Koleżanka przyszła na kolację. Gotuję w zasadzie rzadko, bo po pierwsze mąż obiecał, że to on się zajmie kuchnią, a po drugie mam na to czas tylko w weekendy, ale za to jeśli już gotuję, to zazwyczaj tak raczej wypaśnie – z zupą, drugim daniem, ciastem, wszystkim, co trzeba. Tym razem gościem specjalnym były kotlety schabowe, które nigdy nie wydawały mi się daniem ekskluzywnym, ale w Chinach jest inaczej – wiecie, w Kunmingu nigdzie nie można kupić bułki tartej...
Pokonałam tę trudność. I tylko koleżanka zapytała, czy jej się tylko wydaje, czy kotlety pachną sezamem.
Tak. Pachną. Bułkę tartą sporządzam bowiem przy pomocy blendera z wysuszonych na wiór kawałków sezamowego
naanu. Czasem również z bagietki i innych takich, ale rzadko, bo po prostu rzadko bywamy w miejscach, w których europejskie pieczywo można dostać. A oto warsztat do robienia bułki tartej:
Voilà!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.