Nie mam pojęcia, skąd się wzięła angielska nazwa „sufu” na tę przekąskę. Może z japońskiego? Jest to tofu w wersji ekstremalnie soft. Zostało bowiem zapeklowane w marynacie złożonej z na przykład oleju sezamowego, soli, wina ryżowego, octu, papryki, anyżu, cynamonu, cytryny, szynki czy nawet suszonych krewetek - w zależności od regionu skład marynaty będzie się bardzo różnił. Akurat w Yunnanie jest popularna wersja ostro-oleista. Pewnie też dlatego u nas sprzedaje się ten specyfik pod nazwą you lufu 油滷腐 (tofu w oleistej marynacie) albo po prostu lufu, niespotykaną gdzie indziej.
Po zamarynowaniu wychodzi z tego pikantna pasta, używana chętnie jako przyprawa i jako składnik sosów. Nawet zwykły ryż czy też kleik ryżowy z odrobiną sufu jest przepyszny, aromatyczny i - niestety - słony. O ile nie jestem przesadną fanką tofu w ogólności, o tyle „kawałki przynęty” przyprawione sufu
czy też sufu wykorzystane jako składnik maczajki do produktów ugotowanych w „ogniowym kociołku” czy też grillowanych należą do moich zdecydowanych przysmaków. W Yunnanie chyba najpopularniejsze dwa typy są sprzedawane w Yuxi i Chuxiongu; obu spróbowałam, oba są przepyszne, do obu należy mieć przygotowanie w postaci na przykład jedzenia serów pleśniowych – wówczas i proces powstawania sufu będzie się może wydawał łatwiejszy do zaakceptowania, i smak, i konsystencja. A jeśli przed spróbowaniem przygotujecie się mentalnie na coś bardzo ostro-słonego, na pewno zostaniecie fanami.
Czy gdzieś w Polsce można dostać?
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawy smaku tego tofu, bo nigdy go nie próbowałem
niestety nie wiem. Ja się nie spotkałam, ale być może od mojego wyjazdu z Polski coś się w tej kwestii zmieniło.
OdpowiedzUsuń