Piękne Pnącze wróciła do pracy już po dwóch miesiącach po wydaniu na świat ślicznych bliźniaczek. Za każdym razem pokazuje nowe zdjęcia, jest z nich niesłychanie dumna i się nimi bardzo cieszy. Zdziwiło mnie wprawdzie, że nie mają dziewczyneczki żadnego zdjęcia z ojcem, ale, nauczona doświadczeniem, wiem, że wszystko może być drażliwym tematem. Nie pytam.
Nie muszę. Ostatnio tak się złożyło, że obie przyszłyśmy za wcześnie. Siedzimy, gawędząc, a Pnącze zaczyna od rozmowy o niczym przechodzić do ważniejszych tematów.
„Więc mówisz, że świekra jest dla Ciebie dobra? Moja też była. Cały czas mnie uwielbiała, a jak zaszłam w ciążę, to prawie na rękach nosiła. A potem zrobiliśmy badania i okazało się, że to dwie dziewczynki. I już nie było tak różowo. Jak tylko się dowiedziała, na drugi dzień przyszła i przed moim powrotem z pracy umyła podłogę – i zostawiła ją mokrą. Miała nadzieję, że się poślizgnę i poronię. Całe szczęście uważałam – ale dopiero wtedy zrozumiałam, że ona wcale nie lubiła mnie, tylko potencjalną matkę swojego wnuka. Teraz, gdy się okazało, że wnuka mieć nie będzie, tylko dwie, bezwartościowe jej zdaniem, wnuczki, wszystko się zmieniło. W czasie ciąży ani raz mnie nie odwiedziła, chociaż wiedziała, że ciąża jest zagrożona i muszę cały czas leżeć samiusieńka w domu. Ale to jeszcze nic! Gdy po cesarce wróciłyśmy we trzy do domu, to właśnie ona powinna się nami zajmować podczas mojego połogu. Ha!... Dobre sobie. Leżałam, po operacji, więc z przykazem, żeby nie wstawać. Dzieci płakały całą noc, ona słuchała w drugim pokoju i nie wzięła żadnego dziecka na ręce, pozwoliła nam trzem nie spać całą noc. Niechby chociaż przyniosła mi je do łóżka, jakoś bym je uspokoiła! Ale nie. Chyba jej sprawiało przyjemność, że zarwałyśmy noc i wszystkie trzy byłyśmy w kiepskim stanie... Na drugi dzień wyniosłam się do mojej Mamy i od tej pory tam mieszkam.”
Dziewczyna wzdycha i wpatruje się we własne dłonie. Wiem, że musi jej być ciężko i w końcu odważam się zapytać: No dobrze, a co na to wszystko Twój mąż?
Piękne Pnącze ociąga się z odpowiedzią, ale w końcu patrzy mi w oczy i mówi: „Stoi po stronie matki, jak 90% chińskich mężczyzn. Pewnie tak samo jak matka uważa, że to moja wina, że to dziewczynki, nie chłopcy. Wiesz... od kiedy wyprowadziłam się do Mamy, on przyjeżdża kilka razy w tygodniu na godzinę, dwie, zobaczyć się z córkami i jedzie. Nie obchodzi go ani jak żyję, ani za co. Jak myślisz, dlaczego wróciłam do pracy tak wcześnie? Teoretycznie byłam na etacie, ale firma nie płaciła mi w czasie ciąży ani po urodzeniu dzieci. Chcesz żyć – musisz zarabiać. Nawet teraz zarabiam ledwie kilkaset yuanów miesięcznie – oczywiście, dla dzieci by to nie wystarczyło, ale ich ojciec się mimo wszystko poczuwa i przynosi te dziecięce produkty pierwszej potrzeby, które są potrzebne – oczywiście pod warunkiem, że mu powiem, które są potrzebne, bo on sam tego nie wie. Ale jedzenie, opłaty, wszystko inne opłacić musimy z kiepskiej emerytury Mamy i mojej nieszczęsnej pensji...”.
Pnączu łamie się głos. Odczekuję chwilę, żeby doszła do siebie i zaczynam mówić. Nie chcę, żeby to zabrzmiało źle, ale takich słów nie da się powiedzieć łagodnie. Dziewczyno, dlaczego jeszcze nie złożyłaś pozwu rozwodowego?
Piękna, młoda mama siedząca obok uśmiecha się smutnie. „Nie chcę, żeby dziewczynki dorastały bez ojca. Mój ojciec zmarł, kiedy byłam dzieckiem. Mama nigdy nie wyszła ponownie za mąż. Z dzieciństwa pamiętam tylko tęsknotę za tym, żeby ojciec był. Nie musiałby robić nic więcej. Po prostu być, żebym wiedziała, że nie jesteśmy z mamą same. Wiesz, on nie jest dla mnie dobry, bo jego matka go nastawia przeciwko mnie, ale dla córek jest czuły, mimo że wolałby synów. Nie chcę dziewczynkom tego zabierać, zanim w ogóle zdążą zrozumieć, co to jest rodzina, co to jest ojciec...”.
Pnącze pogrąża się w myślach. Ja również. Myślę o tym, jak młoda jest i jak naiwna, jeśli sądzi, że ojciec, który wini żonę za urodzenie córek, bo tak mu mówi mamusia, może stać się dobrym ojcem. Myślę o tym, jak bardzo musi być zakompleksiona, skoro nie wierzy, że porzuciwszy tego buca mogłaby zyskać nadzieję na piękne życie i poznanie kogoś wartościowego, kto byłby jej podporą i opoką na całe życie. Myślę i o tym, jakie mam szczęście do ludzi.
Piękne Pnącze składa mi życzenia weselne.
„Oby Twój mąż zawsze był Twoim mężem”. W domyśle – by nie zmieniły go złe języki.
Tym razem ja się uśmiecham smutno – bo nie wierzę, że to złe języki zmieniają ludzi. To ich własna natura albo każe im ich słuchać, albo ignorować.
Podziękowałam serdecznie Pnączu. A całą noc śniłam o bliźniętach :)
Smutne to :(
OdpowiedzUsuńTak. Okropne.
OdpowiedzUsuńPod tym względem Chińczycy są naprawdę jacyś nie tego:(
OdpowiedzUsuńMam takiego kolegę. Żona w ciąży. Z tego, co wyczytuję między wierszami jego wypowiedzi- pełna ustawka. W sensie rodzice się dogadali i koniec. O tej żonie w ciązy mówi jakby była niepełnosprawna. Do restauracji nie zabierze, do kina też nie, nigdzie, bo ona jest w ciąży.
Dziwny kraj,
pozdr
Całe szczęście nie wszyscy Chińczycy tacy są, nawet jeśli zostali "zmuszeni do małżeństwa przez rodziców" (mój mąż się na to uskarża ^.^). Męża bym jeszcze zrozumiała. Ale nienawiść kobiety do innej kobiety za to, że urodziła kobiety - to jest naprawdę dramat. Bo przecież to właśnie ta matka uczy syna, żeby gardził kobietami...
OdpowiedzUsuńw głowie nie mieści mi się, że w XXI wieku niektórzy jeszcze nie zeszli z drzewa ....
OdpowiedzUsuńDrzewo tu wiele nie ma do rzeczy,wielowiekowa tradycja,polityka państwa,dawniej brak otwarcia na świat,to wszystko spowodowało to ,że do dzisiaj taka sytuacja trwa,aby nastąpiła jakaś zmiana musi jeszcze wiele wody upłynąć w Jangcy .Zakorzenionych zwyczajów nie zmienia się tak szybko.Pozdrawiam Noneczka.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam, i zrobiło mi się strasznie smutno. Myślałam że zwyczaje już się trochę zmieniły.
OdpowiedzUsuńA tu nie.
Pozdrawiam
Ella
Zmieniają się, zmieniają. Wszystko zależy od konkretnego człowieka i od tego, jak używa mózgu. Ja mam szczęście. Ale nie wszyscy je mają...
OdpowiedzUsuń