2015-07-05

Córka Nastawiacza Kości

Kolejna książka Amy Tan.
Byłam jeszcze na tyle mała, by wierzyć, że źródłem piękna są rzeczy.
***
Ograniczona przestrzeń nieograniczenie pobudza wyobraźnię. - wierzę w to i dlatego mieszkamy w 45metrowym mieszkanku :)
***
Ruth starała się śledzić sennymi oczyma ruchy matki, gdy ta zwilżyła pędzelek, a potem przyłożyła go do papieru prawie prostopadle, trzymając w powietrzu nadgarstek i łokieć. Wreszcie zaczęła pisać, lekko potrząsając nadgarstkiem, tak że jej dłoń trzepotała niby ćma nad białą plamą papieru. Po chwili zjawiły się pajęcze napisy [...].
- Pisanie chińskich znaków [...] to zupełnie co innego niż pisanie angielskich słów. Inaczej się myśli. Inaczej się czuje. [...] Kiedy piszesz, musisz zebrać w jeden strumień wszystkie swobodne prądy serca. - Aby to zademonstrować, namalowała ideogram oznaczający "serce". - Widzisz? Każda linia ma swój rytm, równowagę i swoje miejsce. Bao Bomu mówiła, że wszystko w życiu powinno tak wyglądać.
***
Każdy znak jest wszystkim naraz. Myślą, uczuciem, sensem, historią.
***
Matka pokręciła głową z niesmakiem, a później mruknęła po chińsku: - Co cudzoziemcy to wariaci.
***
Wszystko, nawet tusz, ma swój cel i znaczenie: dobry tusz nie może być płynny jak woda, w każdej chwili gotów wylać się z butelki. Nie można być artystą, jeśli praca przychodzi bez wysiłku. W tym kłopot z nowoczesnym tuszem z butelki. Wówczas nie trzeba myśleć. Piszesz to, co pływa z wierzchu umysłu. A na wierzchu jest tylko rzęsa, martwe liście i jaja komarów. Ale kiedy potrzesz pałeczką tuszu o kamień, robisz pierwszy krok, by oczyścić umysł i serce. Pocierasz i zadajesz sobie pytanie - jaki jest mój zamiar? Co mam w sercu i umyśle?
***
Trzeba pomyśleć o swoich intencjach, o przepływie qi z ciała do ręki, przez pędzelek i do malowanej linii. Każde z pociągnięć pędzelka miało znaczenie, a ponieważ każde słowo składało się z wielu linii, miało także wiele znaczeń.
/Amy Tan, Córka Nastawiacza Kości/

Lubię książki Amy za chińskość. Ta chińskość jest bardzo podkreślona, bo Amy jest Amerykanką. To nie są Chiny Chińczyka, dla którego wszystko, co chińskie, jest dość naturalne. Chiny Amy są chińskie i orientalne, bo widziane oczami Amerykanki. Trochę jak w książkach Pearl S. Buck, ale inaczej - w książkach Amy amerykańskochińska tożsamość jest uwypuklona dużo bardziej niż samo przedstawianie chińskości. A jednak... Czasem mi było łatwiej patrzeć na Chiny jej oczami. Czasem jest mi po prostu piękniej tak patrzeć. Zalewam się łzami tęsknoty za Chinami, których już nie ma, a ona daje mi je na nowo.
Ta książka to piękna historia, kilka pięknych miłości, a nade wszystko - bezlik szczególików typu opis kangu czy różnych zawodów chińskich. Wspaniałe przesądy, legendy, sposoby myślenia, przetkane wizytą w skansenie dawnych sprzętów i ludzi. Kawał ładnej, choć może odrobinę błahej literatury.

2 komentarze:

  1. Czytałam, podobało mi się i od czasu do czasu przypomina mi się ta książka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja czytałam już ze dwa czy trzy razy i dalej mnie urzeka :)

      Usuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.