2014-07-27

męskie granie

Jak może pamiętacie, byliśmy niedawno na rockowym koncercie. Poszliśmy dlatego, że w jednej z kapel grał na saksie były uczeń mojego męża. Dobrze grał zresztą, bardzo dobrze nawet - dlatego zaczęłam ZB o niego wypytywać.
Zdolny był zawsze, ale leniwy. Zdecydowanie był to uczeń, na którego najwięcej krzyczałem. Wyobraź sobie taką sytuację: uczyłem go już ponad rok. Jak zwykle grałem dla niego nowe ćwiczenia i utworki, żeby się oswoił z brzmieniem, a on zawsze je grał bez większego problemu - i tylko dziwiłem się, dlaczego nie gra następnych w kolejności, skoro te mu tak dobrze idą. I nagle, po roku zajęć, odkryłem, że on nie czyta nut! Skubany, zapamiętywał po prostu to, co dla niego grałem i powtarzał, najpierw ze słuchu, a potem z pamięci. Zapytałem, jak sobie bez znajomości nut wyobraża dalszą naukę. Wygłosiłem półgodzinne kazanie, które zakończyło się jego płaczem. Odtąd każdą lekcję zaczynałem od ćwiczeń a vista. Razu pewnego daję mu takie ćwiczenie, on na nie patrzy i mówi, że to taka łatwizna i w ogóle. Spojrzałem tylko raz i zapytałem, czy jest taki absolutnie pewien, że zagra od początku do końca i ani raz się nie pomyli, że od razu za pierwszym razem opanuje niuanse artykulacyjne czy dynamiczne. Oczywiście mu się nie udało, spiekł raczka, a ja mu mówię: lepiej jest powiedzieć, że trudne, ale spróbujesz, niż że za łatwe. Bo jeśli powiesz, że trudne, spróbujesz i wyjdzie bezbłędnie, to spojrzą na Ciebie jak na wirtuoza, i to w dodatku skromnego, a jeśli powiesz, że łatwizna i sknocisz, to spojrzą jak na samochwałę i idiotę. Wolisz być mistrzem czy idiotą? I znów się rozpłakał - ale już potem nigdy się nie przechwalał i zawsze był skromny.
Koleżanka słucha tak tego, słucha i mówi - bo widzisz... Ty nie jesteś po prostu nauczycielem. Jesteś jego mistrzem.
***
W trakcie koncertu odkryliśmy, że chłopak nieźle jazzuje, a i inne gatunki muzyki rozrywkowej nie są mu obce. Pytam ZB, od kogo on się tego nauczył, będąc pewna, że uśmiechnie się z dumą i powie, że to właśnie on go wtajemniczał.
ZB uśmiechnął się z dumą i mówi:
nie wiem. Ale świetnie sobie radzi, prawda? Ja go uczyłem tylko klasyki, ponieważ gdy jeszcze był moim uczniem, po prostu przygotowywał się do kolejnych egzaminów z saksofonu, a na egzaminach była wyłącznie klasyka. Wiedziałem, że czasem grywa, ale nie sądziłem, że stało się to jego zawodem! Bardzo bym chciał z nim kiedyś pograć, bo wydaje mi się, że moglibyśmy się dobrze razem bawić...
Namówiłam ZB, by chłopakowi zaproponował muzyczne spotkanie. I właśnie dziś wieczorem idą się spotkać w naszym ukochanym barze Dzika Pszczoła 野蜂 :) Jestem ciekawa, jak im pójdzie :)

4 komentarze:

  1. O rany! Nie wiedziałam, że Twój ZB uczy gry na saksofonie! Szkoda, że jesteście tak daleko, bo mój Jasiek od kilku lat ćwiczy na saksie i mieliśmy problem ze znalezieniem odpowiedniego nauczyciela/mistrza. Klasyka była jednak nie dla niego, męczył się, chociaż na pianinie uwielbia grać klasykę. Nowy nauczyciel wprowadził go w jazz i teraz mój jedenastolatek "przygotowuje się" do pierwszego jazz session :-)
    Wiele zależy od nauczyciela ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem w wypadku saksofonu klasyka może służyć co najwyżej jako ćwiczenia techniczne :) Saksofon jest stworzony do jazzu i swingu, jest dla mnie brzmieniem wolności muzycznej :) ZB jest niezłym nauczycielem, bo pozwala uczniom kochać muzykę i ją odkrywać. Dla większości chińskich rodziców ważniejsze jest jednak, by dziecko w terminie zdawało egzaminy...

      Usuń
    2. Na szczęście Jasiek egzaminów z saksofonu nie musi zdawać. Trzęsie się jednak przed egzaminami z pianina i teorii muzyki, które ma mieć podobno za rok. Cała klasa ma zdawać, bo rodzice im każą, my Jaśkowi nie każemy, ale on uważa że będzie głupio jeśli jako jedyny nie przystąpi do tych egzaminów. Dla nas ważniejsze jest właśnie by kochał muzykę i by się nią bawił, sam tworzył, komponował, przygrywał. Pozdrawiam z upalnego Taipei.

      Usuń
    3. Egzamin może być bodźcem, który pozwoli na szybsze i pewniejsze opanowanie materiału; jeśli się go zda dobrze, jest dodatkowym potwierdzeniem własnych umiejętności. Ja jednak prawie dziesięć lat nie grałam na pianinie i jak ognia unikałam wszystkich występów publicznych właśnie dlatego, że się okropnie bałam publicznej weryfikacji własnych umiejętności - a strach ten zawdzięczałam właśnie szkole muzycznej...

      Usuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.