Wszyscy wiedzą, że jestem herbacianą fanatyczką - mam więcej rodzajów herbaty niż butów, torebek i pasków razem wziętych. Nie zdziwiło mnie więc, gdy razu pewnego moje tajtaje przed lekcją angielskiego zaproponowały mi nową herbatę. Pu'er aromatyzowany wończą i w ogóle taka ąę. Podały mi taką na czysto, już zaparzoną. Patrzą wyczekująco, a ja nie bardzo wiem, jak mam im powiedzieć, że mi nie smakuje. Bo ohydna była.
Po pięciu minutach same się zorientowały, że coś jest nie tak. Pytają, o co chodzi, bo szklanka pełna. A ja mówię, że nie chcę im robić przykrości, ale wolałabym wodę, bo ta herbata smakuje całkiem jak Lipton.
Tajtaje zaczęły się śmiać. Pokazały mi pudełko. Już wtedy wiedziałam, o co chodzi.
A za chwilę ujawniły, JAK tę ąę herbatę się parzy:
Zapytałam, dlaczego mi to zrobiły, chociaż wiedzą, że lubię dobrą herbatę, a nie zmiotki z podłogi.
"Bo widzisz, zawsze tak mówisz o tych herbatach, że to Twoja pasja i w ogóle; kiedyś powiedziałam Kate, że to niemożliwe, żeby obcokrajowiec lepiej niż ja rozróżniał herbaty i postanowiłyśmy sprawdzić, czy będziesz wiedziała, co to za herbata i czy faktycznie poznasz się na jej smaku i jakości..."
Założyły się, skubane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.