Parę dni temu facet z Gansu znalazł martwego świstaka. Nie chcąc, by mięso się zmarnowało, podał je swemu psu. Tego samego wieczoru człowiek ów zaczął się źle czuć. Hospitalizacja nie pomogła - umarł. Kiedy, do jasnej cholery, się ci ludzie nauczą, żeby nie tykać padłych dzikich gryzoni, bo można zachorować na dżumę?!
Chińskie władze zareagowały błyskawicznie: zamknęły miasto Yumen, w którym zmarł mężczyzna, żeby nie roznieść zarazy, a przy okazji stworzono cztery sektory kwarantanny. Dróg pilnuje policja; miasto jest dobrze zaopatrzone, więc nikomu nie braknie pożywienia. Lekarze z niepokojem czekają na ewentualne pojawienie się objawów dżumy dymieniczej u któregoś z pacjentów. Sytuacja w zasadzie opanowana.
Takie akcje zdarzają się co jakiś czas - parę lat temu głośny był przypadek dwóch Syczuańskich wieśniaków, którzy przyrządzili sobie padłego świstaka na kolację. Jak widać, nic to nikogo nie nauczyło.
A ja właśnie o tym rozmyślam, gdy widzę bogaty wybór mięs nadzianych na szaszłykowe pałeczki w biednych częściach miasta...
Źródło.
Jak jakiś Traveling Arab zje miejscowy przysmak a potem poleci do USA.To ma zapewnione wakacje w Guantanamo.Ewentualnie Survival na Mazurach w Tajnym więzieniu CIA w Kiejkutach ;D Dadzą jemu Full Service: głębokie nurkowania w wiadrze ze wstrzymaniem oddechu i leczenie neurologiczne prądem na koszt Narodowego Funduszu Zgonów :)
OdpowiedzUsuńDżuma występuje w USA do dziś. Po prostu liczba zachorowań jest bardzo niska w porównaniu do Azji czy Afryki, dlatego nie jest o tym tak głośno.
OdpowiedzUsuńTo, że się zdarzają, to normalne - szczurów się pewnie nigdy nie uda wytępić, więc da się to zrozumieć. Ale dotykać/zjeść padłe zwierzę?...
OdpowiedzUsuń