W tym daniu jednak najbardziej chodzi o yunnański kozi ser, rubing. Jedliście kiedyś gotowany biały ser? No właśnie...
No i jest jeszcze nazwa. Stawiam sto do jednego, że gdyby wszystkie potrawy z groszkiem miały takie ładne nazwy, lubiłabym je dużo bardziej.
Składniki:
- parę plastrów niesłonego, twardego białego sera - najlepszy jest rubing, ale wiem, że w Polsce nie bardzo jest dostępny
- świeży zielony groszek - ze dwadzieścia dag. Mogą być "groszki" z innych roślin strączkowych
- szczypta soli
- woda
Wykonanie:
- ser kroimy w kosteczkę.
- wkładamy do garnka razem z groszkiem.
- zalewamy wodą tak, żeby przykryć składniki.
- solimy.
- zagotowujemy, a potem gotujemy na wolnym ogniu jeszcze dziesięć minut, żeby groszek był jeszcze chrupki, a już nie surowy.
Ja robię to danie w dwóch podstawowych odsłonach: żabki, czyli z groszkiem i ropuchy, czyli z młodym bobem.
Wody można dodać trochę mniej - będzie "na sucho" - albo trochę więcej - i będzie pyszna zupa, w sam raz do wymieszania z ryżem.
Dajcie mi znać, jak Wam smakowało :)
Jakie urocze! Chyba będę musiała zrobić dla moich łasuchów :)
OdpowiedzUsuńA jakie pyszne! Dobre na przełamanie kulinarnych niechęci :)
UsuńŚwietne te żabki. Podoba mi się wersja ropusza, bo bób wolę od groszku. Ten z puszki jest niejadalny, śmierdzi starymi skarpetami:-)
OdpowiedzUsuńTak samo zresztą jak kukurydza ;) Problem z bobem, że sezon trwa zdecydowanie za krótko...
UsuńNo i znów zatęskniłam... Za każdym razem jak publikujesz wpis o jedzeniu (sama przyznasz, że to dość często), serce ściska mi się z tęsknoty za yunnańskimi cudownymi produktami.Ech....
OdpowiedzUsuńMniej więcej raz na tydzień, to wcale nie tak często! Poza tym ta tęsknota ma Cię doprowadzać do częstych powrotów ;)
UsuńO nie, nie, nie moje danie. Dla mnie wyglada wyjatkowo nizachecajco. Uwiebiam groszek z puszki, szczegolnie w majonezie ze smietana. Nie toleruje za to marchewki z groszkiem, oddzielnie moge, ale razem wyjatkowo nie lubie, chociaz te zjem jak dadza.
OdpowiedzUsuńGotowanego samego groszku nidy nie jadam, tylko sutowy.
I nie pasuje mi jak go dodaja np do pizzy, kiedys sie nacielam.
Jest tez w polskich "chinczykach" czy salatce warzywnej i tez daje sie wtedy zjesc.
Bob jadam tylko gotowany z maselkiem i sola, ale i tak njabardziej ze straczkowatych kubie fasole jasia z szybkowara do miekkosci. Tej to moge zjesc pare kg.
Ser gotowany, owszem dziwo... Poza tym kozi jest srasznie drogi u nas. Czasem jadam, ale mnie nie stac. Lubie bryndze, albo krowio-kozi, te sa tansze.
Uwielbiam za to ser smazony, moje rodzinne tradycyjne ustrojstwo. Dawniej robila je w domu ciocia z bialego sera, potem przywozilo sie z Pomorza, a teraz jest w biedrach :)
groszek z puszki, brrrr. Przez ten wynalazek zawsze sądziłam, że nie lubię groszku. Owszem, lubię, ale świeży, bo ten z puszki śmierdzi. Tutejszy kozi to jedyny nieimportowany ser, więc jest w akceptowalnej cenie :)
Usuń