Zabili mi matkę. Nie po prostu zgwałcili i zamordowali odcinając głowę, jak potraktowano setki innych kobiet - co to to nie. W Kunmingu, na prośbę żony Czang Kaj-Szeka, pięknej Song Meiling, stacjonowali wówczas Amerykanie, więc Japończycy ograniczali się do nalotów. Amerykanom udało się nawet zestrzelić kilka sztuk samolotów - jeden czy dwa po dziś dzień rdzewieją w Jeziorze Dian, zagrzebane w mule.
Zwykłych nalotów po jakimś czasie nikt się już nie bał. Gdy dzwoniono na alarm - wszyscy się chowali, gdzie mogli, a pół godziny później życie wracało do normalnego rytmu.
I wtedy właśnie Japończycy zaczęli zrzucać na Kunming i Baoshan bomby biologiczne. Samoloty latały nisko; ich warkot był bardziej złowrogi, ale na początku nie wiedzieliśmy, że mamy czego się bać. Dopiero później, gdy tysiące ludzi zaczęły chorować na gruźlicę i cholerę, zrozumieliśmy.
Nieszczęście chciało, że Mama, uciekając z miejsca zrzucenia bomby do domu, zraniła się w nogę. Niedługo potem zaczęła chorować. Gruźlica zaatakowała jej kości. Byliśmy bogaci - ojciec sprowadzał dla Mamy ze Stanów penicylinę, która wówczas w Chinach była nie do kupienia.
Mama była wówczas w ciąży. Ciążę straciła. Ale nic to, cały czas brała leki. Była jeszcze następna ciąża - urodziła córeczkę, a sama niedługo później zmarła. Choć mieliśmy najlepsze dostępne leki, nic nie dało się poradzić - skuteczne leki przeciwgruźlicze pojawiły się dopiero po wojnie, a dla Mamy było już za późno.
Dlatego nienawidzę Japończyków. Wiem, że wojna to wojna - ludzie się nawzajem mordują wedle zasady: albo ja Ciebie, albo Ty mnie. Ale broń biologiczna - i skazywanie tysięcy ludzi na powolną śmierć w męczarniach, bez dostępu do leków - to po prostu draństwo. Byłem wtedy jeszcze małym dzieckiem, ale - nigdy nie zapomnę oczu Matki pełnych bólu, którego się nie dało uśmierzyć.
Przy pomocy Jednostki 731*, japońskie jednostki bombardujące Yunnan, w latach 1942-45 używały przeciw cywilom z Kunmingu, Baoshan i innych rejonów bomb biologicznych. W ciągu zaledwie kilku miesięcy liczba ofiar zarażonych przez Japończyków cholerą wyniosła ponad 60 tysięcy; łączna liczba ofiar (które znalazły się w rejestrach) to ponad 140 tysięcy w samym Yunnanie.
*dostarczali broni biologicznej, najpierw skrupulatnie testowanej na chińskich jeńcach. Japońskiego odpowiednika Oświęcimia nie przeżyła żadna ofiara.
Wiesz że w armii amerykanskiej wspierajacej Czang Kaj Szeka latal jeden polski pilot? na pewno stacjonowal w Guilin ale tez w kilku innych miejscach?
OdpowiedzUsuńTak, czytałam kiedyś artykuł :)
UsuńTo polecam ci książkę. Nie wiem czy samoloty to twój świat, ale książka jest ciekawa, napisał ją jeden z dowódców Dywizjonu 303, asystent generała Sikorskiego.
UsuńWitold Urbanowicz "Ogień nad Chinami"
Samoloty nie, ale za to książki wszelakie - zdecydowanie tak :) Jak tylko mi w łapki wpadnie.
UsuńW Guilin widziałam na sklepie i restauracji duży napis, o tym, ze Japończycy nie mają prawa wstępu. Jednak historia ludzkości bolesna jest...
OdpowiedzUsuńW Kunmingu też się takie zdarzają, chociaż dość rzadko.
Usuń