2014-10-12

kolory

Komentując wpis o włóczce wplatanej we włosy, Pasożyt Internetowy napisał:

Skąd u Azjatów taka potrzeba aby wszystko było kolorowe?Co oni kiedyś kolorów nie widzieli. Czy to Japonia,Korea,Chiny,Wietnam wszystkie te ich budynki,sklepy,świątynie są pomalowane w jaskrawe kolory.Dobrze że jeszcze okrętów wojennych nie malują w kolorach tęczy.Oni są jacyś dziecinni.Chyba za mało chrześcijaństwa i komuny u nich było ;D. Załamania człowiek dostaje jak widzi dorosłych Japończyków czy Koreańczyków ubranych jak Homoniewiadomo.Co pokolenie to przypomina coraz bardziej zmanipulowane przez media masę ludzi-egoistów która jedynie co robi to haruje,kupuje,żre i spółkuje.Taka ma być przyszłość Cywilizacji Wysokorozwiniętej?

Chyba już długo w Azji mieszkam, bo przywykłam.
Nie, to nie to.
Całe liceum ubierałam się w czarne dżinsy i powyciągane czarne swetry. Zniknięcie w tłumie to była jedyna ochrona przed nieprzychylnym wzrokiem, którym się traktuje odmieńców. Ja i tak byłam na cenzurowanym, więc po co zaogniać sytuację rzucającym się w oczy ubiorem?
Na studiach było trochę inaczej, bo nabrałam trochę pewności siebie. Może dzięki temu, że przestano się wyśmiewać z tego, że siedzę z nosem w książkach i przestano mi te książki kraść. Ale ubierałam się zawsze na szaro-buro i bardzo poważnie. Przecież byłam DOROSŁA, nie mogłam się ubierać jak pięciolatka.
A potem pojechałam na Tajwan. To było jak buddyjskie oświecenie: kolory istnieją nie tylko dla malarzy, można się w nie również ubierać! To na Tajwanie odkryłam, że pani z doktoratem może się z upodobaniem ubierać w białe kozaczki - szpileczki i do tego zielonkawy dresik - strój nie ma nic do możliwości intelektualnych, a gust może się różnić i mój wcale nie jest lepszy - jest tylko inny. Ludzie lubiący jaskrawe kolory nie są z założenia dziecinni czy prymitywni.
Odkryłam również, że upodobanie do kolorów nie zależy od płci. To był bodaj największy szok: zobaczyłam wysokiego, przystojnego Tajwańczyka, zbudowanego jak młody bóg, ubranego w różową koszulę. RÓŻOWĄ. Pierwsze, co pomyślałam - szkoda, że gej. Chwilę później zobaczyłam, że wita się z nim... dziewczyna? żona? Jeśli gej, to bardzo dobrze to ukrywał. Później widok mężczyzn w rozmaitych kolorach przestał mnie zaskakiwać - i mój mózg przestał stereotypizować mężczyzn lubiących kolory jako gejów. Co, geje i kobiety mają monopol na kolory? Dlaczego? Mężczyźni też mają oczy. Choć podobno widzą tylko 16 kolorów, a łososiowa to może być kanapka, nie spódnica. Zaczęło mi się bardzo podobać to, że nikt się na nikogo nie gapi z powodu różnych kolorów; nikomu nie wpadłoby do głowy naśmiewać się z mężczyzny, że jak lubi żywe kolory, to jest gejem. Ot, różnica kulturowa - znów zdecydowanie na korzyść Azji.
A później wróciłam do Polski. Nie tylko wydała mi się szara i smutna, ale w dodatku okropnie nieżyczliwa. Specjalnie na zimę kupiłam sobie różowe nauszniki, różowy szaliczek i różowe spodnie. Przyciągałam spojrzenia wszystkich. Młodzież się ze mnie śmiała, starsze panie zerkały złowrogo na moją radość wyrażoną strojem. Najpiękniejszy moment przeżyłam, gdy na przystanku autobusowym podszedł do mnie starszy pan i powiedział, że dziękuje za to, że wywołałam uśmiech na jego twarzy w ten szary, smutny dzień - i żebym się częściej tak ubierała, bo szarość zabija.
Odtąd w szmateksach polowałam na żywe kolory. Ludzie się na mnie gapili - Polacy nie są do kolorów przyzwyczajeni. Mama kazała mi przebierać te "oczojebne" spodnie (różowo-żółto-beżowe!), bo nie może na nie patrzyć. A ja... ja tęskniłam za wesołą, różnobarwną Azją. Upodobanie do kolorów to dla mnie wyraz radości, akceptacji siebie i innych, przestawienie w mózgu klapki, która odpowiada za narzucanie innym własnego gustu. Dlaczego ktoś, kto jest cały ubrany na szaro miałby mieć gust lepszy od osoby, która jest cała ubrana na, bo ja wiem, fioletowo? Nie podoba Ci się? To się ubierz inaczej, ale nie oceniaj możliwości intelektualnych, gustu i preferencji seksualnych na podstawie kolorów! Gdyby Bogu najmilsza była szaroburość, toby nie stworzył kwiatów.
Dyskusję na temat różnicy w postrzeganiu kolorów w Polsce i w Azji/ na świecie uważam za otwartą.

11 komentarzy:

  1. Wiecie...mieszkam juz lata poza Polska ale jedno ciagle mnie denerwuje czytajac/slyszac komentarze co niektorych Polakow na temat innych narodowosci, gustow, zwyczajow czy krajow. Co mnie tenerwuje? Nawet nie krytyka bo przeciez nie kazdemu musi sie wszystko podobac. Nie podoba mi sie tylko taka zlosliwosc. Takie porownywanie i wysmiewanie wszystkiego co nie jest "polska norma". Nawet nie zdziwienie na temat czegos czy zaskoczenie czyms tam...Tylko zaraz takie pogardliwe okreslenia w stylu "co oni tam..", "musza byc durni/dziecinni/trzepnieci/i co tam jeszcze komu do glowy przyjdzie" niepotrzebne skresl. Takie czeste osadzanie kogos po wygladzie nawet nie dlatego, ze ktos jest brzydki (choc to tez nie powod wywnetrzniac sie nad czyims intelektem uznajac go z bata za rownie niewarty uwagi co powierzchownosc) tylko dlatego, ze jest inny. Po prostu inny: ma inny gust, inna orientacje seksualna, inny sposob ubierania, mieszkania, zycia.
    Mnie to bardzo smuci...oprocz tego, ze denerwuje. Smuci takie wydawalo by sie "zakompleksione" i "zaszeregowane" postrzeganie innosci i roznorodnosci na swiecie. Niezadko przez osoby zdaloby sie wyksztalcone i obyte i juz niekoniecznie w wieku lat 5-u. Szkoda bo swiat jest piekny wlasnie dlatego, ze jest roznorodny.

    Pozdrawiam serdecznie
    Stala wielbicielka tego bloga
    Kiara

    OdpowiedzUsuń
  2. Wracajac zas do postrzegania kolorow: faktycznie chyba jest ono bardzo rozne na swiecie. Mnie nauczono na przyklad, ze czerwonego i zielonego nigdy sie nie laczy tu gdzie mieszkam zas jest to dosc czeste polaczenie w strojach ludowych wrecz uwaza sie, ze sa to kolory komplementarne czyli uzupelniajace sie. Tak samo laczenie rozu/fuksji z czerwonym jest tu dosc lubiane w moim dziecinstwie uwazalo sie ze tak nie mozna :-). Tak jak u dziecka czarne buciki do bialych rajstop i jasnej sukienki :-)

    Odwiedzilam juz niektore azjatyckie kraje i wlasnie bardzo podobalo mi sie to wesole wrecz barokowe laczenie kolorow czy to w strojach czy tez budowlach badz swiatyniach. To wyraza taka radosc zycia! To takie bogactwo radosci jakim mnie i stroje lowickie napawaja. :-) Z dala od szaro-burosci - bo wypada, bo sie nie wyroznia.A dlaczego wlasciwie ma sie nie wyrozniac? Dlaczego ludzie od pewnego wieku powinni chodzic umundurowani niczym za czasow Mao w Chinach? Sadze, ze jest to przezytek XIX-wiecznych kanonow mody. Tam stroj swiadczyl nie tylko o statusie spolecznym noszacego ale i o jego stanie cywilnym jak tez majatkowym. Chyba w srodowiskach/spoleczenstwach konserwatywnych wlasnie to sie uchowalo.
    Kiara

    OdpowiedzUsuń
  3. Mogę się tylko podpisać pod pierwszym komentarzem Kiary rencami i nogami, bo nic dodać, nic ująć.

    Od kiedy wyjechałam z Polski (w której nigdy, od dziecka małego mieszkać nie chciałam), to nie pojechałam tam ani razu i nie chcę (choć chcę odwiedzić babcię, więc na pewno choć z raz w końcu pojadę na parę dni). Od wszelkiego polactwa trzymam się z daleka. W Hongkongu nie było problemu, bo polactwa nie było: tylko Polacy - fajni ludzie i sympatyczni. Ale tutaj, w Londynie, polactwo nie tylko jest masowo, ale też trzyma się wyłącznie ze sobą. Wyrobili we mnie taką wrogość do siebie, że aż sama się dziwię. Absolutnie nie przyznaję się do kraju, w którym się urodziłam, tylko do tego, za którym tęsknię, bo mi i wstyd, i nie chcę być utożsamiana z tymi szarymi, wyśmiewającymi wszystko co nie ichnie, ludźmi.

    No, to pomarudziłam :)

    A Azja ze swoimi kolorami jest cudna właśnie dlatego, że taka jest, jaka jest. Jak ktoś lubi szare miasta, to niech sobie w takich siedzi. "Mój" dystrykt w HK - Tsuen Wan - odrestaurowali i każdy budynek pomalowali na inny, pstrokaty kolor ;) Bo czemu nie! :D

    Plus kolorowe kwiatki wszędzie, palmy i co tam nie - i jest ślicznie.

    Zaściankowe polactwo trzeba ignorować. I tyle.

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpisuję na wpis osoby z godziny 18:48.Wyjechałaś z Polski,bo nigdy się nie czułaś Polką.W swej wypowiedzi obrażasz ( czy chcesz,czy niechcesz) Polaków.Wierz mi nie ma czegoś takiego, jak to bardzo nie ładnie określasz - polctwo.Uogólnianie jest wielkim błędem.W każdym kraju są różni ludzie, różnie myślący, mający różne gusty/de gustibus non est disputandum ,tego powinniśmy przestrzegać/.Będzie to napewno dla Ciebie nie miłe ,ale dałaś swym wpisem świadectwo na to ,źe to "polactwo" od którego uciekłaś za granice jest w Tobie.Tolerancja lub jej brak ,bo cały czas o tym mówimy istnieje w każdej nacji i wierz mi ,że niedotyczy tylko Polaków.Albo się ją ma w sobie albo nie.Wstydzenie się własnej Matki i Ojczyzny świadczy nie najlepiej o Tobie.Pozdrawiam Noneczka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie o to chodzi, że nie uogólniam. Polactwo to polactwo, a Polacy to Polacy. Ci drudzy - jak napisałam w moim komentarzu, ale lepiej zignorować i się przyczepić, prawda? - to fajni i normalni ludzie. Polactwo to słoma z butów: zaściankowe, pijane, niedomyte i rzucające słowami na K dookoła, bo niewiele innych znają. Z takimi ludźmi nie chcę być utożsamiana. Jeśli Ty chcesz i czujesz się obrażona, to nie jest mój problem.

      Usuń
  5. Dzięki Mały Tajfunie za odpowiedź :). Ja nadal ubieram się jak komandos na wojnę albo jak ,,Mao w Chinach" aby być niewidocznym.Faktycznie Azjaci szybciej porzucili tę komunistyczną szarość niż My.Wydaje mnie się że częściowo za to odpowiada połączenie wielu lat Komunizmu który Nas wyprał z wszelkiej indywidualności z Chrześcijańskimi przykazaniami aby się nie wywyższać albo raczej nie wychylać(W kościele wiele babć ubranych na szaro-buro). Do tego wszyscy widzimy że nasza Ojczyzna rozsprzedana (Stocznie,Huty i z 6000 polskich zakładów z PRL=emigracja która da godny zarobek i tę indywidualność) przez polityków III RP. Więc z ludzi takich jak ja którzy to widzą żyjąc w Polsce i nie mogą temu przeciwdziałać wylewa się ,,Polactwo". A jak komuś humor popsułem.To Przepraszam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można nie zgadzać się na bylejakość w innych dziedzinach życia i mieszkać w Polsce, próbując ją ukolorowić :) Można też być szarym i wtopić się w otoczenie. Każda opcja jest ok pod warunkiem, że akceptujemy te inne, prawda? :) Po to jest otwarta opcja komentarzy, żeby można było się podzielić własnymi wrażeniami - nie ma za co przepraszać. Rodzi się ciekawa dyskusja, a wszystko dlatego, że wrzuciłam zdjęcia różnobarwnej włóczki :)

      Usuń
    2. To teraz wyobraź sobie co będzie się działo przy tym straganie z Muliną. Jak dwóch chińczyków o różnych poglądach spotka się.Jeden umundurowany niczym Mao a Drugi w różową koszulę jak z Fashion TV. Normalnie KUNG FU Szał! Ha Ha Ha :D i to wszystko przez kolorową włóczkę ;) Coś czuję że niedługo Partia wycofa ją z rynku pod pretekstem walki z Ebolą w imię bezpieczeństwa Ogółu.
      PS.Wczoraj oglądałem na TV4 Przyczajony Tygrys,ukryty Smok. Dobry film :)

      Usuń
  6. Mam nieodparte wrażenie, że to uwielbienie intensywnych kolorów bierze się i z ilości intensywnych barw wokół jak i z większej ulotności życia w czasach gdy tworzyły się te narody. Było-nie było u nas ani zagrożenia wybuchami wulkanów, tsunami, cyklonami, trzęsieniami ziemi nie było a tam i owszem. Więc potrzeba podkreślania tego, co piękne, kolorowe, radosne mogła być większa.
    Co do polactwa - jest to zapożyczone z ksiażki R. Ziemkiewicza określenie pewnego zjawiska społeczno-kulturalnego. Nie każdy Polak jest polaczkiem, jak nie każda matka jest "mamuśką".
    Pozdrawiam,
    Alienor

    OdpowiedzUsuń
  7. Tajwańczycy po prostu tak mają, ma być na bogato. Jak nie zaimponuję ilością logo LV na m2 powierzchni torebki, to chociaż kolory niech będą i desenie, i koronki i cekinki, i kokardki... A jak się da, to wszytsko na raz. Aczkolwiek nieco się to zmienia, i dziewczyny są ubrane nieco mniej krzykliwie niż ich mamy lub babcie.
    Tradycyjne chińskie stroje to z tego co kojarzę misterna sztuka dobierania deseni i kolorów, zresztą w japońskich kimonach też kombinowano z ilością kołnierzyków i deseniem obi pasującycm do deseniu kimona.

    Wchodząc do tajwańskiej świątyni dao (pierwszej z brzegu) aż musiałam okulary słoneczne założyć - bo feeria kolorów i ozdobników zrobiła mi taki oczopląs. A w sumie jestem przyzwyczajona do krakowskich kościołów na bogato. I do deseni, cekinów kolorów szalejących na strojach krakowskich.
    Tajwańczycy kochają "na bogato z wielkim i widocznym logo" "bling bling" z metką Svarovsky i nade wszytsko kochają cute. A cute - to kolorowo. Bo cute nie jest już tylko dla przedszkolaków. I mi się to podoba - bo buzię mam dziecinną i w głowie ciągle pstro.
    Co nie zmienia faktu, że w Polsce bluzę z kocimi uszkami i kokardkami zakładam tylko w domu. Z kolei bluzę z wielkim jeleniem Bambi zdejmuję na lotnisku - bo o ile niemiecka kontrola paszportowa reaguje entuzjastycznie, to polski taksówkarz już mniej...
    Sama lubię spokojne ubrania fakt specyficzne bo styl folk i hafty, w Polsce spotykało sie to z różnymi reakcjami (weźże siostra załóż coś normalnego bo ludzie sie paczom), na Tajwanie jest obowiązkowo "cute keai piaoliang" pianie nad moją tzw stylizacją. Ale z tym że Tajwańczycy mają wywalone na to, co kto nosi to nie zgodzę się. W oczy rzecz jasna żaden nie powie, ale kojarzę kuluarowe komentarze że "w moim wieku kucyki i warkoczyki oraz spineczki i kolczyki w pandy nie przystoją" nie mówiąc już o bluzie z uszkami i kokardkami czy gigantycznym roześmianym Bambim. Sami znaffcy (a raczej znaffczynie) rzecz jasna komentowali, odziani wedle wszelkich prawideł, kij im w bling bling.
    Wyjątkami od tajwańskiej "nabogatości" są Młodociany i jego mama - buddyści, lubiący Ikea styl i szlachetny minimalizm. Tata z kolei preferuje styl na starego gangstera, czyli oczojebne koszule, gacie i nawet sandałki, w kompozycji tak wysmakowanej że zazwyczaj chłonę ją z rozwartą paszczą pełna podziwu i brudnej fascynacji.

    A do Polaków za granicą rzadko się przyznaję. Do Polaków w Polsce zresztą też. Jest mi łatwiej z uwagi na specyficzny typ urody. czasm jest mi wstyd za siebie i swoje tchórzostwo, czasem zaś widząc Jaśnie Pana Polacysko dopiero co granatem od pługa oderwane - cieszę się że rozmawiam po chińsku i nikt mnie z tym typem nie połączy. Ale oprócz takich Polaków, są też tacy - Chińczycy, Niemcy, Francuzi etc etc.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak pisze Pasozyt Internetowy: moze te szarosci tak lubiane sa odbiciem mentalnoaci? Jakiegos takiego smutku i potrzeby narzekania charakterystycznej dla polskiej duszy? Chyba nigdzie, w czasie moich podrozy, nie spotkalam kraju w ktorym ludzie, przeciez z natury serdeczni i goscinni, tak malo sie do siebie usmiechaja. Wlasnie nie dlatego zebys cos kupila tylko po prostu z serdecznosci.
    Wiecie co jeszcze podziwiam jesli chodzi o kolory? Afrykanskie tradycyjne stroje i to z jaka elegancja i czesto gracja sa one noszone..Oczywiscie nie pisze o krajach arabskich, bo tam akurat w ubiorze ulicznym brak fajerewerku kolorow, ale na przyklad o Kenni czy Tanzani i panstwach osciennych.

    Abstrahujac od tego wszystkiego mysle, ze po prostu ciemniejsza karnacja skory sprzyja noszeniu kolorow. Europejczycy o jasnej skorze potrafia szybko wygladac bardzo blado w strojach o nasyconych barwach. Zlote ozdoby pieknie odbijaja sie od ciemnych wlosow.

    Oczywiscie nie chcialam w moim pierwszym wpisie deprecjonowac Polakow wszak sama sie w Polsce wychowalam ale choc ludzie na swiecie chetnie krytykuja odmiennosci bez wzgledu na nacje, to z takim zlosliwym doborem slownictwa osobiscie spotkalam sie tylko u co niektorych Polakow. I to jest przykre.
    Kiara

    OdpowiedzUsuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.