Przy okazji pobytu w Puzhehei udało mi się spróbować kilku nieznanych mi wcześniej przysmaków. Jednym z nich jest wspomniana w tytule "trzcinowa dynia", zwana również dziką czerwienią, psim/szczurzym/kurczaczym ogórkiem, niebiańską bądź królewską dynią a także - pardon le mot - dynią psie gówno. Wbrew ostatniej nazwie jest przepyszna, a jej świeża czerwień w niczym psich ekskrementów nie przypomina. Solena amplexicaulis, bo o niej tu mowa, rodzi małe owoce, wyglądające trochę jak przerośnięte winogronka, tyle że nie są zebrane w kiście i mają jasnoczerwoną barwę. Nie sądziłam, że uda nam się spróbować, bo w teorii rodzi owoce dopiero w sierpniu, ale jak zwykle teoria z praktyką się nieznacznie rozjechały i już na początku lipca sprzedawano w pełni dojrzałe owoce.
Których nie powinno się spożywać, bo są trujące. Serio. Można z nich przyrządzić trutkę na szczury. Z drugiej strony, w każdym lekarstwie jest i trucizna. Można się więc przy pomocy trzcinowej dyni leczyć - pomaga pozbyć się flegmy i stanów zapalnych, leczy oparzenia i kaszel, a także dolegliwości poalkoholowe.
Przede wszystkim jednak - jest pyszna. Sam owoc - lekko mdły. Knif w tym, żeby solidnie pogryźć pestki, które są w smaku mlecznokremowe, a w połączeniu z miąższem wprost boskie!
Jeśli kiedyś ujrzycie takie owocki w sprzedaży, spróbujcie koniecznie.
Ojej, ciekawy owoc:) Chętnie bym spróbowała ale przeraził mnie trochę fakt, że trzcinowa dynia jest trująca. Ciekawe też, że ma aż tyle różnych nazw.
OdpowiedzUsuńNa tą "trującość" trzeba patrzyć z przymrużeniem oka - zjadłam pół kilo i nic mi nie było; sądzę, że to działa trochę tak, jak u nas obiegowa opinia, że pestki z jabłek są trujące - tak, są, ale ile by ich trzeba było zjeść, żeby się otruć? Pięć kilo? Po zjedzeniu pięciu kilogramów dowolnego pokarmu nasze żołądki się zbuntują...
UsuńW jakiej postaci ją próbowaliście? W takiej surowej czy była jakoś przyrządzona? :)
OdpowiedzUsuńNa surowo, bo - wbrew nazwie - to owoc :)
UsuńTeraz rozumiem :) Dziękuję
Usuń