*
Czekamy na autobus. Dzięki internetowym mapom czuję się jak stara pekinka, znam numer i trasę. Autobus podjeżdża, a ja próbuję, jak w Kunmingu, wejść przednimi drzwiami. Kierowca na mnie wrzeszczy i się okazuje, że w Pekinie wchodzi się środkowymi, a wychodzi przednimi i tylnymi. Zgromadzeni w środku ludzie patrzą na mnie jak na kompletnego wieśniaka.
*
Restauracja, taka z domowym żarciem. Zamawiamy sześć dań, bo jest nas pięcioro. Po jakiejś chwili potrawy zaczynają wjeżdżać na stół, a za nimi zastawa w postaci talerzyków. Zaskoczona pytam kelnerkę, gdzie miseczki. Z kolei ona zadziwiona odpowiada, że przecież miseczki są tylko dla tych, którzy zamówili zupę (okazało się nawet, że wtedy się podaje również łyżki, co w Kunmingu jest rzadkością). Całe szczęście zamówiliśmy i zupę, więc po chwili miseczki też lądują na stole.
*
Ta sama restauracja. Jemy, a ja nie wiem, co mi tak nie pasuje. Ach tak! W zastawie stołowej brak szklaneczek na herbatę. Pytam kelnera, jak to działa, a on z uśmiechem podaje mi kartę. Ach! Więc tutaj żeby się napić herbaty do obiadu, trzeba ją osobno zamówić! W Yunnanie nie do pomyślenia. Cóż, wejdziesz między wrony... Zamawiamy zieloną. Po chwili kelnerka podchodzi i mówi, że zielonej parzonej nie ma, ale jeśli chcemy, możemy kupić butelkowaną, taką słodzoną.
Wolę Yunnan, u nas nie brakuje herbaty...
*
Sprawdzam lokalizację na mapie. Uff, tylko siedem przystanków autobusowych.
Czterdzieści minut później stwierdzam, że długość przystanków autobusowych w Kunmingu też mi się bardziej podoba...
*
Jesteśmy na przedmieściach. Patrzę prosto w tarczę słoneczną, bez użycia okularów przeciwsłonecznych. Jeden z wycieczkowiczów twierdzi, że to nie smog, a mgła, bo przecież jesteśmy jeszcze daleko od miasta.
*
Starszy Pan potraktował łokciem moją Mamę, bo mu zajęła miejsce (stojące!) w autobusie. Za to inna Starsza Pani, na oko dziewięćdziesięcioletnia, zaprowadziła mnie, pełna uśmiechów, na przesiadkowy autobus. Niestety, w trakcie tych paru dni w Pekinie spotkałam zdecydowanie więcej ludzi w typie Starszego Pana niż Starszej Pani.
*
Kolejna knajpa, zamawiamy herbatę, 20 yuanów za czajnik. Okazuje się, że do metalowego czajnika wrzucono garść wiórów herbaty jaśminowej i zalano wrzątkiem. Garść musiała być mała; takiego naparu z ledwo wyczuwalnym smakiem nie nazywa się w Yunnanie w ogóle herbatą, tylko herbacianą wodą 茶水, albo i samą wodą. Dostaje się taki czajnik na stół jeszcze przed realizacją zamówienia, oczywiście za darmo. Płaci się tylko za prawdziwą herbatę, właściwie zaparzoną...
*
Uwielbiam trolejbusy!
*
W każdej pierogarni i parowej bułeczkarni na stolikach jest ocet do doprawienia bułeczek i pierożków. Jednak o sos sojowy i chilli trzeba osobno poprosić, nie są też normą osobne miseczki na sos. O siekanym czosnku, cebulce i liściach kolendry, które są do sosów dodawane w Kunmingu nagminnie - nikt nawet nie słyszał.
*
Szukamy lokalnego żarcia. Idziemy hutongiem. Idziemy. Idziemy. Idziemy. Mijamy pralnie, fryzjera, ze trzy hotele. W końcu, zaniepokojona, pytam przechodzącego robotnika, gdzie tutaj są jakieś knajpy. Patrzy na mnie zdziwiony. "Przy głównej ulicy" - mówi. Pytam, czy jak człowiek zgłodnieje, to musi tak daleko iść, a robotnik, jeszcze bardziej zdziwiony, odpowiada: "nie, przecież małe posiłki je się w domu, tylko na duże, wieloosobowe kolacje chodzimy do knajp". Ech, nie mogłabym mieszkać w Pekinie...
To mnie zaskoczyłaś. Nie przyszłoby mi do głowy, że w Pekinie mogą się przydarzyć problemy z zieloną herbatą. Tak samo jeśli chodzi o lokalną kuchnię - Wietnam też przyzwyczaja do licznych ulicznych knajpek.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o knajpki - sądzę, że po prostu mieliśmy pecha, bo przejeżdżaliśmy obok hutongów aż barwnych od jadłodajni. Mnie raczej zaskoczyła odpowiedź robotnika - bo w Kunmingu wielu ludzi w ogóle nie gotuje w domu, jeśli nie musi, a już śniadania i lunche jada się właściwie wyłącznie na zewnątrz... Jeśli zaś chodzi o herbatę - ludzie, którzy są w Pekinie dłużej, na pewno znają knajpy, w których herbata jest obowiązkowym, darmowym dodatkiem, ale myśmy byli w Pekinie zaledwie kilka dni i po prostu nie zdążyliśmy ich odkryć.
Usuń