To miało być zwykłe popołudnie, czyli badminton z ZB. On przeszedł mimo, ale ja, gdy zobaczyłam kawałek czarnego aksamitu na podłodze, oczywiście się pochyliłam... i wzdrygnęłam z obrzydzeniem: zdechła mysz!
Skoro zdechła, to mogłam się przyjrzeć bliżej.
Oczywiście od razu zweryfikowałam: nie żadna mysz, a nietoperz. Nietoperzyk nawet. A właściwie - nietoperzątko. Maleńkie, delikatne. Ale chyba nieżywe...
Dmuchnęłam mu w pyszczek, jak najlepszy reanimator świata i - zaczął się ruszać, oddychać, popiskiwać. Nie mógł jednak samodzielnie wstać - skrzydło wyglądało na uszkodzone. Co robić? Dotknąć nie chciałam - może przenosić wściekliznę. Przyniosłam wodę i zwilżyłam pyszczek (widzieliście kiedyś oblizującego się nietoperza? Sama słodycz!). Przenieśliśmy biedaka przy pomocy zmiotki i szufelki w bezpieczne miejsce, gdzie żadne większe stworzenie nie mogło go dopaść. Kiedyśmy go zamiatali na szufelkę, syczał na nas, wściekły był :D
Zostawiliśmy go w cieniu i w spokoju, bo stres może takiego biedaka zabić. W głowie już budowałam plany, jak to zabieram go do domu i tresuję na komary. Kiedy jednak godzinę później podeszliśmy do nietoperzowej kryjówki - jego już tam nie było...Uratowałam życie nietoperzowi i jestem z tego niesłychanie dumna!
Gratulacje :)Podziwiam!
OdpowiedzUsuńMigrantka
Dziękuję :) Śliczny, prawda? :)
UsuńI bardzo pięknie! :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńSliczny, ciesze sie bardzo, ze mogliscie mu pomoc :D
OdpowiedzUsuńKiara
Też się cieszę :) A już niedługo następna samarytańska historyjka (mam szczęście do zwierzaków, które nie mają szczęścia...)
UsuńMoje gratulacje ! Kocham nietoperze :)
OdpowiedzUsuńJa do niedawna nie miałam do nich stosunku emocjonalnego, ale już teraz mam :)
UsuńA ja bym chętnie zobaczyła takiego wytresowanego :D
OdpowiedzUsuńshariankoweleben.wordpress.com
Może następny z nami zostanie? :)
Usuń