2008-09-30

:) przedwyjazdowo 離開之前

Spakowanam. W moich tropikach bedzie okolo 30 stopni za dnia i 20 w nocy. Podobno tam teraz leje, ale jakos w ogole mi to nie przeszkadza. Kupilam spiwor, kupilam plecak, zabralam zapas ubran i leki antybiegunkowe :) Tjaa... To jest w tym wszystkim najlepsze. Wiem, ze moge sie tam zatruc, rozchorowac, przemoknac do suchej nitki i w zwiazku z tym zapalic sobie pluca, ale i tak potrzebuje WAKACJI! Hurra! Stesknilam sie za Jensem :D Ciekawe, czy w ogole potrafia sie tam z kims dogadac; na terenach przygranicznych malo kto mowi po mandarynsku, o angielskim nie wspominajac ;) A mnie i tak najbardziej cieszy fakt, ze WRESZCIE mam internet...

Bylam na 畫皮 Painted Skin. Swietnie sie bawilam na tej mieszance melodramatu, wuxia, horroru i czego tam jeszcze. Chinczycy smiali sie duzo rzadziej niz ja, mam tez niejasne wrazenie, ze byli naprawde poruszei historia ducha, ktory przybral postac pieknej kobiety po to, by uwiesc Pana Domu... BTW: nauczylam sie, jak jest po chinsku wlasnie taki duch (moze to byc zwierze, zazwyczaj lisica badz wezyca, ktore przybralo postac czlowieka): 妖. Yao z lewej ma znaczek kobiety (wiadomo, w Chinach jak co zlego, to zawsze baba), a z prawej przedwczesna smierc. Towarzyszacy mi Chinczyk byl mocno zawiedziony faktem, ze zamiast wtulic sie z przerazeniem w jego mocarne ramie, wybuchalam smiechem widzac niektore efekty specjalne... :D Jakas taka malo romantyczna jestem, co nie? ;) Polecam wszystkim, ktorzy jeszcze nie sa obcykani z kinem chinskim. Bywalec tutejszych kin zapewne wzgardzi kolejna historia o duchu i o wiernosci mimo wszystko, i o tym, ze stara milosc nie rdzewieje, i ze nawet duch potrafi kochac. Ale jesli ktos teskni za niezle i z poczuciem humoru zrealizowana bajka - to polecam. Aha, najbardziej w calym filmie podobaly mi sie dwie rzeczy: po pierwsze dialogi byly tak proste, ze nawet ja je rozumialam. Po drugie: wszyscy byli genialnie poubierani, a juz spinki do wlosow sprawialy, ze sie rozplywalam...

2008-09-29

火锅 huoguo czyli ogniowy kociołek

Po niedzielnych lekcjach poszliśmy (całe 14 osób) na huoguo. Zasady były jasne - mówimy tylko po chińsku i nie używamy łyżek nawet w najbardziej krytycznych sytuacjach. Biorąc pod uwagę, że połowa żarcia była nieprawdopodobnie śliska, nie dziwi, że jeden Francuz musiał błagać o pomoc... Ta starsza pani w czerwonym (王老师 - jej nazwisko to Król) to moja nauczycielka główna - czyli od podręcznika i tłumaczenia słówek oraz gramatyki. Jest świetna - każdy chiński znak traktuje jak zagadkę, którą trzeba rozwiązać. Dzięki temu znaki, które raz wpadną do głowy, już z niej nie wypadają. Po prawej zaś mój ulubieniec (朱辉 - Czerwony Blask) - nauczyciel mówienia, najbardziej otwarty Chińczyk świata. Poza tym nie jest Hanem, tylko Tujia - reprezentantem piątej największej mniejszości etnicznej Chin. Pochodzi z Hunanu, ale podczas jedzenia ostrego żarcia kropelki potu pojawiły się na jego czole, mimo iż hunańskie jedzenie jest jednym z najbardziej pikantnych w Chinach :) Strasznie lubię z nim gawędzić; jest taki łatwy w obsłudze! Przyzwyczaił się do dziwnych białasów i go nie szokuje fakt, że rozmawiamy z nauczycielami bez większego skrępowania. Mało tego, sam jest taką gadułą, że wystarczy znaleźć interesujący temat i już pół lekcji za nami... :D
Ciekawy garnek, prawda? To, co w środku, to prawie zwykły bulion, zjadliwy bo delikatny.To, co na zewnątrz, paliło mordę. Ale po piwku zaczęło mi nawet smakować... :D
A to jest parówka. Jak się ją wrzuci do gorącej zupy, to robi się z niej kwiatuszek (czego te Ruskie nie wymyślą ;)). Pycha!
A to pobojowisko zostawiliśmy trzy godziny później...
Kocham huoguo!

KTV 卡拉OK

No po prostu kocham tam chodzic. Tu nie chodzi o spiewanie, raczej o fantastyczna atmosfere. Juz samo patrzenie na angielskie napisy towarzyszace piosenkom (I'm a Barbie gerl na przyklad :D) sprawia, ze tarzamy sie ze smiechu. Spiewanie przez Renzo La vida loca, z ktorej to piosenki wszyscy znalismy tylko refren albo spiewanie przeze mnie sznapsbarytonem a przez Jensa dyszkantem chinskich romantycznych duetow - to naprawde urocze :) Tja... nawet mnie nie probuj bajerowac!
Alez ja naprawde spiewam to, co czuje!
Tajfun w swoim zywiole... Tylko dlaczego podczas spiewania piosenki o umieraniu mam banana na ryjku? :D
我在波兰真的怀念KTV. 现在常常去啊。 很好玩喔! 一边喝啤酒,一边唱浪漫的中文歌; 一边谈一边笑。。。我能住在那里 :D

znaki drogowe 路牌

Myslalam, ze w Polsce sa najbardziej debilne na swiecie. A tu prosze: A za 5 metrow (doslownie!):我以为在波兰有最荒谬的路牌。 但是中国也有 :P

druty :) 编织

Chinczycy naprawde nie lubia marnowac czasu... 华认真的不喜欢浪费时间。。。


na spacer z psem 遛狗

Cóż jednak zrobić, jeśli pies ma za krótkie nóżki, żeby nadążyć za właścicielem? Poza noszeniem psa w torebce, co jest tu nagminne, zdarzają się też bardziej ambitni właściciele:

Pies wygląda na w miarę zadowolonego. Tylko co będzie, jeśli zdecyduje podnieść nogę i załatwić palącą potrzebę na rowerzystę? Może właśnie dlatego rowerzystka ma na twarzy maseczkę? :D

2008-09-27

西双版纳 Xishuangbanna

我星期二会跟朋友们一起到那边去。 听说很好玩哦。。。
To taki region na poludniu Yunnanu, do ktorego sie wybieram, bo jest tam ladnie, lesiscie, mniejszosciowo, owocowo, krajobraziasto i wszelako inaczej, ale pieknie :) Wybieramy sie jak sojki za morze - mialo byc dzisiaj, ale nie mozemy zaniedbac kariery Martyny, wiec wyprawa troche sie opozni...
Nadrabiam to za pomoca karaoke, ranek i innych przyjemnych rzeczy. Dzis na przyklad zaliczylam przepyszne lody z zielonej herbaty (tak, Bayushi!), a takze... lekcje. Tak. Z powodu zblizajacego sie swieta panstwowego bedziemy miec wolny caly przyszly tydzien. Jednak zeby sobie wydluzyc wakacje, zarowno dzis, jak i jutro mamy lekcje.... Barbarzyncy z tych Chinczykow, pracowac w niedziele... Mowie o nauczycielach, bo akurat dla mnie to czysta przyjemnosc :D Jestem porabana, uwielbiam chodzic na lekcje, i to nawet w niedziele! Ale moj nauczyciel chinskiego mowionego jest slodziutki, wiec...
Nie. Ja naprawde nie tylko dlatego, ze lubie CHinczykow, chodze na te lekcje. Lubie chinski. Jego melodie. Prostote. Podobienstwo do polskiego :D Lubie to uczucie, kiedy uda mi sie zalapac chinski zart. Albo iedy mnie sie uda zazartowac tak, ze Chinczyk to zrozumie i sie zasmieje :) Dzis moglam sie troche sprawdzic... I chyba dobrze wyszlo, bo za dwa dni sie znowu widzimy ;)
。。。我已经可以跟中国人开玩笑。 当然,有的时候我听不懂华人说的话,但是我已经学好怎么让他们笑出来。这个地方让我很快乐 :) 还有呢。。。 看起来华认真的喜欢白皮肤,西方女孩的样子。。。老虎是不是非常合适狗呢?。。。哎呀。。。
哈哈哈! 我真快乐啊, 我在这里过的日子越来越愉快。 我懂得越来越多。我会吃越来越辣的。我不会寂寞。。。
明天还要上课。早上八点半啊! 太辛苦的小台呀。。。但是口语课的老师蛮口爱喔,我非常喜欢他的课 :)
还有呢。。。日本绿茶冰淇淋非常好吃。。。我一点都不想波兰菜 :)

2008-09-24

zajęcia 课程表

pon-czw周一~周四 8.30-10.10 chiński ogólny 发展汉语中级汉语(下)
pn, czw 周一,周四 10.20-12.00 chiński mówiony dla zaawansowanych 高级汉语口语
wt, pt 周二周五 10.20-12.00 chiński mówiony dla średniaków 中级汉语口语
pt 周五 8.30=10.10 chińska kultura 中国文化

To są zajęcia obowiązkowe. Potem mamy przerwę na lunch, a na lekcje nadobowiązkowe wracamy o 14.30 zazwyczaj. Ja jak dotąd wybrałam: chińską muzykę (piosenki ludowe i inne dana dana), hulusi (to ta "fletogruszka"), kaligrafię i malarstwo tuszem (tak, ja na malarstwie. I nie życzę sobie żadnych komentarzy na temat mojego sposobu rozumienia piękna :P). Zastanawiałam się nad lekcjami przygotowującymi do HSK, ale nauczycielka (ta sama co na lekcji chińskiego ogólnego niestety) korzysta z tego samego podręcznika... Zastanawiam się poważnie nad taichi i dodatkowymi pogadankami o kulturze. No i nad kursem herbaty. Tylko nie chcę przesadzić, bo już teraz spędzam całe dnie nad książkami... Albo nad jedzeniem :D

2008-09-21

:) pierwsza randka :D

Czekalam z zapartym tchem na te chwile. Wreszcie! Olsniony moja biala skora, ogromnymi oczami i prawie blond wlosami Chinczyk zaprosil mnie na obiad :D

Z mniej przyjemnych rzeczy: nie mam netu, nawet teraz korzystam z niego chylkiem i nie u siebie...

2008-09-19

Hulusi 葫蘆絲 fletogruszka

Zaczęłam się uczyć grać na nowym instrumencie. To coś pomiędzy fletem a klarnetem, ukochany instrument mniejszości Dai*. Brzmienie fajne, tylko zadęcie trzeba umiejętnie kontrolować, w przeciwnym razie szybko brak tchu...
Na własny użytek nazwałam go wraz z K. fletogruszką - fleto, bo instrument dęty, a gruszką od kształtu. Po prostu gruszkowate tykwy nie są w Polsce aż tak popularne, więc żeby słuchacz mógł sobie wyobrazić kształt instrumentu, wynalazłyśmy fletogruszkę... Po chińsku nazywa się "jedwabiem z tykwy" - chodzi o to, że dźwięk taki miękki i jedwabisty; oczywiście ta nazwa nijak się ma do oryginalnej nazwy dajskiej, w naszej transkrypcji bilangdao - prosta piszczałka z tykwy.
Instrument zaopatrzony jest w stroik przelotowy. Posiada trzy bambusowe piszczałki różnej długości oraz pudło rezonansowe zrobione z tykwy. Pudło to może być różnej wielkości, ozdobne bądź proste. W środkowej piszczałce są otwory, podobne jak we flecie prostym, tylko skala inna. Piszczałki boczne są burdonowe i posiadają klapki/zatyczki, by obecność burdonu można było kontrolować.
Całe wieki popularny w Yunnanie, instrument ten zdobył wielką popularność w całych Chinach dopiero w latach '90-tych, gdy wydano pierwsze płyty z utworami zaaranżowanymi na fletogruszkę. Płytę taką nagrał m.in. kolega ZB, a jego aranżacja Bambusa w świetle księżyca zdobyła wielkie uznanie:

Coraz więcej chińskich i zachodnich artystów sięga po ten instrument. I słusznie! Instrumenty ludowe mają duszę!...
Uwielbiam ten instrument...

*a także Achang, De'ang, Wa, Blang itd.

brama

Oto brama wiodaca do tej czesci mojej szkoly, w ktorej poza nauczycielami sa sami obcokrajowcy.
Co ciekawe, wlasnie szkolka chinskiego dla ufoludkow z innych krajow jest zaopatrzona w smoki i inne takie. Tymczasem reszta budynkow uniwersyteckich jest nowoczesna i europejska. Czyzby znowu folklor dla turystow?...

2008-09-18

rocznica

Dziś nauczycielka uprzedziła nas, że mamy się nie denerwować, gdy usłyszymy sygnały dźwiękowe o godzinie dziesiątej rano. To sygnał nadawany w całych Chinach, upamiętnienie Incydentu mukdeńskiego z 1931 roku. W wiki każdy zainteresowany znajdzie tę historię, ale chcę ją opowiedzieć mniej więcej słowami nauczycielki, pani w wieku emerytalnym. Otóż był sobie spokojny naród chiński. Japończycy być może też są spokojni, ale władze japońskie były złe, więc najechali na bezbronnych Chińczyków, zaczynając od Mandżurii. Wymordowali wiele rodzin. Aż do '45 XX w. cały czas mordowali, gwałcili, zmuszali do prostytucji i kradli, a na koniec nawet nie chcą przeprosić. Ale wiadomo - wojna to wojna; pan każe sługa musi. Chińczycy nie obwiniają już teraz biednych Japończyków, którzy przecież potracili rodziny, a jak się wojna skończyła to wiele lat nie mogli wrócić do rodzinnego kraju. Najgorszy zbój to ten wstrętny Czang Kaj-szek, który nie zrobił nic, żeby Japończyków powstrzymać. Po prostu w nosie miał niedolę chińskiego ludu. Całe szczęście szybko potem uciekł z kontynentu, bo przy takiej władzy wszyscy Chińczycy by wyginęli...
No. Mniej więcej coś takiego. Nie jest to oczywiście dokładne tłumaczenie, a raczej uczucie, z którym mowiła pani nauczycielka. Bardzo ją lubię, ale...
Aha. Jeszcze jedna ciekawostka - sygnał jest nadawany dopiero od roku. Podobno kazali go nadawać żeby młodzież nie zapominała o historii.

2008-09-17

widok z okna 窗外

Oknow kuchni jest malo uzyteczne. Ale z okna w salonie widac nasza ulice:
A takze, w dalszej perspektywie, gory :)
A po drodze - ochronne kraty zeby nie wypasc.

zdjecia mieszkania :) 我住的地方 (3)

Salon 客廳
Kuchnia 廚房
pokoj Martyny 金鳳的房間
Mieszkanie jest ogromne. Dlatego sprzatanie po flejtuchowatych Chinczykach trwalo az 3 tygodnie...

zdjecia mieszkania :) 我住的地方 (2)

Lazienka jest europejska, co mnie niezmiernie cieszy. W zyciu bym nie pomyslala, jak istotnym czynnikiem wplywajacym na moje samopoczucie moze byc deska klozetowa... No bo ze pralka i wanna to akurat wiedzialam ;)
Doprowadzenie lazienki do takiego stanu kosztowalo jednak Martne i mnie troche energii, samozaparcia... i pieniedzy.
Tak. Czyscilam na kolanach kibel. I jak w ponurym dowcipie o wojsku, kupilysmy szczoteczke do zebow, zeby niektore miejsca doczyscic...
A ja uruchoilam pralke. Po pierwsze: zrozumialam instrukcje obslugi :) Po drugie: klawisz sluzacy do wlaczania pralki nie dzialal. To znaczy dzialal, ale tylko przez chwile. Albo jeszcze inaczej: dziala caly czas, ale musi byc mechanicznie docisniety, bo sam z siebie sie nie wciska :P Pelna prowizorka - wcisnelam papier toaletowy. I dziala!! :D To i tak pikus w porownaniu z tym, ze (uwaga, uwaga! Werble graja... Uderzenie w ogromny gong... TARAM!!) NAPRAWILAM SPLUCZKE!!
Juz pierwszego wieczora Martyna przyszla sie wyplakac na moim ramieniu, ze chyba zbyt pochopnie zdecydowalysmy sie na to mieszkanie, bo nawet spluczka nie dziala. Jeszcze poprzedniego dnia dzialala, wiec postanowilam wziac sprawy w swoje rece. Okazalo sie, ze sprawa jest banalna - spadl haczyk, za pomoca ktorego po nacisnieciu knefla podnosla sie blokada odplywu wody. Zalozylam i dziala :) Od tej pory Martyna mowi do mnie Shifu czyli Mistrzu :) Ma mnie tak w telefonie. Mowi tak do mnie publicznie. Zaraza sie rozprzestrzenia - mowia tak do mnie rowniez Jens a takze Renzo Paul Espinoza, Peruwianczyk mieszkajacy na plazy w Republice Dominikany, ktory tez wpadl na idiotyczny pomysl przyjazdu tutaj na studia...
Poniewaz jestem Shifu, kiedy zasiadamy do wspolnego posilku mowie, o, pardon, wyglaszam slowa typu: you are allowed to eat. Niektore z moich prywatnych powiedzen sa gloszone i rozprzestrzeniane po swiecie; w ten sposob moja madrosc nigdy nie zginie. No na przyklad cudenko bedace haslem przewodnim sezonu: Everytime is nap time :)
Tja... To pewnie przez ten szacunek, ktory mnie zewszad otacza, czuje sie jak piate kolo u wozu, jak z bialasami gadam... :P
Swoja droga, ja naprawde nie rozumiem. Na Tajwanie nawet jak ktos mowil po angielsku, w grupie i tak poslugiwalismy sie chinskim. Przeciez po to zesmy przyjechali, nieprawdaz? Tutaj wszyscy spikaja zamiast jiangac. Dlatego wole moich Koreanczykow i innych skosnych. Ich angielski jest tak kiepski, ze nawet nie probuja nim mowic :P

zdjecia mieszkania :) 我住的地方 (1)

Napisalam wypracowanie, wiec moge sie zabrac za glupoty. To znaczy, jeszcze dzisiaj sie na pewno poucze, ale chwilowo mam wyprany mozg. Wypracowanie nie jest dlugie, niecale dwiescie znakow, ale wymog byl ponad sto, wiec i tak sie postaralam. Na czysto przepisalam na firmowym papierze mojego uniwerku (to te niebieskie znaczki u gory).
A oto moje pokoje, "gabinet" i sypialnia 就是我的房間:
Miedzy gabinetem i sypialnia jest szklana sciana w bambusy. To jest glowny powod, dla ktorego wybralam wlasnie to miejsce :) CDN

owoce

To 火龍果 czyli przygotowana do jedzenia pitaya- po chińsku znacznie bardziej malowniczo zwana "owocem ognistego smoka".
Mój najukochańszy w świecie arbuz, czyli "zachodnia dynia" ;) . Zwróćcie uwagę na to, jak został pokrojony - tutaj się rzadko jada półksiężyce; w każdym sklepie owocowym za darmo kroją owoce, zdejmują skórki itd. Z pitayi została zdjęta skórka, a potem sprzedawczyni pokroiła owoc w plasterki. Arbuz został sieknięty na ćwiartki, potem każda ćwiartka posiekana w poprzek, a potem te poprzeczne "plasterki" zostały odkrojone od skórki. Cała operacja trwała może pół minuty, a człowiek nie musi się sam męczyć...
i... Nie. To nie są pomidory, choć wyglądają podobnie. Niech ktoś mi pomoże! Jak się to cholerstwo nazywa? Pyszne jest, słodkie, jest soczyste, w smaku nie przypomina niczego :P Kocham je!
To tyle na dzisiaj. Wracam do pisania wypracowania na temat: czy zgadzasz się z dyrekcją hotelu, która uprasza o niemarnowanie ręczników w ramach ochrony przyrody?"...
Update: już wiem, że to persymony. Nowa miłość!

2008-09-16

szpital

Zaraz po przyjeździe każdy student musiał pójść do szpitala - wprawdzie w Polsce wykonałam wszystkie możliwe badania, w dodatku ponosząc dodatkowe koszty związane z tłumaczeniem wszystkiego na angielski (dobrze, że nie na chiński!), ale niech tam. Stwierdziłam, że spróbuję się wykłócić. Właśnie po to przywiozłam do Chin zdjęcie rentgenowskie, wykres ekg, wyniki HIVa i innych weneryków, a także kilogram innych papierów.
Pomijam fakt, że Yunda (Uniwersytet Yunnański, czyli mój uniwerek) ma swój własny szpital uniwersytecki, a nam kazali się tłuc w okolice lotniska, czyli na koniec świata.  Później dowiedziałam się, że to specjalna przychodnia okołowizowa - z tego, co wiem, nie służy niczemu innemu niż robienie badań potrzebnych do rozmaitych typów chińskich wiz. Pomijam to, że w kolejce czeka się godzinami - w końcu to tutaj muszą się przebadać wszyscy obcokrajowcy. Pomijam, że nawet ja byłam w stanie wytknąć błędy w dwujęzycznych formularzach (wersja angielska nijak się nie miała do prawdziwego języka angielskiego). Są jednak rzeczy, których pominąć nie mogę.
Po pierwsze: pełną godzinę zegarową zajęło mi wykłócanie się o to, żeby nie mieć powtórki rentgena a także ekg. Powtarzanie ekg nie jest niebezpieczne dla zdrowia, ale przecież każde badanie kosztuje, ja już za nie raz w Polsce płaciłam, a tu, choć jestem na pełnym stypendium, musiałam wszystko pokryć z własnej kieszeni. W końcu przyjęli moje zdjęcia i wykresy. I wtedy się zaczęło... Próbowałam wymusić na nich przyjęcie wyników innych badań. Że przecież jest po angielsku, że jest ilość wszystkich typów krwinek i innych śladów krwi w moczu. Nie skutkowało. Dlaczego? Pani doktor, wykształcona kobieta, na oko niegłupia i nawet całkiem miła, wytłumaczyła powoli i wyraźnie, że nie przyjmie wyników, bo nie ma na nich czerwonej, okrągłej pieczątki, a przecież każde dziecko wie, że tylko świstek z czerwoną, okrągłą pieczątką jest ważny. Próbowałam tłumaczyć, że każda placówka w Polsce, ba, każdy lekarz ma swoją własną pieczątkę i że kolory tudzież kształty są rozmaite. Bezskutecznie. Tego muru nie da się przeskoczyć ani obejść. Poszłam na badania.
Wsadzili mnie z plecakiem i w komplecie ubrań na wagę. Wzrost też zbadali na odczepnego. Pobrali krew - mieli jednorazówki, sprawdzałam! - nawet sprawnie. Zrobili usg. Dziewczyny przebadano też ginekologicznie. Na oko. To znaczy trzeba się ułożyć na gotelu ginekologicznym, ale lekarz tylko rzuca okiem. Może żeby sprawdzić, czy się płeć zgadza? 
Potem weszłam do okulisty i przeżyłam szok kulturowy. Pani podaje drewnianą warząchew, którą trzeba sobie zasłonić oko. I pokazuje taką tablicę:
Niechińskojęzycznym wytłumaczę: ten znak to nie drukowane E, a chiński znak 山 (góra) w różnych pozycjach. Pani pokazywała poszczególne "góry", a delikwent ustawia dłoń w takim kierunku, w jaki jest skierowana góra. Niestety, badanie nie bylo miarodajne, ale to nie przez górę, która zresztą była takim zaskoczeniem, że miałam głupawkę, ale dlatego, że nikt nie poprosił o zdjęcie soczewek kontaktowych ani nawet nie pytał, czy takowe noszę...
Ostatnie było badanie moczu - łazienka, w której ani jednych drzwi nie dało się zamknąć ani nawet przymnknąć + centymetrowe plastikowe miareczki , oczywiście bez zamknięcia, które trzeba było przenieść przez pół przychodni...
Jedno tylko mnie cieszy: gdy w końcu dostałam książeczkę zdrowia, przeczytałam z satysfakcją, że nie stwierdzono żadnych chorób umysłowych. Do dziś się zastanawiam, czy wybuch gromkiego śmiechu u okulistki na widok gór jest przez Chińczyków traktowany jak coś normalnego dlatego, że przecież wszyscy obcokrajowcy są dziwni, czy po prostu dlatego, że tam akurat lekarze cały czas obcowali z obcokrajowcami i się przyzwyczaili...

bialasy

Generalnie za bialasami nie przepadam. Nie dosc, ze brzydkie, to jeszcze dogadac sie z tym trudno. To znaczy, oczywiscie nie mowie o Was, moi najukochansi Przyjaciele... i Rodzino... Ale tutejsi biali... no jakos nie umiem sie do nich przekonac.
Sa jednak wyjatki. Jens jest wyjatkiem. Ubostwiamy sie nawzajem od pierwszego wejrzenia. Popelniamy wszystkie mozliwe faux pas jakie nam tylko wpadna do glowy z boska swiadomoscia, ze w przeciwienstwie do burakow popelniamy je z pelna premedytacja. Zartujemy. Smiejemy sie. Dzieki Jensowi przestaje sie przejmowac bariera jezykowa (ach, ten moj denny angielski...), ktora dzieli mnie od reszty bialych. Poza wszystkimi oczywistymi zaletami, ktore ow osobnik posiada (inteligencja, poczucie humoru, wdziek, urok osobisty, kindersztuba, oczy w ksztalcie migdalow i ladny zapach), potrafi jeszcze najzajefajniej w swiecie trzepotac rzesami. Zdjecie fotniete podczas huoguo przez Martyne, ktora zreszta umiescila je na moim facebooku z dopiskiem "zdjecie stulecia" :D
PS. Jedno, co mnie w nim wpienia, to fakt, ze ma ode mnie dluzsze paznokcie... :P

2008-09-14

Collegium Novum

Tutejsze, oczywiście. Czyli najważniejszy budynek Uniwersytetu Yunnańskiego.


A po dziedzińcu biegają wiewiórki...

tresura

pardon. Nie żadna tresura, tylko szkolenie pracowników. "W jednoszeregu zbiórka! Macie sprzątać stoły! - Będziemy sprzątać stoły! - Nie wolno pluć! - Nie będziemy pluć! - Nasza dewiza to szybko, sprawnie i z uśmiechem! -Szybko, sprawnie i z uśmiechem!" Tak jest w niemal każdej knajpie, przy niemal każdym co porządniejszym sklepie, salonie piękności itd. CODZIENNIE!! A potem wszyscy wracają do pracy. Niekoniecznie do środka. Na zewnątrz knajp zazwyczaj zostaje dwójka naganiaczy, którzy zachęcają klientów do wstąpienia. Czasem zachęcają miłym słowem, gestem i uśmiechem, czasem wrzaskiem i klaskaniem, a czasem umpa-umpa na cały regulator. I na Chińczyków to działa! Oni do tych głośnych sklepów naprawdę wchodzą...
Właściwie to takie pranie mózgów dyscyplinowanie pracowników wcale nie jest najgorszym pomysłem... Może dzięki temu nie traktują klientów jak przeszkadzaczy...

kluski przechodzące przez most 過橋米線

Powstanie jednej z najsłynniejszych przekąsek Yunnanu opatrzone jest legendą. Ciekawa rzecz: w Polsce mało jest legend okołokulinarnych, a w Chinach jest ich mnóstwo. Czyżby Chińczycy byli większymi od Polaków łasuchami?
Dawno, dawno temu był sobie mężczyzna, który uczył się do egzaminów państwowych w jakimś odciętym od cywilizacji miejscu (w okolicach dzisiejszego Mengzi). Żeby być z dala od zgiełku, siadał sobie na przeciwnym niż własne domostwo brzegu rzeki. Kochająca żona dzień w dzień przygotowywała mu obiadek. Problem polegał na tym, że zanim docierała na drugi brzeg rzeki, obiad był zimnawy. Pewnego dnia wpadła wreszcie na to, ze jeśli zupa ma warstwę ochronną tłuszczu, nieprędko ostygnie. Moim zdaniem wystarczyłoby tę zupę czymś nakryć, niekoniecznie tłuszczem, no ale ja głupia Europejka jestem... Ponieważ facetowi udało się zdać egzamin, oczywiście tylko dzięki pożywnym a ciepłym zupkom przygotowywanym przez żonę, kluski stały się sławne.
Instrukcja obsługi: dostaje się kubełek wrzącego rosołu, a także miliard miseczek z pokrojonym na półprzezroczyste plasterki surowym mięskiem, warzywami, owocami morza czy co kto sobie życzy plus oczywiście misieny* w dużej ilości. Wrzuca się to po kolei do miski z rosołkiem. Kolejność jest ważna: na początek idzie surowe mięso i przepiórcze jajka i dopiero, gdy się one "ugotują", dorzucamy dodatki. Następnie się zajada całość za pomocą pałeczek, zapijając zimnym piwkiem. Zimne piwko nie jest aż tak tradycyjne, jak kluski, ale co nam to przeszkadza?
Miseczka jest taka dość konkretna, ale w zależności od knajpy rozmiar jest różny. Całość kosztuje od kilku do kilkudziesięciu yuanów, w zależności od stopnia wypasu. Wybierając knajpę, trzeba uważać - w niektórych miejscach wspaniały kurczaczy rosołek zastępuje mieszanka wrzątku i glutaminianu sodu...
*jeden z typów makaronu zrobionego z ugotowanego wcześniej ryżu.

2008-09-11

翠湖 Cuihu Szmaragdowozielone Jezioro :)

Mieszkam blisko niego. Jest tam pięknie. Nocą rozświetlone, pełne ludzi, grających na wszystkim - od erhu czy innych dizi aż po saksofony i akordeony. Zapach jedzenia. Zapach wody. Zapach Chin. Lotosy są piękne, gdy są otwarte, ale na mnie znacznie większe wrażenie wywierają zamknięte. Mam wtedy wrażenie, że jest spokojnie i cicho, mimo dobiegającego zewsząd gwaru. Aha, no i zachody słońca są rewelacyjne, tylko nigdy mi się nie udaje uchwycić właściwego momentu...
Dość wyrazista różnica między odnowioną i nieodnowioną częścią muru.
Starych, krzywych, spróchniałych, whatever drzew się nie wycina. One są piękne, ważne, są szanowane. Jeśli drzewo rośnie nie tak, należy mu się podpórka. Betonowa :)