Wiecie, co to takiego?
Oślica jestem, oczywiście, że wiecie, bo przecież przeczytaliście tytuł wpisu... No dobrze, czyli muszę się obejść bez elementu zaskoczenia. A może jednak? Bo któż wie, czym naprawdę jest ta rzekoma truskawka? Nikt? Huanming, ciiiii!...
Tak! To jedna z chińskich odmian naszego powszedniego derenia. A propos, czy Wam też się dereń kojarzy bardziej z fauną niż z florą? To pewnie przez podobieństwo fonetyczne do jelenia...
Wracając do naszego derenia. Jest to dereń o wdzięcznej łacińskiej nazwie cornus capitata, po angielsku zwany dereniem wiecznie zielonym, himalajskim dereniem kwitnącym i - no właśnie - himalajskim truskawkowym drzewem. Występuje w Nepalu, Indiach, Pakistanie i w Chinach, acz nie całych. Chyba najpopularniejszy jest w okolicach okołotybetańskich - Tybet, Syczuan i Yunnan z niego słyną. Tak naprawdę nie potrzebuje bardzo wysokich gór - rośnie na trochę ponad tysiącu metrów n.p.m.
W Yunnanie jest bardzo popularny i rośnie sobie dziko po parkach i lasach. Dziwię się jednak Yunnańczykom, że w ogóle to-to do gęby biorą, skoro owoce naszego derenia nazywają "kurzym wolem" (鸡嗉子)... Trzeba im jednak przyznać, że nazywają go również górską maliną, dzikim liczi czy górskim liczi. W chińskiej medycynie wykorzystuje się jego liście i owoce. Owoce w dodatku można spożywać zarówno na świeżo, jak i po wysuszeniu. No i, oczywiście, po zalaniu wódką. Działa wtedy podobnie do naszej dereniówki, pomagając na problemy żołądkowe i przy zaziębieniach.
Szkoda, że ZB ukradł tylko kilka owocków; za mało na wódkę. Trzeba będzie poczekać, aż dojrzeją i przywędrują na kunmińskie targi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.