2014-08-25

alkohol - twój wróg, więc go lej w ryj...

Mój Pan i Władca wymiguje się od zakrapianych kolacyjek z szefostwem. Nie lubi ich - ani kolacyjek, ani szefów. Ani tego zakrapiania w chińskim stylu, czyli picia na umór, szklanicami, do dna, do dna. I tych wszystkich miłych słówek, prezentów, czerwonych kopert też nie lubi. Czasem się serio zastanawiam, z jakiej choinki się urwał, bo on nie tylko nie lubi - on nie uskutecznia, nawet w imię tego, żeby dostać awans czy żeby podlizać się szefowi, który go nie znosi. Nie znosi? Trudno. Zwolni mnie? Znajdę inną pracę. Strasznie to niechińskie, ale ja go akurat doskonale rozumiem, bo też nie lubię tego całego syfu.
Ostatnio nie udało mu się wymigać. Napadł na niego kolega z pracy, wydobył zeznanie, że następnego wieczoru ZB nie ma żadnych planów i PRZY NIM zadzwonił do Szefa Szefów, żeby umówić ich na kolację. Nie mógł się wykręcić. Poszedł. Wrócił kompletnie nietrzeźwy (kiedy czwarty raz poszedł umyć zęby, bo "chyba jeszcze nie myłem", powstrzymałam go. Te poprzednie trzy razy się przydały, bo straszliwie capił maotaiem) i nieprawdopodobnie rozgadany. Szef Szefów mu naobiecywał awansów, wysokich pensji, stworzenia bandu jazzowo-rozrywkowego w ramach Kunmińskiej Orkiestry Symfonicznej Nie Er itd. Widocznie z ZB się miło pije...
Gdy już się dwa razy wykąpał, trzy razy umył zęby i go zmusiłam do tego, żeby się położył, nadal mu się gęba nie zamykała. Wsłuchiwałam się w chiński bełkot uważnie. Wiecie, takie ćwiczenie językowe.
Bo wiesz, ja nie chcę awansu - jest mi dobrze tak, jak jest. Lubię saksofon a nie te wszystkie papierki. On to też wie, dlatego powiedział, że w nagrodę za przyjęcie posady zgodzi się na to, żebym podług własnego uznania stworzył zespół rozrywkowo-jazzowy. Ja już mam wizję: Maleństwo będzie nam robiło aranżacje; jemu coś wpadnie do kieszeni, a my będziemy mieli dobre nuty. Zatrudnię muzyków, którzy naprawdę kochają i czują muzykę, a nie tych wyrobników, którzy są w symfonicznej, a nawet grać czysto i do rytmu nie potrafią. Będę szczęśliwy! "Robienie" muzyki jest przecież drugą rzeczą, którą kocham najbardziej na świecie. Pierwszą jesteś Ty.
In vino veritas? :)

7 komentarzy:

  1. Co tam szef...!

    Najważniejsze, że ''Pierwszą jesteś Ty''!

    Gratuluję takiego męża. Ale pewno żona zasłużyła sobie na tak piękne słowa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ musiał mieć kaca, biedaczek.

    Picie maotai powinno być wpisane na listę czynności zakazanych konwencją genewską jako szczególnie wyrafinowana tortura. Bleh.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze, że tylko dobę.
    Bo jakby nie daj buddo uraczyli go podróbką maotai gorszego sortu, to by jeszcze z tydzień ciągneła się za biedakiem fala uderzeniowa... Cóż, polsko wódko po przepiciu też się wonieje minimum 24h - taki cykl metaboliczny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie tak mnie natchnęło... Czy Chińczycy mają jakiś jadłospis na leczenie kaca? czy też cierpią w milczeniu i pokorze?

    OdpowiedzUsuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.