W trakcie wycieczki wokół Erhai zatrzymaliśmy się przy brzegu, przy którym straszliwie się dymiło. Wprawdzie jezioro nie płonęło (co by nas bardzo zmartwiło), ale i tak podeszliśmy zobaczyć, o co chodzi. Okazało się, że trafiliśmy akurat na jedno z rozlicznych bajskich świąt ludowych, w zakres którego wchodziło m.in. złożenie ofiary bóstwom jeziora.
>Już mniejsza o wrzucanie do wody żarcia - ryby sobie z nim poradzą. Ale kawałki kolorowego papieru? Cóż. Niezbyt ekologiczne święto...
Dlaczego jednak ofiary były składane akurat tam?
Dlatego, że byliśmy tuż przy świątyni. Z daleka wyglądała jak przeciętna buddyjska świątynia - zakręcone dachy, żywe kolorki... Okazało się jednak, że jest to świątynia poświęcona lokalnemu bóstwu i z buddyzmem ma dość mało wspólnego. Ale o tym już następnym razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.