Na targu pojawiły się nasiona drzewnego imbiru!
Taką poetycką nazwą nazwali Chińczycy owoce rośliny z rodziny wawrzynowatych litsea pungens. Występuje ona i pod inną nazwą: górski pieprz 山胡椒. Roślina ta wytępuje w północnej Tajlandii, a także w południowych Chinach, m.in. w Yunnanie. Rodzi owoce zebrane w kiście, takie małe zielonkawe kuleczki, które są jedną z najpyszniejszych przypraw świata. Teoretycznie kwitnie od marca do maja, a owoce zaczyna wydawać w lipcu, jednak ja mogę tej teorii zadać kłam - ponieważ właśnie pojawiła się na kunmińskich ryneczkach! Tym niemniej w Yunnanie się te owoce zbiera, gdy są jeszcze zielone, zanim dojrzeją - gdy dojrzeją, są prawie czarne.
Jest mocno aromatyczna i mocno oleista; używa się jej więc zarówno w kuchni (i w chińskiej medycynie), jak i w przemyśle kosmetycznym. Według mnie marnowanie litsei na kosmetyki to prawie zbrodnia. Nie dość, że jest pyszna, to jeszcze poprawia przemianę materii i reguluje qi, a także pomaga się pozbyć wewnętrznego zimna. Jedzmy litseę!
No dobra. Łatwo powiedzieć: jedzmy. Ale jak jej używać? Najlepiej - jak przyprawy. My na przykład wzięliśmy garść litsei i użyliśmy jej do przyprawienia mielonego mięsa.
Składniki:
- porcja mięsa mielonego, najlepiej tłustego
- solidna garść ziaren litsei
- kilka suszonych chilli dla smaku
- sól lub sos sojowy
Wykonanie:
- Na rozgrzany tłuszcz wrzucić przyprawy.
- Gdy zapachną, dodać mięso i smażyć w ruchu, aż zmieni kolor.
- Dosolić do smaku przy pomocy soli lub sosu sojowego. Gotowe!
Świeża litsea jest świetną, cytrynowo-pikantną przyprawą. By nadała potrawie aromat, warto ją usmażyć/ugotować lub potraktować moździerzem. Niestety, na surowo przechowuje się raczej średnio. Dlatego dobrze ją albo poobierać z gałązek, umyć i zamrozić, albo zrobić inne przyprawy na jej bazie. Najłatwiej zrobić olej litseowy - wsadzić oczyszczone owocki do miseczki, ewentualnie dodać soli i płatków chilli (ale niedużo, żeby nie były zbyt agresywne w smaku), a potem zalać mocno rozgrzanym olejem. Wymieszać, a jak ostygnie - przełożyć do wyparzonej butelki z szeroką szyjką. Oczywiście, można używać samego pachnącego oleju, ale można też wygrzebywać ze środka łyżeczką ziarenka litsei i doprawiać nią dania.
Drugą metodą przedłużenia życia litsei jest zrobienie z niej pasty. Po oczyszczeniu należy owocki zemleć na pastę, szczelnie zamknąć, postawić w temperaturze pokojowej i czekać mniej więcej dwa miesiące, aż pasta sfermentuje. Wtedy dosmaczyć solą - i już.
Trzecią metodą jest usmażenie litsei ze sfermentowaną słoną soją douchi. Wychodzi rewelacyjna - i można ją w lodówce przechowywać w nieskończoność (ale to się nie uda, bo zjecie bardzo szybko).
Czwartą - moją ulubioną - metodą jest zamarynowanie litsei w sosie sojowym. Wystarczy wsypać ją do butelki z sosem - oczywiście, butelka musi być już do pewnego stopnia opróżniona. Z dnia na dzień sos sojowy będzie się robił bardziej aromatyczny i apetyczny. A kiedy będziecie potrzebowali litsei, by nią przyprawić jakieś danie, po prostu wyjmijcie ją z butelki. I pamiętajcie, żeby już nie dodawać soli ani sosu sojowego.
To podpada pod sadyzm kulinarny, wiesz? :P
OdpowiedzUsuńpowinien być na to paragraf? ;)
UsuńMyślę, że bym lubiła! �� Zazdroszczę dostępu do tylu wymyślnych aromatycznych przypraw i produktów!
OdpowiedzUsuńYunnan czeka :)
Usuń