barbarzyńskich języków pochodzi zresztą nazwa miasteczka - chińskie znaki są tylko próbą fonetycznego zapisu rdzennej nazwy. Uczeni do dziś nie potrafią się zgodzić, z którego z tych języków nazwa pochodzi...
Pierwszy raz w annałach Mengzi pojawia się już w 109 r.p.n.e, oczywiście pod inną nazwą - jako Bengu. Dopiero w czasach, gdy Mongołowie podbili Yunnan i uporządkowali go administracyjnie, pojawia się dzisiejsza nazwa. Różne zawieruchy historyczne nie przeszkadzają Mengzi w ciągłym rozwoju, jednak największy rozkwit przypada na czasy wojny chińsko-francuskiej (1883-1885), a konkretniej - jej zakończenia, kiedy to Pekin podpisał z Francją porozumienie handlowe i Mengzi stało się w 1887 roku jednym z portów traktatowych, czyli punktów, w których obcokrajowcy mogli handlować. Czyli pojawili się tam nie tylko obcokrajowcy i celnicy, ale też żołnierze, urzędnicy itd. Początkowo komunikacja - a raczej jej brak - wszystko utrudniała. Wszystkie towary były najpierw przesyłane z Hajfongu czy Hanoi dżonkami do Hekou, potem mniejszymi łódkami do Manhao, a potem jeszcze na grzbietach jucznych zwierząt 60 kilometrów do Mengzi. W owych czasach cała trasa, z Hajfongu do Kunmingu, zabierała miesiąc! Oczywiście pod warunkiem, że udało się jakoś wykiwać bandytów, których liczne bandy szlajały się po szlakach handlowych. A jednak, skoro nie było innej drogi, tak czy owak Mengzi stało się bramą do Yunnanu i Guizhou. Oczywiście, handlowano tam głównie opium i... cyną, wydobywaną w pobliskim Gejiu, a także rozmaitymi materiałami - głównie bawełną i jedwabiem. A potem (1906-1910) wybudowano słynną kolej yunnańsko-wietnamską i nagle Mengzi stało się tylko przystankiem między Hajfongiem i Kunmingiem. Nigdy już nie odzyskało dawnego znaczenia. Choć wówczas zamieszkali w Mengzi obcokrajowcy, jednak było ich tak mało, że nie mieli realnego wpływu na miasto. Tubylcy z zadziwieniem obserwowali, jak biali barbarzyńcy grają w tenis, jeżdżą konno, organizują pikniki czy polowania. Zostało po nich zaledwie kilka budynków - urząd celny, dawny konsulat, a także... więzienie. Francuzi znajdowali się bowiem poza chińskim prawem i sami karali siebie i innych obcokrajowców, a także Chińczyków, którzy mieli pecha wejść im w drogę.
Pamiątką dawnej świetności Mengzi jest Południowe Jezioro, które zaczęto "cywilizować" już za Mingów. W środku jeziora usypano kamienne wzgórza - Penglai, Fangzhang oraz Yingzhou, na pamiątkę trzech legendarnych gór/wysp zamieszkiwanych ponoć przez nieśmiertelnych. Potem połączono te wzgórza groblami. Doprowadzono również do jeziora cztery strumienie, zapewniając mu stały dopływ wody, a w miarę, jak budowano groble, obsadzano je wierzbami i innymi pięknymi roślinami - najstarsze, które przetrwały do dziś, liczą sobie ponad 400 lat. Spotykali się tutaj lokalni intelektualiści, uczeni - więc szybko jezioro zaczęto nazywać Morzem Nauki 學海. Dziś chętniej spotykają się tam wszakże żądni ruchu emeryci...
Nad Południowym Jeziorem można spędzić choćby dzień cały, gubiąc się w licznych pawilonach. Małe, duże, otwarte i zamknięte; część jest już ładnie wyremontowana, a część jeszcze czeka na swą kolej. Niestety, mingowskie nie dotrwały do naszych czasów, ale za to mamy sporo qingowskich.
jedna tablica, cztery języki: Hani, Yi, mandaryński i na samym dole angielski (wiemy to po oznaczeniach E i W ;) ) |
w największym pawilonie zaskoczyła mnie... próba chóru! |
Bardzo dobre miejsce na relaks, bardzo dobre na spacer z dzieckiem, bardzo dobre również na miłe popołudnie z czytnikiem. Bez muzyki, bo fale szumią tak miło, a dzwonki brzmią na wietrze tak srebrzyście, że żadna inna muzyka nie jest już potrzebna...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.