2019-03-17

opera pekińska

Kiedy przyjechałam do Kunmingu, zauroczyła mnie obfitość muzykantów. Innymi słowy: doskonale widoczne nieprofesjonalne życie muzyczne. Grajkowie w parkach, wypełnione po brzegi hotele karaoke, śpiewający i tańczący ludzie na skwerach itd. Popełniłam nawet na ten temat tekst dla... Politechniki Opolskiej. Wracając do tematu: zaskoczyło mnie to i urzekło - a jednak zazwyczaj unikam tych miejsc, tak głośno brzmiących. Amator to amator. Gra dla rozrywki, przyjemności. Bardziej własnej niż innych. Czasem nawet wbrew życzeniom tych innych. Gra albo śpiewa i, niestety, często okropnie fałszuje. Tak jest w dziewięciu przypadkach na dziesięć.
A potem nagle się zjawia ten dziesiąty przypadek, który każe ci się zatrzymać na dłużej i cieszyć pięknem muzyki. Wirtuoz erhu, na którego trafiliśmy w parku nad Szmaragdowym Jeziorem, był po prostu rewelacyjny. Mogłabym go słuchać w nieskończoność.

Pojęcia nie mam, co to za kawałek. Melodia nic mi nie mówi, a słów nie rozumiem. Nie umiem niestety znaleźć tego fragmentu nigdzie. Ale słucham go w kółko, ciesząc się, że współczesna technika pozwala mi nie tylko uczestniczyć w takich pięknych sytuacjach, ale je również utrwalić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.